Szukaj na tym blogu

31 maja 2024

Co z tą wojną hybrydową?

Zabawy” na granicy polsko-białoruskiej wchodzą w nową fazę.
https://defence24.pl/sily-zbrojne/zolnierz-raniony-nozem-na-granicy-prokuratura-trwaja-czynnosci-dowodowe-defence24-news
W ślad za tym incydentem pojawiają się nowe pytania.
Co robi na granicy polski żołnierz?
Pytanie pozornie oczywiste, ale podejrzewam że nie dla każdego.
Żołnierz pilnuje granicy. Na czym to pilnowanie polega, czy raczej ma polegać?
Przede wszystkim żołnierz ma pilnować żeby nikt nie przekroczył granicy poza wyznaczonymi przejściami granicznymi. Ma przeciwdziałać wszelkim próbom nielegalnego przejścia.
Na czym ma polegać przeciwdziałanie? Jakimi środkami dysponuje żołnierz pełniący służbę na granicy? Teoretycznie ma broń i środki osłonowe np. tarcza.
Niestety, zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, broni żołnierz na służbie na granicy nie może użyć bo grozi mu za to odpowiedzialność karna. To nie moja pomyłka!
Na odcinku granicy gdzie zbudowano mur okazuje się że intruzi, przy wsparciu służb białoruskich forsują granicę. Zdarzają się przypadki skutecznego przekraczania granicy.
Ilu z tych „szczęśliwców” jest wyłapywanych w głębi kraju? Takich danych nie znam.
Okazuje się że mur nie jest w 100% skuteczny. Nie może być inaczej jeśli „poszukujący lepszego życia” korzystają z różnego sprzętu pomocniczego, dostarczanego na miejsce przez służby białoruskie.
Nawiasem mówiąc nie ma na świecie muru który w 100% zabezpiecza przed jego nielegalnym przekroczeniem. Od czego pomysłowość pragnących przejść na drugą stronę?
Nowy rząd, który jako opozycja krytykował budowę muru, teraz planuje rozbudowę i wzmocnienie tego istniejącego.
Wobec narastającej agresji „turystów” trzeba poważnie zastanowić się jak temu przeciwdziałać. Albo albo. Musi szybko dojść do zasadniczej zmiany przepisów prawnych dotyczących użycia broni. Agresję można powstrzymać tylko wtedy gdy druga strona musi wziąć pod uwagę że może paść strzał i to nie z amunicji hukowej. Poza tym żołnierze pełniący służbę na granicy muszą mieć lepsze wyposażenie osobiste, zabezpieczające przed rzucanymi kamieniami, gałęziami itp.
Nie znamy wszystkich przypadków okaleczenia żołnierzy pełniących służbę na granicy polsko-białoruskiej.
Trzeba skończyć z rozważaniem że nie możemy ulegać prowokacjom. To jest wojna. Nie ma znaczenia że hybrydowa. Taka jest na Ukrainie, a tam giną ludzie.
Stawiam otwarte pytanie, co jeszcze musi się stać żeby skończyć z udawaniem że mamy do czynienia z przepychankami na granicy, z udziałem osobników którzy jedynie marzą o dotarciu do lepszego świata? Ci obcokrajowcy mają białoruskie wizy.
Recepta według mnie jest w miarę prosta. Każda nieuprawniona próba przekroczenia granicy, poza wyznaczonymi miejscami, musi spotkać się ze skuteczną reakcją żołnierzy czy Straży Granicznej. Skuteczna reakcja nie powinna wykluczać użycia broni z ostrą amunicją. W użyciu powinna znaleźć się broń gładkolufowa i paralizatory. Nie ma już miejsca na wersal.
Mniej realne wydaje mi się całkowite zamknięcie granicy z Białorusią. Spróbować można.
Inny kontekst tego samego problemu to rozbudowa istniejącej zapory.
Problem rozdmuchano propagandowo. Rozbudowa umocnień w pasie granicznym między Polską a Białorusią to problem wielowątkowy. Po pierwsze, w planowaniu zapomniano o granicy z Rosją wzdłuż granicy z enklawą kaliningradzką. Po drugie z pomysłem budowy pasa umocnień DT wyskoczył niczym Filip z konopi. Ciągnięcie pomysłu to jedna improwizacja. W toku kolejnych wystąpień próbuje się pomysł uszczegóławiać, ale i tak widać że to melodia przyszłości, lat.
Bardziej skłonny jestem poczekać na konkrety. Wiele wskazuje na to że to chwyt propagandowy DT przed wyborami do PE. 10 mld zł nie można wydać szybko i racjonalnie. Wyrzucić w błoto każdy dyletant da radę. Władze Białorusi zachowują się jak przysłowiowy obszczymurek.
Otwarcie nie atakują, ale ugryźć czy obsikać przysłowiową nogawkę, czemu nie.
Im się to absolutnie nie opłaca, ale Moskwa każe to Mińsk musi.
W tym wszystkim musimy pamiętać że nikt nam nie pomoże. Jesteśmy sami. Deklaracje pomocy mają taką samą wartość praktyczną jak w dawnych latach kolejne poważne ostrzeżenia Chin wobec Tajwanu. Było ich tysiące.

20 maja 2024

Co wyniknie z nadchodzących wyborów do PE?

