Ucichło wokół KWB Turów, ale problem nie zniknął. Po
części winna jest wymiana rządu w Czechach. Przesuwa się punkt ciężkości debaty
ale tylko pozornie.
To kolejne nasze never ending story.
W dyskusji wokół KWB Turów nie podnosi się problemu przyszłości energetyki, nie
tylko w Polsce.
To co ma być dyskusją faktycznie jest powierzchownym ślizganiem się po temacie,
a w realiach krajowych chodzi o dokopanie rządzącym.
Kryterium oceny jest koniunktura na rynku energetycznym.
Jakie są intencje UE czy tylko jej czołówki, czyli Niemiec wspieranych przez
Francję i wszelkiej maści organizacje proekologiczne?
Doprowadzić do wyeliminowania węgla brunatnego, kamiennego i atomu. To są hasła
kolejnych COP.
Te zapędy idą dalej. Przyszłością energetyki ma być OZE, fotowoltaika, farmy
wiatrowe itd.
Szczytne hasła to jedno, a szara rzeczywistość to drugie.
W czołówce hipokrytów są bez wątpienia Niemcy.
W 2017 roku Niemcy pozyskiwali energię elektryczną z:
- węgla brunatnego 24%,
- węgla kamiennego 16%,
- gazu 8%,
- biomasy 9%,
- wody 4%,
- wiatru 18%,
- słońca 8%,
- energii jądrowej 13%.
Energetyka konwencjonalna zabezpieczała im łącznie 62% zapotrzebowania na
energię elektryczną.
Wszystkie podejmowane w świecie zabiegi zmierzają do redukcji emisji CO2.
Zadziwiające, że tej propagandzie uległ bezkrytycznie współczesny świat. Z
wiedzą naukową i logiką ma to niewiele wspólnego. Dzisiaj na wycofanie się z
tych bredni raczej nie ma szans, chociaż niczego nie wykluczam.
„Reformatorów” ogarnął jakiś amok.
W 2017 roku Niemcy zakładali redukcję emisji CO2 w 2020 roku o 40% w stosunku
do stanu z 1990 roku.
Szerzej opisano sprawy tu https://wysokienapiecie.pl/6607-trudny-zwiazek-niemiec-z-weglem/
Pomysł ciekawy, ale zadam pytanie jakim kosztem ma być osiągnięty? Chodzi
również o koszty społeczne.
Wyniki uzyskane w 2019 roku https://www.google.com/search?q=produkcja+energii+elektrycznej+w+niemczech+2019&tbm=isch&client=firefox-b&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwiBpJrj6KnzAhXD6CoKHRmpAA4QrNwCKAB6BQgBEOUB&biw=1264&bih=676
Niemcy w swych poczynaniach są bardzo przebiegli. Tak naprawdę chodzi im głównie
o eliminowanie konkurencji. Wykorzystują swą przewagę techniczną i
technologiczną, a także szukają rynków zbytu dla swych nadwyżek produkcyjnych,
również w obszarze wytwarzania energii elektrycznej.
Działają z wyprzedzeniem lat, a może i dziesięcioleci. Zawsze jednak dorabiają
do swych poczynań odpowiednio atrakcyjną narrację.
Udzielają dobrych rad innym chociaż sami są z nimi na bakier.
Doświadczamy tego ostatnio za sprawą kryzysu energetycznego.
Zawirowania w małych gospodarkach na świecie przeszłyby na pewno bez echa.
Jednak problem dotknął gigantów a tym udało się rozhuśtać rynki światowe.
Podobno jest to pokłosie pandemii covid-19.
Moim zdaniem problem jest o wiele bardziej złożony. Po prostu w jakimś momencie
problem wymknął się spod kontroli.
Co się kryje za obecnym światowym kryzysem energetycznym?
Przegląd sytuacji można znaleźć tu https://wysokienapiecie.pl/42076-skad-sie-wzial-nagly-kryzys-energetyczny/
Obecny kryzys jest sumą wielu zdarzeń, nie zawsze przypadkowych.
Ze względu na ich skalę największy wpływ ma sytuacja w Chinach. Wydarzenia
które mają tam miejsce w bieżącym roku /walka z korupcją, powodzie, wyzerowanie
zapasów węgla po zimie, zapowiedź surowej kolejnej zimy, konflikt handlowy z
Australią/ spowodowały gwałtowny wzrost zapotrzebowania na węgiel i gaz, a to
spowodowało skokowy wzrost cen na rynkach światowych.
