W komentarzach dotyczących wydarzeń których jesteśmy świadkami pojawia się
opinia,
że „idzie nowe”. Na czym to nowe ma polegać jeszcze nie wiadomo.
Co innego chciejstwo, a co innego chłodna analiza zdarzeń.
Po stronie chciejstwa jest marzenie o odzyskaniu pola przez elementy
konserwatywne.
Może faktycznie jest to podejście racjonalne, wynikające z coraz
bardziej zaskakujących pomysłów lansowanych przez utopistów spod znaku lewicy.
Świat balansuje na ostrzu brzytwy, a lewica brnie w swoje szaleńcze pomysły.
Jedyne co jest w tym dobre, to brak konsekwencji. O logice nie wspomnę.
Od jesieni 2021 odbywają się w kolejnych krajach wybory parlamentarne, czy
prezydenckie i ich wyniki niejednego zaskakują.
Równocześnie, od końca lutego 2022 nałożyła się na to wojna rozpętana przez
Rosję na Ukrainie.
Mamy do czynienia z ciekawą sytuacją. Agresor, zanim ruszył w pole, musiał mieć
pewność wygranej i gwarancje bezkarności dla takiego postępowania. Gdyby było
inaczej, można zaryzykować twierdzenie, że jest niespełna rozumu. Mogło być też
tak, że źle ocenił albo przeciwnika, albo swoje możliwości.
Która wersja jest prawdziwa, pokaże czas.
Pozostańmy przy faktach. Motyw wojny, a więc obrona ciemiężonej ludności
rosyjskojęzycznej na Ukrainie jest oględnie mówiąc „od czapy”. Poważniej brzmi
chęć restytucji Związku Radzieckiego. Tylko kto pytał Ukrainę czy chce wrócić
do tego związku? To jest próba uszczęśliwiania na siłę.
Problem powinie być sformowany inaczej. Dlaczego nie ma zdecydowanej reakcji
organizacji międzynarodowych, czyli ONZ i OBWE, które powinny … Właśnie co
powinny? Wyrazić oburzenie? Potępić? czy
coś więcej? Ile czasu do namysłu potrzeba żeby zareagować?
Zaistniała sytuacja pokazuje po raz kolejny, że umowy międzynarodowe są warte
tyle ile papier na którym je spisano.
Rosja zachowuje się jak podwórkowy żul który uważa, że nikt mu nie podskoczy i
tylko on decyduje o porządku na podwórku. Trzeba przyznać, że ta wersja
sprawdzała się w realu. Do czasu.
Rozpoczynając w lutym 2022 „wojnę pełnoskalową” Rosja planowała zakończenie jej
w ciągu trzech dni defiladą swych wojsk na kijowskim Kreszczatiku. Coś jednak
poszło nie tak. Dzisiaj już 118 dzień walk a sukcesów jak nie było tak nie ma. Z
każdym dniem maleją szanse na ich osiągniecie.
Do euforii po stronie Ukrainy też daleko. Jednak Rosja jest zmuszona sięgać do
coraz głębszych rezerw ludzkich i materiałowych. Rezerwy te nie są
bezgraniczne.
Dla odmiany Ukraina otrzymuje wsparcie, zwłaszcza materiałowe, z wielu państw,
a tym samym rośnie szansa na pokonanie agresora.
Wojska rosyjskie nie przebierają w środkach. Według mnie Rosja zdaje sobie
sprawę, że nie utrzyma dłużej zajętych terenów na wschodzie Ukrainy. Dlatego stosuje
taktykę spalonej ziemi, co przekłada się na niszczenie wszystkiego co się da
zniszczyć. Stosuje też na masową skalę praktyki złodziejskie.
Robią to pojedynczy żołnierze, rabując wszystko co da się zabrać ze sobą, ale
rabunkiem zajmuje się też Rosja jako agresor. Tu kradzież odbywa się w skali
giga. Z zajętych terenów Ukrainy wywożone są wyroby hutnicze, z elewatorów
zboże. Blokowane są porty morskie /Odessa/ co uniemożliwia eksport zboża.
Na oddzielną uwagę zasługuje postępowanie z ludźmi. Dotyczy to ludności
cywilnej, w tym dzieci, a także jeńców wojennych.
To wszystko odbywa się za zgodą i wiedzą Moskwy.
Jednak „nosił wilk razy kilka …” Rosję, za sprawą Litwy spotkała niespodzianka.
https://www.tvp.info/60847031/rosja-grozi-litwie-za-blokade-kaliningradu
Sprawa ma charakter rozwojowy. Kto odpuści? Co będzie przedmiotem negocjacji?
Zanim do tego dojdzie można obserwować reakcje Moskwy której w głowie się nie
mieści, że ją też można szantażować, w dodatku w majestacie prawa, tym razem
unijnego /sankcje/.
Wydaje się że dla Rosji nadchodzi godzina prawdy.
Litwa jest członkiem NATO i nie można na nią pohukiwać bezkarnie. W tej
sytuacji śmiesznie brzmią takie wypowiedzi rosyjskich polityków:
„Unia Europejska musi naprawić sytuację związaną z blokadą Kaliningradu, w
przeciwnym razie Rosja będzie miała wolną rękę i będzie mogła rozwiązać kwestię
tranzytu dowolnymi środkami”.
Jakoś umknęło uwadze tego polityka, że od ponad trzech miesięcy Rosja tak robi
na Ukrainie.
Muszę przyznać, że ciekawi mnie co się naprawdę kryje za takimi buńczucznymi
wypowiedziami.
Ciekawi mnie również, czy wszczynając kolejną awanturę wojenną Rosja brała pod
uwagę skalę zmian jakie mogą nastąpić w wyniku wojny z Ukrainą? Nie chodzi
bynajmniej o zmiany terytorialne.
Czy to się per saldo Rosji opłaci?
Wywiady wojskowe analizują na bieżąco rozwój wydarzeń na Ukrainie. Wnioski z
tych analiz, co jest oczywiste, nie są publikowane. Z tych publikowanych
wynika, że Rosja cienko przędzie. Sama żądza pognębienia Ukrainy to za mało. Powoli
widać, że wojna długotrwała przerasta możliwości gospodarcze Rosji. To nie jest
gospodarka autarkiczna.
Świadczą o tym kolejne terminy sukcesów, teraz tylko
punktowych, których wojska rosyjskie nie są w stanie osiągnąć.
Teraz zasadne staje się pytanie czy dojdzie do upokorzenia Rosji? A jeżeli tak,
to na jaką skalę?