 

Niezależnie od bieżączki zdominowanej przez protesty rolników, związane ogólnie z „Zielonym Ładem” i falę „przypadkowych” pożarów, pora odnieść się do nadchodzących wyborów do PE.
Zacznę od arytmetyki. Do podziału jest 720 miejsc. Z rozdzielnika Polsce przypadają 53 miejsca /dotychczas jest 52/.
Wybory w Polsce odbędą się w 13 okręgach wyborczych w których możliwy będzie wybór kandydatów spośród 7 zarejestrowanych komitetów wyborczych. Z opublikowanych danych wynika że o jedno miejsce ubiegać będzie się 19 kandydatów https://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/o-jeden-mandat-do-pe-w-polsce-ubiega-sie-19-kandydatow,544536.html.
Wiele uwagi poświęcają media kandydatom na europosłów. Są wśród nich weterani mający za sobą więcej niż jedną kadencję. Jest kilku którzy zadomowili się w Brukseli na dobre, a teraz ich zabrakło.
Ci przeżywają rozczarowanie bo nie wiadomo dlaczego uważali się za niezastąpionych.
Najwięcej ożywienia wywołują jednak nazwiska uciekinierów z rządu DT. /Dla nich ma to być nagroda za robotę wykonaną na zlecenie DT. /
Z jednej strony są to obawy na wyrost, bo jedynka na liście nie gwarantuje automatycznie mandatu,
a z drugiej strony ci kandydaci mają zapewniony sukces dzięki bezmyślności wyborców którzy z przyzwyczajenia oddadzą głos na „jedynkę”. To dotyczy jedynie aktywnych wyborców, bo wielu nie będzie się chciało ruszyć z domu czy grilla. Czasem to wina pogody.
W kolejnych wyborach do PE emocje wzbudza przewidywana frekwencja wyborcza, bo ostatecznie od niej zależy kto wyląduje w Brukseli.
Do tego co wyżej trzeba dołożyć opinię wyborców którzy uważają że parlamentarzyści i członkowie rządu, z zasady, nie powinni kandydować do PE.
Z tym się zgadzam bo każdy z nas odczytuje to jako nagrodę „za dobre sprawowanie” wobec swojej partii.
Po wyborach 9 czerwca 2024 wybrańcy w Brukseli przejdą do jednej z 7 grup politycznych lub pozostaną formalnie niezależni https://pl.wikipedia.org/wiki/Parlament_Europejski#Grupy_polityczne_w_Parlamencie
Istota obecnych wyborów sprowadza się do tego czy uda się doprowadzić do zmiany dotychczasowego układu sił na korzyść prawicy?
W dotychczasowym składzie przewagę mają partie skupione wokół EPP z której wywodzi się również przewodnicząca KE von der Leyen która „przywiązała się” do pełnionej funkcji i zamierza kandydować ponownie.
W mediach wiele rozważań o możliwości skrętu Europy w prawo. Czy to realna ocena, czy tylko pobożne życzenie? Jakie znaczenie będą miały głosy parlamentarzystów Polski?
W stosunku do ponad 700 głosów PE głosy polskie to ułamek. W dodatku te głosy rozpierzchną się,
tak jak dotychczas, między poszczególne frakcje. Rzekomo kieruje nimi solidarność partyjna.
Szkoda że nasi reprezentanci nie dostrzegają że większość pozostałych europosłów preferuje interesy państw z których zostali wybrani. Realnie motywacją przejścia do PE jest wyższa dieta poselska i faktyczny brak odpowiedzialności politycznej. Wszyscy mają świadomość że realną władzę w Brukseli sprawują komisarze którzy pochodzą z nominacji a nie demokratycznego wyboru.
W tych dywagacjach mniej się mówi o tym kto faktycznie trzęsie KE?
Jak na razie robią to Niemcy przy wsparciu Francji. Czy coś się zmieni po 9 czerwca 2024? Wątpię.
W toczącej się rozgrywce wszystkie, bez wyjątku, państwa członkowskie kombinują jak najwięcej zyskać dla siebie, przy maksymalnym ograniczeniu kosztów własnych.
Teoretycznie wielu popierało postawę Polski, ale nie robili nic albo niewiele żeby nas realnie wesprzeć. Z drugiej strony Polska nie potrafiła/nie chciała/nie mogła zdyskontować swoich starań na forum unijnym. Na dzisiaj ten stan ulegnie utrwaleniu.
Jakie są hipotetyczne szanse że prawica zwiększy swoje wpływy w PE i co z tego będzie miała Polska? To jest zasadnicze pytanie.
Problem Polski polega według mnie na tym, że nasi politycy wiele przed nami ukrywają.
Nie wiem jak to wygląda u innych. Nie chodzi o mydlenie oczu przed kolejnymi wyborami.
Jeżeli nasi politycy nie bronią naszych interesów to sami nie mamy żadnych szans.
A jest przed czym się bronić.
Takim zagrożeniem jest wprowadzenie w Polsce euro jako waluty narodowej zamiast złotego.
Skoro to taki cymes to dlaczego nie wprowadziła go wcześniej Wlk. Brytania, Dania, Szwecja?
Polska nie zrobiła tego /na szczęście/ ze względów formalnych. Podchody trwają od 2011 roku który to termin wyznaczył DT za poprzedniego premierowania. Gdyby ufać przepisom unijnym przyjęcie euro w Polsce to sprawa odległej przyszłości. Niestety, KE zależy na wciągnięciu Polski do strefy euro. Dlatego chętnie dopuści przepisy ułatwiające realizację pomysłu zwłaszcza że rząd DT przebiera nóżkami żeby go wdrożyć i to jak najprędzej.
Problemem jest tolerowanie bezprawia KE wobec Polski. Książkową ilustracją jest zwolnienie wypłaty KPO po dojściu DT do władzy. Od strony zarzutów stawianych rządowi MM nie zmieniło się nic, ale ważniejsza jest decyzja KE że teraz już można.
Naprawdę musimy udawać że to żaden problem? Mamy taki gest że płacimy za pożyczki przyznane Polsce tylko na papierze? Pieniądze których nie można wydać na rzeczywiste potrzeby tylko na cele zaakceptowane przez KE? W rzeczywistości te środki będą przeznaczone na ratowanie gospodarki Niemiec która przechodzi poważny kryzys.
Dlaczego nie przeciwstawiamy się skutecznie decyzjom KE szkodliwym dla naszej gospodarki? Dotyczy to wielu inwestycji zapoczątkowanych za rządów ZP, przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Weryfikacja tych planów to jedno, a prymitywne sabotowanie, przy wsparciu rządu DT, to drugie.
W kolejce czeka pakt migracyjny, dyrektywa budynkowa, regulacja Odry, budowa portu kontenerowego w Świnoujściu, energetyka jądrowa, a przede wszystkim CPK.
Co musi się stać żeby te wytwory chorej wyobraźni polityków brukselskich trafiły do kosza na śmieci?
Niby jesteśmy mądrzy, bo wiemy jakie są wobec Polski zamiary KE, ale czy potrafimy im skutecznie przeciwdziałać?
Tu już mam poważne wątpliwości. Przepis unijny który nabierze mocy obowiązującej jest praktycznie nie do ruszenia. Nawet gdy jest wyjątkowo idiotyczny. Jak walka z emisją CO2.
Do większości naszego społeczeństwa nie dociera prosta prawda że blokowanie rozwoju gospodarczego Polski to „zasługa” Niemiec którym nie w smak konkurencja jaką stanowi Polska.
Owszem, rynek zbytu dla towarów niemieckich, tania siła robocza, w dodatku wykwalifikowana.
Do tego bezkrytyczne popieranie wszelkich pomysłów rodem z Berlina.
Samo narzekanie że KE nas nie lubi niczego nie zmienia. Nie ma również sensu budowanie przyszłości Polski na marzeniu że UE rozpadnie się od środka. Ważne jest tu i teraz.
Teraz u władzy jest koalicja 13 grudnia i jej przedstawiciele nie poczuwają się do preferowania polskiej racji stanu. Robią to owszem, ale tą rację stanu rozumieją po swojemu i tu się nie zgadzamy.
Do wyborów zostało kilkanaście dni i kampania zaostrza się. Jednak strona rządząca stosuje coraz bardziej absurdalne chwyty. Widać że za wszelką cenę chcą dojechać do 9 czerwca.
Potem się zobaczy.
Co na to elektorat?
Zwrócę uwagę na tematy poruszane w kampanii wyborczej. Są różne, można powiedzieć od Sasa do Lasa. Taka jest rzeczywistość. Dotyczą naszej gospodarki, ale także konsekwencji trwającej wojny na Ukrainie. Wojna toczy się za naszą wschodnią granicą, a daje się nam we znaki również na odcinku granicy z Białorusią. Ponosimy poważne koszty, nie tylko materialne. Mimo że jest to zewnętrzna granica UE nie otrzymujemy żadnego wsparcia finansowego KE, a ponadto jesteśmy narażeni na głupawe reakcje zarówno krajowych polityków jak i lewicy europejskiej.
Chyba od wczoraj doszedł nowy pomysł. Dotyczy zbudowania umocnień na granicy z Białorusią. Premier szerokim gestem przeznaczył na to 10 mld zł. Skąd je wziął? Nie wiem. Kiedy mają być wydane? Też nie wiem. Za to wiem że sprawa nie jest do końca przemyślana. To mnie nie dziwi.
Skąd moje wątpliwości?
Po pierwsze, nie wiadomo jak głęboki ma być pas umocnień? Żeby cokolwiek na nim zbudować, trzeba być właścicielem gruntów. To poważny koszt. Prace projektowe też potrwają.
Muszą odnosić się do konkretnych warunków terenowych. Potem dopiero wchodzi w grę realizacja.
To wszystko oznacza że sporo czasu upłynie zanim projekt, a właściwie slogan polityczny wejdzie w fazę realizacji.
Aha, zapomniałem o „drobiazgu”. Od 2013 roku Polska jest jednym z sygnatariuszy Traktatu ottawskiego https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_ottawski Wystąpienie z Konwencji to kolejny problem.
Reasumując, czy przypadkiem pomysłu nie należy traktować jako zagranie PR-owe przed wyborami?
Sens tego o czym piszę zawarty jest w tym komentarzu https://niepoprawni.pl/comment/1660668#comment-1660668