Rynki światowe nie są w stanie zaspokoić potrzeb bieżących Chin na poziomie
znacznie ponad 60 mln ton węgla kamiennego. Co to jest wobec około 4 mld ton
ich rocznego zużycia.
Wskutek powodzi zawieszono w Chinach wydobycie węgla w 60 kopalniach
odkrywkowych.
Tu wypada przypomnieć, że węgiel kamienny na świecie wydobywany
jest również w kopalniach odkrywkowych np. w Australii czy USA.
Teoretycznie węgiel jest ale nie ma możliwości jego dowozu w ilościach
wynikających z obecnego zapotrzebowania Chin. W sferze zainteresowania jest
Australia, Rosja i Mongolia.
Nie trzeba czekać zimy bo blackouty w Chinach już są.
To wszystko spowodowało wzrost zapotrzebowania na gaz. Niestety tu też są
problemy logistyczne.
Deficyt surowców energetycznych to dzisiaj nie tylko problem dla Chin.
Nieszczęścia chodzą parami, a czasem większą gromadą. Pojedyncze katastrofy
mogą być mało odczuwalne. Gorzej gdy w krótkim czasie zdarzy się ich więcej.
Ten rok obfitował w pożary. Na Syberii pożar tłoczni gazu skomplikował dostawy
z Jamału do Europy.
Inny pożar zredukował dostawy gazu z Norwegii. Wznowienie pracy to najwcześniej
koniec marca 2022. Mówiąc o dostawach gazu z USA trzeba pamiętać że to gaz
łupkowy o innej charakterystyce pozyskiwania, a dodatkowo traktowany przez
administrację Bidena jako źródło dodatkowych wpływów podatkowych, a to
przekłada się na opłacalność wydobycia.
Specyfika rynku amerykańskiego jest taka że nie ma możliwości zawierania
kontraktów długoterminowych. Krótko mówiąc gaz z tego kierunku będzie drogi.
Europa też padła ofiarą własnej przebiegłości. W 2020 roku UE zmusiła Gazprom
żeby 50% gazu sprzedawał w transakcjach spot, a nie w przedłużonych kontraktach
długoterminowych.
Efekt końcowy widzimy. Ceny poszybowały w kosmos. I to nie tylko na surowce
energetyczne.
Brakuje wszystkiego bo nie ma wystarczających zapasów magazynowych, a bieżące
wydobycie na świecie schodzi na pniu. Nie daje rady również transport i to
zarówno morski jak i lądowy.
Wiele gospodarek w świecie płaci dzisiaj frycowe za brak zdolności
przewidywania i chęć maksymalizacji zysków.
Magazyny i składowiska w większości są puste. Węgla nie ma bo jest passe.
Gorzej, w UE są puste magazyny gazu ziemnego, bo GAZPROM prowadzi swoją
politykę cenową i „zapomniał” je napełnić przed zimą.
Lata stabilizacji spowodowały, że wiele państw zrezygnowało z umów
długoterminowych na rzecz zakupów na giełdzie. https://businessinsider.com.pl/poradnik-finansowy/rynek-spot-co-to-jest-na-czym-polega/jv6vkyk
W tle jest NS2. Opóźnienie jego uruchomienia jest w dużym stopniu przyczyną
obecnych problemów UE.
Zmiany cen gazu w UE w latach 2019-2021przedstawiono w tabeli w tym artykule https://wysokienapiecie.pl/42076-skad-sie-wzial-nagly-kryzys-energetyczny/
Na rynku hurtowym jest to wzrost ponad 4-krotny, a dla gospodarstw domowych o
około 14%.
Do pełni „szczęścia” trzeba dołożyć awersję do energetyki jądrowej.
Po katastrofie w Fukuszimie rząd Merkel zdecydował o wyłączeniu do 2022 roku
wszystkich niemieckich elektrowni jądrowych. Czym zastąpić ten ubytek mocy w
bilansie energetycznym Niemiec?
OZE się nie sprawdza. Na dzisiaj Niemcy pokrywają 40% zapotrzebowania z OZE i
10% z gazu ziemnego. Słońce nie zawsze świeci, wiatr nie zawsze wieje, więc
potrzebne są rezerwy mocy. Do tego trzeba dodać manipulacje /awarie, nieplanowe
remonty/ z dostawami gazu po stronie Gazpromu.
Przy kumulacji negatywnych oddziaływań energetyka niemiecka może stracić około
połowy mocy wytwórczych przy braku możliwości szybkiego ich uzupełnienia.
