Dzisiaj
trochę przekrojowo. To taka nowa świecka tradycja.
W
tej historii jest chyba wszystko co można powiedzieć o prowadzeniu
prac badawczo-rozwojowych
i wdrożeniowych uzbrojenia i sprzętu
wojskowego w Polsce, nie tylko w III RP
https://www.wnp.pl/przemysl-obronny/budowa-wozu-bojowego-borsuk-to-niekonczaca-sie-opowiesc-kiedy-w-koncu-trafi-do-wojska,814672.html?utm_source=newsletter&utm_medium=email&utm_campaign=wnp18-03-2024
Zacznę od tego że dobrze działający przemysł zbrojeniowy
jest źródłem znaczących dochodów budżetu państwa. Ważniejsze
że jest motorem postępu technicznego i technologicznego gospodarki
narodowej. Warto pamiętać że rozwiązania stosowane w technice
wojskowej często rozwijane są
w technice cywilnej. Taka jest
prawidłowość.
Problemem wyjściowym są duuuże pieniądze, a
ściślej ich chroniczny brak.
Bardziej dyplomatycznie, zła
dystrybucja tych pieniędzy.
Nowoczesnego uzbrojenia nie da się
wyprodukować tanio i szybko. Chyba że będą to atrapy.
Rozwiązaniem pośrednim jest zakup licencji, albo zmiana
podejścia do problemu.
Istotne znaczenie ma koncepcja
projektowania nowej broni. Tu sukcesy odnoszą Niemcy.
W ich
konstrukcjach stosowana jest budowa modułowa tzn. nowy projekt
zawiera w sobie elementy pochodzące z produktów będących już na
wyposażeniu wojsk, które sprawdziły się na polu walki.
Zawsze
jednak obowiązuje rachunek ekonomiczny.
Żeby zaangażować się
w uruchomienie produkcji uzbrojenia trzeba mieć zagwarantowany jej
zbyt.
To dotyczy zarówno rynku krajowego jak i eksportu. Na
eksport można liczyć jeśli dany produkt jest na uzbrojeniu wojsk
własnych. To jest gwarancja jakości i przydatności na polu walki.
Przykładem nietrafionej konstrukcji są osławione śmigłowce
francuskie Caracal EC725.
Stanowiły śladowe wyposażenie armii
francuskiej, a eksport zakończył się klapą.
Okazały się
zbyt drogie w eksploatacji.
Historia przemysłu zna wiele takich
przypadków.
W tym miejscu wypada powiedzieć że FR w trwającej
wojnie z Ukrainą ponosi nie tylko straty wizerunkowe. W konfrontacji
z uzbrojeniem dostarczanym przez państwa NATO uzbrojenie rosyjskie
okazuje się gorsze. Po kilkunastu miesiącach trwających walk
zaczęło się to odbijać na eksporcie rosyjskiego uzbrojenia.
Dotychczasowi importerzy rezygnują z tego rynku i szukają nowych
dostawców.
Rynek uzbrojenia to nieustanny wyścig nowych
konstrukcji i środków skutecznego ich zwalczania. Nowe konstrukcje
powstają w wyniku analizy przebiegu współczesnych wojen.
Złośliwi
twierdzą że zawsze jesteśmy przygotowani do wojny która już
była.
W odniesieniu do potrzeb wojsk własnych trzeba brać pod
uwagę możliwości, a nie tylko potrzeby.
Skoro nie stać nas na
przysłowiowego Mercedesa jeździmy, w skrajnym przypadku maluchem.
W skali makro można tych Mercedesów kupić mniej, ale wówczas
będziemy prowadzili mniej efektywne działania operacyjne.
Wrócę
do meritum.
Prace badawczo-rozwojowe i wdrożeniowe to cykl znany
też jako „od pomysłu do przemysłu”.
W odniesieniu do
uzbrojenia i sprzętu wojskowego różnica polega na tym że nie może
to być „radosna twórczość” ale praca pod konkretne
zapotrzebowanie. Argumentem są koszty.