07 maja 2024

Obrona cywilna, jej teraźniejszość i przyszłość.

Temat przez wiele lat III RP pomijany milczeniem. Dlaczego? Między innymi dlatego że bogata Europa uwierzyła zapewnieniom Putina i jego kamaryli że nastał czas pokoju i spokoju. Tak było wygodnie. Rozczarowanie nastąpiło za sprawą wydarzeń na Ukrainie, od Majdanu poczynając, po aneksję Krymu, a wreszcie otwartą wojnę zapoczątkowaną agresją w lutym 2022 roku.

Tak się składa że za kilka dni będziemy obchodzili rocznicę zakończenia II wojny w Europie.
Mówiąc o każdej wojnie myślimy najczęściej o tym co się dzieje bezpośrednio na polu walki, na froncie. Tymczasem na front nie idą wszyscy, za to skutki odczuwają wszyscy mieszkańcy państwa nawiedzonego przez wojnę. Na front nie idą najmłodsi i najstarsi oraz niepełnosprawni, a także ci którym ustawowo przypisano do realizacji inne zdania.
Ci umowni „cywile” żyją i muszą walczyć o przetrwanie. Nie tylko gołymi rękami.
Najczęściej nie robią tego z bronią w ręku, wobec wroga są bezradni i bezbronni.
Jeśli uda im się zorganizować mogą minimalizować straty.
Własne wojska nie zawsze są w stanie ich bronić.
Zaplecze decyduje o sukcesach na froncie.
Stąd pochodzi wszelkie zaopatrzenie, tu wycofywani są ranni. Tu chowają zabitych.
Tu odbywają się naprawy uszkodzonego sprzętu bojowego i przeglądy serwisowe.
Stąd pochodzą wszelkie bieżące uzupełnienia dla frontu.
Jeśli sytuacja na to pozwala, na tyłach frontu toczy się życie codzienne. Oczywiście nie takie jak w warunkach pokojowych.