W Polsce to zagrożenie blackoutem jest mniejsze bo około 75% energii wytwarzają
elektrownie węglowe. Minusem jest import węgla który jednak dezorganizuje rynek
wewnętrzny.
Mankamentem są sieci przesyłowe. Są wyeksploatowane, a proces modernizacji
przebiega zbyt wolno. Zresztą, w naszych warunkach klimatycznych, w okresie zimowym /skoki
temperatury w okolicach 0 Celsjusza nie są rzadkością/. Oblodzone sieci
przesyłowe walą się niczym domki z kart.
Po drugiej stronie mamy restrykcyjne plany ograniczenia emisji CO2. Ceny
uprawnień do emisji CO2 biją kolejne rekordy https://spidersweb.pl/bizblog/ceny-emisji-co2-rekord-4/
Aktualnie zbliżają się do 80 euro za tonę emisji CO2, a specjaliści uważają że
nie jest to ostatnie słowo.
Oczywiście ceny węgla i gazu nie stoją w miejscu, a odpowiadają one za 35%
wytwarzanej w UE energii elektrycznej.
Dla KE ważniejsza jest idee fixe jaką jest walka z ociepleniem klimatu niż
zażegnanie niepokojów społecznych spowodowanych widmem blackoutów.
Problem z węglem nie powstał z dnia na dzień.
Problem Polski polega na tym, że nie chcemy uczyć się na błędach cudzych. Z
uporem powtarzamy cudze błędy i ponosimy bezsensownie ich koszty.
Internet ma to do siebie że materiały w nim zamieszczone na ogół nie znikają.
Przykładem jest ta notatka sprzed 5 lat https://wdolnymslasku.com/2016/09/23/dlaczego-polskie-kopalnie-sa-nierentowne-bo-niemcy-chca-je-wykupic/
O tym że na rynku surowców energetycznych będzie ciężko Niemcy wiedzieli
wcześniej. Stąd ich zainteresowanie węglem z Polski. https://www.google.com/search?q=niemcy+kupuj%C4%85+w%C4%99giel&client=firefox-b&sxsrf=AOaemvLkZ-YE6jPziiow4GqhtxyLrFqmfw:1637533162028&ei=6sWaYYqSAZCEwPAP69mCsAg&start=30&sa=N&ved=2ahUKEwiKr7izvqr0AhUQAhAIHeusAIY4FBDy0wN6BAgBEEA&biw=1280&bih=678&dpr=1
Wnioski?
Moim zdaniem Polsce blackouty tej zimy jeszcze nie grożą. Lokalnie są możliwe
ze względów pogodowych, ale to może zdarzyć się zawsze. Patrząc perspektywicznie,
może być różnie.
Zbyt pochopnie podporządkowujemy się kolejnym durnym pomysłom komisarzy
unijnych.
Nasza gospodarka, a ściślej społeczeństwo, nie będą w stanie wytrzymać
drakońskich ograniczeń wynikających z kolejnych pomysłów kacyków
brukselskich.
Chyba że komuś zależy żeby konflikt ze wschodniej granicy rozlał się na cały
kraj.
Szukaj na tym blogu
03 grudnia 2021
Skąd się wziął światowy kryzys energetyczny w XXI wieku?
04 listopada 2021
Dokąd zmierzamy?
Co jakiś czas próbuję sobie zrobić małe resume z wydarzeń otaczającego świata.
Nie wypada to zbyt optymistycznie. Świat goni w piętkę, albo goni własny ogon.
To widać, słychać i czuć. Od dawna.
Problemy nawarstwiają się i nie widać geniuszy, na miarę Aleksandra
Macedońskiego, którzy byliby
w stanie je rozwiązać. W zamian serwowane są coraz
to nowe tematy zastępcze, faktycznie odwracacze uwagi od spraw naprawdę ważnych
i istotnych.
Biorąc pod uwagę postęp cywilizacyjny nie ma przyzwolenia na rozwiązania
radykalne. Dwie wojny światowe w XX wieku powinny wystarczyć ludzkości na
długo. Co innego wojny o zasięgu lokalnym.
Tych końca nie widać. Niestety, one nie generują pożądanych zmian. Najczęściej
pogłębiają istniejące problemy. Wobec tego trzeba szukać innych rozwiązań. Innych niekoniecznie znaczy
lepszych.
Wszystkie problemy w otaczającym świecie powstają z winy człowieka. Tu nie
powinno być wątpliwości. Człowiek stara się problemy rozwiązywać, albo
przynajmniej je minimalizować.
