Bardzo
wdzięcznym tematem do wszelkich dyskusji na forum UE jest
praworządność.
Mało
komu przeszkadza że jest to pustosłowie. Może dlatego jest to broń
skuteczna przeciwko opornym wobec dominacji niemieckiej w UE?
Według
mnie jest w tym jakiś błąd systemowy, umiejętnie rozgrywany przez
spółkę Niemcy-Francja. Trudno uwierzyć żeby interesy wszystkich
państw członkowskich „przypadkowo” pokrywały się regularnie z
interesami Niemiec i Francji.
Wyjaśnienie nie jest możliwe w
jednym zdaniu.
Dzisiaj nikt już o tym nie mówi, ale ja
pamiętam, że Traktat Lizboński był od samego początku, od jego
podpisania, przedmiotem wielu kontrowersji.
Po pierwsze, nie był
dokumentem samoistnym.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizbo%C5%84ski
Stanowił uzupełnienie, raczej uszczegółowienie Traktatu
Nicejskiego
https://www.europarl.europa.eu/about-parliament/pl/in-the-past/the-parliament-and-the-treaties/treaty-of-nice
W chwili jego podpisywania przez wysokie umawiające się strony
znane nam było jedynie robocze tłumaczenie na język polski.
Nawiasem mówiąc, wykonane przez przypadkowych tłumaczy, studentów,
a więc merytorycznie pozostawiające wiele do życzenia.
Wielu z
nas po dzień dzisiejszy uważa że kluczowy dokument, czyli Traktat,
powinien mieć tekst jednolity. Tymczasem Traktat Lizboński odwołuje
się w wielu miejscach do Traktatu Nicejskiego. Całość znacznie
przekracza 100 stron tekstu który nie jest stosowany wprost, ale
jest podpierany wykładniami. W dodatku nie zawsze identycznymi w
treści.
Traktat z Nicei nie jest do dzisiaj dostępny w
oficjalnym tłumaczeniu na język polski /w chwili jego podpisywania
Polska nie należała jeszcze do WE /.
https://www.europarl.europa.eu/ftu/pdf/pl/FTU_1.1.4.pdf
W relacjach kolejnych rządów III RP z UE powtarzają się pewne
szczegóły.
Od samego początku jest to skłonność Polski do
ustępstw wobec potrzeby egzekwowania należnych praw jako członka
UE. W traktacie akcesyjnym odpuściliśmy egzekwowanie równych praw
dla naszego rolnictwa względem pozostałych członków UE. Później
dochodziły kolejne błędy. Nie egzekwowaliśmy równego traktowania
dotacji państwowych dla stoczni polskich, podobnie jak zrobiono to
dla stoczni niemieckich.
Ta lista jest długa i jej końca nie
widać.
Wielu z nas zastanawia się nad racjonalnym wyjaśnieniem
przyczyn takiego postępowania. Nieracjonalną przyczyną jest
niepisany podział na tzw. starych członków UE i tych przyjmowanych
po 2005 roku. Oczywiście ci starzy mają prawo rządzić, czyli
dyktować warunki uczestnictwa tej reszcie.
Najświeższym
przykładem jest wojna na Ukrainie. Można odnieść wrażenie że w
ocenie KE pomoc udzielana przez Polskę Ukrainie jest naszą prywatną
sprawą z którą KE nie ma nic wspólnego. Jednak ma i to pod
wieloma względami. Przede wszystkim Polska jest krajem frontowym
ponieważ bezpośrednio graniczy z Ukrainą i mamy wątpliwości z
kim właściwie graniczymy na granicy z Białorusią. Wiele wskazuje
na to, że jest to faktyczna granica z Federacją Rosyjską.
Przyjęliśmy na dłuższy pobyt uchodźców z Ukrainy,
zapewniając im wyżywienie, mieszkanie, pracę, możliwość nauki,
opiekę socjalną i medyczną. Wsparcie KE jest jak dotychczas
jedynie symboliczne. Do tego dochodzi pomoc militarna o wartości
kilku mld USD.
W zamian narastają wątpliwości co do przyszłych
relacji polsko-ukraińskich po zakończeniu wojny na Ukrainie. Tej
koegzystencji nie da się zadekretować, podobnie jak nie wiemy ilu
Ukraińców zechce wrócić z Polski po zakończeniu tej wojny. Czy
to sąsiedztwo zaowocuje współpracą gospodarczą czy będziemy
tylko zabezpieczeniem logistycznym na kierunku wschód-zachód?
Wrócę jednak do kwestii praworządności.
W komentarzach
powtarza się że w dokumentach traktatowych jest to pojęcie
niezdefiniowane. Logicznie rozumując powinniśmy wszelkie ruchy w
tym temacie mówiąc oględnie zbyć milczeniem. Rzeczywistość jest
dla nas rozczarowująca i tego nie rozumiem.
Od kilku lat KE
podejmuje rezolucje i inne uchwały podważające praworządne
funkcjonowanie Polski jako państwa suwerennego. Nie są to tylko
kolejne świstki papieru. Naliczono tych rezolucji chyba 37 i za
niektórymi idą kary finansowe liczone w milionach euro.
Bomba
wybuchła na początku tego roku gdy okazało się że autorzy tych
rezolucji w PE są umoczeni w milionowe afery łapówkarskie.
Śledztwo w tej sprawie trwa i ma charakter rozwojowy. Powstaje
pytanie czy możliwe jest anulowanie tych antypolskich rezolucji?
