Szukaj na tym blogu

05 kwietnia 2025

O co chodzi w relacjach Polski z Ukrainą?

 

Ten wątek, w różnych odsłonach pojawia się w mediach od kilkunastu miesięcy.
Jednocześnie brak jest klarownej deklaracji /odniesienia się do sytuacji/ po stronie polskiej i to zarówno za rządów ZP jak i obecnej koalicji 13 grudnia. W to co czytam nie do końca wierzę.
Z czego wynika taka postawa polityków ukraińskich, z ich prezydentem na czele?
A co sądzić o postawie naszych polityków z PAD na czele?
Odpowiedzi jednoznacznej nie znam, ale możliwe są różne jej warianty.
Wśród Ukraińców utrwaliło się przekonanie że oni walcząc z Rosją bronią nie tylko swej ojczyzny, ale bronią Europy przed agresją Rosji.
Dyskusja na ten temat może nie mieć końca.
Co jest prawdą a co tylko chwytem propagandowym?
Wojna, co zrozumiałe, spowodowała masową ucieczkę Ukraińców z zagrożonych terenów.
Dokładnej liczby nie znamy, a szacunkowo ocenia się że Ukrainę opuściło ponad 8,5 mln mieszkańców. Siłą rzeczy powstaje pytanie ilu z nich wróci do kraju gdy ustaną działania wojenne? Trwająca wojna powoduje przecież określone skutki społeczne.
Różnie można oceniać patriotyzm Ukraińców. Jednocześnie nie wszystkie opinie można znaleźć w mediach.
To państwo nie jest monolitem.
Ilu, proporcjonalnie do liczby ludności, walczy na froncie? Jak liczna jest armia ukraińska?
https://kresy24.pl/ukrainska-armia-liczy-900-tys-zolnierzy-ilu-z-nich-walczy-na-froncie/
Wojna trwa ponad trzy lata i jest oczywiste że na froncie trzeba zmieniać obsadę okopów.
Dowództwo ukraińskie skarży się że są z tym problemy. Jednocześnie w mediach przewijają się informacje że poza granicami Ukrainy jest około 400-500 tysięcy potencjalnych poborowych którzy uchylają się od obowiązku walki za ojczyznę. Jaka jest ich motywacja?
Podobny problem jest po stronie Federacji Rosyjskiej.
Różnica polega na tym że FR ma przewagę liczebną. Do tego dochodzi realne wsparcie FR ze strony wojsk Korei Północnej. Zarówno w sile żywej jak i sprzętowe.
W ostatnich miesiącach sytuacja na linii frontu zmieniła się w ten sposób że Ukraina atakuje skutecznie cele w głębi Rosji. Oczywiście Rosja robi dokładnie to samo tyle, że od samego początku wojny.
Trwa wojna na wzajemne wyniszczenie. Jednocześnie żadna z walczących stron nie jest w stanie uzyskać widocznej przewagi, a tym bardziej ustąpić. Motywacja jest różna.
Po wyborach w USA nowy/stary prezydent Trump chce doprowadzić do przerwania działań wojennych, do rozejmu, a w perspektywie do pokoju. Zadanie trudne, a w ocenie wielu niewykonalne.
Ze strony USA nie jest to działalność charytatywna.
Po stronie rosyjskiej jest to dążenie do odtworzenia ZSRR, a po stronie Ukrainy zachowanie integralności terytorialnej. W tym przypadku jest to trudne i raczej niewykonalne.
Ukraina o własnych siłach nie odzyska utraconych terytoriów, a na pomoc z zewnątrz nie ma co liczyć. Powód jest prozaiczny. Nie należy do żadnego paktu wojskowego ani gospodarczego.
USA próbują stworzyć sytuację do zawieszenia broni, ale napotykają na trudności stwarzane przez państwa europejskie, głównie Niemcy. Jest to zachowanie z pozoru dziwne ponieważ Rosja nie ma zamiaru negocjować w sprawie Ukrainy z UE a NATO nie chce angażować się w wojnę gdyż w ocenie sztabowców to prosta droga do III wojny światowej, a na to świat zachodni nie jest przygotowany.
Rosja, przynajmniej na razie, jest pewna swej bezkarności bo wsparcie Ukrainy przez świat zachodni jest raczej deklaratywne, w stosunku do potencjalnych możliwości. Teraz chodzi bardziej o poprawę swego samopoczucia. Zresztą, zwłaszcza USA, nie kryje się z poglądem że lepiej wspierać Ukrainę materialnie niż wysyłać tam własnych żołnierzy.
O ile Rosja zgodziłaby się na jakiś rozejm czy zawieszenie broni problemem jest wprowadzenie wojsk rozjemczych. Skąd miałyby być te wojska i w jakiej ilości je wprowadzić żeby rozejm był skuteczny?
Tu widać słabość UE i niestety NATO. Do obsadzenia strefy demarkacyjnej potrzeba, w ocenie fachowców, 170-200 tysięcy żołnierzy. Aktualne możliwości NATO to około 30 tysięcy.
Do tego trzeba dodać że, zdaniem społeczeństwa polskiego, nie powinniśmy jako sąsiad, wysyłać na Ukrainę swoich żołnierzy. Nie jesteśmy pod tym względem odosobnieni. Podobne stanowisko reprezentują też inne państwa europejskie.
Taka jest logika zdarzeń. Musimy w pierwszej kolejności dbać o własne bezpieczeństwo.
W dzisiejszych realiach granicę bezpośrednią z Rosją mamy na północy, z enklawą królewiecką, a na wschodzie to granica z Białorusią która tworzy ZBiR.
Mimo swoich agresywnych zapędów Rosja nie jest w stanie ruszyć przeciwko NATO.
Nie wyklucza to jednak możliwości działań sabotażowych i terrorystycznych. Trwający od lat desant kolorowych przez białoruską granicę jest tego najlepszym dowodem.