Oznacza to ni mniej ni
więcej tylko doprowadzenie produktu do stanu zapewniającego jego
zakup/odbiór przez docelowego odbiorcę.
Zdarza się że prace
badawczo-rozwojowe nad nową generacją uzbrojenia poprzedzone są
pracami koncepcyjnymi, czy studialnymi. W ich wyniku wybiera się
rozwiązanie najbardziej perspektywiczne.
Na tym etapie potencjalny
odbiorca, czyli armia określa na piśmie wymagania jakie musi
spełniać zamawiany produkt. Praca przechodzi kolejne fazy i w
zależności od złożoności może trwać nawet 10 lat i nigdy nie
ma 100% gwarancji sukcesu końcowego.
Dużo takich przykładów
znajdziemy w przemyśle zbrojeniowym USA.
Jednym z decydujących
czynników są koszty. Dlatego we współczesnym świecie prace nad
nowym samolotem, śmigłowcem, czy czołgiem, prowadzone są przez
kilka państw które wspólnie finansują przedsięwzięcie. To zaś
gwarantuje produkcję dłuższej serii, a w konsekwencji obniża
koszty eksploatacji.
Nie można pomijać specjalizacji.
Jeśli
wyrób spełnia wymagania odbiorcy końcowego, przechodzi badania
weryfikujące i po ich spełnieniu kierowany jest do produkcji
przemysłowej.
To jeszcze nie jest pełen sukces.
Przejście
od pojedynczego egzemplarza do produkcji seryjnej niesie z sobą
niespodzianki.
Dlatego procedury przewidują dla nowego wyrobu
eksploatację próbną. A czas biegnie.
Z tego biorą się
miesiące i lata zanim można rozkręcić produkcję na dobre.
Przykładem to ilustrującym jest produkcja samolotu F-35
zakupionego przez Polskę, a którego dostawy opóźniają się.
Są
też inne przykłady, jak choćby słynny śmigłowiec Apache
https://pl.wikipedia.org/wiki/Boeing_AH-64_Apache
od dziesięcioleci produkowany i modernizowany. W dodatku
wielokrotnie z powodzeniem sprawdzony na polu walki.
Tu jest
kolejne wąskie gardło. Wszystko zależy od tego co ma być
produkowane np. amunicja do broni strzeleckiej, czy artyleryjskiej,
samochód terenowy, transporter, czołg, działo, śmigłowiec, czy
samolot.
Kolejny problem do rozwiązania to gdzie ma być
produkcja. W nowym zakładzie, czy w zakładzie o tym samym profilu
produkcyjnym.
Produkcja w skali przemysłowej to produkcja
powtarzalna, a więc realizowana na linii produkcyjnej gdzie kolejno
dokładane są elementy składowe wyrobu finalnego.
Inaczej
wygląda to przy produkcji np. broni strzeleckiej, a inaczej przy
produkcji samolotu czy śmigłowca. Chodzi o wielkość hal
produkcyjnych i ilość zaangażowanych specjalistów.
Przykładowo
zakłady lotnicze znane jako PZL Mielec, w czasach PRL, w szczytowym
okresie rozwoju zatrudniały około 20 tysięcy ludzi. W zdecydowanej
większości byli to wysokiej klasy specjaliści.
Ale też
produkowano równolegle kilka różnych typów samolotów.
Zainteresowanie
produkcją zbrojeniową wzrasta w sytuacji zagrożenia konfliktami.
Z zasady uzbrojenia nie produkuje się „na magazyn”. Nikogo
na to nie stać. Ponieważ skala produkcji bieżącej jest
ograniczona zdolnościami produkcyjnymi, praktyką jest tworzenie
rezerw za utrzymanie których odpowiada Skarb Państwa. Tylko według
jakich kryteriów ustalać wielkość tych rezerw?
Te kryteria są
znane fachowcom.
Dzisiaj takim dyskutowanym tematem jest stan
zapasów amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm.
