Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kampania wyborcza 2023. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kampania wyborcza 2023. Pokaż wszystkie posty

01 czerwca 2023

Polska i okolice.

Dalszy rozwój wydarzeń w obszarze Europy Centralnej, z przewagą części wschodniej zależy od kilku czynników na które Polska ma wpływ ograniczony.
Po pierwsze nie jesteśmy rozgrywającym. Jesteśmy rozgrywani. Trzeba być tego świadomym.
Po drugie, czyje interesy w tej grze są stabilne? Polski? Niemiec? FR? USA? Wlk. Brytanii?
Może kogoś pominąłem?
Ukraina też jest rozgrywana i dzisiaj odczuwa to najbardziej.
Niemcy w tej grze są za słabi na samodzielną politykę. Przeszacowali. Na obecnym etapie są przegrani gospodarczo bo swoją hegemonię oparli o tanie surowce, ropę i gaz, sprowadzane z FR. Moim zdaniem jest to stan przejściowy.
Kto jak wyszedł na tej wojnie zobaczymy, czy przekonamy się, później.
Proces dostosowawczy zaciął się i nie wiadomo jaki będzie ciąg dalszy. Skutki wprowadzanych zmian nie są widoczne od ręki. Jeśli wierzyć doniesieniom mediów gospodarka niemiecka dostała zadyszki. Jak długo potrwa okres przejściowy i co to będzie oznaczało w praktyce?
Tych „zakłopotanych” jest więcej.
Na to nakładają się sympatie prorosyjskie i niechęć wobec dominacji USA. Tu widać niespójność całej kombinacji. Europa w samodzielnym starciu z FR jest za słaba i to widać od lat.
Próby wyautowania USA z Europy spełzły na niczym, właśnie za sprawą wojny na Ukrainie.
Pozycja Polski jest przejściowo umocniona za sprawą naszego położenia geopolitycznego i odgrywanej roli platformy logistycznej w trwającej wojnie na Ukrainie.
Niestety, to moje wrażenie, nasi rządzący nie są w stanie wykorzystać do końca tej sytuacji.
Na pierwszy rzut oka nie zmieniło się wiele, albo nic.
Dalej Departament Stanu i ambasador USA w Polsce są zaniepokojeni możliwymi skutkami, tym razem lex Tusk. W tym chórze konsekwentnie tkwi KE, czego doświadczyliśmy dzisiaj.
Jest jednak coś co można zapisać na plus naszej dyplomacji.
https://www.rp.pl/dyplomacja/art38544371-lex-tusk-msz-wydal-oswiadczenie-ws-uwag-sojusznikow-wskazuje-na-usa
Sens oświadczenia jest taki, że KE czy Departament Stanu najpierw powinny zapoznać się z krytykowanym dokumentem, a dopiero później go komentować. Ambasador, którego wszędzie jest pełno, powinien skupić się na wypełnianiu obowiązków statutowych a nie kreować polityki.
Jeszcze nie padły nazwiska kandydatów do komisji a już zazdrość zżera dziennikarzy że członkowie komisji będą zarabiać kokosy.
Mniej się mówi o tym kiedy komisja powstanie i jak daleko zajdzie zanim TK zabierze głos.
Ale jak widać strach ma wielkie oczy. Nie powiem że wilcze.
Problemem samym w sobie jest zapowiedź bojkotowania udziału w pracach komisji przez całą opozycję. Czy wytrzymają w swym postanowieniu i jakie będą tego konsekwencje?
Samo wymienienie spraw podlegających ocenie wywołuje paroksyzmy histerii po stronie opozycji. Co będzie jeśli będą omawiane poszczególne przypadki „współpracy” z FR?
Opozycja stroszy piórka i podpiera się KE twierdząc że ta powoływana komisja to jedno wielkie bezprawie. Do tego trzeba się przyzwyczaić i robić swoje.
Nie ma znaczenia że o konstytucyjności ustawy nie wypowiedział się jeszcze TK.
Reasumując, siły opozycji, w połączeniu z zagranicą próbują nas przestraszyć przed pójściem tom drogom. Opozycja musi mieć sporo za uszami skoro czyni taki rwetes.
Po pracach komisji zbyt wiele sobie nie obiecuję, ale sukcesem będzie jej ukonstytuowanie i posiedzenie na którym dojdzie do wyspecyfikowania przypadków które powinny zainteresować komisję. Reszta to już melodia przyszłości.
Zagranica wspierana, czy inspirowana przez opozycję wewnętrzną, przyzwyczaiła się że będzie nas instruować co i ile nam wolno. Dotychczas to działa. Czy są jednak granice wytrzymałości?
Na rozum tłumu jakim jest opinia publiczna bym nie liczył. Jeśli dojdzie do wpisania na listy wyborcze kandydatur w rodzaju kunia i jemu podobnych to rzeczywiście udział w wyborach jest pozbawiony najmniejszego sensu.
Póki co trwają przygotowania opozycji do zadymy na ulicach. Pierwszy termin wyznaczyli sobie na 4 czerwca. Zawłaszczyli sobie tą datę, czy tylko odkryli przyłbice?

