Bieżączka
się przejadła. Spróbuję więc o sprawach poważnych.
Pytanie
jak najbardziej na czasie wobec zachowań totalnej opozycji z jej
przywódcą na czele.
Z tym przywództwem to przesada. To tylko
uzurpator, w dodatku zgrana karta o niejasnych powiązaniach z
interesami niemieckimi.
Kilka
słów o uczciwości. Nie dotyczy polityki chociaż powinno być
zwłaszcza o niej.
Co to takiego?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Uczciwo%C5%9B%C4%87
Wg wiki „Uczciwość,
prawość
– cecha
ludzka, polegająca w relacjach społecznych na wywiązywaniu się z
danego słowa oraz przestrzeganiu reguł społecznych (uznanych norm
moralnych), nawet gdy inni tego nie widzą lub nie oczekują.
Słowo
uczciwość
określa zarówno konkretne postępowanie w danych okolicznościach,
jak i trwałą cechę charakteru.”
Ciekawie
wygląda zestawienie synonimów słowa uczciwość
https://synonim.net/synonim/uczciwo%C5%9B%C4%87
Czy
tego chcemy, czy nie, definicja ulega zniuansowaniu. Powodem jest
rozróżnienie kogo ma dotyczyć. Statystycznego Kowalskiego, czy
osoby publicznej, zwłaszcza polityka?
Uczciwość Kowalskiego
ocenia otoczenie. Może też robić to sam w ramach samooceny.
Można
też zapytać czy uczciwość dzisiaj się opłaca? Wzajemne oceny
nie zawsze są zbieżne.
Nieco inaczej wygląda to w stosunku do
osób publicznych, czy zaufania publicznego,
w szczególności
polityków.
Dokładnie chodzi mi o ocenę postępowania polityka
w zakresie sprawowanej funkcji w życiu publicznym.
Ocena
uczciwości polityka jako człowieka to temat sam w sobie.
Ważne
jest nie tylko co polityk mówi, ale jak postępuje.
Powszechna
ocena jest jednoznaczna. Polityk mówi prawdę gdy się pomyli.
Szczegół polega na tym że polityk działa w czyimś interesie,
z czyjegoś upoważnienia.
W mojej ocenie powinna go obowiązywać
lojalność wobec swego zleceniodawcy/promotora.
Przez lojalność
rozumiem postępowanie zgodne z interesem zleceniodawcy.
Kto nim
jest?
To jest sedno.
Co się za tym kryje? Mówię o sytuacji
w III RP.
Zleceniodawca /ten oczywisty czyli suweren/ jest naszym
politykom potrzebny do uzyskania mandatu który później /w ich
ocenie/ do niczego wobec suwerena nie zobowiązuje.
To jest
podstawowa wada demokracji w III RP.
W trakcie kadencji polityk z
wyboru jest praktycznie nie do ruszenia. Zaczyna ponownie pałać
miłością do swego wyborcy gdy zbliżają się kolejne wybory.
Wyborcy w większości cierpią na syndrom wzgardzonej kochanki.
Mówi się o nich że to żelazny elektorat. Krótko mówiąc,
arogancja polityków niczego ich nie uczy i żyją nadzieją że w
następnej kadencji będzie lepiej. Nie będzie. To już weszło w
nawyk.
Wracam jednak do polityków.
Po uzyskaniu mandatu
tworzą własne kółka zainteresowań i realizacji zobowiązań
wobec jawnych, częściej ukrytych mocodawców. I to jest
przekleństwo naszego życia politycznego.
Politycy nie ponoszą
za swe postępowanie żadnej odpowiedzialności, ani politycznej, a
ni w uzasadnionych przypadkach, karnej. Zadbali o to tworząc prawo,
zwłaszcza w części ich dotyczącej.
Szczególnie jaskrawo jest
to widoczne w PE.
Polska grupa europosłów jest ewenementem w
skali co najmniej europejskiej. Mandat uzyskali od wyborcy polskiego,
a grupa będąca w opozycji do obecnego rządu konsekwentnie działa
na szkodę Polski i nie ma z tym najmniejszego problemu.
Czy da
się oddzielić interes Polski od interesu Polaków? Moim zdaniem
nie.
Opozycyjni europosłowie są innego zdania.
Nikt nie
wymyślił na to skutecznego lekarstwa, poza skreśleniem z listy w
kolejnych wyborach.
To prawo które tworzą w Parlamencie
krajowym czy PE zapewnia im bezkarność.
Do tego trzeba dołożyć
egzekwowanie prawa.
To obszar funkcjonowania wymiaru
sprawiedliwości.
Tu dochodzimy do kuriozum. Jak mantrę
powtarzają nam że żyjemy w demokratycznym państwie. Tylko co to
za demokracja. Wybiórcza. Że takiej nie ma? Jest. Tylko nie dla
każdego.
Przykładów aż nadto. Ostatnio karierę medialną
robi określenie „demokracja reglamentowana”.
