Szukaj na tym blogu

08 września 2022

Parę uwag na boku.

Wojna na Ukrainie trwa już siódmy miesiąc. W przeliczeniu na dni dochodzi do 200.
Końca wojny nie widać, a pojawiają się opinie że może potrwać nie wiadomo jak długo.
Zmianie ulegnie sposób jej prowadzenia. To ma być wojna na wyniszczenie. Oczywiście Ukrainy.  
Niczego nie można dzisiaj przesądzać.

Wojna to koszty. Premier MM powiedział ostatnio, że intencją Rosji jest doprowadzenie Ukrainy
do upadłości gospodarczej. Pytanie kto jest zainteresowany takim obrotem sprawy?
Ważniejsze pytanie brzmi: kto przejmie wówczas masę upadłościową?
Spokojnie, to odległa przyszłość.

To nie jedyny problem będący skutkiem trwającej wojny.
To co widzą u siebie mieszkańcy państw sąsiadujących z Ukrainą i tych bardziej odległych,
to uciekinierzy z terenów Ukrainy objętych działaniami wojennymi.
Najnowsze statystyki mówią, że tych uciekinierów jest już prawie 12 mln, z tego do Polski wjechało ponad 6 mln. Nie oznacza to że tylu ich pozostaje w Polsce. Rachunek jest bardzo utrudniony,
bo część tych uchodźców przemieszcza się dalej do innych krajów /nie podlegają ewidencji wewnątrz strefy Schengen/, część wraca na Ukrainę, czasem wielokrotnie. Dotyczy to wg danych Straży Granicznej około 4,3 mln.
Z tego wynika, że około 1,7 mln Ukraińców zatrzyma się w Polsce na dłużej. Z tego 1,25 mln otrzymało PESEL.
Według danych z czerwca około 800 tysięcy to młodzież w wieku szkolnym i dzieci, ale w Polsce tylko 140 000 chodziło do szkoły i około 40 000 do przedszkoli.
Minister Czarnek podał że na cele szkolne dla Ukraińców Polska wydała już blisko 1 mld zł.
Do dzisiaj nie otrzymaliśmy żadnego wsparcia finansowego ze strony KE mimo że UE jest do tego statutowo zobowiązana.
Informacja z maja br. https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1225349%2Cpolska-nie-dostala-zadnych-nowych-unijnych-srodkow-na-uchodzcow-z-ukrainy
Od tego czasu właściwie nic się nie zmieniło. Głównym hamulcowym są oczywiście Niemcy.
Do podjęcia skutecznych decyzji wymagana jest jednomyślność UE.
Problemem finansowym zaczynają być koszty utrzymania w Polsce tak licznej grupy uchodźców.
Według dostępnych danych około 420 000 Ukraińców pracuje w Polsce legalnie, w tym 180 000 kobiet.
Dotychczasowe koszty związane z pobytem w Polsce /zakwaterowanie, wyżywienie, opieka medyczna, obowiązek szkolny/ to kwota rzędu 10 mld zł. Mimo tego że pomoc uchodźcom jest uregulowana w przepisach unijnych Polska do dnia dzisiejszego nie otrzymała na ten cel ani eurocenta.
I tu powstaje pytanie jak jest z tym wsparciem w pozostałych krajach UE? W mediach jakoś nic na ten temat nie znalazłem. 
W Europie jest podobno około 7 mln uchodźców z Ukrainy. Poza Polską czołówka to Rumunia, Mołdawia i Węgry. W pozostałych krajach są w mniejszych ilościach.

Relacje KE czy UE vs Ukraina to ciąg skandali. KE składa wobec Ukrainy deklaracje pomocy finansowej ale za tym nie idą konkrety. Obiecanych pieniędzy jak nie było tak nie ma.
Podobnie wygląda pomoc militarna. Tu przynajmniej Niemcy są konsekwentni. Nie przekażą ciężkiej broni i już. Nawet nie bawią się w działania pozorne.
Wydaje mi się że gdyby nie USA, Niemcy już dawno przeszłyby do otwartej współpracy z Rosją.

Opisana wyżej sytuacja wskazuje że do sytuacji czarno-białej daleko.
Rosji udaje się dzielić wewnętrznie Europę i to na wielu płaszczyznach. To ich niewątpliwy sukces.
Kolejne sankcje są dziurawe jak sito. W dodatku wiele krajów na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby je omija nie ponosząc żadnych konsekwencji. To nie tylko Niemcy i Francja.
Takim niezręcznym dla Polski przypadkiem są Węgry.