Sprawa ma jednak drugie dno. W kraju, zwłaszcza wśród
opozycji, glanowanie Polski ma sporo zwolenników. Przenosi się to
na grunt krajowy poprzez kwestionowanie prawidłowości
funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa,
a ostatnio Sądu Najwyższego. Krótko mówiąc zmierzamy prostą
drogą do anarchizacji państwa.
Zwrócę uwagę na coś
istotnego w tej grze.
Moim zdaniem praworządność powinna
zakładać równość stron wobec prawa. Tymczasem mamy do czynienia
z sytuacją gdy instytucje unijne żonglują tym prawem w sposób
dowolny i nie odnoszą się do argumentacji drugiej strony sporu w
sposób merytoryczny, a nawet ją ignorują. Znowu pora na przykłady.
Kpiną z praworządności jest funkcjonowanie TS UE. To sąd
polityczny pracujący na zlecenie głównie Niemiec. Już to go
dyskredytuje.
Nie ma chyba wyrazistszego przykładu niż spór
polsko-czeski, raczej czesko-polski, o kopalnię węgla brunatnego w
Turowie.
Nie będę wchodził w szczegóły, ale co uważam za
istotne? Decyzje w sprawie o kluczowym znaczeniu dla gospodarki
Dolnego Śląska wydaje jeden sędzia. Zanim zostanie wydany wyrok
sędzia nakazuje zaprzestanie wydobycia węgla pod groźbą kary
pieniężnej w nienotowanej dotychczas wysokości. Odwołanie Polski
od postanowienia rozpatruje ten sam sędzia o którym wiadomo że
jest politycznym wrogiem obecnego rządu w Polsce. Kara jest
oczywiście egzekwowana na zasadzie wypłaty z bankomatu.
Kolejnym
skandalem jest nie odstąpienie od naliczania kary mimo wycofania
sprawy przez Czechy. Nikt nie da dzisiaj głowy za to że KE zwróci
Polsce ściągnięte kary. A co z odsetkami?
Chodzi o miliony
euro!
To nie koniec sprawy. Dlaczego rząd MM zachowuje się tak
jakby sprawa nie dotyczyła Polski? Protesty przypominają opędzanie
się od much. Wobec jawnego bezprawia jesteśmy bezradni czy boimy
się? Czego? Że KE nas zje?
Komentatorzy podpowiadają że w
rewanżu Polska powinna zawiesić wpłacanie składki członkowskiej
do kasy UE. To nie są bagatelne pieniądze.
Druga sprawa
dotycząca bezprawia w wykonaniu KE dotyczy wypłaty kwot należnych
Polsce w ramach KPO. Znowu chodzi o poważne kwoty. Część państw
unijnych korzysta z nich od ponad roku. Polska żyruje te pieniądze
dla całej UE a sama nie otrzymała dotychczas ani euro i nie wiadomo
kiedy je dostanie. Sprawa jest o tyle poważna że rozliczenie
wydatkowania przyznanej puli jest terminowe i istnieje ryzyko, że
Polska nie zdąży tych pieniędzy wydać i rozliczyć się z KE.
Tak jak w poprzednim przypadku nie wiadomo dlaczego Polska godzi
się na takie traktowanie?
To nie darowizna. W znacznej części
jest to kredyt bankowy który trzeba spłacić.
Podobnie jak w
poprzednim przypadku cierpimy na brak rzeczowego wyjaśnienia ze
strony rządu MM.
Radykalna propozycja jest taka żeby
zrezygnować całkowicie z udziału w tym programie, ze wszystkimi
skutkami, a ekwiwalentne kwoty uzyskać w komercyjnych bankach. Ze
względu na obecną sytuację gospodarczą Polski warunki uzyskania
pożyczki/kredytu nie powinny być gorsze od oferowanych przez KE.
Odpadnie jednak uzależnienie polityczne rozliczenia tych kwot.
Póki
co tkwimy w zawieszeniu bo nie wiadomo kiedy KE uzna że spełniamy
warunki do wypłaty.
Ironia losu polega na tym, że zawieszenie
spowodowane jest brakiem stanowiska Trybunału Konstytucyjnego który
toczy swoje wewnętrzne gierki kompetencyjne i nikt z zewnątrz nie
jest w stanie ruszyć sprawy z miejsca.
Krótko mówiąc
anarchizacja państwa postępuje. Na tym budowana jest nadzieja
opozycji na powrót jesienią do władzy.
p.s. Rekordy głupoty,
nie tylko politycznej, będziemy ustanawiać za sprawą pomysłu
euroentuzjastów znanego dzisiaj jako fit
for 55.
https://www.consilium.europa.eu/pl/policies/green-deal/fit-for-55-the-eu-plan-for-a-green-transition/
KE zdaje sobie sprawę że pomysłu nie da się wdrożyć przy
pełnym poparciu państw członkowskich. Zastosowano więc sprytny
zabieg polegający na indywidualnym wprowadzaniu poszczególnych
celów realizacyjnych, a to wymaga tylko większości głosów.
Wstępne szacowanie kosztów wskazuje że Polska nie będzie w
stanie realizować tych szczytnych celów z braku możliwości
finansowych.
W ferworze trwającej dyskusji ginie pytanie o
skuteczność realizacji celów fit
for 55.
Europa to nie cały świat. Nic nie słychać żeby pozostałe
kontynenty zechciały z podobnym zaangażowaniem uczestniczyć w tym
zbożnym dziele.
Zanosi się na to że cała para UE pójdzie w
gwizdek ale koszty będziemy ponosili my.
Nikogo nie obchodzi że
nas na to nie stać.