Co jest najważniejsze na tyłach?
Moim zdaniem komunikacja. I to w wielorakim znaczeniu.
Po pierwsze to zapewnienie wszelkich dostaw na linie frontu. Po drugie uniemożliwienie defetyzmu na tyłach.
Na linii frontu musi być gwarancja że nie dojdzie do ciosu w plecy. Na zapleczu muszą być skutecznie zwalczane wszelkie formy dywersji.
Zaplecze musi być tak zorganizowane żeby minimalizować straty własne.
To wszystko kosztuje, bo przygotowania muszą trwać non stop już w czasie pokoju.
To wszystko mieści się w określeniu „obrona cywilna”.
Minione lata wykazały że ten obszar został w III RP poważnie zaniedbany.
Nie pora rozstrzygać czy było to działanie zamierzone.
Zaczyna się od braku realnych regulacji prawnych. W ślad za tym brak przepisów wykonawczych.
Istniejące nie są dostosowane do rzeczywistości.
Dopiero w zeszłym roku temat znalazł się w kręgu zainteresowania rządu i to niejako przy okazji nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony.
Trwają prace legislacyjne. Kiedy zostaną zakończone? Nie wiadomo. https://businessinsider.com.pl/prawo/nowej-ustawa-o-ochronie-ludnosci-i-obronie-cywilnej-kogo-ochroni-przed-wojna/2we5l9s
Temat jest o tyle niewdzięczny że realizacja wymaga poważnych nakładów finansowych, a to oznacza że w budżecie znowu trzeba będzie komuś zabrać. Poza tym sam fakt dostrzegania tematu jeszcze niczego nie rozwiązuje. Sprawa jest kłopotliwa wobec narastającego zagrożenia konfliktem inspirowanym przez władze FR i wtórującej im Białorusi.
Dzisiaj wszelkie działania mają charakter doraźny, bo jesteśmy pod presją czasu. Ponosimy skutki zaniedbań minionych kilkudziesięciu lat i kolejnych rządów III RP.
W rozważaniach o przyszłości obrony cywilnej kluczowa jest, według mnie, odpowiedź na pytanie jak potencjalny agresor będzie się zachowywał wobec ludności cywilnej?
Istnieją międzynarodowe regulacje prawne w tym zakresie, ale toczące się obecnie wojny pokazują, że prawo to tylko zapisane kartki papieru. Liczy się zachowanie najeźdźcy i przekonanie że jako zwycięzcy prawo go nie dotyczy. W sumie to nic nowego. Nie przypominam sobie żeby ZSRR był sądzony za zbrodnie wojenne popełnione podczas II wojny światowej.
Niemcy, Japonia czy Włochy to co innego.
Cywile nie mogą liczyć na litość najeźdźcy. Muszą się bronić wszelkimi dostępnymi sposobami.
Żeby się bronić trzeba być do tego przygotowanym. Stąd znaczenie wszelkich szkoleń kierunkowych, medycznych, ogólnowojskowych, ochrony przeciwpożarowej itp.
Żeby te zadania realizować potrzebne są regulacje ustawowe i zbudowane wcześniej struktury wykonawcze.
Zapomniałem o „drobiazgu”, o zabezpieczeniu finansowym. Bez tego będziemy budowali zamki na piasku. Z tym dzisiaj w III RP jest, oględnie mówiąc, słabo.
Zaczyna się od spraw podstawowych, od komunikacji.
Przykładowo, opracowane są sygnały powiadomienia o zagrożeniach. Są prowadzone sporadycznie ćwiczenia sprawdzające.
Proszę mi powiedzieć ilu z nas wie jak interpretować poszczególne sygnały, od tych dźwiękowych poczynając. Jak się prawidłowo zachować?
Czy warto lekceważyć te ćwiczenia?
Czy w sytuacji realnego zagrożenia możemy jedynie liczyć że zły los nas ominie?
W mojej ocenie problem jest znacznie szerszy.
Odniesieniem powinna być trwająca wojna na Ukrainie.
Po części powinniśmy pamiętać jak to było z nami podczas II wojny światowej.
O co mi chodzi tym razem?
Społeczeństwo tworzą osoby płci męskiej i żeńskiej, od oseska do tej stojącej nad grobem, czyli w tzw. sędziwym wieku.
Państwo nie obroni się samo. Ten obowiązek spoczywa na wszystkich w wieku od 18 lat do 50, a oficerów do 60 lat. Co ciekawe, wynika to z ustawy z 1950 roku o powszechnym obowiązku wojskowym i jej kolejnych nowelizacji /aktualny stan prawny https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20240000248/O/D20240248.pdf /
Ustawa jest rozbudowana, stanowi teraz 229 stron maszynopisu.
Istotne są wyłączenia z obowiązku, opisane w art. 5 ustawy.
Po co to wszystko?
Z obserwacji wydarzeń z ostatnich lat widać że wojna wybucha bez formalnego wypowiedzenia.
Powód też nie ma większego znaczenia. Tylko że napaści nie można zrealizować skrycie, bez widocznych przygotowań. Tak było na Ukrainie. Przygotowania po stronie rosyjskiej trwały miesiącami i nie wiadomo było kiedy dokładnie do inwazji dojdzie. Czynnikiem sprzyjającym Rosji był brak wiary, po stronie polityków zachodnich, w możliwość agresji bez racjonalnego powodu.
Jeśli już stanie się to najgorsze problem sprowadza się do skuteczności obrony.
Obrony własnymi siłami i uzyskania realnej pomocy w ramach zawartych sojuszy wojskowych.
To jest ta wielka niewiadoma.
