Szukaj na tym blogu

29 października 2023

Kto kogo tumani?

W gdybologii trzeba przyjąć jakieś założenie wyjściowe. W przeciwnym razie kręcimy się wokół własnego ogona.

Z tym jest zasadniczy problem. Lawirować czy mówić otwartym tekstem?
Dużo się mówi, więc spróbuję to skomasować.
Jest nas około 38 mln mieszkających między Odrą a Bugiem.
Do tego trzeba doliczyć posiadaczy polskich paszportów mieszkających poza granicami Polski. Z tego podobno tylko około 10% interesuje się polityką /powiedzmy 4 mln, może coś więcej/. Rozumiem to jako zainteresowanie tym co i dlaczego wokół nas dzieje się tak a nie inaczej?
Prawo wyborcze w tych wyborach miało ponad 29 mln Polaków. Głosowało około 22 mln, z tego 35,4% na ZP i około 53% na KO, Trzecia Droga i Nowa Lewica oraz 7,15% na Konfederację.
W grupie głosujących było około 15% niezdecydowanych i głosujących, z różnych przyczyn, pierwszy raz w życiu. To oni „wypaczyli” wyniki końcowe wyborów. Na kogo oddali swój głos?
Ilu z nich głosowało po 21.00? Do wyjaśnienia jest też ile razy głosowano w różnych komisjach na te same zaświadczenia?
Czy to będzie badane?
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem żeby odpowiedzieć jednoznacznie. Te co najmniej 2,5-3 mln głosów zasiliło konto opozycji, głównie KO. Proste?
To dane orientacyjne.
Z powyższego, przynajmniej dla mnie, wynika że około 18 mln głosowało kierując się czym?
Emocjami, przyzwyczajeniem, owczym pędem, sympatią do kandydata itp. itd.
Trzymając się tego kierunku można spokojnie przyjąć że ta masa nie będzie negatywnie reagować na zachodzące zmiany póki nie odczują znaczącej różnicy między tym co było a co się dzieje.
Tylko wówczas będzie po ptokach, czyli „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”.
Najgorsze jest to, o czym dzisiaj próbują mówić niektórzy fachowcy, że tego trendu nie da się zahamować, a tym bardziej zablokować.
Zakładam że dotyczy to również obecnej ekipy która już wiele razy stawiała nas wobec faktów dokonanych mówiąc „staraliśmy się, ale nie wyszło”, czyli siła złego na jednego.
Wszystko sprowadza się więc do szybkości wprowadzanych zmian. Można być pewnym że nie nastąpi to z dnia na dzień.
Ciekawsze są jednak szczegóły proponowanych zmian.
Powstanie Eurokołchozu to wynik końcowy. Konkretnych zmian traktatowych ma być chyba 65 /to jest płynne/. Szczegóły w notkach poniżej.
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Zmiana-unijnych-traktatow-coraz-blizej-Komisja-przyjela-raport-8635290.html
https://oko.press/szczyt-ue-morawiecki-bruksela
https://demagog.org.pl/analizy_i_raporty/ue-zmieni-traktaty-i-pozbawi-polske-weta-wyjasniamy/
Z tych materiałów jednoznacznie wynika kłamstwo opozycji dotyczące planowanych zmian traktatowych. Prace trwają i trwa wyścig z czasem. Obecny skład KE przy wsparciu PE chce zaawansować te prace żeby uniemożliwić odwrót.
Proste pytanie brzmi: ile jeszcze jesteśmy w stanie wytrzymać, czy raczej znieść?
Optymiści stawiają sprawę inaczej. Skala proponowanych zmian jest taka, że większe szanse są na to że UE się rozpadnie. Od środka. Za duża rozbieżność interesów.
Nie wszyscy zgodzą się na ograniczenie suwerennych praw państw dotyczących weta w kluczowych sprawach dotyczących polityki zagranicznej, migracyjnej czy wymiaru sprawiedliwości. Kuriozalnym jest pomysł ograniczenia liczby komisarzy do 15, co oznacza że tylko 15 państw będzie miało swego reprezentanta, a pozostałe /obecnie 12 państw/ będzie tylko przyjmowało
polecenia do wykonania. Jak to będzie się miało do zasady Omnes homines aequales sunt? 
Jednym z tych pomysłów jest utworzenie wspólnych, unijnych sił zbrojnych.
Przypominam, że ten pomysł ma za sobą lata i jakoś nie może przejść w fazę realizacji.
Teraz będzie inaczej?
Biorąc pod uwagę obecny stan sił zbrojnych w poszczególnych państwach UE trzeba postawić pytanie o skuteczność obrony przed zagrożeniami płynącymi ze wschodu Europy. Europejskie siły zbrojne w założeniu eliminują udział wojsk USA.
Inny pomysł dotyczy wprowadzenia euro dla wszystkich państw członkowskich.
Dotychczas obowiązują pewne kryteria wstępne. Wprowadzenie euro na siłę to prosta droga do bankructwa UE. O to chodzi?
Bardziej martwi mnie że wprowadzenie euro dla Polski będzie oznaczało likwidację NBP, a także przekazanie aktywów w postaci kilkuset ton złota zgromadzonego przez prezesa Glapińskiego,
do skarbca EBC.
Dzisiaj finansowo Polska radzi sobie całkiem nieźle. Tymczasem KE robi bokami. W ostatnich dniach z Brukseli płyną informacje że brakuje pieniędzy na finansowanie zobowiązań wynikających z planów wieloletnich. W podtekście widać jakie jest podłoże blokowania Polsce należnych pieniędzy z KPO.
Powtórzę się ale Polska powinna dawno wycofać się z FO. Nie stać nas na dofinansowywanie bogatszych od nas. Podobnie nie stać Polski na tolerowanie bezsensownego marnotrawienia wspólnych pieniędzy.
Do tego wkrótce mamy zostać tzw. płatnikiem netto składki unijnej.