Jest jeszcze opcja że podrzuca je innym na zasadzie kukułczego jaja.
Przypadkowo, rozwiązując jedne problemy człowiek generuje kolejne, często
bardziej skomplikowane.
Słowem kwadratura koła.
Nie zamierzam robić analizy historycznej bo to dłuższa praca.
Praźródłem problemów ludzkości jest chęć dominacji grupy nad pozostałością.
Stad nieustanne podboje.
Już w Biblii zapisano „Czyńcie sobie
ziemię poddaną” http://www.zb.eco.pl/bzb/8/czesc4.htm
Tylko nie wszyscy to jednakowo rozumieją.
Trwa nieustanna kombinacja jak orżnąć tę resztę i wyjść na swoje?
Są rezultaty w postaci podziału dóbr doczesnych.
Według danych szacunkowych ponad 80% ludzkości żyje w warunkach o których
enigmatycznie mówi się, że się im nie przelewa, czyli nie umieramy z głodu, ale
od dobrobytu nam się w głowie /niekoniecznie/ nie przewraca.
A co z tą resztą? Reszta ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Mówi się wręcz,
że 10% jest posiadaczami około 90% ogółu dóbr zgromadzonych na ziemi.
Te 10% właścicieli ma realny wpływ na losy pozostałości. Tworzą nieformalne
grupy decyzyjne które decydują o losach świata. Ich decyzje nie zmierzają do
poprawy warunków życia reszty społeczeństw, ale do dalszego pomnażania własnych
majątków które od dawna są dla tych krezusów jedynie ciągiem liczb zapisanych dzisiaj
na dyskach komputerowych.
Ci krezusi czy nababowie generują problemy którymi ma się zajmować reszta
świata.
Na czoło tych wydumanych problemów wysunęły się zmiany klimatyczne zachodzące
na Ziemi.
Świat „kupił” temat bez zagłębiania się w szczegóły. Całkowicie umknęło uwadze
„ekspertów” że zmiany klimatyczne mają charakter cykliczny i jesteśmy właśnie w
takim cyklu. Niewiadomą jest jego długość /10 czy 100 lat/.
Problem zaczął się gdy za nośnym hasłem zaczęły być widoczne konsekwencje.
Powstała
nowa „religia”. Cywilizacji ludzkiej grozi zagłada jeśli w wyznaczonym /przez
kogo?/ czasie nie doprowadzi się do drastycznej redukcji emisji CO2. Ten czas
początkowo określono na 2050 rok, by wkrótce przesunąć go na 2030 rok. Presja
jest tak silna że nikt logicznie myślący nie jest w stanie skutecznie zaprotestować
i wykazać że to wierutna bzdura.
Zanim się wdamy w merytoryczną mam nadzieję dyskusję, warto przeczytać to http://greenwatcher.szkolanawigatorow.pl/polska-ruletka
a zwłaszcza komentarze @cedric.
Chodzi o cenę jaką przyjdzie zapłacić gospodarkom państw będącym na dorobku.
Przeciwko nim skierowany jest ten „genialny” pomysł. Państwa bogate wyznaczają
kurs i … liczą zyski.
Doprecyzowaniu kursu służy spęd zorganizowany w Glasgow pod szyldem COP26. https://www.consilium.europa.eu/pl/policies/climate-change/paris-agreement/cop26/#
Chodzi o tzw. didaskalia, bo o konkretach rozmawiano w innym gronie, podczas
spotkania grupy G20 w Rzymie. https://www.rp.pl/polityka/art19064501-szczyt-g20-w-rzymie-nowe-porozumienie-ws-klimatu
Schemat gierek jest ten sam. Wypuszcza się sforę nawiedzonych ekoterrorystów, a
lobbyści i politycy robią resztę.
Przy okazji widzimy przejazd Bidena przez Rzym w kolumnie ponad 80 samochodów,
albo sznur /podobno około 400/ samolotów z VIP-ami lądującymi w Glasgow. W
końcu około 25 tysięcy uczestników COP26 musiało tam dostać się i później
odlecieć.
Ich limity CO2 nie dotyczą, a rowerami im jeździć nie wypada.
Nasi „zbawcy” zaliczają pełny odlot. Ich te genialne pomysły nic nie kosztują.
Zapłaci za nie pan/pani i ja również. Tylko w imię czego?