UE jest dzisiaj w godzinie próby. Jak z tego wyjdzie? Nie wiadomo i nie jest to dobra wiadomość.
Czy zwyciężą partykularne interesy Niemiec i ich akolitów, czy ważniejsza okaże się jedność świata zachodniego?

Nie chcę być złym prorokiem, ale ta jedność na dzisiaj to tylko slogan propagandowy.
Fakty są zdecydowanie inne.
W tej sytuacji szczególnie obrzydliwie, wg mnie, brzmią oferty, składane przez wiele państw, odbudowy infrastruktury Ukrainy po zakończeniu działań wojennych. Będzie okazja do poważnych zysków.  

03 września 2022

Jest „Raport” i co dalej?

Zgodnie z oczekiwaniami „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945” https://straty-wojenne.pl/#sec-4671 wywołał nie tylko zainteresowanie, ale i ożywioną dyskusję.
Jak można było się spodziewać zdania zabierających głos w dyskusji są podzielone. To jest w zasadzie wielogłos, bo ani to debata dwustronna, ani trójgłos.  
Dlaczego?
Z jednej strony mamy materiał przedstawiony oficjalnie przez Sejm RP, poparty przez rząd MM.
Z drugiej mamy pierwsze komentarze strony niemieckiej tj. rządu i mediów niemieckich.
Kolejną grupę stanowi polska opozycja która, odnoszę wrażenie, zaklina wbrew faktom rzeczywistość. Stara się zadośćuczynić oczekiwaniom swego głównego sponsora.
Chodzi o kluczową sprawę, czyli czy Polska ma podstawy prawne do wystąpienia z roszczeniami wobec Niemiec?
Przedmiotem przepychanki słownej jest ocena stanowiska władz polskich z 1953 roku które rzekomo zrzekły się reparacji od NRD, pod naciskiem Moskwy.

Ocenie podlegają dwa fakty. Zgodnie z obowiązującą konstytucją z 1952 roku uprawnionym do takiej decyzji był Sejm, a tymczasem podjął ją rząd B. Bieruta. https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1413791%2Cczlonek-rady-instytutu-strat-wojennych-zrzeczenie-sie-reparacji-w-1953  
Wykonawcy polecenia Kremla popełnili jednak błąd formalny. Niemożliwy dzisiaj do zweryfikowania. Wymogi proceduralne nakazywały sporządzenie protokołu z posiedzenia Rady Ministrów. Niestety, dokumentu takiego nie ma w archiwach. Nie dysponują takim dokumentem Niemcy. Oznacza to ni mniej ni więcej, że decyzja rządu BB nie ma mocy prawnej.
Dyskusja w tym wątku pokazuje jak sprzedajni są obecni politycy polskiej opozycji.

Na pytanie co dalej? nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Po pierwsze dlatego że Polska nie przekazała jeszcze oficjalnie raportu Niemcom. Reakcje publikowane w mediach nie mają dla stron mocy wiążącej. To jest tylko stroszenie piór.

Polska musi być konsekwentna w swym postanowieniu że będzie dochodziła praw wobec Niemiec jako prawnych następców III Rzeszy.
Mamy jednak niepokojące sygnały, że w razie zmiany rządu, co nie jest wykluczone po wyborach, opozycja wycofa się z roszczeń reparacyjnych wobec Niemiec.
Z drugiej strony, jeśli sprawa wejdzie na ścieżkę prawną, wyników należy oczekiwać po latach.
Jest mało prawdopodobne żeby między Polską a Niemcami doszło do ugody.

Na zakończenie warto przypomnieć, opinię prof. B. Musiała:
„Niemcy mają podpisane dwustronne umowy reparacyjne ze wszystkimi krajami europejskimi, które w jakiś sposób zostały dotknięte niemieckimi działaniami wojennymi czy też okupacją. Jedynym krajem, który nie ma takiego potwierdzenia jest Polska - czyli państwo, które było najbardziej dotknięte niemiecką okupacją, zarówno pod względem strat demograficznych, jak i zniszczeń. To jest ten paradoks” .

