Koniec Olimpiady w Paryżu, ale
nie koniec dyskusji wokół problemów które pojawiły się podczas
jej trwania. Tych problemów jest więcej niż dużo.
Przed
Olimpiadą możliwości polskich sportowców szacowano na około 14
medali. Skończyło się na 10. Czy to tylko pewniaki, czy są też
fuksy? Ocenę zostawiam ekspertom.
Faktem pozostaje że z tych 10
medali 8 jest zasługą kobiet.
Rzeczywiste problemy są innej
natury i na początek trzeba je pogrupować.
Rozczaruję niejedną
osobę, ale nie będę się tym zajmował.
W większości są to
sprawy powtarzalne w cyklu olimpijskim. Są małe szanse żeby tu coś
uległo zmianie. Związki sportowe i kluby żyją własnym życiem i
o reformie jako takiej można sobie porozmawiać, bez dalszych
konsekwencji.
Bulwersują,mimo wszystko informacje, że na
olimpiadę pojechali, oprócz sportowców i osób towarzyszących
/trenerzy wraz z zespołami i działacze/, przypadkowi ludzie
związani rodzinnie lub towarzysko z działaczami. Ci ludzie
pojechali na koszt PKOl i kosztem zawodników.
Czy coś w tej
sprawie można zrobić i czy się zrobi? Bardzo w to wątpię. Będzie
sporo szumu i na tym się skończy.
Zamieszania medialnego by nie
było gdyby medali było przynajmniej zgodnie z planem.
Musimy
jednoznacznie rozróżniać sport masowy i wyczynowy.
Jeśli
spojrzymy na źródła sukcesów sportowych poszczególnych państw
to okaże się że najpierw muszą być widoczne efekty sportu
masowego, wedle powiedzenia „w zdrowym ciele zdrowe ciele” czy
coś w tym rodzaju. Z tego dopiero bierze się sport wyczynowy.
Trzeba mieć z czego wybierać.
Ktoś musi te talenty zauważyć i
umożliwić ich rozwój. To kosztuje. Koszty nie zawsze chce pokrywać
państwo. Często robią to sponsorzy.
Przykładów wokół nas
nie brakuje.
Inaczej to wygląda w sportach indywidualnych a
inaczej w grach zespołowych.
W każdej dziedzinie sportu musi
być motywacja do działania.
Takim przykładem poglądowym może
być siatkówka i to zarówno męska jak i kobieca.
Warunki do
uprawiania nie są zbyt wyśrubowane. Jednak żeby wybić się ponad
przeciętność potrzebny jest dobry /skuteczny/ trener.
Ktoś
musi go opłacać. Do treningów potrzebna jest hala sportowa z
zapleczem. To też kosztuje.
W dalszej kolejności trzeba
weryfikować swoje umiejętności, czyli trzeba grać z innymi
równorzędnymi pod względem umiejętności lub lepszymi, zespołami.
To też kosztuje.
Nasze początkowe sukcesy międzynarodowe
/reprezentacja/ to zamierzchła przeszłość.
O trenerze tamtych
siatkarzy mówiło się krótko, kat. Wiedział czego chce, ale też
wiedział że do celu można dojść tylko poprzez wytrwałą pracę.
Przez lata zmieniło się tyle że zaczęliśmy się liczyć jako
liga krajowa w świecie do tego stopnia że w polskich zespołach
krajowych grają najlepsi zawodnicy z całego świata. Sukcesy
odnoszą kluby polskie, a to skutkuje napływem do tych klubów
zawodników z zagranicy. Te sukcesy przez lata nie przekładały się
na sukcesy w imprezie prestiżowej jaką jest olimpiada. Po latach
działacze uświadomili sobie że oprócz umiejętności technicznych
potrzebna jest odporność psychiczna zawodników na stres
spowodowany grą o dużą stawkę.
W sportach wyczynowych
poważnym problemem jest podatność na kontuzje. Dlatego zespół
reprezentacyjny musi mieć co najmniej komplet dublerów o
umiejętnościach identycznych z pierwszą szóstką.
Wyjazd na
zawody poza miejscem działalności klubu czy wyjazd reprezentacji,
to kolejny problem techniczno-organizacyjny. Kto musi, a kto może
jechać? Kto zaś powinien robić to na własny koszt?
Tu
dochodzimy do olimpiady w Paryżu.
O medale mieli walczyć
sportowcy a nie działacze i osoby towarzyszące.
Moim zdaniem
gdybyśmy zanotowali wysyp medali, wszystko poszłoby gładko i bez
większych zawirowań. Nie wzięto jednak pod uwagę że z góry było
wiadomo że medali nie starczy dla wszystkich. Do podziału było ich
5084, a startowało znacznie ponad 10 tysięcy zawodników w 329
konkurencjach. Były w tym gry zespołowe oraz sztafety.
Po
olimpiadzie roi się od głosów krytycznych jak to nisko upadł
sport wyczynowy w III RP.
Szkoda że zainteresowanie tym sportem
nie trwa przez cały rok. Chodzi mi głównie o osoby z urzędu
odpowiedzialne za jego funkcjonowanie. Podchwytliwe pytanie o kogo
pytam?
Patrząc na to co się aktualnie dzieje spodziewam się że
dalej będzie powielany schemat: szukanie winnych, karanie niewinnych
itd.
Nagle komentatorzy i różnej maści eksperci skojarzyli, że
do walki o medale przystąpiły państwa które dotąd nie liczyły
się w tym wyścigu.
To spowodowało że zaostrzyła się walka i
trzeba się bardziej starać. Coraz trudniej o pewniaków.
Oprócz
wyniku zaczęła się liczyć odporność psychiczna.
Wszyscy
startujący na olimpiadzie starali się uzyskać szczyt formy na
przełom lipca i sierpnia.
Nie wszystkim to wyszło. Tak było w
lekkiej atletyce. Wielu musiało uznać że lata sukcesów za nimi.
W zawodach dużej rangi inaczej uczestniczy faworyt, a inaczej
sportowiec na dorobku. Poza tym, czy nam się to podoba czy nie, są
konkurencje sportowe w których o wyniku w znacznym stopniu decyduje
przypadek. Sędziowie tego nie uwzględniają. Do rzadkości należą
teraz przypadki że faworyt wygrywa na kolejnych olimpiadach.
Przypomina mi się taki dyskobol
https://pl.wikipedia.org/wiki/Al_Oerter
Można jeszcze tak dłuuugo.
Ostatnie dni pokazały coś
innego. Minister sportu chciał pokazać kto tu rządzi i zażądał
od prezesa PKOl pisemnych wyjaśnień odnośnie osób które pod
szyldem PKOl wyjechały do Paryża.
Odbił się od ściany, a są
tacy którzy twierdzą że został ośmieszony.
https://www.pap.pl/aktualnosci/piesiewicz-pkol-nie-odpowiada-za-wyniki-na-igrzyskach-olimpijskich
Wniosek, przynajmniej dla mnie, jest oczywisty. Wkrótce opadnie kurz
i wszystko wróci w stare tory.
Do kolejnej olimpiady, czy mistrzostw
świata.