Dzisiaj na terenie Polski stacjonują wojska NATO.
Czy stanowią realną siłę, zdolną skutecznie nas wspomóc? Wszystko zależy od tego komu będziemy musieli się przeciwstawić.
Modernizujemy nasze siły zbrojne, ale czy zdążymy je zmodernizować? Poczynione zakupy dotrą do Polski w ciągu kilku lat a nie natychmiast. Krajowy przemysł zbrojeniowy też ma ograniczone zdolności produkcyjne.
Co prawda politycy i analitycy uspokajają nas że FR nie jest zdolna otworzyć nowego frontu w ciągu najbliższych kilku lat.
Jaka jest gwarancja że się nie mylą?
Przypadek Ukrainy jest pod wieloma względami nietypowy. Ukraina nie jest członkiem NATO ani żadnego sojuszu wojskowego. Nie jest również członkiem UE ani innego sojuszu gospodarczego.
Ze względu na położenie geopolityczne jest w kręgu zainteresowania zarówno NATO jak i UE, ale także Rosji i Chin i Bóg wie kogo jeszcze. Dlatego o zakończeniu trwającej wojny, na obecnym etapie, raczej nie ma co mówić. Jednak dysproporcja możliwości między Rosją a Ukrainą powoduje że ta wojna dawno by się skończyła gdyby nie pomoc finansowa i sprzętowa USA, NATO, UE i wielu innych państw tu nie wymienionych.
Od pewnego czasu wzrasta świadomość polityków zachodnich że nie można dopuścić do wygranej Rosji, bo dla niej jest to tylko krok na drodze do próby odtworzenia ZSRR.
Najbardziej frustruje nas że, mimo przewagi militarnej i gospodarczej państw NATO, nie ma szans na otwarte zaangażowanie NATO po stronie Ukrainy. Obawiają się wybuchu III wojny światowej.
Dlatego uważam za samowolę poczynania Francji która ponoć z własnej inicjatywy wysyła, a może wysłała na Ukrainę własne wojska. Komentatorzy zwracają uwagę że dostarczenie żołnierzy francuskich na Ukrainę możliwe jest obecnie tylko przez Polskę. Uważam że jest to wrabianie nas na siłę, bo nie słyszałem nic o zamknięciu granic Słowacji, Węgier czy Rumunii. Kto i dlaczego pcha nas do bezpośredniego udziału w tej wojnie?
Riposta Rosji nie będzie skierowana na Ukrainę, ale w pierwszej kolejności przeciwko państwom NATO znajdującym się bliżej granic FR.
Na pocieszenie obserwujemy zwiększenie dostaw broni pozwalającej na atakowanie terytorium Rosji z dala od jej granic terytorialnych.
Ukraina ma teraz dodatkowy problem związany z poborem do wojska i luzowaniem wojsk walczących na froncie.
To o czym napisałem wyżej musi być brane pod uwagę w realiach Polski.
Po pierwsze te zadania są rozłożone w czasie. Dzisiaj widać że błędem było zaniechanie poboru do odbycia zasadniczej służby wojskowej.
Nie objęci mobilizacją muszą mieć przeszkolenie w zakresie zdolności przetrwania w sytuacji krytycznej. Muszą mieć zapewnione minimum warunków do przetrwania.
Te warunki to rozbudowana sieć schronów, zapewnione miejsca poboru wody pitnej, możliwość zorganizowania zbiorowego żywienia, a więc przygotowanie magazynów z żywnością przystosowaną do długotrwałego składowania. Dostępność agregatów prądotwórczych i zapasy paliwa do nich.
Poza tym sprawne służby medyczne zdolne do przyjmowania rannych z frontu i zapewnienie im rekonwalescencji i rehabilitacji.
Niezręcznie jest mi pisać o dekownikach. To znowu na kanwie wojny na Ukrainie.
Dość często dochodzę do wniosku że mają państwo na którym specjalnie nie wszystkim zależy. Najpierw była to emigracja zarobkowa, za chlebem. Emigracja liczona w milionach ludzi.
Wojna z 2022 roku spowodowała kolejny exodus. Trwająca wojna spowodowała że nie ma chętnych do pójścia na front. Władze Ukrainy szacują że poza granicami jest około 400-500 tysięcy potencjalnych żołnierzy którzy robią co mogą żeby nie przywdziać munduru i przypadkowo nie polec za Ojczyznę. Przy takim podejściu obecni obrońcy granic tkwią w okopach ponad dwa lata, bo nie ma kto ich zluzować. To też jest jednym z powodów dla których próbuje się do wojny wciągnąć NATO.
Dzisiaj przywódcy Ukrainy twierdzą że do kontrofensywy z ich strony dojdzie dopiero w przyszłym roku, gdy otrzymają obiecaną z zachodu pomoc militarną. Jakie będą mieli szanse za rok?
Realnie patrząc na obecną sytuację powiem że ta wojna może skończyć się tak szybko jak się zaczęła pod warunkiem że państwa wspierające Ukrainę dojdą do wniosku że realnie są zagrożone ich interesy.
Dzisiaj priorytetem jest maksymalne osłabienie militarne i gospodarcze Rosji. Jednak ten model słabo wypada w dotychczasowej realizacji. Rosja nie chce upaść ani uznać się za stronę pokonaną.
Co to dla nich ponad pół miliona zabitych, nie licząc rannych, okaleczonych fizycznie i co gorsze psychicznie.
W podsumowaniu wypada przypomnieć klasyka który sprawę wyłożył jasno że Naród, który nie chce karmić swojej armii, będzie karmić cudzą.