Zaryzykuję tezę że ludzkość nie wyciąga z pozyskiwanej wiedzy właściwych
wniosków. Próbuje, nieudolnie zresztą, postawić się w pozycji Pana Boga, Pana i
władcy Wszechświata.
Dotychczasowy rezultat jest taki że Pan Bóg od czasu do czasu pokazuje
ludzkości kto tu naprawdę rządzi.
Chodzi o prostą i oczywistą /jak widać nie dla wszystkich/ rzecz. O zdolność
przewidywania skutków krótko i długoterminowych swych poczynań. Bez tego ani
rusz.
Zacznijmy od ludności świata https://pl.wikipedia.org/wiki/Ludno%C5%9B%C4%87_%C5%9Bwiata
Wkrótce będzie nas około 8 mld.
Tym ludziom trzeba zapewnić mieszkanie i wyżywienie, ale przede wszystkim
pracę, bo „bez pracy nie ma kołaczy”. Trzeba też zapewnić możliwość nauki i
opiekę zdrowotną.
Wszystko to uzyskujemy w ramach umowy społecznej. Tu właśnie dochodzi do głosu
owo cwaniactwo. Orżnąć kogo się da i jak się da. Ta sama praca, ale różna
płaca. Często drastycznie różna.
Opieka medyczna to temat rzeka. System nauczania, świadczenia socjalne itd.
itd.
Żywności można wytworzyć tyle, że starczy dla każdego. Wiemy ile się jej
marnuje i wiemy ilu ludzi niedojada lub wręcz cierpi głód.
Wiemy co to jest rozwarstwienie społeczne. A co się robi żeby tego uniknąć, albo
przynajmniej minimalizować?
Czy ułatwianie życia musi odbywać się za wszelką cenę? Innej drogi nie ma?
Odbijamy się od ściany do ściany. Dla zwiększenia produkcji rolnej stosujemy
nawozy sztuczne i środki ochrony roślin. W zamian zatruwamy wodę i glebę,
tępimy przy okazji np. pszczoły. Wprowadzamy GMO, a przy okazji hodujemy
mutanty w świecie roślin i zwierząt. Krótko mówiąc wpływamy na ekosystem.
Nigdy do końca nie mamy wiedzy jak to przenosi się na człowieka. Tradycyjna
produkcja rolna staje się dobrem luksusowym, dostępnym dla wybrańców.
Dla potrzeb życia codziennego wiele materiałów naturalnych zastępujemy
sztucznymi. Po latach uświadamiamy sobie że te sztuczne nie są biodegradowalne.
Efekt? Morza zawalone tworzywami sztucznymi które dzisiaj znajduje się w
łowionych rybach i owocach morza.
Tak wygląda dzisiaj łańcuch pokarmowy.
W ostatnich latach odnotowujemy nowe „osiągnięcia” w obszarze elektroniki
użytkowej i teraz fotowoltaiki.
Te produkty wytworzone przez człowieka i dla człowieka nie są wieczne tzn.
psuja się, często z zasady są produktami jednorazowego użytku, ale trudno je
zutylizować. Góry nieusuwalnych śmieci rosną.
Dla zapewnienia wygodnego życia potrzeba coraz więcej energii elektrycznej.
Tylko że jej wytworzenie odbywa się ze szkodą dla środowiska naturalnego.
Szkody można minimalizować ale musi się to odbywać w zgodzie ze zdrowym
rozsądkiem. Z tym bywa różnie.
Wyjściem z tego zaklętego kręgu mają być OZE. Trudność polega na tym, że słońce
nie zawsze świeci, a wiatr nie zawsze wieje.
Elektrownie opalane węglem kamiennym czy brunatnym są dzisiaj be, no chyba że
są na terenie Niemiec. Nie są mile widziane elektrownie atomowe, zwłaszcza po
Fukuszimie i wcześniej Czarnobylu. Nie ma przyzwolenia na gazyfikację węgla w
złożu mimo, że są dostępne technologie przemysłowe.
A bilans energetyczny, nie tylko w Europie, ciągle się nie spina.
I znowu zakłopotanemu światu przychodzą z pomocą przewidujący Niemcy.
Zorganizowali na dużą skalę dostawy rosyjskiego gazu. Będzie tego tyle, że mogą
go odsprzedawać potrzebującym w wystarczających ilościach. Byle byli w stanie im
zapłacić.
Co przyniesie COP26?