20 października 2023

Jeszcze nie pora na wnioski.

Wybory i połączenie z nimi referendum wywoływały dyskusję na temat jego celowości. Dlaczego te głosowania połączono? 
Odpowiedź jest z pozoru prosta. Tak jest taniej, a prawo nie zabrania. 
Ważniejsza jest, według mnie, celowość stawiania takich pytań. 
Tu jest pole do popisu dla wszelkiej maści demagogów. Skoro postawione pytania są bez znaczenia, bo odpowiedzi na NIE są według opozycji oczywiste, to dlaczego tyle wysiłku skierowano na zniechęcenie do wzięcia w nim udziału? 
Uważam że chodzi tu o coś ważniejszego. 
Referenda w Polsce nie mają dotychczas najlepszych notowań. Wobec tego trzeba zdecydować się na jakąś odmianę. Albo zrezygnować z tej możliwości /referendum/, albo pracować nad zwiększeniem rangi. Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie jak to zrobić? Czy da się coś zrobić w ramach obowiązującego prawa, czy raczej zmienić prawo? 
Moim zdaniem warto zapoznać się z praktyką np. w Szwajcarii, gdzie referendum jest realizowane czasem częściej niż raz w roku. Ważne jest też obniżenie progu ważności wyniku referendum. 
Nie musi to być udział co najmniej 50% uprawnionych do wzięcia udziału w referendum. Referendum jest dobrowolne, więc wynik powinien odnosić się do liczby uczestników, a nie uprawnionych do głosowania. Ważniejsze jest żeby pytanie referendalne zyskało ponad 50% akceptacji lub negacji uczestników głosowania, w myśl zasady „nieobecni nie mają racji”. 
Inny problem który wymaga prawnego rozstrzygnięcia dotyczy pytania co zrobić z wynikiem pytania referendalnego. Kogo i do czego zobowiązuje? 
Dzisiaj sprowadza się to do deklaracji że rząd postąpi tak albo inaczej, według własnego uznania. Cztery pytania referendalne miały być dla rządu argumentem na określone postępowanie wobec polityki KE. Warto zauważyć że mimo silnej kampanii negatywnej zabrakło niecałe 10% aby uzyskać oczekiwany wynik, czyli uczestnictwo 50% głosujących. Co do oceny merytorycznej pytań to odpowiedzi negatywne były powyżej 96% . Kto więc wykazał się dojrzałością polityczną? Nie znam jeszcze szczegółowych danych, ale przypuszczam że na wynik końcowy „zapracowali” niezdecydowani, którzy dotychczas, z różnych przyczyn, w wyborach nie brali udziału. Coś chcieli zademonstrować, ale nie mam pewności czy ten wynik ich satysfakcjonuje. Kto postąpił słusznie, ci co wzięli udział w referendum, czy ci którzy brzydzili się wziąć kartę referendalną do ręki? 
Nie mogę sobie odmówić przypomnienia kawału z brodą: 
Tata parkuje samochód, a naprowadza go synek który daje polecenia: „ciofaj, ciofaj” Słychać bum, a synek mówi: „teraz wyjdź i ziobać co zlobiłeś”. 
W omawianej sytuacji, jeśli dojdzie do zmiany opcji rządzącej, mamy zagwarantowane że zdanie suwerena nie będzie brane pod uwagę. To trzeba było przewidzieć. Zadeklarował to przed referendum DT „Uroczyście unieważniając referendum”. 
O jego skłonnościach do pajacowania nie muszę przypominać. Podziwiam za to stopień wyprania mózgów jego zwolenników. 
Z Warszawą mam więcej wspólnego niż on.
DT większość życia związał z Trójmiastem, a mimo tego desantował się do stolicy i wygrał w cuglach. Niczego nie obiecał i słowa dotrzyma. 
On tylko potulnie wykona polecenia płynące z Berlina i Brukseli. Jak przystało na Polaka z krwi i kości. Wyborcy którzy poparli jego widzenie otaczającego świata będą przeżywali kolejne rozczarowania. Warunkiem jest przejęcie władzy. 
Nie jestem prorokiem i nie mam jakichś tajnych informacji, ale z każdą godziną widzę jak maleją szanse na to upragnione dorwanie się do fruktów. Nie ma ich tyle żeby starczyło dla każdego chętnego. Dzisiaj opozycja zachowuje się tak jakby świat tylko do nich należał. Zdają się zapominać że w podziale łupów obowiązują zasady których złamać się nie da. 
W tym miejscu przypomnę że wszystko zależy od tego kto będzie miał palmę pierwszeństwa w tym wyścigu. Jeśli będzie to skuteczny negocjator może się okazać że reszta będzie oglądać jego plecy. Tylko czy opozycja będzie zdolna po raz kolejny przełknąć gorzką pigułkę? 
Tej odpowiedzi nie znam. Nie tylko ja. 
W ferworze trwającej dyskusji zwrócę uwagę na rolę jaką odgrywają w niej polskojęzyczne media. Szczególnej uwadze „polecam” stronę msn.com. To manipulanci pierwszej wody. Tylko ślepy i głuchy może twierdzić że w sposób obiektywny przedstawiają rzeczywistość powyborczą w Polsce. One tą rzeczywistość kreują i wielu odbiorców ten obraz kupuje. Nie mogę porównać z TVN bo nie oglądam. 
Niestety nie zdają sobie sprawy ze skutków dla Polski i dla siebie. Bo to co obserwujemy nie dzieje się w interesie Polski. Tu nic nie ulega zmianie od lat.

