”Zabawy”
na granicy polsko-białoruskiej wchodzą w nową fazę.
https://defence24.pl/sily-zbrojne/zolnierz-raniony-nozem-na-granicy-prokuratura-trwaja-czynnosci-dowodowe-defence24-news
W ślad za tym incydentem pojawiają się nowe pytania.
Co
robi na granicy polski żołnierz?
Pytanie pozornie oczywiste,
ale podejrzewam że nie dla każdego.
Żołnierz pilnuje granicy.
Na czym to pilnowanie polega, czy raczej ma polegać?
Przede
wszystkim żołnierz ma pilnować żeby nikt nie przekroczył granicy
poza wyznaczonymi przejściami granicznymi. Ma przeciwdziałać
wszelkim próbom nielegalnego przejścia.
Na czym ma polegać
przeciwdziałanie? Jakimi środkami dysponuje żołnierz pełniący
służbę na granicy? Teoretycznie ma broń i środki osłonowe np.
tarcza.
Niestety, zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem,
broni żołnierz na służbie na granicy nie może użyć bo grozi mu
za to odpowiedzialność karna. To nie moja pomyłka!
Na odcinku
granicy gdzie zbudowano mur okazuje się że intruzi, przy wsparciu
służb białoruskich forsują granicę. Zdarzają się przypadki
skutecznego przekraczania granicy.
Ilu z tych „szczęśliwców”
jest wyłapywanych w głębi kraju? Takich danych nie znam.
Okazuje
się że mur nie jest w 100% skuteczny. Nie może być inaczej jeśli
„poszukujący lepszego życia” korzystają z różnego sprzętu
pomocniczego, dostarczanego na miejsce przez służby białoruskie.
Nawiasem mówiąc nie ma na świecie muru który w 100%
zabezpiecza przed jego nielegalnym przekroczeniem. Od czego
pomysłowość pragnących przejść na drugą stronę?
Nowy
rząd, który jako opozycja krytykował budowę muru, teraz planuje
rozbudowę i wzmocnienie tego istniejącego.
Wobec narastającej
agresji „turystów” trzeba poważnie zastanowić się jak temu
przeciwdziałać. Albo albo. Musi szybko dojść do zasadniczej
zmiany przepisów prawnych dotyczących użycia broni. Agresję można
powstrzymać tylko wtedy gdy druga strona musi wziąć pod uwagę że
może paść strzał i to nie z amunicji hukowej. Poza tym żołnierze
pełniący służbę na granicy muszą mieć lepsze wyposażenie
osobiste, zabezpieczające przed rzucanymi kamieniami, gałęziami
itp.
Nie znamy wszystkich przypadków okaleczenia żołnierzy
pełniących służbę na granicy polsko-białoruskiej.
Trzeba
skończyć z rozważaniem że nie możemy ulegać prowokacjom. To
jest wojna. Nie ma znaczenia że hybrydowa. Taka jest na Ukrainie, a
tam giną ludzie.
Stawiam otwarte pytanie, co jeszcze musi się
stać żeby skończyć z udawaniem że mamy do czynienia z
przepychankami na granicy, z udziałem osobników którzy jedynie
marzą o dotarciu do lepszego świata? Ci obcokrajowcy mają
białoruskie wizy.
Recepta według mnie jest w miarę prosta.
Każda nieuprawniona próba przekroczenia granicy, poza wyznaczonymi
miejscami, musi spotkać się ze skuteczną reakcją żołnierzy czy
Straży Granicznej. Skuteczna reakcja nie powinna wykluczać użycia
broni z ostrą amunicją. W użyciu powinna znaleźć się broń
gładkolufowa i paralizatory. Nie ma już miejsca na wersal.
Mniej
realne wydaje mi się całkowite zamknięcie granicy z Białorusią.
Spróbować można.
Inny kontekst tego samego problemu to
rozbudowa istniejącej zapory.
Problem rozdmuchano propagandowo.
Rozbudowa umocnień w pasie granicznym między Polską a Białorusią
to problem wielowątkowy. Po pierwsze, w planowaniu zapomniano o
granicy z Rosją wzdłuż granicy z enklawą kaliningradzką. Po
drugie z pomysłem budowy pasa umocnień DT wyskoczył niczym Filip z
konopi. Ciągnięcie pomysłu to jedna improwizacja. W toku kolejnych
wystąpień próbuje się pomysł uszczegóławiać, ale i tak widać
że to melodia przyszłości, lat.
Bardziej skłonny jestem
poczekać na konkrety. Wiele wskazuje na to że to chwyt propagandowy
DT przed wyborami do PE. 10 mld zł nie można wydać szybko i
racjonalnie. Wyrzucić w błoto każdy dyletant da radę. Władze
Białorusi zachowują się jak przysłowiowy obszczymurek.
Otwarcie
nie atakują, ale ugryźć czy obsikać przysłowiową nogawkę,
czemu nie.
Im się to absolutnie nie opłaca, ale Moskwa każe to
Mińsk musi.
W tym wszystkim musimy pamiętać że nikt nam nie
pomoże. Jesteśmy sami. Deklaracje pomocy mają taką samą wartość
praktyczną jak w dawnych latach kolejne poważne ostrzeżenia Chin
wobec Tajwanu. Było ich tysiące.
Szukaj na tym blogu
31 maja 2024
Co z tą wojną hybrydową?
20 maja 2024
Co wyniknie z nadchodzących wyborów do PE?
Niezależnie od
bieżączki zdominowanej przez protesty rolników, związane ogólnie
z „Zielonym Ładem” i falę „przypadkowych” pożarów, pora
odnieść się do nadchodzących wyborów do PE.
Zacznę od
arytmetyki. Do podziału jest 720 miejsc. Z rozdzielnika Polsce
przypadają 53 miejsca /dotychczas jest 52/.
Wybory w Polsce
odbędą się w 13 okręgach wyborczych w których możliwy będzie
wybór kandydatów spośród 7 zarejestrowanych komitetów
wyborczych. Z opublikowanych danych wynika że o jedno miejsce
ubiegać będzie się 19 kandydatów
https://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/o-jeden-mandat-do-pe-w-polsce-ubiega-sie-19-kandydatow,544536.html.
Wiele uwagi poświęcają media kandydatom na europosłów. Są
wśród nich weterani mający za sobą więcej niż jedną kadencję.
Jest kilku którzy zadomowili się w Brukseli na dobre, a teraz ich
zabrakło.