Trudna do wytłumaczenia, przynajmniej dla mnie, jest postawa władz Polski które nie chcą postawić sprawy na ostrzu noża. Białoruś ma takie położenie geopolityczne że całkowite zamknięcie granicy z Polską szybko doprowadziłoby do normalizacji sytuacji na granicy.
Problem jest znacznie szerszy bo transport kolorowych z granicy białoruskiej na zachód Europy ma skuteczne wsparcie „niewidzialnej ręki”. Nie czarujmy się, to zorganizowany biznes, podobnie jak transport morski tych „ochotników” z Afryki przez Morze Śródziemne.
Rżnięcie głupa przez polityków tego nie zmieni.
W mojej ocenie politycy dawno się pogubili. Nie wiadomo kto komu i dlaczego robi na złość.
W mediach można znaleźć informacje że w Europie jest już co najmniej 4,5 miliona ludzi z Afryki i Azji, a także z Ameryki Południowej, którzy szukają w Europie łatwiejszego chleba dla siebie i swych rodzin.
Nie wszystkich z nich należy „pakować do jednego wora”. Są wśród nich poszukujący pracy zarobkowej, ale są też „misjonarze” mający szerzyć w Europie kult Allacha.
W tym aspekcie sprawy zaszły tak daleko że nie można przejść obok obojętnie. Ci „misjonarze” są bezgranicznie przekonani że robią to dla dobra Europejczyków, nawet jeśli będą nas nawracali wbrew naszej woli.
Niestety, Europa nie dojrzała jeszcze do skutecznej samoobrony, a może już spasowała?
Tego nie wiem. Polska jeszcze próbuje się bronić. Broni się społeczeństwo, bo z politykami to jest różnie. Krótkowzroczność polityków obróci się przeciwko nim, ale wyrządzonego zła nie uda się naprawić.
Istota problemu tkwi w tym że obcy przybywający do nas powinien bezwarunkowo zaakceptować zastany porządek prawny i moralny. Nie ma prawa narzucać nam swojego.
Ten desant ma jednak charakter zorganizowany. Ktoś za to płaci, ktoś tym kieruje i ktoś oczekuje zamierzonych efektów. Te efekty są od dawna czytelne.

Wrócę jednak do problematyki ukraińskiej.
Z konieczności wzrasta moja ambiwalentność do sprawy.
Kwestionuję zwłaszcza wzajemną przyjaźń. Nie da się tego określić ani jednym słowem ani jednym zdaniem.
Ujmę to w ten sposób że wśród Ukraińców nie ma jedności. To zbieranina narodów która ma problemy ze swym samookreśleniem. W takim środowisku funkcjonują politycy ukraińscy.
Oni też mają problemy w ustaleniu z kim trzymać.
Wojna, czy SOW, jak ją nazwała FR, nie wytworzyła jednolitego frontu przeciw agresorowi.
Zdrada, po stronie Ukraińców od dawna nie szokuje. Ukraińcy szpiegujący w Polsce na rzecz Rosji również. Czasem pojawiają się informacje że za aktami sabotażu, zwłaszcza podpaleniami w Polsce, stoją obywatele ukraińscy. Do tego trzeba dołączyć pospolitą przestępczość.
Nie wiem jakich ustaleń dokonano ponad naszymi głowami, ale poważnym przegięciem jest skala świadczeń ze strony Polski, bez żadnych zobowiązań wzajemnych strony ukraińskiej.
To szczególnie uwidacznia się teraz gdy rysuje się możliwość powstrzymania trwającej wojny i być może nadejdzie czas odbudowy ze zniszczeń wojennych.
Mimo wszystko uważam że politykom ukraińskim brakuje wyobraźni. Patrząc na mapę Europy, przynajmniej ja, widzę że wszelki transport lądowy do i z Ukrainy do Europy musi iść przez Polskę.
Czy my naprawdę będziemy udostępniać naszą infrastrukturę drogową za friko? Czy alternatywą będą połączenia przez Słowację, Węgry czy Rumunię? Serio?
Bardziej pasuje mi opinia że chaos w który wpędza nas koalicja 13 grudnia ma na celu doprowadzenie do sytuacji że we własnym kraju będziemy mieli niewiele albo nic do powiedzenia.
Inni będą decydowali za nas.
Pytanie otwarte brzmi kim są owi inni? 

23 marca 2025

Pakt migracyjny a sprawa polska.

 