Tych paradoksów jest niestety więcej. Wychodzą one na światło dzienne w trakcie czytania „Raportu”.
Osobiście za kluczowy uważam fakt braku urealnionej liczby ofiar II wojny światowej po stronie polskiej.
W publikacjach od lat posługujemy się liczbą około 6 milionów ofiar. Rzecz w tym, że w tej liczbie są obywatele polscy pochodzenia żydowskiego. Wygląda to groteskowo gdy swoje ofiary oddzielnie liczą Żydzi i oddzielnie Polacy. Suma nijak się nie zgadza.
Nie wiadomo jak rozliczono ofiary na terenach wschodnich II RP, które po wojnie znalazły się w granicach ZSRR.
Szokuje więc opinia jaką usłyszałem z ust prof. Wysockiego z UKSW, że powinniśmy mówić
nie o 6, ale o 9-12 mln ofiar. Jakie są dzisiaj szanse na zweryfikowanie tych danych bez dostępu do danych będących w dyspozycji Federacji Rosyjskiej?
Ustalenie kwoty reparacji, w tym aspekcie, staje się wobec tego sprawą niejako wtórną.
Zresztą autorzy raportu przyznają, że przedstawiona przez nich kwota reparacji jest raczej ostrożna, nie zawyżona.

Otwarte na dzisiaj pytanie brzmi: jak się odniesie do tego sąd, jeśli będzie proszony o rozstrzygnięcie?
Dodam do tego pytanie od siebie: czy Polska zostanie zmuszona, pod naciskiem USA, do rezygnacji z reparacji od Niemiec?
Zbyt często ostatnio trafiam na opinie że źle nam rokuje aktywność obecnego ambasadora  USA w Polsce.
Do tych ambasadorów nie mamy od lat szczęścia. Zachowują się jak gubernatorzy w podbitej kolonii, nie powiem że w bantustanie.
Nigdy nie mamy pewności czy działają w imieniu rządu USA, czy jest to z ich strony samowola, dyskretnie akceptowana przez Departament Stanu, która w skrajnym przypadku może doprowadzić do odwołania ambasadora.
To ostatnie traktuję jako nasze pobożne życzenie.

26 sierpnia 2022

Aby Polska rosła w siłę …

Temat o którym nie wolno teraz zapominać to wzrost liczebny i modernizacja wyposażenia Wojska Polskiego. Realizacja nabrała rumieńców po wznowieniu w lutym br. wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Zadanie na lata. Wojna uświadomiła naszym politykom, że Rosja w swym postępowaniu wobec sąsiadów jest nieobliczalna. Nieobliczalna jest zwłaszcza jej zachłanność wobec sąsiadów. Można wprost powiedzieć że to atawizm w ich zachowaniu.

Co w takiej sytuacji nam pozostaje? Rozbudowywać własne siły zbrojne do poziomu umożliwiającego skuteczne przeciwdziałanie odwiecznym zakusom rosyjskim. Nie możemy tego robić wyłącznie własnymi siłami, bo przekracza to nasze możliwości, nie tylko finansowe ale również czasowe.
Tam gdzie to możliwe trzeba korzystać z pomocy zewnętrznej.
Doświadczenie Ukrainy uczy, jak masz liczyć na kogoś, licz najpierw na siebie. Nie trać bezmyślnie czasu. Póki Ukraina walczy i chce walczyć musimy jej pomagać, nawet odejmując sobie od ust. Osłabianie Rosji daje nam bezcenny czas.
Dzisiaj fachowcy oceniają że Rosja stanie ponownie na nogi za jakieś 10 lat. Nie wiem na ile ta ocena jest poprawna. Ale to jest czas nam dany na przygotowanie się do ewentualnej konfrontacji.
Nie ma przebacz. Oni nigdy nie zrezygnują. Podobnie jak Niemcy.
Dlatego musimy mieć te siły zbrojne proporcjonalne do liczby ludności Polski. Planowane 300 tysięcy nie jest wielkością przesadną. Tym bardziej że jest to zadanie rozłożone w czasie.

Mam w pamięci dewizę z rodzinnych stron: „jak świat światem nigdy nie będzie Niemiec Polakowi bratem”. To nie jest przejaw szowinizmu czy nacjonalizmu, ale doświadczenia historycznego, tu z Wielkoposki.
Niemcy swoją zachłanność realizują ździebko subtelniej. Przynajmniej tak uważają.
Sprzed kilku dni: zobaczcie jak w Niemczech „normalni” Niemcy reagują u siebie na ulicy na język polski, a tym samym na Polaków. Przegrana wojna z niczego ich nie wyleczyła. To silniejsze od nich.
Wzorcowa demokracja, o cywilizacji nie wspomnę. 

