Wzrasta
niepewność wobec dalszych losów Ukrainy. To za sprawą kolejnych
wypowiedzi Trumpa i jego administracji. Nie wiadomo co się kryje za
tymi wypowiedziami.
Ogólny sens jest taki że wojnę trzeba
szybko zakończyć. Szczegół dotyczy tego na jakich warunkach?
Przeważa opinia że Ukraina musi pogodzić się ze stratami
terytorialnymi.
Pytanie, co to oznacza? Zmienia się forma
wyrażania oczekiwań poszczególnych uczestników tej debaty.
Mnie
to stanowisko nie dziwi. Ukraina o własnych siłach nie jest w
stanie odzyskać utraconych ziem. Na skuteczną pomoc z zewnątrz nie
może liczyć. Pomoc w sprzęcie i pomoc finansowa to nie to samo co
wsparcie fizyczne.
Ukraina od dłuższego czasu ma problemy z
naborem uzupełnień do armii.
Przy okazji uwidacznia się jakie
są realne możliwości UE. Tym którzy nie wiedzą, czy udają że
nie wiedzą, przypomnę o pomyśle europejskim znanym jako UZE
https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_Zachodnioeuropejska
Dzisiaj UE nie ma nawet wspólnej polityki obronnej.
Realna siła
wojskowa całej UE świadczy o skali skutecznej pomocy walczącej
Ukrainie.
Nazywając rzeczy po imieniu, Europa skupiona wokół
Niemiec nie widzi dla siebie interesu w pokonaniu Federacji
Rosyjskiej.
Po trzech latach wojny UE nie jest w stanie uruchomić
przemysłu obronnego na miarę potrzeb frontu na Ukrainie.
Bezpośredni udział wojsk NATO nie wchodzi w rachubę ponieważ
Ukraina nie jest w żaden sposób związana z NATO.
Na to
nałożyła się chwiejna polityka prezydenta Ukrainy który zaczął
się uważać za pępek świata i dyktować swym sojusznikom
zobowiązania wobec Ukrainy.
Warto też przypomnieć o
lekceważeniu roli Polski, co w polityce Ukrainy widoczne jest od co
najmniej dwóch lat. Ważniejsze dla Zełenskiego są Niemcy które
dla Ukrainy niewiele, poza deklaracjami, robią
i to od samego
początku SOW, jak ją nazwał eufemistycznie Putin.
Przy innych
okazjach słyszeliśmy że zdaniem zwłaszcza Niemiec, USA
mogą/powinny wystąpić z NATO. Teraz okazuje się że o losach
Ukrainy mogą zdecydować bezpośrednie rozmowy USA-Rosja,
z
pominięciem Ukrainy i UE. Takie stanowisko USA nie wzięło się z
niczego.
Póki co jest to absolutna gdybologia z której
niewiele albo nic nie wynika. To przesada.
Jakiś kierunek może
zostać wyznaczony w niedzielę na trwającej w Monachium Konferencji
Bezpieczeństwa.
Warto odnotować że prezydent Ukrainy
uświadomił sobie że losy Ukrainy w tej wojnie zależą od postawy
USA bo postawa KE jest jedynie deklaratywna.
Urzędujący
prezydent USA podchodzi do pomocy udzielanej Ukrainie czysto
biznesowo.
Uważa że pomoc nie może być bezinteresowna.
Inaczej mówiąc, coś za coś.
Ekwiwalentem za udzielaną pomoc
ma być dostęp do metali ziem rzadkich w które obfitują ziemie
Ukrainy.
W rozważaniach na temat co dalej? brana jest pod uwagę
możliwość trwałych strat terytorialnych Ukrainy.
Jeżeli
mamy poważnie traktować obowiązujący w Europie porządek prawny
niemożliwe jest przyjęcie Ukrainy do NATO i UE. Nie do NATO bo na
Ukrainie trwa wojna. Nie do UE bo procedura akcesyjna trwa lata i
kraje członkowskie nie zgodzą się na drogę na skróty.
Warto
mieć w pamięci casus Turcji która w 1999 roku uzyskała status
kandydata i postępów negocjacyjnych brak.
Rozmowy o
zakończeniu wojny napotykają na podstawową trudność polegającą
na braku jednolitego stanowiska państw członkowskich UE. Rozmowy te
nie wychodzą poza ogólniki, a Ukrainie potrzebna jest
natychmiastowa i realna pomoc. Dlatego w rozmowach o zakończeniu
wojny USA nie przewidują na obecnym etapie udziału ani UE ani
Ukrainy. Wynika z tego że Ukrainie zostanie przedstawiony jakiś
projekt który będzie zmuszona przyjąć. Pozostawiona sama sobie
nie będzie w stanie dalej walczyć.
Rozejm czy traktat pokojowy
musi mieć czyjeś gwarancje. Kto będzie gwarantował?
To są
podobno sprawy do dogadania.
Niepokoją mnie ciągoty „oświeconej
Europy” do wciągnięcia Polski do wojny na Ukrainie.
Według nich
Polska powinna wystawić kontyngent wojsk do obsługi linii
demarkacyjnej.
Nie ma znaczenia jak liczny. Moim zdaniem Polska nie
powinna w żadnym razie na to się zgodzić. Podstawowym powodem
powinna być nasza bezpośrednia granica z Ukrainą.
Jak
wspomniałem wyżej wkrótce miną trzy lata wojny na Ukrainie.
Wymierne efekty tych trzech lat to zmniejszenie populacji mieszkańców
Ukrainy o około 8 milionów. To emigracja o której nikt nie wie w
jakiej skali jest emigracją bez powrotu. To około milion ofiar
wojny.
Te dane są szacunkowe, bo dokładnych danych nie ma, a jeśli
są nie są ujawniane. Do tego trzeba doliczyć rannych i trwale
okaleczonych, również psychicznie.
Straty materialne to zapaść
gospodarcza Ukrainy, zniszczona infrastruktura, zniszczone tereny
rolne. Na dzisiaj nie ma szacunków co do kosztów
rozminowania/rekultywacji terenów objętych działaniami wojennymi.
A co ze społeczeństwem Ukrainy? Prawdy nie znam i nie mam szans
na poznanie.
Wiedza wyrywkowa to za mało. Nie sądzę żeby temu
społeczeństwu było obojętne czy wojna będzie trwała, czy
zostanie zakończona. Obojętnie czy nastąpi to w wyniku rozejmu czy
trwałego pokoju. Trzeba mieć świadomość że skutki wojny
dotyczą całego terytorium Ukrainy. Ostrzał terrorystyczny
prowadzony przez Rosję obejmuje całe terytorium Ukrainy, bez
żadnych ograniczeń czyli ze szkołami i szpitalami włącznie.
Trzeba mieć również świadomość tego że na dzisiaj są znikome
szanse na pociągnięcie do jakiejkolwiek odpowiedzialności za
zbrodnie wojenne i samo wywołanie wojny przez Rosję. Tak urządzony
jest współczesny świat.
Ze swej strony mogę powiedzieć że
jako Polacy zostaliśmy wyleczeni z bezkrytycznego pomagania
potrzebującym. Ukraińcy mogą za to podziękować prezydentowi
Zełenskiemu i jego politykom.
Chciałbym również żebyśmy w
przyszłości nie powtarzali starych błędów.
Ciekawi mnie jaka
padłaby odpowiedź ze strony ukraińskiej na pytanie czy w przypadku
zaatakowania Polski przez Federację Rosyjską udzieliliby nam
pomocy?