Trwa medialna dyskusja wokół paktu migracyjnego.
W mojej ocenie jest to klasyczne bicie piany.
Ustalenia, na poziomie decyzyjnym, zapadły i trzeba być niesamowicie naiwnym żeby łudzić się że cokolwiek w temacie ulegnie zmianie. https://forsal.pl/swiat/unia-europejska/artykuly/9386526,co-oznacza-nowy-pakt-migracyjny-ue-przyjela-ostry-kurs.html
Z każdym dniem przybywa szczegółów potwierdzających jak premier rządu III RP traktuje nas wszystkich, nie tylko tych którzy oddali głos na PO/KO, a w konsekwencji na koalicję 13 grudnia.
Do znudzenia trzeba powtarzać że to koalicja 13 grudnia, a nie jak oni twierdzą że koalicja
15 października. Oni, czyli PO/KO tych wyborów nie wygrali. Utworzenie koalicji zajęło im kilka dni.
W szczegółach opisałem to przy innej sposobności.
Wszystko po naszej stronie jest w rękach rządu DT i póki ten rząd będzie u władzy nic się nie zmieni. Chyba że na gorsze. To będzie skutkowało wkrótce napływem tysięcy „podrzutków” którzy obecnie znajdują się w krajach Europy zachodniej. Nie tylko w Niemczech.
Sytuacja jest o wiele gorsza bo od dłuższego czasu docierają do nas informacje o nielegalnych imigrantach relokowanych z Niemiec do Polski przez policję niemiecką.
Nie znamy oficjalnych dokumentów na podstawie których Niemcy realizują ten proceder.
Z kolei politycy koalicji 13 grudnia informują że w obrębie tylko województwa lubuskiego tych relokowanych jest już około 40 tysięcy.
Gdzie są zakwaterowani?
Jakie zobowiązania wobec nich ma Polska?
Kolejna, wielokrotnie uzupełniana informacja dotyczy ośrodka, po stronie niemieckiej, w Eisenhuettenstadt https://dorzeczy.pl/kraj/692188/eisenhuettenstadt-centrum-do-odsylania-migrantow-do-polski.html z którego za kilka dni będą masowo, w konwojach policyjnych, deportowani do Polski „nachodźcy” co do których nie ma pewności czy kiedykolwiek ich noga stanęła na polskiej ziemi.
Nikt nie ma pewności jaki będzie dla Polski limit roczny przyjęć.
Są pogłoski że może to być około 70 tysięcy.
Podstawowy błąd w dyskusji polega na tym że nie mamy dowodów na to że relokowani to nielegalni imigranci którzy dostali się do Niemiec z Polski. Po stronie polskiej nikt tego nie sprawdza, a tym bardziej nie weryfikuje.
Z zażenowaniem czytam informacje że z wysyłanych tą metodą do Włoch, w minionym roku,
Włosi przyjęli 4 /słownie czterech/ na kilka tysięcy wysłanych. https://niezalezna.pl/index.php/polska/niemcy-odsylaja-migrantow-wlosi-przyjeli-4-slownie-czworo-polska-190-razy-wiecej/537581
Faktycznie są to niechciani przez rząd Niemiec imigranci zapraszani głównie do Niemiec po 2015 roku. Polska odbiera ich „jak leci” bez weryfikowania zasadności ich relokacji.
Pakt migracyjny ma obowiązywać formalnie od 2026 roku!
Według ustaleń przyjętych przez KE poszczególne państwa UE będą zobowiązane przyjąć jakieś kwoty tych imigrantów z tym że te kwoty są płynne. Będą uzależnione od nasilenia się fal imigrantów z basenu Morza Śródziemnego. Odmowa przyjęcia oznacza obowiązek wpłacenia ustalonej kwoty do kasy KE. Znowu, kwota nie jest ustalona na sztywno.
Na deser najlepsze. W dokumentach dotyczących paktu migracyjnego jest zapis że w sytuacji krytycznej, państwo UE będzie zobowiązane przyjąć uchodźców niezależnie od wpłacanych kwot.
To wszystko w ramach solidarności wewnątrz UE.
Szkoda że to nie znalazło zastosowania gdy do Polski zaczęły zjeżdżać tłumy Ukraińców po rozpoczęciu wojny, właściwie SOW. Zwrócono nam uwagę że Ukraińcy się nie liczą, bo nie są „kolorowi”.
Z dotychczasowych ustaleń wiadomo że wbrew deklaracjom premiera nie będzie brane pod uwagę nasze zaangażowanie w pomoc Ukrainie. Kogo za to winić?
Są jeszcze informacje uzupełniające. Relokowanym Polska ma zapewnić pomoc socjalną/kieszonkowe wg standardów obowiązujących w Europie zachodniej, a więc powyżej minimum socjalnego w Polsce. Poza tym relokowani mają mieć prawo do łączenia rodzin, czyli mogą sprowadzić do Polski swoje rodziny w ilości nieograniczonej. Znany jest przypadek imigranta z Syrii, który w ten sposób sprowadził do Niemiec ponoć 22 osoby!
Przepisy paktu migracyjnego tego nie określają.
W Niemczech odbyły się przedterminowe wybory parlamentarne. Końcowe wyniki oznaczają zmianę rządu z nowym kanclerzem którym będzie przewodniczący CDU Friedrich Merz.
Szczegół dotyczy terminu i składu nowego rządu. Zanim to nastąpi u władzy pozostaje rząd kanclerza Scholza.
Z dotychczasowych informacji na temat nowego kanclerza należy wnioskować że w relacjach z Polską nie będzie zmian dla Polski korzystnych, zwłaszcza w kwestii relokacji imigrantów.
Po wyborach parlamentarnych 2023 znaleźliśmy się w sytuacji, powiem eufemistycznie, kłopotliwej.
Nie wiem czyje interesy reprezentuje koalicja 13 grudnia i utworzony przez nią rząd?
Na ten temat powiedziano i napisano już tyle że zaginął podstawowy wątek. Jest nim wciskanie Polsce na utrzymanie ludzi którzy przedostali się do Europy z Azji lub Afryki, nie wiadomo jakimi drogami. Możliwości było wiele, bo wszystko zależało od tego kiedy doszło do wejścia do Europy. Jak pamiętamy exodus zaczął się w 2015 roku i trwa, z różnym nasileniem, po dzień dzisiejszy.
Kraje Europy zachodniej, głównie Niemcy, przyjmowali tych nachodźców bez ograniczeń. Intencją było uzupełnienie braków na rynku pracy. Pomysł nie wypalił i powstał problem z zagospodarowaniem tych, teraz niechcianych. Nie wiadomo ilu ich jest. Szacuje się że w całej Europie zachodniej około 4,5 miliona. W Niemczech /ponad 1,5 mln/ zaledwie około 10% podjęło regularną pracę zarobkową.
Reszta żyje z zasiłku socjalnego lub weszła w kolizję z prawem /narkotyki, prostytucja, rozboje, handel narządami ludzkimi/.
Patrząc na to co niemiecka policja wyczynia na naszej granicy na Odrze wraca natarczywe pytanie z czym mamy do czynienia?
Rządzący co chwilę zapewniają nas że jesteśmy suwerennym państwem. Można im dopowiedzieć że tak samo jak demokratycznym.
Do pełnego obrazu trzeba dodać że ten stan rzeczy jest w pełni akceptowany przez KE, TS UE
i wiele innych struktur nie tylko unijnych.
To jednak źle rokuje nam Polakom. Nadzieją na zmianę mają być wybory prezydenckie.
Jakie jest prawdopodobieństwo że wygra te wybory kandydat preferujący interesy Polski i Polaków?