Nasz pech polega na tym że ten gigantyczny wysiłek finansowy, związany z przebudową sił zbrojnych, musimy ponosić w warunkach postcovidowych i trwającej wojnie na Ukrainie. Do tego trzeba dołożyć rozlewający się na cały świat kryzys gospodarczy o skutkach dziś niewyobrażalnych. To dopiero przed nami.
Pomagamy Ukrainie nie z nadwyżek finansowych, ale kosztem własnych wydatków bieżących.
Dzisiaj usłyszałem, że to już 3,6 mld USD, a łącznie z pomocą dla uchodźców, ponad 10 mld USD.
To również pieniądze ze zbiórek społecznych.
Chyba się nie przesłyszałem.

Warto nieco cofnąć się w czasie. W PRL na potrzeby przemysłu obronnego pracowało około 150 tysięcy ludzi w ponad 100 zakładach produkcyjnych. Faktem jest że te zakłady pracowały nie tylko na potrzeby Wojska Polskiego, ale całego Układu Warszawskiego.
Nie wszystkie przetrwały w III RP.
Nie we wszystkim, w produkcji zbrojeniowej, jesteśmy outsiderami. Żeby utrzymać się w czołówce światowej trzeba lat pracy i znacznych nakładów finansowych na prace B+R, a to musi mieć ekonomiczne uzasadnienie. Te oceny ulegają zmianie w przypadku zagrożenia wojennego.
Wówczas obowiązują inne zasady i kalkulacje.
Po latach zapaści na początku III RP przemysł obronny łapie oddech. Teraz mamy inny problem.
Chodzi o zdolności produkcyjne przemysłu zbrojeniowego.
W wielu przypadkach zdolności produkcyjne są za małe w stosunku do potrzeb. Żeby było ciekawiej, nie zawsze można rozwinąć produkcję, często ze względu na ograniczenia terenowe /nie ma gdzie rozwinąć kolejnych linii produkcyjnych/.
Inny problem to nadążanie technologiczne za czołówką światową.

W przemyśle zbrojeniowym, jak w każdym innym, ma miejsce specjalizacja. Trzeba umieć się w tym znaleźć. Jak? Możliwości są różne. Produkować to co się potrafi, a nadwyżki eksportować. Kupować licencje, wchodzić w kooperację.
Dlatego bardzo dobrze rokuje współpraca z Koreą Płd, gdzie są realne szanse na ulokowanie części produkcji docelowo w Polsce.
Podkreślam że z Koreą Południową współpracujemy skutecznie od lat, a teraz rozszerzamy zakres tej współpracy. Wystarczy wymienić nasz hit jakim jest „Krab”. https://pl.wikipedia.org/wiki/AHS_Krab
Warto też zwrócić uwagę, że uzbrojenie z Korei kupiły ostatnio inne kraje europejskie /Finlandia, Norwegia, Estonia/. To stwarza korzystne warunki dla serwisu i możliwości produkcji części i podzespołów tego uzbrojenia w Polsce.
Do tego trzeba dołożyć skok technologiczny naszego przemysłu.

Podstawowy problem to wyścig z czasem. Dotyczy to całej gospodarki światowej która w przemyśle zbrojeniowym pracuje ciągle na zwolnionych obrotach, właściwych dla czasu pokoju. Dlatego, mimo deklaracji nie można w trybie nagłym /odręcznie/ dostarczyć pomoc wojskową Ukrainie.
Nawet USA udzielające pomocy wojskowej Ukrainie nie są w stanie korzystać bez ograniczeń z zapasów magazynowych. Z drugiej strony wzrasta zainteresowanie zakupami uzbrojenia, nie tylko w Europie.
Z powyższego widać, że efekty podejmowanych w Polsce działań będą widoczne dopiero po latach. Ważne żeby zdążyć z realizacją przed czasem próby.
Dzisiaj trzeba pilnować żeby kontrakty zakupowe były zawierane kompleksowo.
Broń to nie zabawka. To wydatek na dziesięciolecia. Trzeba więc zapewnić serwis, części zamienne, szkolenia i co oczywiste, amunicję.
To wszystko ma jeden wspólny mianownik, płynność dostaw.
Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany że raczej nie ma szans autarkia. Doświadcza tego Rosja w trwającej wojnie z Ukrainą.
Nie wszystko co jest potrzebne do optymalnego wykorzystania posiadanych zasobów można zgromadzić na zapas. Zapasy kiedyś się kończą, a trwające działania wojenne nie zawsze pozwalają na uzupełnianie zasobów. To kolejny problem wymagający rozwiązania.