Ci przeżywają rozczarowanie bo nie wiadomo dlaczego
uważali się za niezastąpionych.
Najwięcej ożywienia wywołują
jednak nazwiska uciekinierów z rządu DT. /Dla nich ma to być
nagroda za robotę wykonaną na zlecenie DT. /
Z jednej strony są
to obawy na wyrost, bo jedynka na liście nie gwarantuje
automatycznie mandatu,
a z drugiej strony ci kandydaci mają
zapewniony sukces dzięki bezmyślności wyborców którzy z
przyzwyczajenia oddadzą głos na „jedynkę”. To dotyczy jedynie
aktywnych wyborców, bo wielu nie będzie się chciało ruszyć z
domu czy grilla. Czasem to wina pogody.
W kolejnych wyborach do
PE emocje wzbudza przewidywana frekwencja wyborcza, bo ostatecznie od
niej zależy kto wyląduje w Brukseli.
Do tego co wyżej trzeba
dołożyć opinię wyborców którzy uważają że parlamentarzyści
i członkowie rządu, z zasady, nie powinni kandydować do PE.
Z
tym się zgadzam bo każdy z nas odczytuje to jako nagrodę „za
dobre sprawowanie” wobec swojej partii.
Po wyborach 9 czerwca
2024 wybrańcy w Brukseli przejdą do jednej z 7 grup politycznych
lub pozostaną formalnie niezależni
https://pl.wikipedia.org/wiki/Parlament_Europejski#Grupy_polityczne_w_Parlamencie
Istota obecnych wyborów sprowadza się do tego czy uda się
doprowadzić do zmiany dotychczasowego układu sił na korzyść
prawicy?
W dotychczasowym składzie przewagę mają partie
skupione wokół EPP z której wywodzi się również przewodnicząca
KE von der Leyen która „przywiązała się” do pełnionej
funkcji i zamierza kandydować ponownie.
W mediach wiele
rozważań o możliwości skrętu Europy w prawo. Czy to realna
ocena, czy tylko pobożne życzenie? Jakie znaczenie będą miały
głosy parlamentarzystów Polski?
W stosunku do ponad 700 głosów
PE głosy polskie to ułamek. W dodatku te głosy rozpierzchną się,
tak jak dotychczas, między poszczególne frakcje. Rzekomo kieruje
nimi solidarność partyjna.
Szkoda że nasi reprezentanci nie
dostrzegają że większość pozostałych europosłów preferuje
interesy państw z których zostali wybrani. Realnie motywacją
przejścia do PE jest wyższa dieta poselska i faktyczny brak
odpowiedzialności politycznej. Wszyscy mają świadomość że
realną władzę w Brukseli sprawują komisarze którzy pochodzą z
nominacji a nie demokratycznego wyboru.
W tych dywagacjach
mniej się mówi o tym kto faktycznie trzęsie KE?
Jak na razie
robią to Niemcy przy wsparciu Francji. Czy coś się zmieni po 9
czerwca 2024? Wątpię.
W toczącej się rozgrywce wszystkie,
bez wyjątku, państwa członkowskie kombinują jak najwięcej zyskać
dla siebie, przy maksymalnym ograniczeniu kosztów własnych.
Teoretycznie wielu popierało postawę Polski, ale nie robili nic
albo niewiele żeby nas realnie wesprzeć. Z drugiej strony Polska
nie potrafiła/nie chciała/nie mogła zdyskontować swoich starań
na forum unijnym. Na dzisiaj ten stan ulegnie utrwaleniu.
Jakie
są hipotetyczne szanse że prawica zwiększy swoje wpływy w PE i co
z tego będzie miała Polska? To jest zasadnicze pytanie.
Problem
Polski polega według mnie na tym, że nasi politycy wiele przed nami
ukrywają.
Nie wiem jak to wygląda u innych. Nie chodzi o
mydlenie oczu przed kolejnymi wyborami.
Jeżeli nasi politycy nie
bronią naszych interesów to sami nie mamy żadnych szans.
A
jest przed czym się bronić.
Takim zagrożeniem jest
wprowadzenie w Polsce euro jako waluty narodowej zamiast złotego.
Skoro to taki cymes to dlaczego nie wprowadziła go wcześniej Wlk.
Brytania, Dania, Szwecja?
Polska nie zrobiła tego /na szczęście/
ze względów formalnych. Podchody trwają od 2011 roku który to
termin wyznaczył DT za poprzedniego premierowania. Gdyby ufać
przepisom unijnym przyjęcie euro w Polsce to sprawa odległej
przyszłości. Niestety, KE zależy na wciągnięciu Polski do strefy
euro. Dlatego chętnie dopuści przepisy ułatwiające realizację
pomysłu zwłaszcza że rząd DT przebiera nóżkami żeby go wdrożyć
i to jak najprędzej.
Problemem jest tolerowanie bezprawia KE
wobec Polski. Książkową ilustracją jest zwolnienie wypłaty KPO
po dojściu DT do władzy. Od strony zarzutów stawianych rządowi MM
nie zmieniło się nic, ale ważniejsza jest decyzja KE że teraz już
można.
Naprawdę musimy udawać że to żaden problem? Mamy taki
gest że płacimy za pożyczki przyznane Polsce tylko na papierze?
Pieniądze których nie można wydać na rzeczywiste potrzeby tylko
na cele zaakceptowane przez KE? W rzeczywistości te środki będą
przeznaczone na ratowanie gospodarki Niemiec która przechodzi
poważny kryzys.
Dlaczego nie przeciwstawiamy się skutecznie
decyzjom KE szkodliwym dla naszej gospodarki? Dotyczy to wielu
inwestycji zapoczątkowanych za rządów ZP, przed jesiennymi
wyborami parlamentarnymi. Weryfikacja tych planów to jedno, a
prymitywne sabotowanie, przy wsparciu rządu DT, to drugie.
W
kolejce czeka pakt migracyjny, dyrektywa budynkowa, regulacja Odry,
budowa portu kontenerowego w Świnoujściu, energetyka jądrowa, a przede wszystkim CPK.
Co musi się stać żeby te wytwory chorej wyobraźni polityków
brukselskich trafiły do kosza na śmieci?
Niby jesteśmy mądrzy,
bo wiemy jakie są wobec Polski zamiary KE, ale czy potrafimy im
skutecznie przeciwdziałać?
Tu już mam poważne wątpliwości.