O mały włos zapomniałbym o pewnym szczególe. Jest ich na pewno więcej, ale teraz wyciągam ten jeden. Chodzi o RKW /Ruch Kontroli Wyborów/. Miał zapobiec przewałom przy urnach wyborczych. Dziwnym trafem, ani podczas wyborów, ani po wyborach, nikt nie wspomina o ich istnieniu. Powstaje więc pytanie, czy RKW działał, czy stwierdził nieprawidłowości, czy zgłosił je do PKW? Jest też inne pytanie jak przedstawiciele RKW reagowali na postępowanie członków komisji zadających pytania o potrzebę wydania kompletu kart /wybory+referendum/? Na miejscu nie mogli nic zrobić bo nie mieli prawa. Na takie pytania uzyskamy odpowiedź dopiero po zakończeniu prac w Sądzie Najwyższym, czyli w styczniu 2024. Są już pierwsze sygnały że SN na brak zajęcia nie będzie narzekał. Chyba że hurtem orzeknie że nie miało to znaczącego wpływu na końcowy wynik wyborów/referendum.

19 października 2023

I po wyborach.

Dzień po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów przez PKW niby powietrze zeszło, ale za kulisami jest ruch w interesie, a bardziej stroszenie piórek. Opozycja nadrabia miną bo tak naprawdę jeszcze nie ma nic. 
Jakie praktyczne znaczenie ma najlepszy wynik DT uzyskany w Warszawie? Więcej emocji wzbudza to kto dostał się do Sejmu/Senatu a kto nie i dlaczego? 
Opozycja, jak zwykle, ma trudności w zrozumieniu spraw elementarnych. Doskonale rozumieją, ale próbują manipulować.

Wybory wygrało jedno ugrupowanie i ono ma prawo, w pierwszej kolejności, tworzenia rządu. Opozycja zajęła kolejne miejsca i musi czekać. Czy doczeka? Głowy nie dam.
Koalicja opozycji powstała po ogłoszeniu wyników wyborów i póki co nikogo do niczego to nie zobowiązuje. Pisemnej umowy koalicyjnej nie ma i nie wiadomo czy i kiedy będzie.
Odbyło się spotkanie MM i PAD. Szczegółów brak. Na pewno nie było spotkania DT i PAD.
Nie pomaga nadymanie się i pohukiwanie DT. Nic więcej nie potrafi. Za to musi świecić oczami za wypowiedzi w toku kampanii wyborczej o swych możliwościach w Brukseli.
Spotkania PAD, o których niektórzy mówią kurtuazyjne, odbędą się w przyszłym tygodniu.

Mam dużą nadzieję że nie dojdzie do utworzenia rządu z kandydatów przywoływanych przez media po stronie opozycji.
Tylko bez nazwisk, to nie program rozrywkowy.
Ciekawi mnie w jakim tempie będzie następowało otrzeźwienie opozycji? Czy to poskutkuje wcześniejszymi wyborami, czy nie będzie takiej potrzeby?
Dotychczas rządzący muszą posypać głowy popiołem, ale sama chęć przejęcia władzy przez opozycję, wyrażona 8 gwiazdkami to zdecydowanie za mało. Tam jest zwyczajnie za dużo wodzów, a za mało Indian. Teraz trzeba rządzić a nie tylko pałać żądzą odwetu.
Za co?
No i aktualne jest moje oczekiwanie na protesty wyborcze. Te mogą się pojawić dopiero po wydrukowaniu i opublikowaniu Dziennika Ustaw z wynikami wyborów do Sejmu i Senatu.
Protesty będą, ale ważne czego będą dotyczyć i jak je potraktuje Sąd Najwyższy. Ten ma czas do stycznia 2024.

Zanim cokolwiek się stanie rząd MM powinien wyjaśnić powody unieruchomienia, przed wyborami, dystrybutorów paliwowych na stacjach ORLEN-u. Kto zawinił? Raczej kto wpływał na wywieszanie kartek NIECZYNNE/AWARIA gdy paliwo było i dystrybutory działały? Ważna jest lokalizacja tych wyłączeń. Czy te wyłączone w pobliżu TVN na Wiertniczej, na ul. Powsińskiej padły przypadkowo?
Sądząc po wrzasku medialnym opozycji i deklarowanym poparciu płynącym zza Odry, opozycja nie jest pewna swego, a jest za słaba na tworzenie faktów dokonanych.