Dzisiaj mogę powiedzieć że okoliczności nam sprzyjają. Tylko trzeba umieć i chcieć to wykorzystać bo nic dwa razy się nie zdarza.
Jeszcze coś na podsumowanie. Te plany muszą być skrupulatnie zrealizowane nawet gdy dojdzie do zmiany opcji rządzącej.

24 sierpnia 2022

Dzisiaj refleksyjnie.

Sezon urlopowy skłania, przynajmniej mnie, do zwrócenia uwagi jak mówią w mediach „gadające głowy”, a mniej co mówią. Najczęściej jest to mielenie powietrza. Przekaz jest prymitywnie prosty i to po obydwóch stronach. Nie dopuścić do głosu przeciwnika. Nie ma najmniejszego znaczenia że nie ma nic sensownego do powiedzenia. Ważne że wypełniam sobą czas antenowy i blokuję dostęp do mikrofonu konkurencji. Mógłbym rzucać tu nazwiskami ale się wstrzymam.

Nieuchronnie zbliża się czas wyborów i chętni do pozostania w polityce starają się przypomnieć swojemu elektoratowi o swoim istnieniu. Na antenie pojawiają się osobnicy o których tym sposobem dowiadujemy się że są posłami/senatorami obecnej kadencji. Często, co ciekawe, ich aktywność medialna równa jest aktywności parlamentarnej /zaliczanie obecności, brak wystąpień indywidualnych, brak interpelacji/.
Cel jest prosty, nie podpaść swoim szefom partyjnym i nie dać się wypchnąć z miejsca biorącego na liście w swoim okręgu wyborczym. Ta grupa jest zdecydowanie przeciwna wszelkiemu majstrowaniu przy obecnej ordynacji wyborczej.
Do programów typu forum, czy debata, przychodzą „delegaci” z partii czy ugrupowania politycznego. Czasem nawet nie przychodzą, bo szkoda im ich cennego czasu. Wystarczy, że pojawiają się via internet.
Co przynajmniej mnie denerwuje to to, że ci ludzie nie mówią od siebie, ale recytują z namaszczeniem, a zdarza się, bez zrozumienia tzw. przekaz dnia partii-matki. „Dzięki” temu programy publicystyczne stają się zapchajdziurami w ramówce. Do tego dochodzi nieudolność wrodzona, czy nabyta, prowadzących program, którzy nie są w stanie zdyscyplinować uczestników by ci odpowiadali na stawiane pytania, a co gorsze, nie przejmowali roli prowadzącego program.

Dzisiaj mamy kilka „żelaznych” punktów wokół których toczy się takie pseudo debaty. Dotyczą one nie tylko spraw wewnętrznych Polski, ale w szczególności relacji Polski z UE, a ściślej z KE, czy naszego zaangażowania w pomoc walczącej Ukrainie.
W debacie publicznej utrwalił się pogląd że nieustannie mamy udowadniać że nie jesteśmy przysłowiowym wielbłądem. W imię czego?
Umyka powszechnej uwadze fakt, że przystępując do UE zobowiązywaliśmy się do wzajemnego przestrzegania umów. Tymczasem KE przy wsparciu TS UE systematycznie nadaje własną interpretację prawu unijnemu, a ponadto dopuszcza dowolną interpretację tego prawa,
w zależności od tego jakiego członka UE dotyczy.
Dla nikogo myślącego nie ulega wątpliwości że w uprzywilejowanej pozycji są Niemcy.
Oni rozdają karty i starają się pacyfikować krnąbrnych. Dotychczas robili to skutecznie.
Ta maszynka zaczęła szwankować po opuszczeniu fotela kanclerskiego przez A. Merkel. Następca to pasmo porażek, zwłaszcza medialnych, polityki niemieckiej. Nie wiadomo czym to się skończy.
Jest branych pod uwagę kilka scenariuszy. 

Problem po stronie polskiej polega na niezrozumiałej dla większości społeczeństwa reakcji,
a właściwie jej braku, na bezczelne wystąpienia pod adresem Polski, urzędników KE od przewodniczącej KE poczynając. Sprawy zaszły tak daleko, że nawet prezes Kaczyński uznał za stosowne zabrać głos.
Tajemnicą pozostaje na czym będzie polegała zmiana stanowiska ekipy rządzącej wobec KE. Może najpierw trzeba było przedyskutować sprawę we własnym gronie zanim wystąpi się publicznie?