01 maja 2024

20 lat temu dołączyliśmy do Europy?

 

Obchody rocznicowe miałem zamiar ograniczyć do oglądania i słuchania wypowiedzi okolicznościowych. Nie dałem rady. Lata mijają a prawdy o tym zdarzeniu jak nie było tak nie ma.
Z upływem lat o prawdę coraz trudniej.
Osobiście coraz trudniej mi dostrzec sukces w postaci przystąpienia Polski do UE właśnie w 2004 roku. Warunki wejścia do UE były źle wynegocjowane. Mimo tego przystąpiliśmy na tych warunkach. Dlaczego? Bo dalsze negocjacje mogły spowodować że przystąpienie do UE byłoby udziałem nowego rządu i prezydenta. To były dwie niewiadome, a ówczesna ekipa miała pełną świadomość że lewica wyborów nie wygra, a prezydent nie mógł ubiegać się o trzecią kadencję.
Samo referendum akcesyjne też było naciągane. Trwało dwa dni dla zapewnienia wymaganej frekwencji. Mimo tego około 4 milionów Polaków zagłosowało na nie. Byli mądrzejsi?
Po stronie materialnej żongluje się cyferkami które mają robić wrażenie na gawiedzi.
Z UE nie dostaliśmy nic za darmo. Wersja oficjalna jest taka że UE do nas dokłada.
To info trzeba uzupełnić o kwotę zysków starej UE wynikającą z udostępnienia rynku polskiego firmom ze starej UE. To nie są symboliczne kwoty. Nie wiem tylko czy ktoś je wyliczył. Do tego trzeba doliczyć straty spowodowane likwidacją wielu branź, nie tylko poszczególnych zakładów, które wygenerowały setki tysięcy bezrobotnych, Taką listę można rozbudowywać dowolnie.
Idąc w drugą stronę powiem, że największym sukcesem tego 20-lecia jest uniknięcie wejścia do strefy euro. Żeby się za długo nie rozwodzić proszę zauważyć że z tej oferty zrezygnowała Dania, Szwecja, Wlk. Brytania /przed Brexitem/.
Na tym tle ciekawie wygląda postawa obecnego rządu DT dążącego do wprowadzenia euro w Polsce. Pozornie jest to sprawa niegroźna ponieważ wejście do strefy euro wymaga spełnienia warunków określonych w kryteriach konwergencji. Jednak ostatnio zauważalna jest tendencja do złagodzenia tych kryteriów bo ważniejsze dla interesów UE jest poszerzenie listy państw należących do strefy euro.
W przypadku Polski wiąże się to z przekazaniem do skarbca EBC złota będącego w posiadaniu NBP.