12 października 2023

Dlaczego ZP musi wygrać te wybory?

W tym tonie jest sporo wypowiedzi.. Widocznie coś jest na rzeczy. 
O tym że jest nie muszę przekonywać. Daleki jestem od popadania w czarnowidztwo, ale też daleko mi dzisiaj do optymizmu.  Powiedzmy że jestem realistą.

Niepokoi mnie utrata instynktu samozachowawczego naszego społeczeństwa. Jest przy tym podatne na destrukcyjną propagandę.
Fachowcy uważają że losami Polski interesuje się co najwyżej 10% naszych współobywateli.
A co z resztą? Zainteresowania tej reszty falują. Reaguje tylko wtedy gdy sytuacja wpływa bezpośrednio na ich interesy osobiste.
W pozostałych postępują zgodnie z powiedzeniem „nie moje małpy, nie mój cyrk”. Do pewnego stopnia to może działać.
Co jakiś czas następuje wyłom i trzeba dokonać samookreślenia.
To czas wyborów.
Wtedy widać czym kierują się wyborcy.
Więc czym?
Na pierwsze miejsce wysuwa się chyba ocena przydatności kandydata dla miejscowości z której kandyduje. Dlatego ci, przed wyborami, starają się przypomnieć jak wyglądają i co dla danej społeczności pożytecznego zrobili. Kryterium jest też nazwisko i przynależność partyjna.
Pośrednio oznacza to co kandydat może załatwić dla tej społeczności/
Inaczej sytuacja wygląda w dużych aglomeracjach gdzie kandydaci są zasadniczo anonimowi.
Tu kryterium jest owczy pęd zwany też wspólnotą środowiskową. Na kogo w dobrym tonie jest oddać głos? Decyduje presja środowiska.
Dodam jeszcze że do takich okręgów wyborczych delegowany jest „desant”, czyli ludzie wystawiani przez centralę jako pewniaki. To nie zawsze się sprawdza.
Mieszkam w tzw. obwarzanku warszawskim i na rozwieszanych plakatach i banerach widzę tych kandydatów. Oprócz weteranów są nowe twarze, ale na dalekich miejscach list. To jeszcze o niczym nie świadczy bo z poprzednich lat pamiętam że wchodzili kandydaci którzy zebrali po kilkaset, czy kilka tysięcy głosów, a przepadł kandydat który uzyskał blisko 150 tysięcy głosów. Niektórym udawało się wejść do parlamentu na znanym nazwisku. To też działa.
O szansach poszczególnych formacji nie wypowiadam się bo własnych analiz nie prowadzę, a publikowane są faktycznie zasłoną dymną.
Poza tym decyduje frekwencja w dniu wyborów, a ta zależy chociażby od pogody.
Teraz trwa analizowanie szans. Partie czy koalicje? Próg wyborczy dla jednych i drugich jest inny.
Na deser jeszcze coś. Misję utworzenia rządu otrzymuje najpierw partia która uzyska najwięcej głosów. Dopiero brak sukcesu da drogę wolną następnej partii w kolejce. Jeśli i tu zabrakłoby sukcesu mamy w perspektywie na wiosnę nowe wybory.
Tymczasem musimy w zdrowiu i spokoju przetrwać tydzień.
W kampanii wyborczej dużo się mówi o celowości uczestnictwa w wyborach i połączonym z nimi referendum. Tu już nic nowego nie powiem. Skoro wynik nie ma znaczenia po co ta zmasowana agitacja zniechęcająca do udziału w referendum?
Mam za to zadanie dla wszelakiej opozycji.
Zanim pójdziecie na te wybory, albo nie pójdziecie, zastanówcie się czy was stać na poniesienie skutków swej decyzji? To dotyczy oddania głosu na wszystkie formacje, poza ZP.
Wszystkie, bo mają jeden cel, uwalić PiS. W zamian nie oferują nic poza TQM.
Tylko dlatego uważam że ZP powinna wygrać zdecydowanie, z czystej przekory. Przynajmniej wiadomo czego po nich oczekiwać. Argumenty racjonalne były podane wielokrotnie.
Idąc za ciosem mamy do obsłużenia referendum na które możemy się wypiąć, odpowiedzieć 4xTAK, albo 4xNIE. Możliwe są kombinacje zależne od indywidualnej fantazji
Teraz proponuję spojrzeć na możliwe skutki podjętej decyzji.
To nie jest tak że wasz głos nie ma znaczenia. Nie jest sztuką niczego nie obiecać i słowa dotrzymać. Brak jakiejkolwiek deklaracji pod adresem wyborców nie oznacza że kandydat, w razie uzyskania mandatu, będzie działał w naszym interesie.
Dawno temu w debacie przypomniano że nie ma darmowych obiadów. Oznacza to tylko że obowiązuje swego rodzaju handel wymienny. Coś za coś.
Jak dalece ufamy temu na kogo oddajemy swój głos?
Według stanu na dzień dzisiejszy mamy jedno ugrupowanie narodowe, lista nr 4 i w opozycji pozostałe listy z których wiodąca jest lista nr 6. Jeżeli wygra lista nr 4 to lider lub osoba przez niego wskazana, dostanie misję utworzenia rządu.