Moim zdaniem błąd popełniono na starcie, dopuszczając do ingerowania KE w sprawy wewnętrzne Polski, co jest zagwarantowane traktatem unijnym który musi działać w obie strony.
Na rozwiązanie tej zagadki jest coraz mniej czasu, bo bez formalnej zapowiedzi rozpoczęła się kampania wyborcza 2023. Warto więc zwrócić uwagę co jest eksponowane przez rodzimą opozycję w ramach tej kampanii.

Punktem wyjścia jest praworządność, pojęcie zasadniczo niezdefiniowane w prawie unijnym, dlatego łatwe do manipulacji dla potrzeb bieżącej polityki, a ściślej wywierania nacisków politycznych na opornych którzy nie chcą podporządkować się dyktaturze władzy ulokowanej w KE, a faktycznie w Berlinie.
Skoro jest to bezprawie to dlaczego ulegamy temu szantażowi? Co przez to zyskujemy?
Długo nie znaliśmy odpowiedzi. Krok po kroku jednak do niej dochodzimy.
Po pierwsze, nie mamy wśród państw członkowskich sojuszników. To przykre, ale prawdziwe.
O naruszanie praworządności, w rozumieniu urzędników unijnych, oskarżana jest teraz Polska i Węgry. Czasem przebąkuje się o innych, ale bez konsekwencji.
Różnica polega na tym, że w PE Węgry są związane z EPL która jest ugrupowaniem większościowym, a parlamentarzyści polscy są rozproszeni, największa ich grupa z PiS, należy do EKR. Jednak w PE EKR jest ugrupowaniem mniejszościowym i we wszelkich głosowaniach nie ma głosu znaczącego.
Praktycznie EPL robi co chce, a faktycznie działa według wytycznych Niemiec które stanowią najsilniejszą jej część. Przewodnicząca KE jest również członkiem EPL.
Pozostałe kraje UE albo popierają stanowisko KE wobec Polski i Węgier, albo są obojętne /zadowolone że ich się nie czepiają/. Nie biorą pod uwagę że dla nich jest to równowaga quasi stabilna, bo nie znacie dnia ani godziny kiedy zabiorą się i za was. 

Druga sprawa, w moim pojęciu, to nonszalancja naszych polityków z ekipy rządzącej.
Podczas negocjacji warunków przyznania KPO zbyt łatwo MM przystał na warunki KE /bez zapoznania się ze szczegółami/. To nie przystoi poważnemu politykowi.
Fetyszem stały się tzw. kamienie milowe.

Muszę jednak wspomnieć o czymś co umyka naszej uwadze.
Po wielu perypetiach doczekaliśmy się w składzie rządu ministra wyłącznie odpowiedzialnego za kontakty z KE. Ten pan to Konrad Szymański. Chciałoby się powiedzieć właściwy człowiek na właściwym stanowisku. G…o prawda. Dla mnie to jedno wielkie rozczarowanie. Czym on się naprawdę zajmuje? Czasem zastanawiam się czy to nie kret?
Kto jest w stanie powiedzieć kiedy ten minister występował ostatnio w mediach w związku z pełnioną w rządzie MM funkcją? Może mam pamięć krótką, w dodatku wybiórczą. Niestety, nie przypominam sobie żeby pan Szymański powiedział w mediach co zrobił dla Polski, w ramach kontaktów z KE, lub czego nie zrobił i dlaczego?
Jeśli wszystko za niego robi premier to znaczy że jest zbędny, bo nawet dokumentów na rozmowy w Brukseli nie jest w stanie przyzwoicie przygotować.
Zastrzegam się że może być inaczej, bo przykładowo, nikt nie liczy się z jego zdaniem.
Gdyby tak było powinien jak najszybciej złożyć rezygnację z zajmowanego stanowiska.
Tak źle i tak niedobrze.

Skoro o ludziach zbędnych to niechętnie mówi się o potrzebie rekonstrukcji rządu MM.
Nie przekonuje mnie argumentacja, że teraz nie czas na wymianę. Istotniejsze jest pytanie jak głęboka powinna być ta wymiana? I tu pojawiają się ciekawe głosy.
Moim osobistym zdaniem, na wyrost zrobiono z JK genialnego stratega. On ma tylko wieloletnie doświadczenie z bycia w polityce. Nie ma charakteru „walczaka” i nie ma szczęścia do doboru ludzi do współpracy.
Poza tym nigdy nie można mu wierzyć na 100% w to co deklaruje. Przykład z ostatnich dni to zapowiedź ostrego starcia z KE. Z wielkiej chmury mały deszcz. Mogę się mylić, ale raczej nie.