21 marca 2025

Głupotkowo triumfuje?

 

Media jak jeden mąż starają się dyskredytować USA pod rządami nowego/starego prezydenta USA.
Wypada więc zadać podstawowe pytanie, co Europa ma nam do zaoferowania w zamian?
Przekonał się o tym prezydent Ukrainy który pozwolił sobie na utarczkę słowną podczas pobytu w Owalnym Gabinecie. Do tego spotkania żył w przekonaniu /a może tylko odgrywał taką rolę jako zawodowy aktor/ że Ukrainie się wszystko należy, bo ...
Trump sprowadził go na ziemię stwierdzeniem że pomoc owszem, ale nie za darmo.
W podtekście dał do zrozumienia że USA takich „potrzebowskich” na świecie mają więcej.
Przy okazji oberwało się Europie, zwłaszcza tej należącej do NATO.
II wojna światowa skończyła się prawie 80 lat temu, a za bezpieczeństwo militarne Europy, po dzień dzisiejszy, odpowiadają praktycznie USA.
Co prawda robią to z własnej woli i we własnym interesie, ale jednak.
Świat idzie naprzód i zmieniają się priorytety polityki międzynarodowej USA. Trump uważa że Europa powinna wziąć własne bezpieczeństwo na swoje barki.
W dzisiejszych realiach zadanie dla Europy raczej abstrakcyjne.
Co innego możliwości, a co innego chęci.
Z porównań wynika że zadanie mieści się w możliwościach Europy jednak minione lata świadczą o czymś innym.
Dlaczego tak się dzieje? Na opisanie tego stanu rzeczy poszły już tony papieru i godziny wklepywania w klawiaturę różnych mądrości.
Europa żyje, a może raczej żyła w przekonaniu że po okropieństwach II wojny światowej nic już jej nie zagraża. Nie zmieniły tego podejścia wojny na Bałkanach, a także obecna sytuacja za wschodnią granicą Polski.
Wojna na Ukrainie trwa ponad trzy lata. Co w tym czasie zrobiła Europa? In gremio deklarowała poparcie Ukrainy w jej walce z Federacją Rosyjską, a jako KE nakładała na FR kolejne sankcje ekonomiczne co do skuteczności których można wiele złego powiedzieć.
Indywidualnie poszczególne państwa unijne udzielały wsparcia sprzętowego, a także finansowego.
Ta sama UE ma jednak problemy z przestawieniem produkcji przemysłu zbrojeniowego na wzmożone zapotrzebowanie, zwłaszcza na amunicję artyleryjską.
Upływ czasu ujawnił dwulicowość czołówki państw unijnych, czyli Niemiec i Francji, które w najlepsze, jawnie i nie tylko, handlują z FR.
Czym wobec tego różnią się od Węgier, Słowacji czy Bułgarii które jawnie handlują z Rosją?
Wrócę jednak do spraw Ukrainy. Kiedy prezydent Ukrainy został w USA odprawiony z kwitkiem próbował szukać pomocy w Europie. Po krótkotrwałym zamieszaniu musiał z podkulonym ogonem wrócić do rozmów z USA, bo okazało się że KE, poza dobrym słowem, nie ma mu nic do zaoferowania.
Wojna na Ukrainie trwa, pomoc potrzebna jest teraz, a KE może jej udzielić w przyszłości, w dodatku bliżej nieokreślonej i nie wiadomo w jakiej skali. Pomoc bieżąca ma charakter kroplówki.

UE ma poważniejszy problem do rozwiązania.
UE jest strukturą gospodarczą. Od lat podejmowano próby stworzenia organizacji militarnej, ale nic z tego nie wyszło. Argumentem na nie była konstatacja że byłaby to struktura równoległa do NATO, a ponadto generowałaby zbędne koszty.
Po incydencie w wykonaniu Zełenskiego zaczęto kombinować nad utworzeniem wspólnego finansowania przemysłu zbrojeniowego i w perspektywie utworzenia wspólnych sił zbrojnych. Zasadnicze pytanie, co z tego wyjdzie? Szczerze? Niewiele albo nic. Niedługo kurz opadnie. 
Wielu obserwatorów zauważa że jest to kolejna próba zdominowania tematu przez Niemcy, przy współpracy z Francją. Utworzenie wspólnej kasy sprowadzi się do tego że wpłacać do niej będą wszystkie państwa członkowskie, a korzystać będzie w pierwszej kolejności przemysł niemiecki i francuski. Co gorsze o wydatkach będzie decydowała większość kwalifikowana UE, bez prawa weta. Ponadto o zakupach na rynkach poza europejskich będzie decydowało, na tych samych zasadach to gremium.
Wszelkie dostępne analizy wskazują że siły zbrojne Europy to dzisiaj mrzonka. Coś co istnieje bardziej na papierze i na mapach sztabowych. Odtworzenie ich zajmie kilka lat, pod warunkiem że zapadną konkretne decyzje wykonawcze.
Kolejne kontrowersje dotyczą dowodzenia tymi siłami paneuropejskimi. Znowu Niemcy uzurpują sobie prawo przywództwa. Tylko kto dzisiaj zagraża Niemcom? Oni zaś mieliby decydować kto, jak i kiedy miałby reagować na zagrożenia na naszej wschodniej granicy będącej granicą zewnętrzną UE.