Deklaracji na pewno nie zabraknie. Tylko kto zapłaci za ich wdrażanie?
https://www.wnp.pl/energetyka/cop26-pierwsze-znaczace-konkrety-wielcy-nieobecni-i-glos-polski,503256.html#comment
KE chce być światowym prymusem w walce z globalnym ociepleniem. Tylko zapomina
o takim szczególe że Europa odpowiada za emisję zaledwie 8% światowego CO2.
Na świecie nie zamierzają walczyć wszyscy, a niektórzy wprost ustawiają się do
tematu plecami.
To widać po ostentacyjnym braku zainteresowania poszczególnych
państw udziałem w COP26.
Tu należy wymienić przywódców Chin i Rosji. W COP26 uczestniczy
około 25 tys. delegatów ze 196 państw, w tym około 120 szefów państw i rządów.
Nie bądźmy jednak naiwni. Takie spędy odbywają się regularnie. Następny
odbędzie się w Egipcie jako COP27. To będzie 27 spotkanie z tej serii. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ramowa_konwencja_Narod%C3%B3w_Zjednoczonych_w_sprawie_zmian_klimatu
Nie wszyscy oceniają entuzjastycznie wyniki kolejnych COP.
Próbka https://spidersweb.pl/autoblog/szczyt-klimatyczny-cop26-2021-glasgow-hipokryzja/
Dlatego tyle kąśliwych uwag można przeczytać czy usłyszeć po deklaracji
premiera MM o odejściu Polski od węgla https://www.wnp.pl/energetyka/polska-podpisala-na-cop26-deklaracje-odejscia-od-wegla,503664.html
Co o tym sadzić?
Osobiście wątpię w omnipotencję premiera. To tylko człowiek. Ma prawo do błędów.
I niestety te błędy popełnia, ale skutki będziemy ponosili my i następne
pokolenia.
To powinno dawać nam do myślenia.
15 lipca 2021
Jest interes do zrobienia. A ile na tym można stracić?
Polskie czy tylko polskojęzyczne media pełne są
informacji o sprawach interesujących niewielu.
Od powrotu/niepowrotu do polskiej polityki DT, po trwający blisko rok wybór
RPO.
Mniej uwagi poświęca się dyskusji na temat racjonalności wydatków z budżetu
centralnego.
Gdyby nie obecny prezes NIK tylko hobbyści zajmowaliby się tym w sumie
niewdzięcznym tematem.
Nie chodzi mi bynajmniej o koszty walki z pandemią Covid-19. Ten temat nie
został jeszcze zamknięty.
Tym razem interesuje mnie racjonalność wydatków związanych z obronnością i
bezpieczeństwem państwa.
Do 1989 roku dysponowaliśmy wyłącznie uzbrojeniem dostępnym w ramach Układu
Warszawskiego, a więc produkcji własnej oraz z zakupów w ZSRR i krajach
członkowskich UW.
Polski przemysł zbrojeniowy z czasów PRL nie był kopciuszkiem. Mieliśmy ponad
100 zakładów produkujących sprzęt i wyposażenie dla wojska w oparciu o
konstrukcje własne i licencje pochodzące głównie z ZSRR. Produkcja ta miała
uznanie również na międzynarodowym rynku handlu bronią ponieważ przynosiła
znaczne dochody, w dodatku w twardej walucie.
Trzeba się zgodzić co do jednego, nie zawsze był to produkt oparty o
najnowocześniejsze technologie.
W końcu krawiec kraje jak mu materii staje.
Wejście Polski do struktur NATO wiązało się z nowymi wyzwaniami. Konieczna była
standaryzacja wyposażenia i uzbrojenia, a także zmniejszenie luki
technologicznej. Na to nałożyły się konsekwencje prywatyzacji zachodzące w
naszej gospodarce.
W rezultacie tych przekształceń część zakładów produkcyjnych branży
zbrojeniowej trafiła w ręce kapitału obcego. Z kolei Polska zaniechała wielu
prac badawczo-rozwojowych w branży zbrojeniowej argumentując, że na rynku są
dostępne wyroby gotowe, często o lepszych parametrach
użytkowo-eksploatacyjnych.
Mniej mówiono o mankamentach takiego rozumowania.
Za te produkty trzeba płacić w tzw. walutach wymienialnych, a złotówka do
takich nie należy.
W przypadku urządzeń o złożonej budowie problemem eksploatacyjnym jest serwis i
remonty, a z tym związany jest dostęp do części zamiennych. Nie jest dla nikogo
tajemnicą, że trzeba je kupować u producenta zakupionego urządzenia ponieważ
ten nie jest najczęściej zainteresowany udostępnieniem technologii produkcji.