W tym miejscu jest pierwsza niewiadoma. Jaki będzie stan posiadania? To zależy od rozkładu głosów na pozostałe listy. Pojedyncze ugrupowania muszą przekroczyć próg 5%, a koalicje 8%.
Najbardziej pewne swego są listy nr 4 i 6. Pozostałe będą żyć w niepewności do oficjalnego ogłoszenia wyników wyborów. Te zadecydują o ostatecznym podziale mandatów.
Wówczas może dojść do targów kto z kim? Może ale nie musi.
Glosy oddane na ugrupowania które nie przekroczą wymaganego progu zasilą konta wygranych, czyli list nr 4 i 6. Kto jeszcze dołączy do grona szczęśliwców? Tego nie wiadomo. Pełna futurologia.
Dzisiaj mówi się że opozycja mogłaby wygrać wybory w cuglach gdyby zjednoczyła swe siły. Rzecz w tym że do zjednoczenia nie dojdzie bo jest za duża rozbieżność interesów.
Wiele wskazuje na to że mamy zagwarantowaną awanturę po ogłoszeniu wyników wyborów.
Tu wszystko będzie zależało od postawy sędziów Sądu Najwyższego.
Wszystko rozstrzygnie się w tym tygodniu. Nie wpłynęła znacząco poniedziałkowa debata w TVP.
Moim zdaniem decydujące znaczenie powinno mieć stanowisko komitetów wyborczych do paktu migracyjnego który przygotowuje KE.
Praktycznie od 2015 roku Polska jest w UE na cenzurowanym. KE stosuje wobec Polski nieustanną tresurę, notorycznie łamiąc przy tym prawo unijne. W ten sposób zamierza przepchnąć pakt migracyjny.
Perfidia tych działań polega na tym że Polska nie otrzymała żadnego wsparcia materialnego za przyjęcie pod swój dach blisko 1,5 mln uchodźców z Ukrainy /łącznie przez Polskę przeszło ponad 8,5 mln uchodźców ukraińskich/.
Mamy za to pod groźbą kar finansowych partycypować w zagospodarowaniu nielegalnych uchodźców przebywających w państwach basenu Morza Śródziemnego oraz w Niemczech.
Spór merytoryczny dotyczy tego czy są to nielegalni uchodźcy, czy jak uważa opozycja, azylanci? Tylko kto? Kiedy? Na jakiej podstawie? Udzielił tego azylu?
Musimy dokonać wyboru, albo walczyć do upadłego o swoje stanowisko w kwestii relokacji, albo zgodzić się na warunki KE. KE tak się rozochociła że podniosła stawkę za każdą odmowę z 20 na 30 tysięcy euro.
Miniony tydzień przyniósł nowy problem w postaci wojny w Izraelu. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo wzrostu liczby uchodźców z tych terenów, oczywiście Palestyńczyków, którzy skierują się do Europy. Kto ich weźmie na utrzymanie?
Dzisiaj tylko ZP deklaruje że nie zgodzi się na warunki KE. Pozostałe komitety albo kluczą albo wprost twierdzą że przyjęcie tysięcy uchodźców to żaden problem skoro utrzymujemy tylu Ukraińców. Są ślepi i głusi na przykład krajów skandynawskich które przyjęły zaledwie kilka tysięcy uchodźców /Finlandia/,a ci niczym wino w Kanie Galilejskiej rozmnożyli się w stopniu zagrażającym stabilności państwa.
To nie jedyne „osiągnięcie” opozycji. Ich eksperci, byli wojskowi, kwestionują celowość zakupów uzbrojenia dokonywanych przez obecny rząd. Posuwają się nawet do tego że mogą zerwać podpisane już umowy.
Czym według nich mamy się bronić przed agresywnymi zapędami Rosji? Czy można poważnie traktować brednie że 50% zakupów uzbrojenia mamy realizować od przemysłu krajowego?
Ten przemysł po latach zapaści wymaga odbudowy i rozbudowy, a efekty będą widoczne po latach. Teraz nie możemy czekać.
Dawno temu jeden z wielkich polityków powiedział że jeśli pożałujecie pieniędzy na własną armię, będziecie utrzymywać obcych.
Uchylając się od wszelkich deklaracji, zwłaszcza dotyczących finansów, opozycja idzie na łatwiznę. Gdyby po wyborach przejęła władzę, może z czystym sumieniem, jak na oportunistów przystało, kasować wszelkie wydatki zaplanowane przez rząd MM. Zgodnie z niegdysiejszą opinią JVR „piniendzy ni ma i nie bendzie”. Do tego trzeba dodać wypowiedź słynnego, już nieboszczyka, że rząd zawsze się wyżywi.

07 października 2023

Możemy liczyć tylko na wdzięczność psa.

Mam problemy z oceną postępowania wobec nas Ukraińców.
Jeden dotyczy postępowania na poziomie czynników rządowych, a drugi relacji międzyludzkich.
https://www.youtube.com/watch?v=Wlaylb_1BPo 
Jak to oceniać? Na dzisiaj wygląda że wyszliśmy na frajerów.
Na tym powinienem zakończyć.