Wbrew pozorom
jest to produkt złożony technicznie i technologicznie.
Według
informacji dostępnej w mediach polskie zakłady produkują rocznie
około 40 tysięcy tych pocisków. W czasach pokojowych była to
ilość wystarczająca.
Zapotrzebowanie ulega radykalnej zmianie
w czasie wojny czy zagrożenia wojennego.
Znowu do głosu
dochodzi doświadczenie z wojny na Ukrainie.
Ten kaliber jest
dość popularny ze względu na skuteczność na polu walki. Stąd
też duże zużycie za którym nie nadąża produkcja.
Zdolności
produkcyjne całej Europy są mniejsze niż bieżące zużycie wojsk
ukraińskich.
Po wyczerpaniu zapasów własnych Ukraina korzysta
z dostaw poszczególnych państw NATO i UE.
I tu zaczynają się
przysłowiowe schody. Zakłady zbrojeniowe UE pracują ciągle w
trybie pokojowym, czyli na jedną zmianę. Przejście na produkcję
3-zmianową to bliżej nieokreślona przyszłość. Doszło do
paradoksalnej sytuacji. W ramach pomocy Ukrainie skupywana jest ta
amunicja po całym świecie.
Te zapasy też się wkrótce skończą i
co wtedy?
Druga strona medalu jest taka że w sytuacji
zagrożenia wojną, w ramach mobilizacji, powołuje się rezerwistów.
Tych żołnierzy trzeba umundurować, wyposażyć w broń. Skąd ją
wziąć?
Na pewno nie ze sklepu.
Podobny problem jest w
przypadku decyzji o rozbudowie własnych wojsk, zwiększeniu ich
liczebności. Wówczas w krótkim czasie trzeba powołać pod broń
większą ilość żołnierzy których trzeba umundurować, wyposażyć
w broń osobistą, ale również zakwaterować i zapewnić regularne
wyżywienie. Na to trzeba zaplanować w budżecie państwa środki.
Wyposażenie w ciężką broń zależy od przeznaczenia bojowego
formowanej jednostki.
Nową jednostkę trzeba szkolić żeby
przedstawiała wartość bojową, a nie była wyłącznie zbieraniną
przypadkowych ludzi.
Wnioski z toczącej się wojny na Ukrainie
są podstawą do podejmowania decyzji strategicznych.
Na dzisiaj
jest ich już wiele, ale gorzej z realizacją.
Inaczej wygląda
to dla państwa będącego stroną w wojnie, a inaczej dla państwa
które świadczy pomoc, ale trudno zdefiniować jego zobowiązania.
Nazywając rzeczy po imieniu, Ukrainie pomaga otwarcie NATO, ale
jest to wyłącznie pomoc finansowa i sprzętowa dlatego, że Ukraina
nie jest członkiem NATO. Nie jest też członkiem UE.
Zarówno
NATO jak i UE uznały, że w ich interesie jest niedopuszczenie do
zwycięstwa Rosji.
Powodem jest agresywna od lat polityka Rosji
wobec sąsiadów.
Żeby nie popadać w euforię przypomnę że
nie wszystkie państwa, zarówno NATO jak i UE, są za wspieraniem
Ukrainy, zwłaszcza sprzętowo. Najwięcej akrobacji wyczyniają
Niemcy którzy dzierżą prymat w składaniu obietnic, a ciągną się
w ogonie udzielających realnej pomocy.
Dla Rosji czas stanął w
miejscu i ciągle uważają że muszą decydować o losach Europy
Środkowo-wschodniej mimo, że ZSRR rozpadł się ponad 30 lat temu.
Swoje stanowisko popierają siłą militarną. Jeśli się temu
przyjrzeć bliżej, Rosja od lat blefuje. Robi to jednak skutecznie.
Blefuje też druga strona czyli państwa wspierające Ukrainę.