23 kwietnia 2024

Jaka może być przyszła wojna?

 

To nie abstrakcja ani utopia. Wojna możliwa jest w każdej chwili i w każdym regionie świata.
Powód zawsze się znajdzie. Tak jest od wieków.
Ciekawa może być wszelka dyskusja o przyszłym polu walki.
Sens ma dyskusja merytoryczna, tylko kto ma ją prowadzić?
Trzeba przyjąć za pewnik że zawsze jesteśmy gotowi, ale do wojny która już była.
Taka jest opinia ekspertów wojskowości.
Co więc z tą przyszłą wojną?
Z zasady poddaję w wątpliwość opinie wszelkich ekspertów. Jednak teoretyków.
Na realnym polu walki są ludzie, odpowiednio wyposażeni i przeszkoleni. Rzadziej mamy do czynienia z sytuacją że jest tam rekrut bez przeszkolenia i słabo wyposażony.
Teraz nazywają to krótko mięso armatnie, na wschodzie -
miasoróbka.
Co wiemy o współczesnym polu walki? Dużo i mało.
To nie tylko miejsce styku wrogich wojsk i konflikt interesów.
Naprzeciwko siebie mogą stanąć siły wyrównane ale może być dysproporcja sił. Do tego trzeba dołożyć element zaskoczenia po jednej stronie. Tak było podczas zajmowania Krymu przez wojska rosyjskie /zielone ludziki/. Tak było podobno podczas ataku Hamasu w Izraelu. Tylko że to są tzw. informacje oficjalne. Informacje nieoficjalne są często odmienne. Zwłaszcza w kwestii zaskoczenia. Poza tym od lat poddaję w wątpliwość użycie broni atomowej. Jej posiadanie to co innego.
Bezsens jej użycia widoczny jest szczególnie w Europie. Chyba że jej posiadacz wyznaje zasadę „po nas choćby potop”.
Niezorientowanym przypominam że skutkiem wybuchu bomby atomowej jest trwałe skażenie terenu /skuteczne dłużej niż kilkadziesiąt lat/. Powierzchnia skażenia zależy od mocy użytego ładunku. Ważniejszy jest przewidywany kierunek i obszar skażenia zależny od wiatru.
Na terenie skażonym nie może przebywać człowiek ponieważ jest narażony na chorobę popromienną która, w zależności od stopnia napromieniowania, skutkuje w skrajnym przypadku śmiercią.
Obszar skażony wyłączony jest na lata z użytkowania przez ludzi. Nie można również wykorzystać niczego z terenów skażonych. Każdorazowe przejście strefy skażonej skutkuje napromieniowaniem które kumuluje się, przy tym jest szkodliwe dla organizmu ludzkiego.
To jest sprzeczne z celem wojny która ma zapewnić korzyść zwycięzcy.
Pozostają więc rozważania o wojnie konwencjonalnej.
Dzisiaj takim materiałem do analizy są: wojna na Ukrainie, wojna w Izraelu, ataki terrorystyczne czy wojny lokalne w wielu państwach Afryki.
Charakterystyczne że te konflikty rozgrywane są bez formalnego wypowiedzenia wojny.
Rosja swoją napaść na Ukrainę nazwała eufemistycznie operacją specjalną. Wojska izraelskie walczą z Hamasem w interesie ludności cywilnej Izraela. Teraz doszło jeszcze starcie z Iranem.
Problemem powtarzalnym jest ignorowanie wszelkich porozumień międzynarodowych dotyczących zasad prowadzenia wojen.
/Moim zdaniem wynika to z przeświadczenia że zwycięzców się nie sądzi. /
Wachlarz jest szeroki.
Od traktowania jeńców wojennych i rannych poczynając, po traktowanie ludności cywilnej na terenach objętych działaniami wojennymi i głęboko poza linią frontu.
Rosja do otwartej ingerencji na Krymie wprowadziła tzw. zielone ludziki, czyli oddziały wojskowe pozbawione na umundurowaniu cech identyfikacyjnych /inaczej mówiąc no name-ów/.
W przypadku Rosji i Izraela można powiedzieć wprost że mamy do czynienia z terroryzmem państwowym.
Drugim aspektem jest dysproporcja sił. Zarówno siły żywej jak i dysponowanego uzbrojenia.
W wojnie Rosji przeciwko Ukrainie Rosja dysponuje przewagą liczebną wojsk i możliwością ich uzupełniania rezerwistami. Pomijam poziom wyszkolenia, wyposażenia i efektywność dowodzenia. Rosja dysponuje lotnictwem strategicznym, rakietami średniego i dalekiego zasięgu oraz marynarką wojenną, a ponadto w roli straszaka ma broń atomową.
Brak sukcesów wojsk rosyjskich na polu walki jest tematem analiz sztabowców.
Rosja prowadzi faktycznie wojnę na wyniszczenie Ukrainy. Realizuje to przez ostrzał rakietowy tzw. infrastruktury krytycznej na całym obszarze państwa.
Celem jest demontaż państwa ukraińskiego, a w konsekwencji przejęcie zajętych terytoriów.
To mieści się w koncepcji odtwarzania ZSRR. Między wierszami pojawia się jeszcze coś innego. Ukraina ma istotne dla polityki światowej położenie geostrategiczne. Toczy się walka o to kto będzie miał do swojej dyspozycji lądowe szlaki komunikacyjne Europa-Azja w kierunku Środkowego i Dalekiego Wschodu Azji, a także przez Morze Czarne.
Rozstrzygnięciami zainteresowane są nie tylko Chiny.
Ognisk zapalnych we współczesnym świecie nie brakuje. To Europa, Azja, Afryka, a w znacznie mniejszym stopniu Ameryka, zwłaszcza Południowa.
Umiejętnie podsycane konflikty mogą wybuchać w każdej chwili i z byle powodu. Przy tym państwa uwikłane nie zawsze mogą być do nich przygotowane.
Do prowadzenia skutecznych działań zbrojnych potrzebny jest sprzęt który produkują nieliczni.
Jest to produkcja oparta na wzorcach własnych lub licencjach. Ważna też jest skala produkcji. Produkcja ponad potrzeby własne oznacza możliwość eksportu który jest źródłem znaczących dochodów producentów i pośredników.
Warto też zwrócić uwagę że wyposażenie poszczególnych armii na świecie nie jest w pełni nowoczesne. Ta tzw. supertechnika stanowi zaledwie kilka procent. Podstawowe wyposażenie to uzbrojenie stare lub wręcz przestarzałe pod względem technicznym. Podobnie jest z wszelką amunicją.
Tematem samym w sobie są państwa Afryki które od lat toczą między sobą wojny etniczne, a ostatnio religijne. Stosowane uzbrojenie obejmuje pełen repertuar od dzid i łuków, po nowoczesne uzbrojenie którego nie powstydziłyby się najnowocześniejsze armie świata.
Siłą rzeczy w pierwszym etapie działań zbrojnych używany jest sprzęt najnowszy, a dopiero gdy wojna przedłuża się sięga się do zapasów magazynowych.
Żadne państwo na świecie nie jest zdolne uzupełniać potrzeb frontu z bieżącej produkcji.
Zapasy też są ograniczone.
Po ponad dwóch latach wojny na Ukrainie pojawiają się pierwsze wnioski do zmian taktyki walk współczesnych armii. To dotyczy wniosków uniwersalnych, bo różnią się one dla konkretnych sytuacji wynikających z potencjału skonfliktowanych stron.
Przy współczesnych możliwościach wywiadowczych mało realny jest atak przez zaskoczenie. Koncentracja sił zawsze jest widoczna jak na talerzu. Wszelkie manewry w strefie przygranicznej powodują adekwatne działania po drugiej stronie granicy.
Zneutralizowano skuteczność działania wojsk powietrzno-desantowych. Skuteczność ataku rakietowego i przy użyciu dronów zależy od stopnia rozbudowania obrony powietrznej przeciwnika. Wzorcem do naśladowania jest obrona powietrzna Izraela. Bez przesady. Wojna z Hamasem pokazała że przy zmasowanym ataku część dronów i rakiet osiągnie wyznaczone cele.
Na dzisiaj kluczowa jest odporność systemów nawigacji rakiet i dronów na zakłócenia.
Wzrasta znaczenie działań dywersyjnych na tyłach wroga. Z jednej strony wykorzystanie przewagi w powietrzu, a z drugiej strony grupy dywersyjne przenikające głęboko na tyły frontu i siejące spustoszenie w infrastrukturze.