13 listopada 2022

Nadchodzą wybory i to nie jedne.

Prawdopodobnie zostanie przesunięty termin wyborów samorządowych. Powodem są względy organizacyjne po stronie PKW. Decyzja w rękach prezydenta RP.
Uwagę komentatorów zaczyna skupiać przewidywany przebieg kampanii wyborczych, a one faktycznie są już w toku. Wielu twierdzi że kolejna kampania wyborcza zaczyna się po oficjalnym ogłoszeniu wyników poprzednich wyborów.
Czyja argumentacja pozwoli na wygranie tych wyborów?
Dla mnie ważniejsza jest odpowiedź na pytanie jaka będzie polityka ekipy która wygra wybory?
Polityka zarówno wewnętrzna jak i zagraniczna.
W ugruntowanych demokracjach ta polityka jest w miarę stabilna i przewidywalna, niezależnie od formacji rządzącej. Jak to wygląda u nas widać, słychać i czuć.
Pytanie uważam za istotne bo nawarstwiają się problemy które na pewno same się nie rozwiążą a będą miały kluczowe znaczenie dla społeczeństwa.
Tematem  wyjściowym na dzisiaj jest wojna na Ukrainie i jej skutki również dla Polski.
Podstawową niewiadomą jest odpowiedź na pytanie jak długo potrwa wojna?
Dzisiaj przeważa opinia że mogą to być nawet 2-3 lata bo to wojna na wyniszczenie.
Osobiście nie wykluczam niespodzianek.
Odpowiedź dodatkowo komplikuje nadchodząca zima. Jaka ona będzie?
Skala zniszczeń infrastruktury na Ukrainie jest tak duża że należy oczekiwać ponownej fali uciekinierów z Ukrainy. Jako pewnik można przyjąć, że znaczna ich część pozostanie w Polsce.
Jak na to zareagują Polacy?
Ktoś tym steruje.
Na dzisiaj po stronie konkretów jest systematyczna i trwająca dewastacja infrastruktury Ukrainy.
Szacuje się ją na ponad 40% i końca zniszczeń nie widać bo wojna trwa.
W tym szaleństwie, po stronie Rosji, jest metoda na wypracowanie korzystnej pozycji negocjacyjnej do przyszłych rozmów z Ukrainą.
Są przesłanki że toczą się rozmowy zakulisowe. Robią to USA.
Tu widać perfidię świata zachodniego który z jednej strony dąży do maksymalnego osłabienia gospodarczego Rosji, a z drugiej strony nie pozwala Ukrainie na osiągnięcie spektakularnych sukcesów. Takie sukcesy zmusiłyby Rosję, w ocenie analityków zachodnich, do eskalacji działań wojennych na Ukrainie, a tego wszyscy się boją.
Uczciwie mówię, że nie rozumiem tej argumentacji, Rosja jest nieprzewidywalna.
A może rozumiem aż za dobrze?
Po buńczucznych zapowiedziach Rosja dała do zrozumienia, że nie skorzysta z broni atomowej. Przyczyniły się do tego prawdopodobnie Chiny których przywódca wypowiedział się niedawno, że nie życzy sobie takiej wojny w Europie. Ważniejsze są względy gospodarcze.
Pozostaje więc wojna konwencjonalna w której Rosji o sukcesy coraz trudniej.
Wiele wskazuje na to, że Rosja szuka „sponsora” który zaaranżuje rozmowy z Ukrainą. Tylko czego takie rozmowy miałyby dotyczyć? Ochotników, czy użytecznych idiotów, do pośrednictwa nie brakuje. Ostatnio wychylił się Macron, według którego Ukraina nie powinna się zbytnio stawiać, bo popiera ją poniżej 50% państw. Wobec tego nie powinna się ociągać i zasiąść do stołu negocjacyjnego.
Macron nie jest pierwszym i na pewno nie ostatnim który zerwał kontakt z rzeczywistością.
Rosja ciągle blefuje, a rzeczywistość jest dla niej coraz bardziej brutalna.  
Po drugiej stronie, czyli państw sprzyjających Ukrainie pojawiło się pytanie kto na tej wojnie więcej traci? Pytanie jest jak najbardziej na miejscu i na czasie.
Rosja do tej wojny przygotowała się, na swój sposób, dobrze. Przygotowania trwały dość długo i były wielokierunkowe, a jednak nie wszystko idzie po myśli Kremla. Żaden cel nie został osiągnięty.
Nikt nie zna odpowiedzi na pytanie co dalej?
Pamiętajmy też o negatywnym wpływie na światową gospodarkę, trwającej blisko dwa lata, pandemii covid-19. Zresztą, pandemia nie skończyła się, ona tylko przyczaiła się.