Nie dotyczy to wszystkich w równym stopniu. Porównanie
potencjału gospodarczego i militarnego Rosji i NATO wskazuje że
Rosja powinna być bez szans. Tymczasem Rosja przeszła na gospodarkę
stanu wojennego, a UE i USA ciągle tkwią w przekonaniu że żyjemy
w czasach pokojowych, a wojna na Ukrainie to działania peryferyjne.
Narasta jednak świadomość że agresja Rosji wobec sąsiadów
raczej nie wygaśnie. NATO boi się zdecydowanych działań, bo może
stać się to przyczyną konfliktu zbrojnego na poziomie III wojny
światowej.
Według mnie to błąd w rozumowaniu. Brak
zdecydowanej reakcji NATO rozzuchwala Rosję która dopiero zbiera
siły, a jest przecież zaangażowana w wojnę z Ukrainą.
Z
upływem czasu powstrzymanie agresji Rosji będzie coraz trudniejsze
ponieważ ze swych mrzonek nie zrezygnuje. Ostrzeżeniem powinny być
powtarzające się informacje o kolejnych państwach na zachodniej
granicy FR zagrożonych konfliktem pod byle pretekstem.
W wojnie
na Ukrainie kryterium oceny powinna być udzielana pomoc, w stosunku
do potencjalnych możliwości. Przez minione dwa lata pomoc z Europy
to głównie wyzbywanie się przestarzałego poradzieckiego sprzętu
wojskowego. Z kolei USA miesiącami ociągały się z przekazywaniem
uzbrojenia które mogło skutecznie zwiększyć skuteczność działań
obronnych. Od kilku miesięcy pomoc USA stała się zakładnikiem
kampanii prezydenckiej.
Sytuacja militarna Polski nie jest do
końca czytelna. Przyczynia się do tego również zmiana opcji
rządzącej. Rozbudowa i modernizacja naszych sił zbrojnych to
zadanie na lata, przy tym zadanie kosztowne. Nie możemy się
ekscytować zakupami, bo dostawy są rozłożone w czasie, a
produkcja krajowa to ułamek naszych potrzeb. Ponosimy konsekwencje
polityki poprzednich rządów które cieszyły się z resetu i
uważały że pokój po II wojnie światowej dano nam na zawsze.
Przyszłość też nie rysuje się kolorowo bo powtarza się
model polityki międzynarodowej okresu międzywojennego. Same pakty i
gwarancje, nawet pisemne, niczego nam nie gwarantują.
Nie można
naszego bezpieczeństwa budować na poglądach pacyfistów i
dyletantów którzy swoją wiedzę wojskową i znajomość polityki
międzynarodowej opierają na rozmowach przy kawiarnianym stoliku.
Tym ludziom interes partyjny i prywata dawno przyćmiły zdrowy
rozsądek.
Ten tekst już sygnalizowałem
https://niepoprawni.pl/blog/romuald-kalwa/czy-unia-europejska-i-nato-obronia-polske-przed-rosja
W mojej ocenie dowodzi powagi sytuacji w jakiej się znajdujemy.
Trwa wyścig z czasem.
Tymczasem nasi politycy na siłę szukają
sobie tematów zastępczych które mają podbudowywać ich nadwątlone
ego. Nic poza tym.
To co opisałem wyżej jest bardzo wąskim
wycinkiem spraw które wpływają na bezpieczeństwo Polski i
regionu. Musimy jako społeczeństwo zdawać sobie sprawę że gra
idzie o większe stawki niż pokój i spokój w Polsce. Polska jest w
tej grze tylko jednym z trybików. Dlatego nasz wysiłek musi
koncentrować na tym żeby racje wielkich tego świata nie rozgrywały
się na naszym terytorium.
Co się za tym kryje? To już domena
polityków i ich zdolności negocjacyjnych.
Odrębnym tematem,
ale ściśle związanym z powyższym opisem jest analiza
potencjalnych punktów zapalnych w Europie, a ściślej wzdłuż
europejskich granic Federacji Rosyjskiej. To temat kwalifikujący się
do odrębnej notki.