Ale ... kij ma zawsze dwa końce.
Znowu przykład z walk na Ukrainie. W ostatnim czasie siły specjalne Ukrainy dokonały na terytorium Rosji kilku udanych ataków na rafinerie, zbrojeniowe zakłady produkcyjne, czy obiekty stricte wojskowe. Jednak USA patrzą nieprzychylnym okiem zwłaszcza na ataki na rafinerie, bo w ich ocenie destabilizuje to światowy rynek paliw.
Wojna na Ukrainie trwa w najlepsze, ale też przybywa wniosków co do sposobu jej prowadzenia. Najbardziej rzuca się w oczy wzrost zastosowania dronów, czyli tak naprawdę środków bezzałogowych. To nie tylko środki powietrzne, ale również morskie. Te powietrzne są coraz większe i o bardzo dużym zasięgu. Są przy tym bardzo precyzyjne. Zwalczanie polega nie tylko na ich zestrzeliwaniu, ale na zakłócaniu systemu naprowadzania. Drugi kierunek prac to zwiększenie prędkości przelotowej.
Inne istotne spostrzeżenie dotyczy dostępności amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm. Okazuje się że zapasy bardzo szybko się zużywają, a produkcja bieżąca jest stosunkowo niska. Poza tym są ograniczone możliwości szybkiego zakupu na rynkach trzecich.
Historia współczesnych wojen zna przypadki gdy walki na froncie ustawały z braku amunicji i części zamiennych /Indie-Pakistan/.
Jednocześnie obserwowane są inne sytuacje.
Wprowadzane są nowe rodzaje broni, ale po pierwsze jeszcze lokalnie, a po drugie zabronione konwencjami międzynarodowymi. Wspomnę o co najmniej dwóch. To bomba paliwowo-powietrzna, zwana też termobaryczną https://pl.wikipedia.org/wiki/Bomba_paliwowo-powietrzna
i amunicja kasetowa https://pl.wikipedia.org/wiki/Amunicja_kasetowa
Ta ostatnia znana jest od II wojny światowej, ale jest nieustannie doskonalona.
Ciekawym rozwiązaniem jest amunicja krążąca https://pl.wikipedia.org/wiki/Amunicja_krążąca
Jest tego znacznie więcej. Za to wzrasta zapotrzebowanie na elektronikę przystosowaną do użycia na polu walki. Jest to towar deficytowy, a przez to dostępny nie dla wszystkich chętnych. Doświadcza tego Rosja która elementy i podzespoły elektroniczne musi importować, a w wyniku nałożonych sankcji ten rynek stał się niedostępny. Znowu jest to tylko część prawdy, bo Rosja zdobywa to co potrzebuje poprzez pośredników, a to z kolei pokazuje iluzoryczność wszelkich sankcji.
Zasada wyścigu zbrojeń jest prosta jak przysłowiowa konstrukcja cepa. Każdy nowy rodzaj broni wprowadzony na front wymaga szybkiego opracowania i wprowadzenia broni która „nowinkę” zneutralizuje.
W powyższych rozważaniach nie można pominąć szczegółu dotyczącego charakteru przyszłej wojny. Uwidoczniło się to podczas ataku powietrznego Iranu na Izrael.
Chodzi o to że przyszła wojna może mieć charakter lokalny, ale też może przejść w wojnę globalną.
To pociąga za sobą konsekwencje w postaci odpowiedzi na pytanie czy pojedyncze państwo jest w stanie skutecznie stawić czoła jakiemukolwiek agresorowi? Prosta odpowiedź brzmi NIE. Taką wojnę mogą prowadzić USA, może Chiny, ale już nie Rosja.
Rosja wszczęła wojnę z Ukrainą wychodząc z założenia że ma przewagę gwarantującą sukces.
Minęły ponad dwa lata walk i tego sukcesu nie ma.
Otwarte pytanie dotyczy dalszych losów tej wojny. Rosja przebąkuje że mogłaby ją przerwać, nie zakończyć, pod warunkiem zachowania dotychczasowych zdobyczy terytorialnych.
Jest to oczywiście nie do przyjęcia dla Ukrainy, ale może się okazać że zostanie do tego zmuszona.
Jest też inna opcja oparta na intensyfikacji pomocy udzielanej Ukrainie przez NATO, UE i być może inne państwa niestowarzyszone. Przegrana Ukrainy jest postrzegana jako stworzenie precedensu że z pozycji siły można wprowadzać w świecie własne porządki.
Realnym zagrożeniem dla wszystkich stały się ataki z powietrza przy użyciu rakiet i dronów.
Obrona przed tym zagrożeniem jest przede wszystkim kosztowna. Jej skuteczność to inny problem. Ostatnio można to było obserwować podczas ataku Iranu na Izrael.
Wiadomo że Izrael posiada bardzo rozbudowany i do pewnego stopnia skuteczny system obrony powietrznej znany jako Żelazna Kopuła https://pl.wikipedia.org/wiki/Żelazna_Kopuła
Jednak w konkretnej sytuacji potrzebne było wsparcie ze strony wielu państw, nie tylko USA, żeby zapewnić skuteczność obrony przed zmasowanym atakiem rakiet i dronów.
Dlaczego o tym piszę?
Polska buduje od kilku lat podobny system. Robią to również inne kraje w Europie. Jest to ciągle obrona punktowa, dotycząca obszaru jednego państwa lub jego części.
Sprawa nabrała nowego wymiaru gdy pojawiła się inicjatywa Niemiec że trzeba zbudować wspólny system dla całej Europy https://www.pap.pl/aktualnosci/europejska-zelazna-kopula-czym-jest-i-jak-ma-dzialac . Dla rzuconego hasła nie ma jednak szczegółów wykonawczych. Dyskusja trwa już dwa lata. Na początek okazało się że sprawą jest zainteresowanych tylko 18 państw Europy.
A co z pozostałymi? Dlaczego przykładowo jest brak zainteresowania ze strony Francji? Włoch? Hiszpanii? Portugalii?
Wyjaśnienie może być wielorakie.
Na dzisiaj strefa konfliktu znajduje się na wschodniej granicy Polski i jej przedłużeniu na granicy państw Pribaltiki z Federacją Rosyjską. Atak możliwy jest z terytorium FR i Białorusi. Przy takim założeniu, w ocenie większości państw europejskich inwestowanie w rozbudowany system obrony powietrznej jest bezsensowne.
Istota skuteczności systemu obrony powietrznej polega na tym, że musi być zdolny do zwalczania celów na małych, średnich i dużych wysokościach. Musi więc posiadać system rozpoznania powietrznego w tym obszarze. To z kolei może zapewnić system naziemnych stacji radiolokacyjnych wsparty rozpoznaniem wykonywanym przez samoloty typu AWACS.
Takim sprzętem dysponują nieliczni.
Żeby system był skuteczny musi być wzajemnie skorelowany. Dane z rozpoznania muszą być przekazywane w czasie rzeczywistym do właściwych środków ogniowych. Dzisiejszy stan techniki nie pozwala na jego pełne zautomatyzowanie. Nie można się obejść bez udziału człowieka.
I tu jest kluczowy problem. Kogo można obdarzyć takim zaufaniem żeby powierzyć mu bezpieczeństwo Europy? Czołówkę chętnych stanowią Niemcy. Kto im zaufa?
W dotychczasowych komentarzach przeważa opinia że tak naprawdę system jest projektem raczej biznesowym i miałby zapewnić portfel zamówień dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego.
Próbkę tego mieliśmy ostatnio przy rozdysponowaniu funduszy unijnych na uruchomienie produkcji amunicji artyleryjskiej dla Ukrainy. https://defence24.pl/przemysl/ue-wspiera-produkcje-amunicji-wiemy-ile-otrzyma-polska-zbrojeniowka Udział Polski w podziale tych środków jest śladowy.
Nie znam dotychczas racjonalnego wytłumaczenia tej sytuacji. Za to jestem przekonany że do niemieckiego pomysłu powinniśmy, wbrew stanowisku premiera, zachować duży dystans. I
naczej mówiąc, powinniśmy realizować swój plan, a do pomysłu paneuropejskiego możemy dołączyć w przyszłości. O ile dojdzie do jego realizacji.

Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?

  Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...