W tych rozważaniach nie można zapominać że UE przeżywa, w dużej mierze na własne życzenie, poważny kryzys ekonomiczny.
Nie wnikam teraz w to kto inspiruje pomysły związane z ochroną środowiska naturalnego.
Z perspektywy gospodarki polskiej jest to wkręcanie nas w nieracjonalne wydatki które faktycznie uniemożliwiają nam rozwój gospodarczy.
Lansowanie mniej czy bardziej głupich pomysłów pomija całkowicie rachunek ekonomiczny.
Sorry, ale brak oficjalnych informacji czym kieruje się KE kreując kolejne głupoty za które płacić ma nie tylko Polska.
Jest to gra do jednej bramki /strzelanie samobójów/, bo reszta świata jest sceptycznie ustosunkowana do tych pomysłów, A USA ustami Trumpa obwieściły wprost że „zielony ład” czy to samo pod inną nazwą chowają głęboko do najniższej szuflady. Nie określam tego dosadniej.
Kierownictwo KE ogarnął jednak jakiś amok i starają się za wszelką cenę forsować te chore pomysły.

Uzupełnieniem jest oczywiście pakt migracyjny który ma pogłębić chaos wewnątrz UE.
Czy znajdzie się racjonalne wyjście z sytuacji?
Mam sceptyczne podejście. Trzeba się oswoić z myślą że możemy pomóc sobie jedynie sami.
Raczej między bajki wkładam zapewnienia że USA coś za nas zrobią. Mają swoich problemów dosyć. Przy tym Trump uświadamia swemu społeczeństwu że trzeba najpierw myśleć o sobie, a dopiero w dalszej kolejności zajmować się zbawianiem innych.
My powinniśmy wyciągać wnioski dla siebie. Mamy swoje państwo i zobowiązania stąd wynikające. Dopiero w dalszej kolejności możemy poświęcać się dla innych państw i narodów.
O tym prostym fakcie zapomnieliśmy w relacjach z Ukrainą.

05 marca 2025

Jak liczysz na kogoś, licz najpierw na siebie.

 

Z dyskusji która się toczy wynika że Polska ma małe szanse na realizowanie swoich planów inwestycyjnych.
Najpierw trzeba ustalić jakie to plany? Te kreowane za rządów ZP czy obecne, autorstwa koalicji 13 grudnia? Tylko czy ta koalicja ma jakieś plany?
Bardziej pasuje mi że posłusznie realizuje polecenia Brukseli i Berlina.
Co z tego że krytykujemy blokowanie wszelkich inicjatyw zapoczątkowanych przez ZP?
Rządzi koalicja 13 grudnia i wdrażane są jej decyzje, a te sprowadzają się do przyklepywania poleceń KE. Repertuar jest dość różnorodny. Od definitywnego skreślania poszczególnych pomysłów, po ich „odchudzanie”, a na sprytnym opóźnianiu realizacji kończąc.
W ten sposób załatwiane są inwestycje infrastrukturalne typu budowa dróg ekspresowych i autostrad. Mamy ponowny podział na Polskę „A” i Polskę „B”.
CPK to temat sam w sobie. Podobnie jest z budową elektrowni jądrowych.
Ględzeniu nie ma końca, a czas biegnie.
Myślą przewodnią jest brak kasy. Szukamy inwestora, a z tym jest krucho.
Wraca pomysł „uszczęśliwienia” Francuzów którzy koniecznie chcą wejść na nasz rynek.
Przy tym wszystkim, metodą „gotowania żaby” oswaja się nas z „zielonym ładem” któremu profilaktycznie nadano nową nazwę. Za tą nazwą kryje się pakiet wydatków które mają nas ogołocić z kasy.

Najnowszym pomysłem, pochodną awantury ukraińskiej jest zamiar utworzenia funduszu,
w ramach KE, na rozbudowę i modernizację przemysłu zbrojeniowego UE. https://www.bankier.pl/wiadomosc/Oto-unijny-plan-zbrojenia-Europy-Szefowa-KE-pokazala-piec-punktow-8901544.html
Dowcip polega na tym że tych pieniędzy nie ma. Mają być pozyskane z przekładania pieniędzy z jednej do drugiej szuflady /np. z funduszu spójności/ oraz zaciągania kolejnych pożyczek czy kredytów.
Znowu frajerem ma być Polska. Mamy się do tego solidarnie dołożyć. Nie ma znaczenia że w przeciwieństwie do większości państw UE wydajemy na zbrojenia już znacznie więcej.
Natomiast praktyka ostatnich miesięcy pokazuje że beneficjentem są firmy niemieckie czy francuskie,
a dla polskich już nie starcza. Żeby było ciekawiej premier nie protestuje. Boi się czy mu nie wolno? 
W podtekście pomysłu jest że będziemy dokonywali zakupów uzbrojenia w tych firmach,
bo po pierwsze sami nie produkujemy wszystkiego, a po drugie tam gdzie produkujemy jest tego za mało, bo nie jesteśmy w stanie, w krótkim czasie, zaspokoić własnych potrzeb.

