Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybory do PE 2024. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybory do PE 2024. Pokaż wszystkie posty

20 maja 2024

Co wyniknie z nadchodzących wyborów do PE?

 

Niezależnie od bieżączki zdominowanej przez protesty rolników, związane ogólnie z „Zielonym Ładem” i falę „przypadkowych” pożarów, pora odnieść się do nadchodzących wyborów do PE.
Zacznę od arytmetyki. Do podziału jest 720 miejsc. Z rozdzielnika Polsce przypadają 53 miejsca /dotychczas jest 52/.
Wybory w Polsce odbędą się w 13 okręgach wyborczych w których możliwy będzie wybór kandydatów spośród 7 zarejestrowanych komitetów wyborczych. Z opublikowanych danych wynika że o jedno miejsce ubiegać będzie się 19 kandydatów https://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/o-jeden-mandat-do-pe-w-polsce-ubiega-sie-19-kandydatow,544536.html.
Wiele uwagi poświęcają media kandydatom na europosłów. Są wśród nich weterani mający za sobą więcej niż jedną kadencję. Jest kilku którzy zadomowili się w Brukseli na dobre, a teraz ich zabrakło.
Ci przeżywają rozczarowanie bo nie wiadomo dlaczego uważali się za niezastąpionych.
Najwięcej ożywienia wywołują jednak nazwiska uciekinierów z rządu DT. /Dla nich ma to być nagroda za robotę wykonaną na zlecenie DT. /
Z jednej strony są to obawy na wyrost, bo jedynka na liście nie gwarantuje automatycznie mandatu,
a z drugiej strony ci kandydaci mają zapewniony sukces dzięki bezmyślności wyborców którzy z przyzwyczajenia oddadzą głos na „jedynkę”. To dotyczy jedynie aktywnych wyborców, bo wielu nie będzie się chciało ruszyć z domu czy grilla. Czasem to wina pogody.
W kolejnych wyborach do PE emocje wzbudza przewidywana frekwencja wyborcza, bo ostatecznie od niej zależy kto wyląduje w Brukseli.
Do tego co wyżej trzeba dołożyć opinię wyborców którzy uważają że parlamentarzyści i członkowie rządu, z zasady, nie powinni kandydować do PE.
Z tym się zgadzam bo każdy z nas odczytuje to jako nagrodę „za dobre sprawowanie” wobec swojej partii.
Po wyborach 9 czerwca 2024 wybrańcy w Brukseli przejdą do jednej z 7 grup politycznych lub pozostaną formalnie niezależni https://pl.wikipedia.org/wiki/Parlament_Europejski#Grupy_polityczne_w_Parlamencie
Istota obecnych wyborów sprowadza się do tego czy uda się doprowadzić do zmiany dotychczasowego układu sił na korzyść prawicy?
W dotychczasowym składzie przewagę mają partie skupione wokół EPP z której wywodzi się również przewodnicząca KE von der Leyen która „przywiązała się” do pełnionej funkcji i zamierza kandydować ponownie.
W mediach wiele rozważań o możliwości skrętu Europy w prawo. Czy to realna ocena, czy tylko pobożne życzenie? Jakie znaczenie będą miały głosy parlamentarzystów Polski?
W stosunku do ponad 700 głosów PE głosy polskie to ułamek. W dodatku te głosy rozpierzchną się,
tak jak dotychczas, między poszczególne frakcje. Rzekomo kieruje nimi solidarność partyjna.
Szkoda że nasi reprezentanci nie dostrzegają że większość pozostałych europosłów preferuje interesy państw z których zostali wybrani. Realnie motywacją przejścia do PE jest wyższa dieta poselska i faktyczny brak odpowiedzialności politycznej. Wszyscy mają świadomość że realną władzę w Brukseli sprawują komisarze którzy pochodzą z nominacji a nie demokratycznego wyboru.
W tych dywagacjach mniej się mówi o tym kto faktycznie trzęsie KE?
Jak na razie robią to Niemcy przy wsparciu Francji. Czy coś się zmieni po 9 czerwca 2024? Wątpię.
W toczącej się rozgrywce wszystkie, bez wyjątku, państwa członkowskie kombinują jak najwięcej zyskać dla siebie, przy maksymalnym ograniczeniu kosztów własnych.
Teoretycznie wielu popierało postawę Polski, ale nie robili nic albo niewiele żeby nas realnie wesprzeć. Z drugiej strony Polska nie potrafiła/nie chciała/nie mogła zdyskontować swoich starań na forum unijnym. Na dzisiaj ten stan ulegnie utrwaleniu.
Jakie są hipotetyczne szanse że prawica zwiększy swoje wpływy w PE i co z tego będzie miała Polska? To jest zasadnicze pytanie.
Problem Polski polega według mnie na tym, że nasi politycy wiele przed nami ukrywają.
Nie wiem jak to wygląda u innych. Nie chodzi o mydlenie oczu przed kolejnymi wyborami.
Jeżeli nasi politycy nie bronią naszych interesów to sami nie mamy żadnych szans.
A jest przed czym się bronić.
Takim zagrożeniem jest wprowadzenie w Polsce euro jako waluty narodowej zamiast złotego.
Skoro to taki cymes to dlaczego nie wprowadziła go wcześniej Wlk. Brytania, Dania, Szwecja?