Przepis unijny który nabierze mocy obowiązującej jest praktycznie
nie do ruszenia. Nawet gdy jest wyjątkowo idiotyczny. Jak walka z
emisją CO2.
Do większości naszego społeczeństwa nie dociera
prosta prawda że blokowanie rozwoju gospodarczego Polski to
„zasługa” Niemiec którym nie w smak konkurencja jaką stanowi
Polska.
Owszem, rynek zbytu dla towarów niemieckich, tania siła
robocza, w dodatku wykwalifikowana.
Do tego bezkrytyczne
popieranie wszelkich pomysłów rodem z Berlina.
Samo narzekanie
że KE nas nie lubi niczego nie zmienia. Nie ma również sensu
budowanie przyszłości Polski na marzeniu że UE rozpadnie się od
środka. Ważne jest tu i teraz.
Teraz u władzy jest koalicja 13
grudnia i jej przedstawiciele nie poczuwają się do preferowania
polskiej racji stanu. Robią to owszem, ale tą rację stanu
rozumieją po swojemu i tu się nie zgadzamy.
Do wyborów zostało
kilkanaście dni i kampania zaostrza się. Jednak strona rządząca
stosuje coraz bardziej absurdalne chwyty. Widać że za wszelką cenę
chcą dojechać do 9 czerwca.
Potem się zobaczy.
Co na to
elektorat?
Zwrócę uwagę na tematy poruszane w kampanii
wyborczej. Są różne, można powiedzieć od Sasa do Lasa. Taka jest
rzeczywistość. Dotyczą naszej gospodarki, ale także konsekwencji
trwającej wojny na Ukrainie. Wojna toczy się za naszą wschodnią
granicą, a daje się nam we znaki również na odcinku granicy z
Białorusią. Ponosimy poważne koszty, nie tylko materialne. Mimo że
jest to zewnętrzna granica UE nie otrzymujemy żadnego wsparcia
finansowego KE, a ponadto jesteśmy narażeni na głupawe reakcje
zarówno krajowych polityków jak i lewicy europejskiej.
Chyba od
wczoraj doszedł nowy pomysł. Dotyczy zbudowania umocnień na
granicy z Białorusią. Premier szerokim gestem przeznaczył na to 10
mld zł. Skąd je wziął? Nie wiem. Kiedy mają być wydane? Też
nie wiem. Za to wiem że sprawa nie jest do końca przemyślana. To
mnie nie dziwi.
Skąd moje wątpliwości?
Po pierwsze, nie
wiadomo jak głęboki ma być pas umocnień? Żeby cokolwiek na nim
zbudować, trzeba być właścicielem gruntów. To poważny koszt.
Prace projektowe też potrwają.
Muszą odnosić się do
konkretnych warunków terenowych. Potem dopiero wchodzi w grę
realizacja.
To wszystko oznacza że sporo czasu upłynie zanim
projekt, a właściwie slogan polityczny wejdzie w fazę realizacji.
Aha, zapomniałem o „drobiazgu”. Od 2013 roku Polska jest
jednym z sygnatariuszy Traktatu ottawskiego
https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_ottawski
Wystąpienie z Konwencji to kolejny problem.
Reasumując, czy
przypadkiem pomysłu nie należy traktować jako zagranie PR-owe
przed wyborami?
Sens tego o czym piszę zawarty jest w tym
komentarzu https://niepoprawni.pl/comment/1660668#comment-1660668
07 maja 2024
Obrona cywilna, jej teraźniejszość i przyszłość.
Temat przez wiele lat III RP pomijany milczeniem. Dlaczego? Między innymi dlatego że bogata Europa uwierzyła zapewnieniom Putina i jego kamaryli że nastał czas pokoju i spokoju. Tak było wygodnie. Rozczarowanie nastąpiło za sprawą wydarzeń na Ukrainie, od Majdanu poczynając, po aneksję Krymu, a wreszcie otwartą wojnę zapoczątkowaną agresją w lutym 2022 roku.
Tak się składa że
za kilka dni będziemy obchodzili rocznicę zakończenia II wojny w
Europie.
Mówiąc o każdej wojnie myślimy najczęściej o tym
co się dzieje bezpośrednio na polu walki, na froncie. Tymczasem na
front nie idą wszyscy, za to skutki odczuwają wszyscy mieszkańcy
państwa nawiedzonego przez wojnę. Na front nie idą najmłodsi i
najstarsi oraz niepełnosprawni, a także ci którym ustawowo
przypisano do realizacji inne zdania.
Ci umowni „cywile”
żyją i muszą walczyć o przetrwanie. Nie tylko gołymi rękami.
Najczęściej nie robią tego z bronią w ręku, wobec wroga są
bezradni i bezbronni.
Jeśli uda im się zorganizować mogą
minimalizować straty.
Własne wojska nie zawsze są w stanie ich
bronić.
Zaplecze decyduje o sukcesach na froncie.
Stąd
pochodzi wszelkie zaopatrzenie, tu wycofywani są ranni. Tu chowają
zabitych.
Tu odbywają się naprawy uszkodzonego sprzętu
bojowego i przeglądy serwisowe.
Stąd pochodzą wszelkie bieżące
uzupełnienia dla frontu.
Jeśli sytuacja na to pozwala, na
tyłach frontu toczy się życie codzienne. Oczywiście nie takie jak
w warunkach pokojowych.
Co
jest najważniejsze na tyłach?
Moim zdaniem komunikacja. I to w
wielorakim znaczeniu.
Po pierwsze to zapewnienie wszelkich dostaw
na linie frontu. Po drugie uniemożliwienie defetyzmu na tyłach.
Na linii frontu musi być gwarancja że nie dojdzie do ciosu w
plecy. Na zapleczu muszą być skutecznie zwalczane wszelkie formy
dywersji.
Zaplecze musi być tak zorganizowane żeby
minimalizować straty własne.
To wszystko kosztuje, bo
przygotowania muszą trwać non stop już w czasie pokoju.
To
wszystko mieści się w określeniu „obrona cywilna”.
Minione
lata wykazały że ten obszar został w III RP poważnie zaniedbany.
Nie pora rozstrzygać czy było to działanie zamierzone.
Zaczyna się od braku realnych regulacji prawnych. W ślad za tym
brak przepisów wykonawczych.
Istniejące nie są dostosowane do
rzeczywistości.
Dopiero w zeszłym roku temat znalazł się w
kręgu zainteresowania rządu i to niejako przy okazji nowelizacji
ustawy o powszechnym obowiązku obrony.