Wojna która po kilku dniach miała zakończyć się defiladą zwycięskich wojsk rosyjskich w Kijowie trwa nadal. Gdyby nie pomoc USA, Wlk. Brytanii i Polski, mówilibyśmy o niej od dawna w czasie przeszłym.
To największe zaskoczenie dla moskiewskich strategów.
Inni też pomagają, ale ich pomoc pozostawia wiele do życzenia. Często jest to pozoracja pomocy,
a faktycznie gra na zwłokę. Dobre wyniki osiąga w tej konkurencji KE.
Przyznana pomoc finansowa nie jest równoznaczna z przelaniem deklarowanej kwoty na konto Ukrainy.
Szczególnie ciekawie wygląda to w przypadku deklarowanej przez KE pomocy finansowej w 2023 roku. Obiecano 18 mld euro których fizycznie KE nie ma. https://www.ukrinform.pl/rubric-economy/3611230-ue-planuje-przekazac-ukrainie-pierwsze-trzy-z-18-mld-euro-pomocy-juz-na-poczatku-stycznia.html
https://www.tvp.info/64422415/pomoc-dla-ukrainy-niemcy-blokuja-pomoc-z-unii-europejskiej
KE zamierza zaciągnąć pożyczkę którą mają żyrować wszystkie państwa UE. Niemcy kombinują jak wyłączyć się z tej pomocy. 
Mamy więc narastającą inflację i światowy kryzys energetyczny spowodowany bezkrytycznym zaufaniem do regularnych dostaw gazu rosyjskiego.
Politycy europejscy zapomnieli o zasadzie ograniczonego zaufania.
Sankcje są mało skuteczne, a ponadto obróciły się też przeciwko tym którzy je nałożyli na Rosję.
Zakaz importu ropy, gazu i węgla kamiennego z Rosji do UE spowodował kryzys energetyczny, a w Rosji mimo ograniczenia eksportu, spowodował olbrzymi wzrost dochodów Gazpromu i innych spółek branży energetycznej. Warto zwrócić uwagę że kraje OPEC nie są zainteresowane zwiększeniem wydobycia i eksportu ropy i gazu, o co zabiegają USA.
Żeby nie popadać w euforię. Wojna na Ukrainie trwa już dziewiąty miesiąc, Ukraina ciągle walczy bo otrzymuje pomoc w sprzęcie głównie z USA i Wlk. Brytanii. Nie można pominąć pomocy z Polski.
Mało wiemy o innych formach pomocy.
Ale … przemysł zbrojeniowy pracuje ciągle według etatu pokojowego, czyli na pół gwizdka.
Kolejne dostawy na Ukrainę będą szły z produkcji bieżącej a nie z zapasów magazynowych.
Co ważniejsze dostawy dojdą do skutku w 2023 roku.
Wojna poczeka?
Wracam do spraw polskich.
Przy pierwszej fali uciekinierów, na początku agresji Rosji na Ukrainę, była nadzieja, że Polska uzyska wsparcie finansowe KE. Koszty pobytu krótko i długoterminowego Ukraińców w Polsce /to już 9 miesiąc/  liczone są w miliardach złotych. Tymczasem KE dotychczas przyznała Polsce pomoc w wysokości blisko 700 mln zł i obiecuje kolejne 200 mln zł. https://www.gov.pl/web/mswia/prawie-700-mln-zl-z-ue-na-wsparcie-dla-uchodzcow-z-ukrainy
To i tak postęp bo początkowo KE proponowała Polsce przeksięgowanie pieniędzy wcześniej przyznanych w planach wieloletnich na inne cele. Krótko mówiąc, na KE zawiedliśmy się po raz kolejny.
Gdy zaczęła się wojna, w lutym 2022, nie można było negocjować z KE warunków przyjęcia uciekinierów z Ukrainy, gdy setki tysięcy czekały na przejściach granicznych. W dodatku była to zima w pełni.
Dzisiaj wielu Polaków zastanawia się czy jedynym wynagrodzeniem będzie wdzięczność Ukraińców i dobra prasa dla Polski w obcych mediach?
Wokół Ukrainy problemów jest więcej. Dostawy uzbrojenia są kluczowe, ale potrzebna jest pomoc finansowa. Z tym jest jednak poważny problem. Przyznanie wsparcia finansowego, a przekazanie Ukrainie obiecanych kwot to dwie różne sprawy. Niechlubną rolę w blokowaniu pomocy finansowej odgrywają Niemcy. Oficjalnie obawiają się że Ukraina nie będzie w stanie spłacić w przyszłości zaciągniętych kredytów.
Dopełnieniem złej woli KE wobec Polski jest dalsze blokowanie wypłat z KPO. Duże nadzieje wiążemy z negocjacjami następcy Szymańskiego.
Mniejszą wagę przywiązuję do wypowiedzi prezesa PiS, że Polska skończyła z polityką ustępstw wobec nie kończących się żądań KE. 