Nie wystarczy dany detal skopiować, trzeba to zrobić z uwzględnieniem
technologii stosowanej przez producenta. W ten sposób sprzedawca ma nas w
kieszeni do końca eksploatacji sprzedanego nam wyrobu.
Kontrakt zakupowy, przed podpisaniem, powinien być dokładnie przemyślany.
Wszelkie aneksy są grą do jednej bramki.
Przez wiele lat istnienia III RP królowała moda na zakupy „gotowizny”,
oczywiście z najwyższej półki, bez oceny racjonalności takich zakupów. W dużym
stopniu winien był brak doktryny obronnej III RP.
Takim sztandarowym przykładem wątpliwego zakupu jest zakup samolotów F-16. https://pl.wikipedia.org/wiki/F-16_w_Polskich_Si%C5%82ach_Powietrznych
To był chyba pierwszy przykład nieracjonalnego wydatkowania publicznych
pieniędzy.
Nie chodzi mi o merytoryczną ocenę zakupu, ale o nieskuteczne wyegzekwowanie
tzw. offsetu. https://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/983748,offset-umowa-offsetowa-francja-mon-caracale.html
https://www.forbes.pl/wiadomosci/jak-offset-pograzano/zgn0p65
Nie chcę być złym prorokiem, ale większe problemy czekają nas w związku z
zakupem następcy F-16
czyli F-35. https://radar.rp.pl/modernizacja-sil-zbrojnych/16225-mon-offset-za-f-35-okazal-sie-zbyt-koszowny
Pierwsze egzemplarze F-35 mają pojawić się w Polsce w 2024 roku. jednak już
teraz znane są informacje na temat rosnących kosztów ich eksploatacji. https://www.wnp.pl/przemysl-obronny/koszty-eksploatacji-mysliwcow-f-35-sa-horrendalne-duze,480819.html#comment
Czy z tym problemem będzie się borykał obecny rząd i minister Błaszczak?
Takich problemów jest więcej.
Ostatnio media fachowe opisują problemy związane z realizacją kontraktu na
zakup samolotów dla VIP-ów.
https://www.wnp.pl/przemysl-obronny/saga-z-samolotami-dla-vip-ow-wciaz-trwa-znow-nie-przylecialy-w-terminie,480578.html
Tu nagromadziło się kilka problemów.
W mojej ocenie najważniejszym jest nieprzestrzeganie dyscypliny budżetowej.
Zakup powinien być zrealizowany ze środków specjalnie na to przeznaczonych z
budżetu centralnego. Tak zakupiono F-16. Tymczasem zakup samolotów dla VIP realizowany
jest z budżetu MON. Te 3 mld zł powinny być przeznaczone na zwiększenie
potencjału obronnego naszych wojsk.
Nie jest to jedyny problem.
Realizacja kontraktu odbywa się z opóźnieniem, z winy producenta /tak wynika z
przekazu medialnego/. Brak jednoznacznej odpowiedzi kogo obciąża opóźnienie?
Jeśli producenta samolotów, to czy będą wypłacone kary umowne?
Dzisiaj minister Błaszczak ma na głowie większy problem, „spadek” po swoich
poprzednikach.
Problemem tym są czołgi Leopard którymi obdarowali nas Niemcy. https://pl.wikipedia.org/wiki/Leopard_2
Czołgi Leopard 2 zaczęły trafiać do Polski w latach 2002-2003 jako nadwyżki ze
stanów Bundeswehry. Według danych z końca 2015 roku nasze Siły Zbrojne miały na
stanie 142 czołgi Leopard 2 wersji A4.
Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, ale Leopardy okazały się dla nas
kosztownym prezentem.
Początkowa euforia przysłoniła zdrowy rozsądek.
Przekazanie czołgów Leopard 2 Polsce nie było ze strony Niemiec przejawem
altruizmu. To było podejście czysto biznesowe. Przyjmujący darowiznę zapomnieli
że to dla nich początek kłopotów.
Współczesny czołg jest konstrukcją złożoną, wymagającą fachowego serwisu,
remontów, części zamiennych i co najważniejsze amunicji umożliwiającej jego
zastosowanie bojowe zgodne z deklaracją producenta.