Trwają prace
legislacyjne. Kiedy zostaną zakończone? Nie wiadomo.
https://businessinsider.com.pl/prawo/nowej-ustawa-o-ochronie-ludnosci-i-obronie-cywilnej-kogo-ochroni-przed-wojna/2we5l9s
Temat jest o tyle niewdzięczny że realizacja wymaga poważnych
nakładów finansowych, a to oznacza że w budżecie znowu trzeba
będzie komuś zabrać. Poza tym sam fakt dostrzegania tematu jeszcze
niczego nie rozwiązuje. Sprawa jest kłopotliwa wobec narastającego
zagrożenia konfliktem inspirowanym przez władze FR i wtórującej
im Białorusi.
Dzisiaj wszelkie działania mają charakter
doraźny, bo jesteśmy pod presją czasu. Ponosimy skutki zaniedbań
minionych kilkudziesięciu lat i kolejnych rządów III RP.
W
rozważaniach o przyszłości obrony cywilnej kluczowa jest, według
mnie, odpowiedź na pytanie jak potencjalny agresor będzie się
zachowywał wobec ludności cywilnej?
Istnieją międzynarodowe
regulacje prawne w tym zakresie, ale toczące się obecnie wojny
pokazują, że prawo to tylko zapisane kartki papieru. Liczy się
zachowanie najeźdźcy i przekonanie że jako zwycięzcy prawo go nie
dotyczy. W sumie to nic nowego. Nie przypominam sobie żeby ZSRR był
sądzony za zbrodnie wojenne popełnione podczas II wojny światowej.
Niemcy, Japonia czy Włochy to co innego.
Cywile nie mogą liczyć
na litość najeźdźcy. Muszą się bronić wszelkimi dostępnymi
sposobami.
Żeby się bronić trzeba być do tego przygotowanym.
Stąd znaczenie wszelkich szkoleń kierunkowych, medycznych,
ogólnowojskowych, ochrony przeciwpożarowej itp.
Żeby te
zadania realizować potrzebne są regulacje ustawowe i zbudowane
wcześniej struktury wykonawcze.
Zapomniałem o „drobiazgu”, o
zabezpieczeniu finansowym. Bez tego będziemy budowali zamki na
piasku. Z tym dzisiaj w III RP jest, oględnie mówiąc, słabo.
Zaczyna się od spraw podstawowych, od komunikacji.
Przykładowo,
opracowane są sygnały powiadomienia o zagrożeniach. Są prowadzone
sporadycznie ćwiczenia sprawdzające.
Proszę mi powiedzieć ilu
z nas wie jak interpretować poszczególne sygnały, od tych
dźwiękowych poczynając. Jak się prawidłowo zachować?
Czy
warto lekceważyć te ćwiczenia?
Czy w sytuacji realnego
zagrożenia możemy jedynie liczyć że zły los nas ominie?
W
mojej ocenie problem jest znacznie szerszy.
Odniesieniem powinna
być trwająca wojna na Ukrainie.
Po części powinniśmy
pamiętać jak to było z nami podczas II wojny światowej.
O co
mi chodzi tym razem?
Społeczeństwo tworzą osoby płci męskiej
i żeńskiej, od oseska do tej stojącej nad grobem, czyli w tzw.
sędziwym wieku.
Państwo nie obroni się samo. Ten obowiązek
spoczywa na wszystkich w wieku od 18 lat do 50, a oficerów do 60
lat. Co ciekawe, wynika to z ustawy z 1950 roku o powszechnym
obowiązku wojskowym i jej kolejnych nowelizacji /aktualny stan
prawny
https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20240000248/O/D20240248.pdf
/
Ustawa jest rozbudowana, stanowi teraz 229 stron maszynopisu.
Istotne są wyłączenia z obowiązku, opisane w art. 5 ustawy.
Po co to wszystko?
Z obserwacji wydarzeń z ostatnich lat
widać że wojna wybucha bez formalnego wypowiedzenia.
Powód też
nie ma większego znaczenia. Tylko że napaści nie można
zrealizować skrycie, bez widocznych przygotowań. Tak było na
Ukrainie. Przygotowania po stronie rosyjskiej trwały miesiącami i
nie wiadomo było kiedy dokładnie do inwazji dojdzie. Czynnikiem
sprzyjającym Rosji był brak wiary, po stronie polityków zachodnich,
w możliwość agresji bez racjonalnego powodu.
Jeśli już
stanie się to najgorsze problem sprowadza się do skuteczności
obrony.
Obrony własnymi siłami i uzyskania realnej pomocy w
ramach zawartych sojuszy wojskowych.
To jest ta wielka
niewiadoma.
Dzisiaj na terenie Polski stacjonują wojska NATO.
Czy stanowią realną siłę, zdolną skutecznie nas wspomóc?
Wszystko zależy od tego komu będziemy musieli się przeciwstawić.
Modernizujemy nasze siły zbrojne, ale czy zdążymy je
zmodernizować? Poczynione zakupy dotrą do Polski w ciągu kilku lat
a nie natychmiast. Krajowy przemysł zbrojeniowy też ma ograniczone
zdolności produkcyjne.
Co prawda politycy i analitycy uspokajają
nas że FR nie jest zdolna otworzyć nowego frontu w ciągu
najbliższych kilku lat.
Jaka jest gwarancja że się nie mylą?
Przypadek Ukrainy jest pod wieloma względami nietypowy. Ukraina
nie jest członkiem NATO ani żadnego sojuszu wojskowego. Nie jest
również członkiem UE ani innego sojuszu gospodarczego.
Ze
względu na położenie geopolityczne jest w kręgu zainteresowania
zarówno NATO jak i UE, ale także Rosji i Chin i Bóg wie kogo
jeszcze. Dlatego o zakończeniu trwającej wojny, na obecnym etapie,
raczej nie ma co mówić. Jednak dysproporcja możliwości między
Rosją a Ukrainą powoduje że ta wojna dawno by się skończyła
gdyby nie pomoc finansowa i sprzętowa USA, NATO, UE i wielu innych
państw tu nie wymienionych.
Od pewnego czasu wzrasta świadomość
polityków zachodnich że nie można dopuścić do wygranej Rosji, bo
dla niej jest to tylko krok na drodze do próby odtworzenia ZSRR.
Najbardziej frustruje nas że, mimo przewagi militarnej i
gospodarczej państw NATO, nie ma szans na otwarte zaangażowanie
NATO po stronie Ukrainy. Obawiają się wybuchu III wojny światowej.