UE jest podobno wspólnotą państw europejskich. To dziwna wspólnota. Obowiązuje w niej prawo dżungli.
Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.
Wobec tego polecam https://wpolityce.pl/gospodarka/617998-niemcy-i-francja-podniosa-konkurencyjnosc-swych-gospodarek
W uzupełnieniu „wyjaśnienie” opozycji https://konkret24.tvn24.pl/najnowsze/niemcy-dostaja-miliardy-a-polska-ochlapy-czego-kaczynski-nie-mowi-6172585
To jest typowe rżnięcie głupa przez opozycję. Doskonale wiedzą „gdzie jest haczyk?”.
To właśnie odmowa udzielenia pomocy publicznej spowodowała upadek polskiego przemysłu stoczniowego aby mógł bez przeszkód rozwijać się niemiecki m.in. w Rostocku.
Widać jak na dłoni, że nie wystarczy mieć kasę na wsparcie zagrożonych upadłością zakładów.
Trzeba jeszcze mieć przychylnego komisarza w KE, który zrozumie powagę sytuacji.
Tu nie ma żelaznych kryteriów. Liczy się tylko widzimisię komisarza, albo wytyczne szefowej KE, co na jedno wychodzi. Zawsze stoi za tym Berlin i jego interesy.
Tak w praktyce wygląda równouprawnienie w UE.
Jak dotychczas nie potrafimy skutecznie bronić się przed taką interpretacją wspólnoty państw UE.
Można spytać czy jest to problem tylko Polski czy również pozostałych państw unijnych? Czy wszyscy zgadzają się na żyrowanie dobrobytu Niemiec, często kosztem własnego społeczeństwa?
Na takie pytania chciałbym usłyszeć odpowiedź nie tylko prezesa PiS.
Tych pytań jest znacznie więcej. Poczesne miejsce powinno zająć pytanie co jest naprawdę ważne dla Polski i Polaków? Wiąże się to ze stanowiskiem opozycji wobec postępowania rządu MM w warunkach trwającej wojny na Ukrainie i wychodzenia z kryzysu pocovidowego.
Sama krytyka dla krytyki to zdecydowanie za mało. Dziecinadą jest też totalne dyskredytowanie polityki wewnętrznej i zagranicznej rządu MM.
Przeciwwagą, po stronie opozycji, jest brak programu dla Polski. Nie można traktować poważnie, jako programu, odsunięcia PiS od władzy. Opozycja apeluje żeby ją wybrać, a oni wtedy pokażą co potrafią. Może warto odświeżyć sobie pamięć i przypomnieć „osiągnięcia” opozycji sprzed 2015 roku?
To tylko 7 lat wstecz.
Warto podjąć poważną dyskusję o celowości działań podejmowanych przez obecnie rządzących.
Nie chodzi mi bynajmniej o dzielenie włosa na czworo. Chodzi o strategię.
Świat przyspieszył i to zdecydowanie. Jeśli chcemy nadążyć, musimy podejmować poważne wyzwania. Takim jest wykorzystanie położenia geograficznego Polski, które jednocześnie jest położeniem geopolitycznym w Europie.
Planowane i realizowane inwestycje napotykają i napotykać będą na opór zarówno ze strony opozycji, jak i państw ościennych, zwłaszcza Niemiec oraz Brukseli. Opór Brukseli będzie inspirowany z Berlina.
Do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Niewielu spośród Polaków zdaje sobie sprawę że w infrastrukturze komunikacyjnej ciągle likwidujemy pozostałości po zaborach. Dlatego takie znaczenie ma budowa połączeń kolejowych i drogowych w układzie północ-południe. To leży nie tylko w interesie Polski.
Budowa CPK dla jednych to gigantomania. To ludzie o małej wyobraźni i wielkich kompleksach.
To są kosztowne przedsięwzięcia i bardziej trzeba się zastanawiać czy na to wszystko znajdziemy zabezpieczenie finansowe. W II RP budowa Gdyni i COP też była wyzwaniem.
Nie mam przekonania do inwestycji w energetykę jądrową, ale to temat na oddzielne opowiadanie. Ponosimy konsekwencje zaniechań z co najmniej 40 minionych lat. Jednocześnie nie stać nas na własne zdanie. Możliwe jest że go nie mamy.
Wielką niewiadomą jest zachowanie się Ukrainy po zakończeniu działań wojennych. Co zostanie z naszych dobrych obecnie relacji wzajemnych? Czy sympatie Ukrainy pójdą za pieniędzmi na odbudowę zniszczeń wojennych?