Żeby temat zamknąć przypomnę że z uczestnictwa w NATO niewiele dla nas wynika.
W razie zagrożenia agresją, NATO w myśl art. 5 Traktatu, musi nam pomóc. Tylko że biurokracja powoduje że ta pomoc nie będzie natychmiastowa.
Ostatnio słyszałem że ten okres „rozruchu” może trwać nawet pół roku! Rosja tyle czasu nie poczeka.
Jeśli sami się nie obronimy pozostanie nam tylko liczyć na cud. Tego chcemy?

03 marca 2025

Armia nasza jest zwycięska ...

 

Tekst powstaje najczęściej kilka dni. Zdarza się że w tym czasie pojawiają się informacje które nadają nowy sens temu co piszę niżej.
Taki ciekawy, przynajmniej dla mnie, wątek dotyczący zbrojeń.
Teraz sprowadzony do relacji USA-Europa, a dokładniej, kto ma gwarantować bezpieczeństwo militarne Ukrainie i dlaczego USA?
Uściśliłbym to, kto jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo militarne Ukrainie?
Zupełnie innym jest pytanie kto będzie chciał to zrobić?

Po piątkowej wpadce Zełenskiego w Gabinecie Owalnym sprawa pokoju/rozejmu na Ukrainie zaczyna mieć inny wymiar. Czyja opinia okaże się wiążąca dla dalszych ustaleń?

Wygląda to groteskowo, jeśli przyjrzymy się z bliska, co dzisiaj reprezentują sobą poszczególne armie europejskie.
Odkładam na bok opowieści o utworzeniu wspólnej armii europejskiej. To już było.
Przy innej okazji czytałem że odbudowa poszczególnych armii narodowych, dla odtworzenia ich pełnych zdolności bojowych, to co najmniej 10 lat konkretnych działań a nie bezproduktywnych deklaracji.
W tej analizie nie wolno pomijać zdolności produkcyjnych przemysłu zbrojeniowego państw europejskich. W szczególności trzeba przypominać pięknoduchom z koalicji 13 grudnia którzy fantazjują że Polska powinna zakupy uzbrojenia realizować w Europie, a nie w USA.
Przy obecnych zdolnościach produkcyjnych przemysłu zbrojeniowego Europy i zapotrzebowaniu na uzbrojenie, realizacja zamówień to wiele lat, a zagrożenie wojną nie chce czekać.

Sporadycznie mówi się o tym że wojna na Ukrainie to poligon doświadczalny dla producentów broni i testowania nowych taktyk prowadzenia wojen pełnoskalowych.
Po trzech latach wojny jest wiele ciekawych wniosków, zarówno dla taktyków jak i producentów broni.
W tej wojnie nie wyszedł element zaskoczenia. Dokładniej, nie wyszedł wojskom rosyjskim.
Miało być zdobyte z marszu lotnisko pod Kijowem, w Hostomelu
https://defence24.pl/sily-zbrojne/desant-na-hostomel-anatomia-porazki-rosji-analiza
Po tygodniu walk planowano defiladę zwycięskich wojsk rosyjskich w Kijowie.
Co z tego wyszło? Wiemy. Mniej wiemy o działaniach „niewidzialnej ręki” która uchroniła Ukrainę przed nieuchronną klęską.
W komentarzach pojawiają się informacje o walorach bojowych i eksploatacyjnych uzbrojenia stosowanego przez wojska ukraińskie. Przy tej różnorodności stosowanego sprzętu mniej się mówi o obsłudze. Czy Ukraińcy są tacy super że z marszu dają radę z każdą nowinką sprzętową która przychodzi im z pomocą? Chyba nie pora na żarty. Może bardziej zasadne byłoby pytanie kto, poza armią ukraińską, naprawdę walczy o niepodległość Ukrainy?
Zwrócę też uwagę że dzisiaj armia ukraińska ma uzbrojenie którym nie ma kto walczyć.
Brakuje żołnierzy. Wspominał o tym Trump podczas piątkowego spotkania z Zełenskim.
O uzbrojeniu wojsk rosyjskich jest więcej wypowiedzi w tonie lekceważącym. Niesłusznie.