Dlatego uważam za samowolę poczynania Francji która ponoć z
własnej inicjatywy wysyła, a może wysłała na Ukrainę własne
wojska. Komentatorzy zwracają uwagę że dostarczenie żołnierzy
francuskich na Ukrainę możliwe jest obecnie tylko przez Polskę.
Uważam że jest to wrabianie nas na siłę, bo nie słyszałem nic o
zamknięciu granic Słowacji, Węgier czy Rumunii. Kto i dlaczego
pcha nas do bezpośredniego udziału w tej wojnie?
Riposta Rosji
nie będzie skierowana na Ukrainę, ale w pierwszej kolejności
przeciwko państwom NATO znajdującym się bliżej granic FR.
Na
pocieszenie obserwujemy zwiększenie dostaw broni pozwalającej na
atakowanie terytorium Rosji z dala od jej granic terytorialnych.
Ukraina ma teraz dodatkowy problem związany z poborem do wojska
i luzowaniem wojsk walczących na froncie.
To o czym napisałem
wyżej musi być brane pod uwagę w realiach Polski.
Po pierwsze
te zadania są rozłożone w czasie. Dzisiaj widać że błędem było
zaniechanie poboru do odbycia zasadniczej służby wojskowej.
Nie
objęci mobilizacją muszą mieć przeszkolenie w zakresie zdolności
przetrwania w sytuacji krytycznej. Muszą mieć zapewnione minimum
warunków do przetrwania.
Te warunki to rozbudowana sieć
schronów, zapewnione miejsca poboru wody pitnej, możliwość
zorganizowania zbiorowego żywienia, a więc przygotowanie magazynów
z żywnością przystosowaną do długotrwałego składowania.
Dostępność agregatów prądotwórczych i zapasy paliwa do nich.
Poza tym sprawne służby medyczne zdolne do przyjmowania rannych
z frontu i zapewnienie im rekonwalescencji i rehabilitacji.
Niezręcznie jest mi pisać o dekownikach. To znowu na kanwie
wojny na Ukrainie.
Dość często dochodzę do wniosku że mają
państwo na którym specjalnie nie wszystkim zależy. Najpierw była
to emigracja zarobkowa, za chlebem. Emigracja liczona w milionach
ludzi.
Wojna z 2022 roku spowodowała kolejny exodus. Trwająca
wojna spowodowała że nie ma chętnych do pójścia na front. Władze
Ukrainy szacują że poza granicami jest około 400-500 tysięcy
potencjalnych żołnierzy którzy robią co mogą żeby nie
przywdziać munduru i przypadkowo nie polec za Ojczyznę. Przy takim
podejściu obecni obrońcy granic tkwią w okopach ponad dwa lata, bo
nie ma kto ich zluzować. To też jest jednym z powodów dla których
próbuje się do wojny wciągnąć NATO.
Dzisiaj przywódcy
Ukrainy twierdzą że do kontrofensywy z ich strony dojdzie dopiero w
przyszłym roku, gdy otrzymają obiecaną z zachodu pomoc militarną.
Jakie będą mieli szanse za rok?
Realnie patrząc na obecną
sytuację powiem że ta wojna może skończyć się tak szybko jak
się zaczęła pod warunkiem że państwa wspierające Ukrainę dojdą
do wniosku że realnie są zagrożone ich interesy.
Dzisiaj
priorytetem jest maksymalne osłabienie militarne i gospodarcze
Rosji. Jednak ten model słabo wypada w dotychczasowej realizacji.
Rosja nie chce upaść ani uznać się za stronę pokonaną.
Co to
dla nich ponad pół miliona zabitych, nie licząc rannych,
okaleczonych fizycznie i co gorsze psychicznie.
W
podsumowaniu wypada przypomnieć klasyka który sprawę wyłożył
jasno że Naród,
który nie chce karmić swojej armii, będzie karmić cudzą.
01 maja 2024
20 lat temu dołączyliśmy do Europy?
Obchody rocznicowe miałem
zamiar ograniczyć do oglądania i słuchania wypowiedzi
okolicznościowych. Nie dałem rady. Lata mijają a prawdy o tym
zdarzeniu jak nie było tak nie ma.
Z upływem lat o prawdę coraz
trudniej.
Osobiście coraz trudniej mi dostrzec sukces w postaci
przystąpienia Polski do UE właśnie w 2004 roku. Warunki wejścia
do UE były źle wynegocjowane. Mimo tego przystąpiliśmy na tych
warunkach. Dlaczego? Bo dalsze negocjacje mogły spowodować że
przystąpienie do UE byłoby udziałem nowego rządu i prezydenta. To
były dwie niewiadome, a ówczesna ekipa miała pełną świadomość
że lewica wyborów nie wygra, a prezydent nie mógł ubiegać się o
trzecią kadencję.
Samo referendum akcesyjne też było
naciągane. Trwało dwa dni dla zapewnienia wymaganej frekwencji.
Mimo tego około 4 milionów Polaków zagłosowało na nie. Byli
mądrzejsi?
Po stronie materialnej żongluje się cyferkami które
mają robić wrażenie na gawiedzi.
Z UE nie dostaliśmy nic za
darmo. Wersja oficjalna jest taka że UE do nas dokłada.
To info
trzeba uzupełnić o kwotę zysków starej UE wynikającą z
udostępnienia rynku polskiego firmom ze starej UE. To nie są
symboliczne kwoty. Nie wiem tylko czy ktoś je wyliczył. Do tego
trzeba doliczyć straty spowodowane likwidacją wielu branź, nie
tylko poszczególnych zakładów, które wygenerowały setki tysięcy bezrobotnych, Taką listę można rozbudowywać dowolnie.
Idąc w
drugą stronę powiem, że największym sukcesem tego 20-lecia jest
uniknięcie wejścia do strefy euro. Żeby się za długo nie
rozwodzić proszę zauważyć że z tej oferty zrezygnowała Dania,
Szwecja, Wlk. Brytania /przed Brexitem/.
Na tym tle ciekawie
wygląda postawa obecnego rządu DT dążącego do wprowadzenia euro
w Polsce. Pozornie jest to sprawa niegroźna ponieważ wejście do
strefy euro wymaga spełnienia warunków określonych w kryteriach
konwergencji. Jednak ostatnio zauważalna jest tendencja do
złagodzenia tych kryteriów bo ważniejsze dla interesów UE jest
poszerzenie listy państw należących do strefy euro.