24 sierpnia 2022

Dzisiaj refleksyjnie.

Sezon urlopowy skłania, przynajmniej mnie, do zwrócenia uwagi jak mówią w mediach „gadające głowy”, a mniej co mówią. Najczęściej jest to mielenie powietrza. Przekaz jest prymitywnie prosty i to po obydwóch stronach. Nie dopuścić do głosu przeciwnika. Nie ma najmniejszego znaczenia że nie ma nic sensownego do powiedzenia. Ważne że wypełniam sobą czas antenowy i blokuję dostęp do mikrofonu konkurencji. Mógłbym rzucać tu nazwiskami ale się wstrzymam.

Nieuchronnie zbliża się czas wyborów i chętni do pozostania w polityce starają się przypomnieć swojemu elektoratowi o swoim istnieniu. Na antenie pojawiają się osobnicy o których tym sposobem dowiadujemy się że są posłami/senatorami obecnej kadencji. Często, co ciekawe, ich aktywność medialna równa jest aktywności parlamentarnej /zaliczanie obecności, brak wystąpień indywidualnych, brak interpelacji/.
Cel jest prosty, nie podpaść swoim szefom partyjnym i nie dać się wypchnąć z miejsca biorącego na liście w swoim okręgu wyborczym. Ta grupa jest zdecydowanie przeciwna wszelkiemu majstrowaniu przy obecnej ordynacji wyborczej.
Do programów typu forum, czy debata, przychodzą „delegaci” z partii czy ugrupowania politycznego. Czasem nawet nie przychodzą, bo szkoda im ich cennego czasu. Wystarczy, że pojawiają się via internet.
Co przynajmniej mnie denerwuje to to, że ci ludzie nie mówią od siebie, ale recytują z namaszczeniem, a zdarza się, bez zrozumienia tzw. przekaz dnia partii-matki. „Dzięki” temu programy publicystyczne stają się zapchajdziurami w ramówce. Do tego dochodzi nieudolność wrodzona, czy nabyta, prowadzących program, którzy nie są w stanie zdyscyplinować uczestników by ci odpowiadali na stawiane pytania, a co gorsze, nie przejmowali roli prowadzącego program.