Nie jesteśmy pragmatyczni. To tyle. Kierowaliśmy się odruchem serca, a zostaliśmy potraktowani jak … no właśnie?
Argument był właściwie jeden. Ukraina walczy w obronie własnej, ale również za wolność waszą i naszą. To prawda. Tylko po pierwsze Ukraina nie jest w NATO ani w UE. Po drugie zanim FR ruszy dalej na zachód upłynie trochę czasu w którym nie wiadomo co się wydarzy. Dlatego Polska uznała że najpierw trzeba liczyć na siebie.
W samej Ukrainie nie ma 100% zgodności co do celowości prowadzenia tej wojny. Sympatie prorosyjskie to nie przysłowiowy margines społeczeństwa ukraińskiego.
Gdyby zakusy FR zostały skierowane za jej zachodnią granicę warto postawić pytanie jak wówczas zachowają się nasi sojusznicy z NATO, zwłaszcza Niemcy? Czy nie wrócimy do teorii dwóch wrogów? Czy Niemcy są dla nas tak samo stabilnym sąsiadem jak Ukraina?
Pomagając Ukrainie Prezydent i rząd podejmowali samodzielne decyzje bez pytania o stanowisko suwerena. Jednak skutki tych decyzji będzie do końca ponosił suweren. Tak było, jest i będzie.
Z przykrością stwierdzam, że nasi przywódcy okazali się naiwni jak przedszkolaki. Zadziałali spontanicznie. Zadysponowali jednoosobowo czymś co nie było ich własnością. To jest własność Narodu. Dyspozycje nastąpiły bez żadnego zabezpieczenia prawnego.
O tym, że coś jest nie tak wiadomo było wcześniej. To nie tylko sprawa żądania przez Ukrainę cła za przekazane przez Polskę czołgi dla armii ukraińskiej.
Nie do końca wiadomo co się kryje za aferą zbożową.
Były uzgodnienia w sprawie wywozu zboża z Ukrainy. Miała być pomoc USA i KE, a skończyło się, można powiedzieć, jak zawsze.
W Polsce rolnictwo stoi na tyle dobrze że w zakresie produktów rolno-spożywczych jesteśmy samowystarczalni, a ponadto eksportujemy nadwyżki. Zboże ukraińskie jest nam zwyczajnie niepotrzebne. Ściślej rozwala rynek wewnętrzny.
Utrzymaliśmy zgodę na tranzyt, natomiast w porozumieniu z KE, nałożyliśmy embargo na import tego zboża do Polski. Te ustalenia obowiązywały do 15 września, a KE nie zgodziła się na przedłużenie embarga. Kto miał na tym skorzystać?
W tym momencie wylazło szydło z worka. Polska utrzymała embargo wbrew KE do końca tego roku.
Ukraina i KE „przypadkowo” zapomniały że podstawowy szlak wywozu zboża odbywa się drogą morską z portów Morza Czarnego. Drogami lądowymi wywozi się mniej i koszty są wyższe. Poza tym infrastruktura drogowa i techniczna nie jest przygotowana do obsługi tego, w sumie doraźnego zadania.
Transport morski realizowano póki godziła się na to Rosja. To uzgodnienie też było terminowe.
Nic nie trwa wiecznie. Porozumienie przestało obowiązywać i nikt nie jest w stanie doprowadzić do jego wznowienia. Tymczasem kończą się tegoroczne żniwa i problem wywozu ponownie przybiera na sile.
W tym momencie Ukraina wykonała głupi ruch. W czyim interesie? Złożyli skargę do WTO na Polskę że blokuje import ukraińskiego zboża.
Więc nieśmiało pytam się co konkretnie zrobiła Ukraina i jej poplecznicy żeby udrożnić szlak morski? Poinformowano zainteresowanych że rozmowy z FR nie dają pozytywnego rezultatu.
Pokazano w sposób przekonujący, przynajmniej dla mnie, że w tym sporze najmniej chodzi o upchnięcie zboża z magazynów Ukrainy. Wystarczy śledzić decyzje KE. Chodzi o rozwalenie rynku rolnego Polski, a może przy okazji innych państw frontowych.

Ostatnie dni pokazują że Ukraina zdała sobie sprawę ze swej głupoty politycznej i zawiesiła skargę do WTO, ale jej nie wycofała. To ma być poważny partner?

Nie zabezpieczyliśmy się wobec Ukrainy i nie mamy żadnego zabezpieczenia wobec KE która próbuje nas wrobić w pakt migracyjny. Zakładam że nie wszystko stracone.
Mało prawdopodobne jest że Ukraina jest cwańsza niż my, USA czy Niemcy? Oznaki przelicytowania już widać.
Nie mam pojęcia jakie scenariusze będą realizowane w najbliższej przyszłości, nie mówiąc o docelowych.
O rychłym zakończeniu wojny, z konkretnymi rozstrzygnięciami, nie ma mowy. Każde inne rozwiązanie to strata dla Ukrainy.
FR nie zrezygnuje ze swoich planów, nawet jeśli Putina zastąpią nowszym modelem.
W wojnie na wyniszczenie mają większe szanse niż Ukraina.
Ukraina ma zasadniczy problem polegający na tym że upływ czasu działa na ich niekorzyść.
Po prostu maleje zainteresowanie świata trwającą wojną a tym samym będzie malało realne poparcie, militarne i finansowe, dla Ukrainy.
Między bajki wkładam przyspieszenie przyjęcia Ukrainy do NATO i UE. Tu decydują względy formalne i proceduralne.
Dla porządku przypomnę że po wyborach na Słowacji stanie się ona kolejnym państwem sceptycznym wobec bezwarunkowej pomocy Ukrainie. Czy Zełenski i jego ekipa tego nie widzi?