W przypadku
Polski wiąże się to z przekazaniem do skarbca EBC złota będącego
w posiadaniu NBP.
23 kwietnia 2024
Jaka może być przyszła wojna?
To
nie abstrakcja ani utopia. Wojna możliwa jest w każdej chwili i w
każdym regionie świata.
Powód zawsze się znajdzie. Tak jest od
wieków.
Ciekawa może być wszelka dyskusja o przyszłym polu
walki.
Sens ma dyskusja merytoryczna, tylko kto ma ją prowadzić?
Trzeba przyjąć za pewnik że zawsze jesteśmy gotowi, ale do
wojny która już była.
Taka jest opinia ekspertów wojskowości.
Co więc z tą przyszłą wojną?
Z zasady poddaję w
wątpliwość opinie wszelkich ekspertów. Jednak teoretyków.
Na
realnym polu walki są ludzie, odpowiednio wyposażeni i
przeszkoleni. Rzadziej mamy do czynienia z sytuacją że jest tam
rekrut bez przeszkolenia i słabo wyposażony.
Teraz nazywają to
krótko mięso armatnie, na wschodzie - miasoróbka.
Co wiemy o współczesnym polu walki? Dużo i mało.
To nie
tylko miejsce styku wrogich wojsk i konflikt interesów.
Naprzeciwko
siebie mogą stanąć siły wyrównane ale może być dysproporcja
sił. Do tego trzeba dołożyć element zaskoczenia po jednej
stronie. Tak było podczas zajmowania Krymu przez wojska rosyjskie
/zielone ludziki/. Tak było podobno podczas ataku Hamasu w Izraelu.
Tylko że to są tzw. informacje oficjalne. Informacje nieoficjalne
są często odmienne. Zwłaszcza w kwestii zaskoczenia. Poza tym od
lat poddaję w wątpliwość użycie broni atomowej. Jej posiadanie
to co innego.
Bezsens jej użycia widoczny jest szczególnie w
Europie. Chyba że jej posiadacz wyznaje zasadę „po nas choćby
potop”.
Niezorientowanym przypominam że skutkiem wybuchu bomby
atomowej jest trwałe skażenie terenu /skuteczne dłużej niż
kilkadziesiąt lat/. Powierzchnia skażenia zależy od mocy użytego
ładunku. Ważniejszy jest przewidywany kierunek i obszar skażenia
zależny od wiatru.
Na terenie skażonym nie może przebywać
człowiek ponieważ jest narażony na chorobę popromienną która, w
zależności od stopnia napromieniowania, skutkuje w skrajnym
przypadku śmiercią.
Obszar skażony wyłączony jest na lata z
użytkowania przez ludzi. Nie można również wykorzystać niczego z
terenów skażonych. Każdorazowe przejście strefy skażonej
skutkuje napromieniowaniem które kumuluje się, przy tym jest
szkodliwe dla organizmu ludzkiego.
To jest sprzeczne z celem
wojny która ma zapewnić korzyść zwycięzcy.
Pozostają więc
rozważania o wojnie konwencjonalnej.
Dzisiaj takim materiałem
do analizy są: wojna na Ukrainie, wojna w Izraelu, ataki
terrorystyczne czy wojny lokalne w wielu państwach Afryki.
Charakterystyczne że te konflikty rozgrywane są bez formalnego
wypowiedzenia wojny.
Rosja swoją napaść na Ukrainę nazwała
eufemistycznie operacją specjalną. Wojska izraelskie walczą z
Hamasem w interesie ludności cywilnej Izraela. Teraz doszło jeszcze
starcie z Iranem.
Problemem powtarzalnym jest ignorowanie
wszelkich porozumień międzynarodowych dotyczących zasad
prowadzenia wojen.
/Moim zdaniem wynika to z przeświadczenia że
zwycięzców się nie sądzi. /
Wachlarz jest szeroki.
Od
traktowania jeńców wojennych i rannych poczynając, po traktowanie ludności
cywilnej na terenach objętych działaniami wojennymi i głęboko
poza linią frontu.
Rosja do otwartej ingerencji na Krymie
wprowadziła tzw. zielone ludziki, czyli oddziały wojskowe
pozbawione na umundurowaniu cech identyfikacyjnych /inaczej mówiąc
no name-ów/.
W przypadku Rosji i Izraela można powiedzieć
wprost że mamy do czynienia z terroryzmem państwowym.
Drugim
aspektem jest dysproporcja sił. Zarówno siły żywej jak i
dysponowanego uzbrojenia.
W wojnie Rosji przeciwko Ukrainie Rosja
dysponuje przewagą liczebną wojsk i możliwością ich uzupełniania
rezerwistami. Pomijam poziom wyszkolenia, wyposażenia i efektywność
dowodzenia. Rosja dysponuje lotnictwem strategicznym, rakietami
średniego i dalekiego zasięgu oraz marynarką wojenną, a ponadto w
roli straszaka ma broń atomową.
Brak sukcesów wojsk rosyjskich
na polu walki jest tematem analiz sztabowców.
Rosja prowadzi
faktycznie wojnę na wyniszczenie Ukrainy. Realizuje to przez ostrzał
rakietowy tzw. infrastruktury krytycznej na całym obszarze państwa.
Celem jest demontaż państwa ukraińskiego, a w konsekwencji
przejęcie zajętych terytoriów.
To mieści się w koncepcji
odtwarzania ZSRR. Między wierszami pojawia się jeszcze coś innego.
Ukraina ma istotne dla polityki światowej położenie
geostrategiczne. Toczy się walka o to kto będzie miał do swojej
dyspozycji lądowe szlaki komunikacyjne Europa-Azja w kierunku
Środkowego i Dalekiego Wschodu Azji, a także przez Morze Czarne.
Rozstrzygnięciami zainteresowane są nie tylko Chiny.
Ognisk
zapalnych we współczesnym świecie nie brakuje. To Europa, Azja,
Afryka, a w znacznie mniejszym stopniu Ameryka, zwłaszcza
Południowa.
Umiejętnie podsycane konflikty mogą wybuchać w
każdej chwili i z byle powodu. Przy tym państwa uwikłane nie
zawsze mogą być do nich przygotowane.
Do prowadzenia
skutecznych działań zbrojnych potrzebny jest sprzęt który
produkują nieliczni.