Dzisiaj mamy kilka „żelaznych” punktów wokół których toczy się takie pseudo debaty. Dotyczą one nie tylko spraw wewnętrznych Polski, ale w szczególności relacji Polski z UE, a ściślej z KE, czy naszego zaangażowania w pomoc walczącej Ukrainie.
W debacie publicznej utrwalił się pogląd że nieustannie mamy udowadniać że nie jesteśmy przysłowiowym wielbłądem. W imię czego?
Umyka powszechnej uwadze fakt, że przystępując do UE zobowiązywaliśmy się do wzajemnego przestrzegania umów. Tymczasem KE przy wsparciu TS UE systematycznie nadaje własną interpretację prawu unijnemu, a ponadto dopuszcza dowolną interpretację tego prawa,
w zależności od tego jakiego członka UE dotyczy.
Dla nikogo myślącego nie ulega wątpliwości że w uprzywilejowanej pozycji są Niemcy.
Oni rozdają karty i starają się pacyfikować krnąbrnych. Dotychczas robili to skutecznie.
Ta maszynka zaczęła szwankować po opuszczeniu fotela kanclerskiego przez A. Merkel. Następca to pasmo porażek, zwłaszcza medialnych, polityki niemieckiej. Nie wiadomo czym to się skończy.
Jest branych pod uwagę kilka scenariuszy. 

Problem po stronie polskiej polega na niezrozumiałej dla większości społeczeństwa reakcji,
a właściwie jej braku, na bezczelne wystąpienia pod adresem Polski, urzędników KE od przewodniczącej KE poczynając. Sprawy zaszły tak daleko, że nawet prezes Kaczyński uznał za stosowne zabrać głos.
Tajemnicą pozostaje na czym będzie polegała zmiana stanowiska ekipy rządzącej wobec KE. Może najpierw trzeba było przedyskutować sprawę we własnym gronie zanim wystąpi się publicznie?

Moim zdaniem błąd popełniono na starcie, dopuszczając do ingerowania KE w sprawy wewnętrzne Polski, co jest zagwarantowane traktatem unijnym który musi działać w obie strony.
Na rozwiązanie tej zagadki jest coraz mniej czasu, bo bez formalnej zapowiedzi rozpoczęła się kampania wyborcza 2023. Warto więc zwrócić uwagę co jest eksponowane przez rodzimą opozycję w ramach tej kampanii.

Punktem wyjścia jest praworządność, pojęcie zasadniczo niezdefiniowane w prawie unijnym, dlatego łatwe do manipulacji dla potrzeb bieżącej polityki, a ściślej wywierania nacisków politycznych na opornych którzy nie chcą podporządkować się dyktaturze władzy ulokowanej w KE, a faktycznie w Berlinie.
Skoro jest to bezprawie to dlaczego ulegamy temu szantażowi? Co przez to zyskujemy?
Długo nie znaliśmy odpowiedzi. Krok po kroku jednak do niej dochodzimy.
Po pierwsze, nie mamy wśród państw członkowskich sojuszników. To przykre, ale prawdziwe.
O naruszanie praworządności, w rozumieniu urzędników unijnych, oskarżana jest teraz Polska i Węgry. Czasem przebąkuje się o innych, ale bez konsekwencji.
Różnica polega na tym, że w PE Węgry są związane z EPL która jest ugrupowaniem większościowym, a parlamentarzyści polscy są rozproszeni, największa ich grupa z PiS, należy do EKR. Jednak w PE EKR jest ugrupowaniem mniejszościowym i we wszelkich głosowaniach nie ma głosu znaczącego.
Praktycznie EPL robi co chce, a faktycznie działa według wytycznych Niemiec które stanowią najsilniejszą jej część. Przewodnicząca KE jest również członkiem EPL.
Pozostałe kraje UE albo popierają stanowisko KE wobec Polski i Węgier, albo są obojętne /zadowolone że ich się nie czepiają/. Nie biorą pod uwagę że dla nich jest to równowaga quasi stabilna, bo nie znacie dnia ani godziny kiedy zabiorą się i za was. 