Polska nie zrobiła tego /na szczęście/ ze względów formalnych. Podchody trwają od 2011 roku który to termin wyznaczył DT za poprzedniego premierowania. Gdyby ufać przepisom unijnym przyjęcie euro w Polsce to sprawa odległej przyszłości. Niestety, KE zależy na wciągnięciu Polski do strefy euro. Dlatego chętnie dopuści przepisy ułatwiające realizację pomysłu zwłaszcza że rząd DT przebiera nóżkami żeby go wdrożyć i to jak najprędzej.
Problemem jest tolerowanie bezprawia KE wobec Polski. Książkową ilustracją jest zwolnienie wypłaty KPO po dojściu DT do władzy. Od strony zarzutów stawianych rządowi MM nie zmieniło się nic, ale ważniejsza jest decyzja KE że teraz już można.
Naprawdę musimy udawać że to żaden problem? Mamy taki gest że płacimy za pożyczki przyznane Polsce tylko na papierze? Pieniądze których nie można wydać na rzeczywiste potrzeby tylko na cele zaakceptowane przez KE? W rzeczywistości te środki będą przeznaczone na ratowanie gospodarki Niemiec która przechodzi poważny kryzys.
Dlaczego nie przeciwstawiamy się skutecznie decyzjom KE szkodliwym dla naszej gospodarki? Dotyczy to wielu inwestycji zapoczątkowanych za rządów ZP, przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Weryfikacja tych planów to jedno, a prymitywne sabotowanie, przy wsparciu rządu DT, to drugie.
W kolejce czeka pakt migracyjny, dyrektywa budynkowa, regulacja Odry, budowa portu kontenerowego w Świnoujściu, energetyka jądrowa, a przede wszystkim CPK.
Co musi się stać żeby te wytwory chorej wyobraźni polityków brukselskich trafiły do kosza na śmieci?
Niby jesteśmy mądrzy, bo wiemy jakie są wobec Polski zamiary KE, ale czy potrafimy im skutecznie przeciwdziałać?
Tu już mam poważne wątpliwości. Przepis unijny który nabierze mocy obowiązującej jest praktycznie nie do ruszenia. Nawet gdy jest wyjątkowo idiotyczny. Jak walka z emisją CO2.
Do większości naszego społeczeństwa nie dociera prosta prawda że blokowanie rozwoju gospodarczego Polski to „zasługa” Niemiec którym nie w smak konkurencja jaką stanowi Polska.
Owszem, rynek zbytu dla towarów niemieckich, tania siła robocza, w dodatku wykwalifikowana.
Do tego bezkrytyczne popieranie wszelkich pomysłów rodem z Berlina.
Samo narzekanie że KE nas nie lubi niczego nie zmienia. Nie ma również sensu budowanie przyszłości Polski na marzeniu że UE rozpadnie się od środka. Ważne jest tu i teraz.
Teraz u władzy jest koalicja 13 grudnia i jej przedstawiciele nie poczuwają się do preferowania polskiej racji stanu. Robią to owszem, ale tą rację stanu rozumieją po swojemu i tu się nie zgadzamy.
Do wyborów zostało kilkanaście dni i kampania zaostrza się. Jednak strona rządząca stosuje coraz bardziej absurdalne chwyty. Widać że za wszelką cenę chcą dojechać do 9 czerwca.
Potem się zobaczy.
Co na to elektorat?
Zwrócę uwagę na tematy poruszane w kampanii wyborczej. Są różne, można powiedzieć od Sasa do Lasa. Taka jest rzeczywistość. Dotyczą naszej gospodarki, ale także konsekwencji trwającej wojny na Ukrainie. Wojna toczy się za naszą wschodnią granicą, a daje się nam we znaki również na odcinku granicy z Białorusią. Ponosimy poważne koszty, nie tylko materialne. Mimo że jest to zewnętrzna granica UE nie otrzymujemy żadnego wsparcia finansowego KE, a ponadto jesteśmy narażeni na głupawe reakcje zarówno krajowych polityków jak i lewicy europejskiej.
Chyba od wczoraj doszedł nowy pomysł. Dotyczy zbudowania umocnień na granicy z Białorusią. Premier szerokim gestem przeznaczył na to 10 mld zł. Skąd je wziął? Nie wiem. Kiedy mają być wydane? Też nie wiem. Za to wiem że sprawa nie jest do końca przemyślana. To mnie nie dziwi.
Skąd moje wątpliwości?
Po pierwsze, nie wiadomo jak głęboki ma być pas umocnień? Żeby cokolwiek na nim zbudować, trzeba być właścicielem gruntów. To poważny koszt. Prace projektowe też potrwają.
Muszą odnosić się do konkretnych warunków terenowych. Potem dopiero wchodzi w grę realizacja.
To wszystko oznacza że sporo czasu upłynie zanim projekt, a właściwie slogan polityczny wejdzie w fazę realizacji.
Aha, zapomniałem o „drobiazgu”. Od 2013 roku Polska jest jednym z sygnatariuszy Traktatu ottawskiego https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_ottawski Wystąpienie z Konwencji to kolejny problem.
Reasumując, czy przypadkiem pomysłu nie należy traktować jako zagranie PR-owe przed wyborami?
Sens tego o czym piszę zawarty jest w tym komentarzu https://niepoprawni.pl/comment/1660668#comment-1660668

Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?

  Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...