Do tego dochodzi świadomość że po nich mogą przyjść tylko gorsi, bo teraz nastaje czas selekcji negatywnej, czas na bmw.

Wspomnę jeszcze o czymś. Czasem zwracamy uwagę że mamy do czynienia z tzw. politykami obrotowymi. To w sumie nie powinno dziwić.
Mam swoją obserwację z czasów PRL. Członków PZPR widywałem na mszy św. a bywało że nosili baldachim podczas procesji. Na pewno nie robili tego służbowo. Stąd pochodzi powiedzenie „co innego robi, co innego mówi, a co innego myśli”.
Z tym rozdwojeniem jaźni mamy do czynienia po dzień dzisiejszy.
Chociaż to nudne, nie od rzeczy jest przypomnienie zachowań DT. Kiedy mu się opłacało politycznie, gotów był bez mała leżeć plackiem w kościele przed ołtarzem. Na co pozwala sobie teraz widać, słychać i czuć. Faryzeusz jakich mało.

23 sierpnia 2022

Problem z rybami czy z politykami?

Afera rybna na Odrze podkreśla kampanijność działania kolejnych rządów.
To nie złośliwość z mojej strony tylko stwierdzenie faktu.
Dlaczego tak się dzieje?
Gospodarka odpadami powinna być traktowana poważnie, a przede wszystkim powinna być skuteczna. Odpady są jednym z atrybutów cywilizacji ludzkiej.
Od lat świat próbuje bezskutecznie rozprawić się z problemem, konkretnie z ich zagospodarowaniem.
W gospodarce wodnej problemem są oczyszczalnie ścieków, w szczególności ich brak w stosunku do potrzeb, często za mała wydajność istniejących, a także ich niesprawność, często utajniana.
To nie tylko przypadek Czajki.
O awariach oczyszczalni ścieków rzadko jest informowana społeczność lokalna. Chyba, że skutki mogą być groźne dla zdrowia i życia.
W zarządzaniu kryzysowym kluczowe są procedury, te jednak muszą być przestrzegane, a nie kontestowane.
W przypadku afery na Odrze nie stanęli na wysokości zadania zarówno urzędnicy terenowi /administracja i samorząd/, jak i szczebla centralnego.
Jeśli się nie zna szczegółów sprawy do końca, nie wolno w żadnym przypadku pozwalać sobie na krotochwile w stylu „mogę wejść do tej wody żeby pokazać niedowiarkom że nic mi nie zagraża”.
To jest polityczne samobójstwo. Dziwię się że premier nie zdymisjonował tego wiceministra. Przez jego głupotę muszą się tyle gimnastykować żeby wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
Opanowanie żywiołu jakim jest gospodarka odpadami nie polega /według mnie/ na mnożeniu kar, ale na ich bezwzględnym i szybkim egzekwowaniu. Producenci odpadów powinni je z kolei utylizować zgodnie z nałożonymi zobowiązaniami.
Gdyby kary były dotkliwe i egzekwowalne nie byłoby problemu z bezkarnym i niereglamentowanym przywozem do Polski materiałów niebezpiecznych i odpadów w ogóle. Do tego trzeba dołożyć brak odpowiedzialności za ich utylizację.
Kto potrafi powiedzieć ile kar nałożono i wyegzekwowano za nielegalną wwózkę do Polski odpadów niebezpiecznych? Ile kar nałożono i wyegzekwowano za nielegalne składowiska odpadów niebezpiecznych? Ile kar nałożono i wyegzekwowano za umyślne podpalenia składowisk odpadów niebezpiecznych? Ilu ustalono sprawców takich podpaleń? Jaka jest skuteczność kontroli korzystania z wydanych pozwoleń na tworzenie i prowadzenie składowisk odpadów?
Może warto prześledzić kto tworzy lobby „nadzorujące” stanowienie prawa z tego obszaru?
Orientuję się w procesie stanowienia prawa. Okazji do mieszania w projekcie aktu prawnego nie brakuje. Najwygodniej jest mieszać podczas tzw. trzeciego czytania, gdy za poradą lobbystów można zgłosić poprawkę typu dodatkowy przecinek, przestawienie wyrazów lub inną, pozornie niewinną poprawkę.
Skutki najczęściej uwidaczniają się po opublikowaniu ustawy w Dzienniku Ustaw, ale wówczas korekta jest trudna do przeprowadzenia.