Druga sprawa, w moim pojęciu, to nonszalancja naszych polityków z ekipy rządzącej.
Podczas negocjacji warunków przyznania KPO zbyt łatwo MM przystał na warunki KE /bez zapoznania się ze szczegółami/. To nie przystoi poważnemu politykowi.
Fetyszem stały się tzw. kamienie milowe.

Muszę jednak wspomnieć o czymś co umyka naszej uwadze.
Po wielu perypetiach doczekaliśmy się w składzie rządu ministra wyłącznie odpowiedzialnego za kontakty z KE. Ten pan to Konrad Szymański. Chciałoby się powiedzieć właściwy człowiek na właściwym stanowisku. G…o prawda. Dla mnie to jedno wielkie rozczarowanie. Czym on się naprawdę zajmuje? Czasem zastanawiam się czy to nie kret?
Kto jest w stanie powiedzieć kiedy ten minister występował ostatnio w mediach w związku z pełnioną w rządzie MM funkcją? Może mam pamięć krótką, w dodatku wybiórczą. Niestety, nie przypominam sobie żeby pan Szymański powiedział w mediach co zrobił dla Polski, w ramach kontaktów z KE, lub czego nie zrobił i dlaczego?
Jeśli wszystko za niego robi premier to znaczy że jest zbędny, bo nawet dokumentów na rozmowy w Brukseli nie jest w stanie przyzwoicie przygotować.
Zastrzegam się że może być inaczej, bo przykładowo, nikt nie liczy się z jego zdaniem.
Gdyby tak było powinien jak najszybciej złożyć rezygnację z zajmowanego stanowiska.
Tak źle i tak niedobrze.

Skoro o ludziach zbędnych to niechętnie mówi się o potrzebie rekonstrukcji rządu MM.
Nie przekonuje mnie argumentacja, że teraz nie czas na wymianę. Istotniejsze jest pytanie jak głęboka powinna być ta wymiana? I tu pojawiają się ciekawe głosy.
Moim osobistym zdaniem, na wyrost zrobiono z JK genialnego stratega. On ma tylko wieloletnie doświadczenie z bycia w polityce. Nie ma charakteru „walczaka” i nie ma szczęścia do doboru ludzi do współpracy.
Poza tym nigdy nie można mu wierzyć na 100% w to co deklaruje. Przykład z ostatnich dni to zapowiedź ostrego starcia z KE. Z wielkiej chmury mały deszcz. Mogę się mylić, ale raczej nie.

Do tego dochodzi świadomość że po nich mogą przyjść tylko gorsi, bo teraz nastaje czas selekcji negatywnej, czas na bmw.

Wspomnę jeszcze o czymś. Czasem zwracamy uwagę że mamy do czynienia z tzw. politykami obrotowymi. To w sumie nie powinno dziwić.
Mam swoją obserwację z czasów PRL. Członków PZPR widywałem na mszy św. a bywało że nosili baldachim podczas procesji. Na pewno nie robili tego służbowo. Stąd pochodzi powiedzenie „co innego robi, co innego mówi, a co innego myśli”.
Z tym rozdwojeniem jaźni mamy do czynienia po dzień dzisiejszy.
Chociaż to nudne, nie od rzeczy jest przypomnienie zachowań DT. Kiedy mu się opłacało politycznie, gotów był bez mała leżeć plackiem w kościele przed ołtarzem. Na co pozwala sobie teraz widać, słychać i czuć. Faryzeusz jakich mało.

Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?

  Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...