To nawiązanie
do końcówki PRL-u z jej systemem kartkowym.
Od początku. Jeśli
dojdzie do naruszenia prawa przez parlamentarzystę dowody zbiera
policja. Przedtem trzeba jednak uchylić immunitet sprawcy naruszenia
prawa. Policja przedstawia dowody prokuraturze. Jeśli prokuratura je
uzna kieruje wniosek do sądu o zgodę na podjęcie dalszych
czynności. Tu dochodzi do manipulacji. Sąd według sobie tylko
znanych kryteriów „bierze” sprawę albo umarza. Umorzenia często
mają charakter uznaniowy, podobnie jak kwalifikacja prawna czynu.
Powodem może być „słaby” materiał dowodowy.
To znaczy że
policja nie umie znaleźć przekonujących dowodów przestępstwa? Że
prokuratura nie potrafi ocenić materiału dowodowego? Wolne żarty.
Rzadko się zdarza że dochodzi do zmiany decyzji sądu na etapie
początkowym.
Idźmy jednak dalej. Sprawa trafia na wokandę. Nie
należy do rzadkości że czeka w kolejce latami, bo sąd nie daje
rady z braku zdolności przerobowych. To wersja oficjalna.
Nieoficjalnie jest znacznie gorzej. Zaczynają wchodzić w grę
rozgrywki partyjne.
Jeśli już doczeka się, rozpoczyna się
proces i wdrażane są kolejne kruczki prawne.
Sąd potrafi
„dołożyć” sprawcy kradzieży o znikomej wartości materialnej,
ale też umorzyć sprawę wbrew oczywistym faktom.
To też należy
do wad obecnego wymiaru sprawiedliwości. Od lat mówi się o
potrzebie zmian ale tylko się mówi. Pozornie drobna sprawa, czyli
odciążenie sądów od orzekania w sprawach drobnych /np. kradzieże
o wartości poniżej pewnej kwoty/.
Przewlekłość postępowań
sądowych to temat sam w sobie. Terminy przesuwane są bo na
wyznaczony termin nie stawiła się jedna ze stron, bo oskarżony
„zachorował” i przedstawił sądowi L-4 które z kolei
kwestionuje sąd, bo wystawione przez lekarza nieuprawnionego.
Repertuar jest praktycznie nieograniczony. Jednym z oklepanych
numerów jest brak skutecznego powiadomienia. Dla odmiany znane są
przypadki spreparowania powiadomienia akceptowane w praktyce sądowej.
To nie wymaga studiów ani doktoratu.
Uruchomione procesy trwają
latami. Zdarza się że do nich nie dochodzi, bo z przyczyn
formalnych uległy przedawnieniu.
Żonglerka prawem powoduje że
oskarżonemu czasem nie można postawić zarzutów.
Za to
oskarżony może kandydować w wyborach do parlamentu, może zostać
wybrany i „skryć się” za immunitetem. Metoda się sprawdza bo
poza przypadkami z bieżącej kadencji są chętni do powtórzenia
numeru w nadchodzących wyborach.
Zastanówmy się dlaczego nie
ma chętnych do uporządkowania tego bałaganu?
Co się kryje za
tym co wyżej?
Wszystko co tylko dusza zapragnie.
Najniżej
są manewry policji i prokuratury. Tu liczy się motywacja, ale też
działanie dwukierunkowe. Można „ukręcić łeb” sprawie, ale
też zrobić z igły widły. Nie zapominajmy też o roli adwokata
który potrafi właściwie /na korzyść klienta/ sterować
postępowaniem.
Za kratki można trafić za przysłowiową
niewinność, ale też można śmiać się ludziom w nos mając na
koncie naruszenie prawa „wyceniane” na lata pobytu w
odosobnieniu.
Wszystko co wyżej dotyczy nie tylko polityków.
Psim swędem załapali się na te numery również celebryci.
Poważniejszy problem stanowią sądy jako takie. Prawo dotyczące
sądownictwa powstawało latami przy aktywnej współpracy
reprezentacji sądów które uczestniczyły w pracach nad projektami
ustaw, a w ostateczności orzekały o zgodności z Konstytucją III
RP i prawem UE.
Sądy okopały się i są nie do ruszenia.
Dodatkowo stały się państwem w państwie i są zadeklarowane
politycznie, co jest sprzeczne z obowiązującym prawem krajowym.
Tu
dotykamy kolejnego problemu, czyli niewydolności państwa, co
Sienkiewicz określił że „III RP jest państwem z tektury i
dykty”.
Podejmowane próby reformy wymiaru sprawiedliwości po
ponad 30 latach III RP spełzły na niczym. Potknął się na nich
również ZZ który ministruje już drugą pełną kadencję.
Znaczących osiągnięć mimo buńczucznych zapowiedzi żadnych. Nie
zmienią tej opinii pojedyncze przypadki wzmożonej aktywności ZZ
jako ministra czy PG.