Jest to produkcja oparta na wzorcach własnych
lub licencjach. Ważna też jest skala produkcji. Produkcja ponad
potrzeby własne oznacza możliwość eksportu który jest źródłem
znaczących dochodów producentów i pośredników.
Warto też
zwrócić uwagę że wyposażenie poszczególnych armii na świecie
nie jest w pełni nowoczesne. Ta tzw. supertechnika stanowi zaledwie
kilka procent. Podstawowe wyposażenie to uzbrojenie stare lub wręcz
przestarzałe pod względem technicznym. Podobnie jest z wszelką
amunicją.
Tematem samym w sobie są państwa Afryki które od
lat toczą między sobą wojny etniczne, a ostatnio religijne.
Stosowane uzbrojenie obejmuje pełen repertuar od dzid i łuków, po
nowoczesne uzbrojenie którego nie powstydziłyby się
najnowocześniejsze armie świata.
Siłą rzeczy w pierwszym
etapie działań zbrojnych używany jest sprzęt najnowszy, a dopiero
gdy wojna przedłuża się sięga się do zapasów magazynowych.
Żadne państwo na świecie nie jest zdolne uzupełniać potrzeb
frontu z bieżącej produkcji.
Zapasy też są ograniczone.
Po
ponad dwóch latach wojny na Ukrainie pojawiają się pierwsze
wnioski do zmian taktyki walk współczesnych armii. To dotyczy
wniosków uniwersalnych, bo różnią się one dla konkretnych
sytuacji wynikających z potencjału skonfliktowanych stron.
Przy
współczesnych możliwościach wywiadowczych mało realny jest atak
przez zaskoczenie. Koncentracja sił zawsze jest widoczna jak na
talerzu. Wszelkie manewry w strefie przygranicznej powodują
adekwatne działania po drugiej stronie granicy.
Zneutralizowano
skuteczność działania wojsk powietrzno-desantowych. Skuteczność
ataku rakietowego i przy użyciu dronów zależy od stopnia
rozbudowania obrony powietrznej przeciwnika. Wzorcem do naśladowania
jest obrona powietrzna Izraela. Bez przesady. Wojna z Hamasem
pokazała że przy zmasowanym ataku część dronów i rakiet
osiągnie wyznaczone cele.
Na dzisiaj kluczowa jest odporność
systemów nawigacji rakiet i dronów na zakłócenia.
Wzrasta
znaczenie działań dywersyjnych na tyłach wroga. Z jednej strony
wykorzystanie przewagi w powietrzu, a z drugiej strony grupy
dywersyjne przenikające głęboko na tyły frontu i siejące
spustoszenie w infrastrukturze.
Ale ... kij ma zawsze dwa końce.
Znowu przykład z walk na Ukrainie. W ostatnim czasie siły
specjalne Ukrainy dokonały na terytorium Rosji kilku udanych ataków
na rafinerie, zbrojeniowe zakłady produkcyjne, czy obiekty stricte
wojskowe. Jednak USA patrzą nieprzychylnym okiem zwłaszcza na ataki
na rafinerie, bo w ich ocenie destabilizuje to światowy rynek paliw.
Wojna na Ukrainie trwa w najlepsze, ale też przybywa wniosków
co do sposobu jej prowadzenia. Najbardziej rzuca się w oczy wzrost
zastosowania dronów, czyli tak naprawdę środków bezzałogowych.
To nie tylko środki powietrzne, ale również morskie. Te powietrzne
są coraz większe i o bardzo dużym zasięgu. Są przy tym bardzo
precyzyjne. Zwalczanie polega nie tylko na ich zestrzeliwaniu, ale na
zakłócaniu systemu naprowadzania. Drugi kierunek prac to
zwiększenie prędkości przelotowej.
Inne istotne spostrzeżenie
dotyczy dostępności amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm. Okazuje
się że zapasy bardzo szybko się zużywają, a produkcja bieżąca
jest stosunkowo niska. Poza tym są ograniczone możliwości
szybkiego zakupu na rynkach trzecich.
Historia współczesnych
wojen zna przypadki gdy walki na froncie ustawały z braku amunicji i
części zamiennych /Indie-Pakistan/.
Jednocześnie obserwowane
są inne sytuacje.
Wprowadzane są nowe rodzaje broni, ale po
pierwsze jeszcze lokalnie, a po drugie zabronione konwencjami
międzynarodowymi. Wspomnę o co najmniej dwóch. To bomba
paliwowo-powietrzna, zwana też termobaryczną
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bomba_paliwowo-powietrzna
i amunicja kasetowa
https://pl.wikipedia.org/wiki/Amunicja_kasetowa
Ta ostatnia znana jest od II wojny światowej, ale jest
nieustannie doskonalona.
Ciekawym rozwiązaniem jest amunicja
krążąca https://pl.wikipedia.org/wiki/Amunicja_krążąca
Jest tego znacznie więcej. Za to wzrasta zapotrzebowanie na
elektronikę przystosowaną do użycia na polu walki. Jest to towar
deficytowy, a przez to dostępny nie dla wszystkich chętnych.
Doświadcza tego Rosja która elementy i podzespoły elektroniczne
musi importować, a w wyniku nałożonych sankcji ten rynek stał się
niedostępny. Znowu jest to tylko część prawdy, bo Rosja zdobywa
to co potrzebuje poprzez pośredników, a to z kolei pokazuje
iluzoryczność wszelkich sankcji.
Zasada wyścigu zbrojeń jest
prosta jak przysłowiowa konstrukcja cepa. Każdy nowy rodzaj broni
wprowadzony na front wymaga szybkiego opracowania i wprowadzenia
broni która „nowinkę” zneutralizuje.
W powyższych
rozważaniach nie można pominąć szczegółu dotyczącego
charakteru przyszłej wojny. Uwidoczniło się to podczas ataku
powietrznego Iranu na Izrael.
Chodzi o to że przyszła wojna
może mieć charakter lokalny, ale też może przejść w wojnę
globalną.
To pociąga za sobą konsekwencje w postaci odpowiedzi na
pytanie czy pojedyncze państwo jest w stanie skutecznie stawić
czoła jakiemukolwiek agresorowi? Prosta odpowiedź brzmi NIE. Taką
wojnę mogą prowadzić USA, może Chiny, ale już nie Rosja.
Rosja
wszczęła wojnę z Ukrainą wychodząc z założenia że ma przewagę
gwarantującą sukces.
Minęły ponad dwa lata walk i tego sukcesu
nie ma.