Zamiast zagłębiać się w szczegóły, zacytuję znaleziony komentarz:
„NIK powinien się już dawno zająć tym
wielkim marnotrawstwem i niegospodarnością w mon i pgz przy modernizacji
niemieckich czołgów i rozliczyć wielomilionowe straty. Nie dość że te czołgi
zostały przejęte bez umowy przemysłowej przez co Niemcy zyskali większość kasy
na ich modernizację to jeszcze w dodatku jak prace będą prowadzone dalej w
takim żółwim tempie to ostatnie czołgi będą gotowe aż w .... 2069 roku.”
Jest w tym sporo przesady, ale …
Niemcy mają aktualnie na stanie około 250 czołgów Leopard 2 które mają być
zmodernizowane do 2023 roku do najnowszej wersji Leopard 2A7V. Polska ma łącznie
około 1065 czołgów, w tym około 500 czołgów T-72 które planowano sprzedać, ale
plany się zmieniły.
Dla potrzeb współczesnego pola walki te czołgi muszą być zmodernizowane, a
przede wszystkim potrzebna jest do nich nowoczesna amunicja. Modernizacja
Leoparda 2 będzie nas kosztować co najmniej 2,4 mld zł ale będzie rozwleczona w
czasie. Jedną z przyczyn opóźnień jest trwający chaos decyzyjny.
Poza tym trzeba pamiętać, że ilość nie przechodzi automatycznie w jakość.
Zasadne jest pytanie ile tych czołgów jest w stanie „z marszu” dzisiaj stanąć
do walki, a ile jest tylko na stanie wojsk pancernych?
p.s. Od wczoraj mamy nowy wątek w temacie. Zakupimy 250 czołgów w USA.
Nie mam zamiaru oceniać zakupu od strony racjonalności.
Zwracam uwagę na logikę zakupu.
Czołg zaliczany jest do tzw. broni ofensywnych.
Tymczasem oficjalna doktryna obronna Polski zakłada, że nigdy i nikogo nie
zaatakujemy, a będziemy się jedynie bronić przed ewentualnym atakiem państw nam
wrogich. /W domyśle chodzi o Federację Rosyjską/.
Do walk obronnych potrzebne są inne środki i rodzaje broni. Skuteczność ich
użycia zależy od dostępności w warunkach czynnego pola walki. Inaczej mówiąc,
trzeba mieć wystarczające zapasy do czasu rozstrzygnięcia konfliktu, albo mieć
możliwość bieżącej produkcji.
Przykłady z historii powojennej powinny być dla nas ostrzeżeniem przed
naiwnością, czy łatwowiernością.
Zakupione czołgi i samoloty takiej gwarancji nam nie dają.
Nie jest też gwarancją nasze uczestnictwo w NATO.
Wystarczy czytać ze
zrozumieniem art. 5 Traktatu.
Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?
Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...
-
Minęło jedenaście dni a w temacie wojny na Ukrainie bez zmian. To znaczy wojna trwa, przybywa ofiar, zniszczeń i uciekinierów. Dalej n...
-
Słuchając wypowiedzi krajowej opozycji w kwestii Turowa nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, czy zwyczajnie wku.... ić się? Ilu z tych głąbó...
-
W kampanii wyborczej do parlamentu sprawy związane z Ukrainą nie będą jedynymi. Chyba równorzędna będzie dyskusja wokół fit for 55 . Zainter...
-
Najbliźsze dni pokażą w praktyce czy III RP jest /jeszcze/ państwem prawa, czy jednak bezprawia, które koalicja 13 grudnia określa „prawem...
-
Mówiąc o trwającej wojnie na Ukrainie czas najwyższy postawić pytanie kto z kim w niej trzyma? To nie tylko wojna Rosji z Ukrainą. Są w niej...
-
Z mojej obserwacji z abiegów o przyjęcie zwłaszcza Szwecji do NATO wynika, że wyrażenie zgody przez poszczególne państwa członkowskie nie wy...
-
Przybywa tematów przerzucanych między prawicą a lewicą, na zasadzie „gorącego kartofla”. Kto co zrobił, nie zrobił, dlaczego? Wszystko po to...
-
Skoro mamy bawić się w futurologów to proszę bardzo. Chodzi oczywiście o losy wojny na Ukrainie. Inne wątki przy okazji. W jakimś stopniu...
-
My tu gadu, gadu, a chłop śliwki rwie. Lecimy od afery do afery i co z tego wynika? Nic poza satysfakcją organizatorów tych jasełek. Czas bi...
-
B ardzo wdzięcznym tematem do wszelkich dyskusji na forum UE jest praworządność. Mało komu przeszkadza że jest to pustosłowie. Może dlatego ...