Po jednej i drugiej stronie karierę robią drony, a ogólnie środki bezpilotowe. Dają możliwość atakowania celów głęboko poza linią frontu. Jest to broń dokładna, w sensie rażenia wybranych celów, o zróżnicowanym zasięgu ataku. Poza tym dość tania w produkcji, w porównaniu do samolotów, śmigłowców czy rakiet.
Dyskusja dotyczy również tego co się zmieni na współczesnym polu walki?
Przykładem jest artyleria która może razić cele na odległościach znacznie ponad 50 km, a więc bez ich widoczności wzrokowej, poza horyzontem.
Wszystkie obserwacje są skrzętnie wykorzystywane przez producentów broni, a to z kolei wpływa na kolejne zamówienia klientów i potencjalne zyski ze sprzedaży.
Wojna pokazuje również słabe ogniwa w jej logistyce.
Nie bądźmy hipokrytami. Na wojnie się zarabia. Głównie producenci uzbrojenia.
Zwłaszcza ci których broń odnosi sukcesy na polu walki. To się przekłada na nowe zamówienia i kolejne zyski ze sprzedaży.
Pacyfistów to denerwuje, ale broń jest też towarem. Jako taka podlega zasadom marketingu.
Jedną z form są targi broni i wyposażenia wojskowego.
Polska organizuje takie targi międzynarodowe w Kielcach. Polskie zakłady zbrojeniowe uczestniczą w takich targach na świecie.
Zbiegiem okoliczności w ostatnim czasie coś w tej prezentacji zaczyna szwankować. Dlaczego?
Nie jesteśmy już zainteresowani?
https://defence24.pl/przemysl/idex-2025-polska-obecnosc-na-targach-w-abu-zabi
Siermiężnie. Na tyle nas tylko stać?
Takim słabym punktem wojny okazała się produkcja amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm.
https://defence24.pl/polityka-obronna/standardowy-pocisk-155-mm-w-nato-nie-istnieje
Ukraina, cała Europa i USA nie nadążają z produkcją wobec skali zużycia tej amunicji na froncie. Rosja produkuje jej więcej niż przeciwnicy, czyli „reszta świata”.
Naiwnym uświadomię że wyprodukowanie takiego pocisku artyleryjskiego to robota nie jednego, ale wielu zakładów produkcyjnych. Żeby było ciekawiej, producenci składowych tego pocisku zazdrośnie strzegą swych tajemnic technicznych i technologicznych.
Pierwszym z brzegu przykładem są oczywiście Niemcy którzy prawie za darmo przekazali nam prze laty swoje stare Leopardy. Jednak za żadne skarby nie udostępnili po dzień dzisiejszy technologii produkcji prochu wieloskładnikowego który zapewnia odpowiedni zasięg strzału. Wszystko to dzieje się wśród „przyjaciół”. Jesteśmy przecież razem w NATO i UE.

Wojna ujawnia problemy związane z logistyką wojsk. To dotyczy zaopatrzenia, serwisu uzbrojenia, a także jego gotowości bojowej.
Dzisiejszy dzień przyniósł nowinkę z branży lotniczej, dotyczącą naszego lotnictwa wojskowego.
https://niezalezna.pl/polska/polskie-f-16-bez-serwisu-rzadowi-tuska-zabraklo-pieniedzy/538571
W komentarzach zwraca się uwagę że dotyczy to w sumie niewielkiego wydatku, a w perspektywie mamy przyjęcie na wyposażenie lotnictwa samolotów F-35.
MON tego nie ogarnia? Liczy na cud?
Wszystko to wpływa na producentów uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Zwłaszcza na warunki zawierania kontraktów.
Tylko czy wszyscy z tych doświadczeń korzystają?
Jeśli odnieść to pytanie do produkcji w Polsce to mam poważne wątpliwości.
Jednak nie można wszystkiego rozpatrywać wyłącznie w kategoriach czarno-białych.
Wyznacznikiem są możliwości finansowe. Niestety, tu jesteśmy na przegranych pozycjach.
Pod obecnymi rządami koalicji 13 grudnia, na podwójnie przegranych.
Raz, dlatego że KE nas nie lubi. Pieniądze przeznaczone na produkcję uzbrojenia w KE przechwytują w większości firmy niemieckie.
Dwa, że szkodliwa dla Polski polityka rządu DT sprowadza się do blokowania wszelkich inwestycji, bo „pinindzy nie ma i nie bendzie”. Tymczasem inni nie mają skrupułów.
Jest okazja, trzeba zarabiać.

Na miarę naszych możliwości od samego początku pomagamy, również sprzętowo, Ukrainie. Nasze zasoby nie są nieograniczone. Sprzęt przekazany Ukrainie uzupełniamy zakupami krajowymi i u producentów zagranicznych. Rzecz w tym że zdolności produkcyjne nie równoważą na bieżąco ubytków. Dostawy zakupów rozłożone są na lata. Poza tym za przekazany Ukrainie sprzęt nie otrzymaliśmy rekompensaty. Nie ma winnych?
Nie będę używał słów niecenzuralnych, ale na pewno nie zyskuje na popularności w Polsce prezydent Ukrainy świadomie dezawuujący skalę pomocy udzielanej przez Polskę Ukrainie.
W dodatku pomocy wszechstronnej.
Zagrożenie ze strony Federacji Rosyjskiej nie maleje. Dlatego musimy się zbroić i rozbudowywać swoje siły zbrojne. Na pomoc sąsiadów i NATO raczej trudno liczyć. Deklaracje to nie to samo co realne wsparcie. Nie jestem złośliwy, ale w razie potrzeby, pomoc NATO otrzymamy, kto wie kiedy? Na pewno nie natychmiast.
Nie wiem dlaczego wielu naszych polityków ma problemy ze zrozumieniem że utworzenie armii liczącej 200 czy docelowo 300 tysięcy żołnierzy, różnych rodzajów wojsk, to zadanie na lata.
Po pierwsze wymaga to zapewnienia odpowiednich nakładów finansowych, dokonania zakupów i systematycznego szkolenia wojsk. Zapominamy że np. Finlandia swoje wojska tworzyła w tym czasie gdy myśmy byli pod kuratelą ZSRR.
Warto przypomnieć że Polska miała tradycje, sięgające okresu międzywojennego, w zakresie produkcji uzbrojenia. Te tradycje były kontynuowane w czasach PRL-u.
Regres nastąpił w początkach III RP. Wedle doktryny obronnej z początku III RP nic nam się nie opłacało. Nawet utrzymanie własnej armii, którą udało się zredukować z ponad 450 tysięcy do około 90 tysięcy, w dodatku z rezygnacją z zasadniczej służby wojskowej. Idąc za ciosem likwidowano zakłady przemysłu zbrojeniowego, albo oddawano je w obce ręce.
Doktryna doktryną ale o wojsku decydowali wówczas pacyfiści oraz wojskowi dyletanci.
Otrzeźwienie nastąpiło w związku z wydarzeniami na Ukrainie, na początku XXI wieku.
Szkoda straconego czasu i szkoda fachowców którzy rozeszli się po świecie w poszukiwaniu pracy
 