Otwarte pytanie dotyczy dalszych losów tej wojny. Rosja
przebąkuje że mogłaby ją przerwać, nie zakończyć, pod
warunkiem zachowania dotychczasowych zdobyczy terytorialnych.
Jest
to oczywiście nie do przyjęcia dla Ukrainy, ale może się okazać
że zostanie do tego zmuszona.
Jest też inna opcja oparta na
intensyfikacji pomocy udzielanej Ukrainie przez NATO, UE i być może
inne państwa niestowarzyszone. Przegrana Ukrainy jest postrzegana
jako stworzenie precedensu że z pozycji siły można wprowadzać w
świecie własne porządki.
Realnym zagrożeniem dla wszystkich
stały się ataki z powietrza przy użyciu rakiet i dronów.
Obrona
przed tym zagrożeniem jest przede wszystkim kosztowna. Jej
skuteczność to inny problem. Ostatnio można to było obserwować
podczas ataku Iranu na Izrael.
Wiadomo że Izrael posiada bardzo
rozbudowany i do pewnego stopnia skuteczny system obrony powietrznej
znany jako Żelazna Kopuła
https://pl.wikipedia.org/wiki/Żelazna_Kopuła
Jednak w konkretnej sytuacji potrzebne było wsparcie ze strony
wielu państw, nie tylko USA, żeby zapewnić skuteczność obrony
przed zmasowanym atakiem rakiet i dronów.
Dlaczego o tym piszę?
Polska buduje od kilku lat podobny system. Robią to również
inne kraje w Europie. Jest to ciągle obrona punktowa, dotycząca
obszaru jednego państwa lub jego części.
Sprawa nabrała
nowego wymiaru gdy pojawiła się inicjatywa Niemiec że trzeba
zbudować wspólny system dla całej Europy
https://www.pap.pl/aktualnosci/europejska-zelazna-kopula-czym-jest-i-jak-ma-dzialac
. Dla rzuconego hasła nie ma jednak szczegółów wykonawczych.
Dyskusja trwa już dwa lata. Na początek okazało się że sprawą
jest zainteresowanych tylko 18 państw Europy.
A co z
pozostałymi? Dlaczego przykładowo jest brak zainteresowania ze
strony Francji? Włoch? Hiszpanii? Portugalii?
Wyjaśnienie może
być wielorakie.
Na dzisiaj strefa konfliktu znajduje się na
wschodniej granicy Polski i jej przedłużeniu na granicy państw
Pribaltiki z Federacją Rosyjską. Atak możliwy jest z terytorium FR
i Białorusi. Przy takim założeniu, w ocenie większości państw
europejskich inwestowanie w rozbudowany system obrony powietrznej
jest bezsensowne.
Istota skuteczności systemu obrony powietrznej
polega na tym, że musi być zdolny do zwalczania celów na małych,
średnich i dużych wysokościach. Musi więc posiadać system
rozpoznania powietrznego w tym obszarze. To z kolei może zapewnić
system naziemnych stacji radiolokacyjnych wsparty rozpoznaniem
wykonywanym przez samoloty typu AWACS.
Takim sprzętem dysponują
nieliczni.
Żeby system był skuteczny musi być wzajemnie
skorelowany. Dane z rozpoznania muszą być przekazywane w czasie
rzeczywistym do właściwych środków ogniowych. Dzisiejszy stan
techniki nie pozwala na jego pełne zautomatyzowanie. Nie można się
obejść bez udziału człowieka.
I tu jest kluczowy problem.
Kogo można obdarzyć takim zaufaniem żeby powierzyć mu
bezpieczeństwo Europy? Czołówkę chętnych stanowią Niemcy. Kto
im zaufa?
W dotychczasowych komentarzach przeważa opinia że tak
naprawdę system jest projektem raczej biznesowym i miałby zapewnić
portfel zamówień dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego.
Próbkę
tego mieliśmy ostatnio przy rozdysponowaniu funduszy unijnych na
uruchomienie produkcji amunicji artyleryjskiej dla Ukrainy.
https://defence24.pl/przemysl/ue-wspiera-produkcje-amunicji-wiemy-ile-otrzyma-polska-zbrojeniowka
Udział Polski w podziale tych środków jest śladowy.
Nie znam
dotychczas racjonalnego wytłumaczenia tej sytuacji. Za to jestem
przekonany że do niemieckiego pomysłu powinniśmy, wbrew stanowisku
premiera, zachować duży dystans. I
naczej mówiąc, powinniśmy
realizować swój plan, a do pomysłu paneuropejskiego możemy
dołączyć w przyszłości. O ile dojdzie do jego realizacji.
Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?
Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...
-
Minęło jedenaście dni a w temacie wojny na Ukrainie bez zmian. To znaczy wojna trwa, przybywa ofiar, zniszczeń i uciekinierów. Dalej n...
-
Słuchając wypowiedzi krajowej opozycji w kwestii Turowa nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, czy zwyczajnie wku.... ić się? Ilu z tych głąbó...
-
W kampanii wyborczej do parlamentu sprawy związane z Ukrainą nie będą jedynymi. Chyba równorzędna będzie dyskusja wokół fit for 55 . Zainter...
-
Najbliźsze dni pokażą w praktyce czy III RP jest /jeszcze/ państwem prawa, czy jednak bezprawia, które koalicja 13 grudnia określa „prawem...
-
Mówiąc o trwającej wojnie na Ukrainie czas najwyższy postawić pytanie kto z kim w niej trzyma? To nie tylko wojna Rosji z Ukrainą. Są w niej...
-
Z mojej obserwacji z abiegów o przyjęcie zwłaszcza Szwecji do NATO wynika, że wyrażenie zgody przez poszczególne państwa członkowskie nie wy...
-
Przybywa tematów przerzucanych między prawicą a lewicą, na zasadzie „gorącego kartofla”. Kto co zrobił, nie zrobił, dlaczego? Wszystko po to...
-
Skoro mamy bawić się w futurologów to proszę bardzo. Chodzi oczywiście o losy wojny na Ukrainie. Inne wątki przy okazji. W jakimś stopniu...
-
My tu gadu, gadu, a chłop śliwki rwie. Lecimy od afery do afery i co z tego wynika? Nic poza satysfakcją organizatorów tych jasełek. Czas bi...
-
B ardzo wdzięcznym tematem do wszelkich dyskusji na forum UE jest praworządność. Mało komu przeszkadza że jest to pustosłowie. Może dlatego ...