Dzisiaj mamy do czynienia z przypadkiem gdy
ogon merda psem.
Sąd i sędzia ma orzekać w zgodzie z prawem, a
nie stanowić prawa, a tym bardziej interpretować go dowolnie.
Wyroki nie powinny mieć podłoża politycznego ani ideologicznego.
Niestety to tylko mrzonki.
Wymiarowi sprawiedliwości można
przypisać wszystkie grzechy tego świata.
Oczywiście nie można
potępiać w czambuł, ale … pamiętamy co czyni w beczce miodu
łyżka dziegciu.
Wina nie leży wyłącznie w sądownictwie
krajowym.
Ostatnie lata to obserwacja wyczynów TS UE. Nie mogę
się nadziwić że dopuszczono do powstania tego tworu w obecnej
formie.
Tych ułomnych struktur o zasięgu europejskim jest
więcej.
Tylko dlaczego demokracja omija wymiar sprawiedliwości?
TS UE to nie Sąd Ostateczny. Dlaczego więc od jego wyroków nie
ma możliwości odwołania?
Nie można za takie uznać odwołania
które rozpatruje ten sam sędzia który orzekał.
Skandalem
prawnym jest rozpatrywanie spraw o zasadniczym znaczeniu dla
funkcjonowania państwa, na posiedzeniu zamkniętym, bez udziału
przedstawiciela pozwanego, przez sąd jednoosobowy, w dodatku o
powszechnie znanej, zaangażowanej, postawie politycznej.
Tych
skandalicznych praktyk jest więcej.
Składy osobowe sądów czy
trybunałów dobierane są z klucza jednak uzupełnianie składu
/upływ kadencji lub niezdolność sędziego do wykonywania
powierzonej funkcji/ nie polega wyłącznie na wyznaczeniu następcy
z danego kraju.
Państwo proponuje kandydata którego sędziowie
mogą uznać ale nie muszą, jeśli nie pasuje do reszty składu. To
z kolei pozwala jednostronnie przedłużyć kadencje sędziego który
powinien ustąpić.
To wszystko zmierza do marginalizacji roli
państwa członkowskiego UE ale nie ma umocowania w traktacie
akcesyjnym który przyjęła do stosowania Polska.
Następna
sprawa to naciski zewnętrzne na krajowy wymiar sprawiedliwości.
Jakie tam naciski. Po prostu szantaż, albo „prawo” tworzone
ad hoc, wprowadzające swego rodzaju handel wymienny. Równie dobrze
można powiedzieć prawo dżungli przy jednoczesnej kapitulacji
rządów III RP.
Na podstawie traktatu akcesyjnego wymiar
sprawiedliwości jest wyłączną domeną państwa przystępującego
do UE. W praktyce KE metodą małych kroków narzuca państwom
członkowskim co jest dla nich dobre, a co złe.
Niepokojące
jest że nie napotyka to na zdecydowany sprzeciw zainteresowanych. W
ten sposób prawo kaduka staje się prawem obowiązującym w UE.
Dotyczy to głównie kwestii ideologicznych, religii i tzw.
tożsamości seksualnej człowieka.
Wiemy że na tym świecie
wszystko ma swoją cenę. Szkopuł w tym że my zbyt wiele oddajemy
walkowerem i nikt nie uznaje za stosowne wytłumaczyć dlaczego tak
się dzieje.
Dlaczego mówi się tylko o naszych zobowiązaniach
pozbawiając nas korzyści wynikających z przynależności do UE?
Czyżby ich nie było?
Poza tym mam pytanie czy nam się czasem
nie myli uczciwość z naiwnością?
Mnie gnębi jeszcze coś.
Sędzia to człowiek jak każdy inny. Ma polski dowód osobisty,
prawa obywatelskie, a nade wszystko jest Polakiem a więc, moim
zdaniem, powinien dbać o interes Państwa Polskiego.
Kim są
wobec tego sędziowie działający ewidentnie na szkodę Polski i
Polaków? Z jakich pobudek tak postępują?
Nie chodzi bynajmniej
o „grube” sprawy w rodzaju „zamknięcia Turowa” ale o sprawy
mniejszej wagi, ale o negatywnym odbiorze społecznym /sprawcy
wypadków drogowych (pod wpływem alkoholu lub środków
odurzających), drobnych kradzieży /kleptomania?/, czy burd
ulicznych w ramach protestów o podłożu politycznym/ które sądy
traktują łaskawie wbrew wszelkiej logice?
To się mieści w
określeniu „psucie państwa” i jest to działanie zamierzone.
Destrukcja polega na tym, że mówi się o potrzebie zmian i …
na tym się kończy. Od dziesięcioleci. Wiele wskazuje że nic się
nie zmieni w nadchodzącej kadencji parlamentu.
Opozycja dąży
do przejęcia władzy za wszelką cenę. Nie ma żadnej oferty
programowej, poza zastąpieniem ludzi związanych z ZP swoimi. Wedle
dawnego hasła TQM.