Inni w tym czasie nie próżnowali.
Dzisiaj ponosimy koszty tego infantylizmu, a może bardziej szkodnictwa wobec interesu narodowego. Sygnałów z zewnątrz nie brakowało.
Federacja Rosyjska handlowała na potęgę ropą naftową i gazem ziemnym, a zyski ze sprzedaży nie szły na poprawę warunków życia społeczeństwa, ale na modernizację i rozbudowę potencjału swoich wojsk. Dostawcami byli Niemcy, Francja i wiele innych państw.
Dla UE i NATO stanowimy tzw. flankę wschodnią, ale za tym nie idą żadne konkrety w sensie wsparcia Polski.
Zabezpieczenie granicy z Białorusią i enklawą królewiecką budowaliśmy bez wsparcia KE.
Od lat trwa dyskusja na temat współistnienia Polski z Ukrainą. Dużo się na ten temat mówi, ale nie widać konkretów. Dotyczy to współpracy militarnej, gospodarczej i uporządkowania polityki historycznej.
Wojna kiedyś się skończy. Pozostaje aktualne pytanie jakie będą wówczas relacje między Polską
a Ukrainą?
Rokowania na dzisiaj są słabe. Zmiana możliwa po zmianie na urzędzie prezydenta Ukrainy. Prezydent Zełeński postawił na dobre relacje z Niemcami. Dlatego nie ma miejsca na dobre relacje z Polską.
W tym rozumowaniu jest luka.
Polska ma większe szanse na przetrwanie niż Ukraina. Los Ukrainy zależy od wyniku trwającej wojny,
a ściślej od warunków na jakich ta wojna zostanie zakończona/przerwana.
W handlu międzynarodowym liczy się rachunek ekonomiczny. Transport , a konkretnie koszty z tym związane, odgrywają istotną rolę.
Ukraina ma swoje położenie geopolityczne i w związku z tym ma określone kierunki transportu tego co oferuje do sprzedaży i tego co kupuje.
Tak się składa że Polska odgrywa dla Ukrainy znaczącą rolę.
Istnieją dla Ukrainy szlaki alternatywne, ale ich wykorzystanie wymaga czasu i nakładów finansowych. W interesie Ukrainy leży więc utrzymanie przyjaznych, a przynajmniej poprawnych relacji.
Z tym jest jednak kłopot. Dzisiaj próbuje to klecić urzędujący prezydent RP, ale jaka będzie przyszłość po najbliższych wyborach?
Dzisiaj trzeba zadać sobie pytanie czy piątek w Gabinecie Owalnym w Białym Domu to był epizod czy jakiś punkt zwrotny w relacjach wielostronnych USA- Ukraina- UE? Miniony weekend pokazał jakie są możliwości Europy. Nie tylko UE bo do gry włączyła się Wlk. Brytania.
Nie jestem aż tak naiwny żebym uwierzył że społeczeństwo amerykańskie bez zmrużenia oka akceptuje wydatkowanie setek miliardów corocznie na rzecz „reszty świata” na dość kontrowersyjne cele. USAID to wierzchołek góry lodowej.
Osobnym wątkiem jest pomoc walczącej Ukrainie. Jakie zobowiązania ma USA wobec Ukrainy?
Z drugiej strony jaka jest efektywność pomocy USA? Za Trumpem powtórzę: kto zajumał co najmniej 100 mld USD? Dlaczego pomoc USA dla Ukrainy ma być bezinteresowna?
Przez trzy lata wojny Zełeński żerował na krzywdzie jaka spotkała Ukrainę. To działało. Po zmianie władzy w Waszyngtonie następuje przegląd zobowiązań i wydatków USA. Dotyczy to również pomocy udzielanej Ukrainie. Trump uznał że należy się rekompensata. Podał swoją cenę którą Ukraina zaakceptowała. Zełenski zachował się niepoważnie w momencie gdy trzeba było złożyć podpis pod umową.
Nam pozostaje obserwowanie jakie ruchy będą podejmowane żeby wybrnąć z sytuacji niewygodnej przede wszystkim dla Ukrainy. Znacznie poważniejsze, przynajmniej dla mnie, jest pilnowanie żeby nasi politycy nie zaakceptowali udziału Polski w misji stabilizacyjnej na Ukrainie. Obojętnie co się będzie za tym kryło. Polska stanowi fragment granicy zewnętrznej NATO i UE.
Ma z tym związane zadania i nie powinna brać na siebie nowych.
W tych ocenach przestrzegam przed ględzeniem lewicy która snuje swoje opowieści z mchu i paproci w całkowitym oderwaniu od realiów.
Dotychczasowa praktyka w UE jest taka że zobowiązania to ma Polska, ale jeśli chodzi o korzyści to są lepsi od nas. Tu nic się nie zmienia od wielu, wielu lat.
Dla porządku przypomnę że Ukraina nie ma szans na przystąpienie do NATO. Przynajmniej póki trwa wojna. Na przyjęcie do UE nie zgadza się dzisiaj kilku jej członków. Każde państwo z innego powodu. Czy to oznacza że Ukraina jest w sytuacji bez wyjścia?
Poza tym wszystkim uważam że prezydent Ukrainy jest dzisiaj ostatnią osobą która może stawiać jakiekolwiek warunki negocjacyjne. Jego czas minął.

Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?

  Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...