Reasumując, obecna sytuacja pokazuje że Polska podejmuje jedynie słuszne działania przyspieszając rozbudowę własnych sił zbrojnych. Jest wielki wysiłek, ale innej drogi nie ma. Można tylko narzekać że są to działania opóźnione w czasie. Oby nie spóźnione.
Nasza sytuacja będzie w miarę stabilna póki USA będą widziały swój interes w tej części Europy. Jeśli się wycofają, decydentem pozostaną Niemcy.

O ich interesach wiemy wystarczająco dużo. Wiemy też że w żadnym punkcie nie są zbieżne z interesami Polski.
Takie stanowisko przez lata skutecznie wyciszano. Mleko się rozlało gdy Polska zaczęła metodycznie domagać się od Niemiec reparacji wojennych za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką. Sprawa stała się podwójnie kłopotliwa w związku z trwającą wojną na Ukrainie. Mówi się coraz częściej że FR będzie musiała w przyszłości płacić reparacje Ukrainie. To temat przyszłościowy bo wojna trwa, jej końca nie widać i nie bardzo wiadomo w jakim trybie miałyby być nałożone te reparacje na Rosję? Zakończenie wojny Rosji nie w głowie. Może ją zawiesić, zamrozić, ale nie zakończyć. Zmusić do zakończenia wojny nie ma komu. Za duża rozbieżność interesów.
Straszeniem przez Zełeńskiego że wojna w przyszłości przekroczy granice Ukrainy dzisiaj specjalnie nikt się nie przejmuje.
Czy słusznie? Tego chyba nikt nie wie.
Dzisiaj problem sprowadza się do tego kto kogo bardziej może nastraszyć. Straszakiem FR jest użycie broni atomowej. Tego świat panicznie się boi. To brzytwa w rękach małpy. To jest pokerowa zagrywka Rosji, bo doskonale wie że spotka ją odwet. W wojnie konwencjonalnej nie ma szans. Wszystko zależy od tego jak długo wojna na Ukrainie będzie przez świat traktowana jako lokalna operacja specjalna, co jest wierutną bzdurą jeśli uświadomimy sobie ile państw jest zaangażowanych jawnie w pomoc sprzętową i nie tylko.

01 października 2023

Koszty wojny na Ukrainie.

Pieniądze, zwłaszcza duże, lubią ciszę.
W dzisiejszych czasach ile by ich Polska nie miała, zawsze będzie za mało. Powodem są chociażby gigantyczne wydatki na wojsko,
na zakupy uzbrojenia. Wielu zdążyło zauważyć że wolność i suwerenność nie ma ceny. 
Zakupy nie są jednorazowe, są rozłożone na lata, ale kwoty nie są wyjmowane z bankomatu. Przeważająca część tych wydatków nie jest ujęta w budżecie na ten rok, ani na lata następne. Musimy zaciągać pożyczki i kredyty, przy tym obsługa bankowa tych kredytów i pożyczek też kosztuje i nie są to kwoty symboliczne. Na darowizny nie możemy liczyć bo nie ma darmowych obiadów. Wszystko robimy z myślą że trzeba to będzie spłacać. 
Innego wyjścia nie ma. Nadrabianie zaległości kosztuje, a armie buduje się latami.

Inne zasady obowiązują przy zakupach we własnym przemyśle zbrojeniowym, a inne przy imporcie. W imporcie obowiązują jeszcze bardziej złożone zasady.
W czasach pokojowych to producenci zabiegają o klienta.
Teraz są niespokojne czasy i jest koniunktura na zakupy uzbrojenia. Nie przekłada się to wprost na zdolności produkcyjne. Tych nie można zwiększyć z dnia na dzień. Wydłużają się kolejki oczekujących na swój towar, a ponadto jest okazja na podnoszenie cen.
W korzystnej sytuacji są tzw. stali klienci oraz kupujący duże ilości sprzętu. Możliwe są transakcje wiązane, czyli tzw. offset.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Offset_(handel_zagraniczny)
Jeżeli zakupy są przemyślane można koszty własne minimalizować poprzez uzyskanie zgody na szkolenie obsług, własny serwis, remonty, produkcję części i podzespołów do zakupionego urządzenia. Może to być też produkcja amunicji itd.
Taką transakcją jest umowa z Koreą Południową. Prawdopodobną korzyścią Korei Płd. jest wejście na rynek europejski.
Jeżeli w grę wchodzi nie tylko biznes możliwe są zakupy kredytowane prze państwo sprzedające.
Z taką sytuacją mamy ostatnio do czynienia w umowach z USA które od lat praktykują ten model w ramach programu FMF
https://www.pap.pl/aktualnosci/usa-udzielily-polsce-pozyczki-o-wartosci-2-miliardow-dolarow-na-wsparcie-modernizacji-0
Wśród członków NATO próbuje się wprowadzić zasadę, że każde państwo przeznaczy co roku minimum 2% budżetu na zbrojenia.
Są państwa, wśród nich Polska, które wydają więcej.
Niestety są i tacy dla których te 2% to za dużo. Uważają że są sprawy dla nich ważniejsze.
Do tej grupy należą Niemcy. Jest to o tyle ciekawe, że Niemcy dążą do utworzenia europejskich sił zbrojnych jako alternatywy dla NATO. Oczywiście w tych siłach wiodącą rolę odgrywałyby Niemcy. Pomysł nie jest nowy. Już lata temu był pomysł utworzenia UZE
https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_Zachodnioeuropejska którą ostatecznie rozwiązano w 2010 roku. Wyobrażenie o skuteczności i realności takich sił daje zaangażowanie Niemiec w pomoc militarną walczącej Ukrainie. Niemcy w tym roku przeznaczają na zbrojenia 1,57% budżetu. Armia liczy łącznie nieco ponad 180 tysięcy żołnierzy.
Kwotowo jest to sporo. Gorzej z jakością sprzętu.
Na ćwiczeniach, w warunkach pokojowych może to wyglądać zadowalająco. Niestety, wojna ma swoje prawa. Niemiecki sprzęt przekazywany Ukrainie pozostawia wiele do życzenia.
Chodzi o jego przydatność na froncie.
Faktem jest że Niemcy nie przekazują swego najlepszego, ale robią sobie złą reklamę.
Nieoczekiwanie zaczyna się mówić o problemach wojsk rosyjskich które odczuwają trudności nie tylko z powodu ponoszonych strat, ale również ograniczonych możliwości korzystania z tego co jeszcze mają. Takim problemem, po miesiącach walk, stał się sprzęt artyleryjski, ściślej lufy dział które z zasady mają określoną żywotność. Poza skrajnym przypadkiem /rozerwanie lufy przy wystrzale/ następuje zmiana kalibru co powoduje pogorszenie skuteczności strzału.
Jeszcze niedawno problemem był brak amunicji, a teraz doszło zużycie luf.
Problem będzie narastał bo produkcja nowych jest minimalna w stosunku do potrzeb.
https://dorzeczy.pl/opinie/487443/ekspert-opisal-powazny-problem-rosji-z-lufami-do-haubic.html
Widać że problemy logistyczne kumulują się po obydwu stronach frontu. Co z tego wyniknie? Trudno przewidywać. FR napotyka poważne trudności ponieważ sojusznicy odmawiają wsparcia. Z kolei Ukraina ma teoretyczne szanse na pomoc z zewnątrz, ale realia są gorsze.
Pomoc jest, ale za mała w stosunku nie tylko do oczekiwań ale i potrzeb pola walki.
Rozwiązań zastępczych jeszcze nie wymyślono.
Za tym wszystkim kryją się pieniądze. A gdzie miejsce na rozsądek?
Dzisiaj decyduje urażona ambicja.
Wojna trwa i kiedyś się skończy. Wówczas przyjdzie czas na wyciąganie wniosków.
Pierwsze już są i spędzają sen z powiek sztabom wojskowym i politykom.
Zaczyna się wojna robotów. Czym to się skończy? Dawno temu słyszałem opinię że po zakończeniu III wojny światowej wrócimy do epoki kamienia łupanego.
Nie można zapominać że problemy finansowe dotyczą również Ukrainy. Niszczenie infrastruktury Ukrainy dotyczy także przemysłu zbrojeniowego. Mimo tego kontynuowana jest produkcja, a także dowiadujemy się o nowych rodzajach uzbrojenia wprowadzanych do walki. Zmartwieniem jest skala tej produkcji.
Poza tym Ukraina próbuje nawiązać współpracę z producentami z innych państw jej sprzyjających. Pojawiła się taka informacja Zełenski rozmawia z Zachodem o przyszłości Ukrainy. Bez udziału Polski (msn.com) Wynika z niej że Zełenski kontynuuje bojkot Polski. Według mnie nie jest to dziwne, ale zwyczajnie głupie.
Ostateczna ocena zależy od motywacji tych zachowań. Uznali że z Polski więcej nie wycisną?
Zapominają że szanse na zwycięskie zakończenie wojny są znikome. FR przygotowuje się do wojny wieloletniej, a kontynuowanie jej przez Ukrainę możliwe jest wyłącznie przy aktywnej pomocy Polski. NATO i KE wszystkiego na nas nie wymuszą.
Coraz częściej widać że kolejne ruchy na Ukrainie są wymuszane przez USA którym nie w smak jest marnowanie udzielanej pomocy materialnej i finansowej. Nie wszystko odbywa się w świetle jupiterów.
Wydaje mi się że na realną ocenę trzeba poczekać przynajmniej do naszych wyborów parlamentarnych. Może wówczas zostaną odkryte karty.

Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?

  Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...