To z czym mamy od lat do czynienia w Polsce to przejaw bezsilności państwa, czy tylko działania pozorowane? Jednoznacznej odpowiedzi nie znam. Za to kolejne ujawniane afery sugerują że warto mieszać i korzystać z efektów.
Nikogo nie dziwi opinia że więcej można zarobić przy odpadach niż na handlu narkotykami.
Zwłaszcza że ryzyko kryminalne niewspółmiernie mniejsze.
Czy kolejna nowelizacja ustaw o gospodarce odpadami ma być panaceum na nasze problemy?
Chyba nie tędy droga.
Przy różnych okazjach podkreśla się że problem nie tkwi w mnożeniu prawa, ale w jego egzekwowaniu.
Sama dyskusja spowodowana sytuacją na Odrze ujawnia wiele problemów organizacyjnych i to zarówno po polskiej jak i niemieckiej stronie. Najpoważniejszym jest wadliwy podział kompetencyjny. Odpowiedzialność za gospodarkę wodną, od szczebla centralnego w dół, nie ma charakteru jednolitego. 
Skutkiem jest rozmywanie odpowiedzialności.
Optymalnym rozwiązaniem powinno być łączenie uprawnień z dysponowaniem funduszami przeznaczonymi na gospodarkę wodną. Dzisiaj jest to w sferze pobożnych życzeń. Galimatias jest wręcz nieziemski. Przypadkowi ludzie na stanowiskach decyzyjnych to tylko wierzchołek góry lodowej.
Na obecnym etapie afery rybnej można już postawić pytanie czy w zakresie gospodarki wodnej czeka nas rewolucja?
Sprawa nie powinna być przykryta stwierdzeniem że masowe śnięcie ryb w Odrze to nie tylko polski problem.
W trakcie trwania afery /bo ona jeszcze się nie skończyła/ ujawniono podobne przypadki w Czechach i w Niemczech, a dramatyczniejszą sytuację mają Francuzi którym rzeki całkowicie wysychają, a w ślad za tym zanika w nich życie biologiczne.
Novum w sprawie jest informacja o możliwej przyczynie śnięcia ryb https://www.gospodarkamorska.pl/zlote-glony-moga-zyc-w-wodzie-nie-sprawiajac-problemow-zabojczy-jest-dopiero-ich-zakwit-66049
Według mnie jest to dość karkołomne wyjaśnienie bo w ww. notatce znalazłem takie zdanie: „Algom tym najbardziej odpowiadają słonawe wody przejściowe - znajdujące się w ujściach lub w pobliżu ujść rzek.”
Według dostępnych informacji śnięte ryby zaobserwowano najpierw na Kanale Gliwickim, a więc daleko od ujścia Odry. Z drugiej strony wiadomo jak zasolone są wody kopalniane.
Druga sprawa która nas intryguje to odpowiedź na pytanie dlaczego tak nagłośniono medialnie śnięcie ryb w Odrze? https://www.gospodarkamorska.pl/minister-moskwa-badamy-i-porownujemy-podobne-kryzysy-na-rzekach-jak-na-odrze-66075
Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Jakoś śnięcie ryb w Odrze nie wzbudza nerwowości po niemieckiej stronie. Nawet po nagłośnieniu sprawy po stronie polskiej nie bardzo kwapili się do likwidacji skutków masowego śnięcia ryb wzdłuż niemieckiego brzegu Odry. Można odnieść wrażenie że to nie ich problem.
Dla Niemców ważniejsza jest ich myśl przewodnia według której blokują wszelkie inicjatywy gospodarcze Polski, nie tylko dotyczące regulacji Odry.
Błędem naszej polityki było wyciszanie takiego stawiania spraw przez KE która działa pod dyktando Berlina. Przy tej okazji ujawnia się głupota polityczna naszej opozycji. Według nich polski europoseł po przejściu do Brukseli ma reprezentować interesy całej UE, a interesy Polski tylko wtedy, gdy nie kolidują z interesami unijnymi. To dowód zaprzedania obcym interesom. Za jaką cenę? Tylko za szklane paciorki?
Innego zdania są politycy niemieccy. Zadbali przede wszystkim o obsadzenie znaczących stanowisk w KE swoimi przedstawicielami. Przewodnicząca KE jest niemieckim politykiem, przez wiele lat w rządzie Merkel. Ona nie ma najmniejszych skrupułów czyje interesy ma reprezentować. Głosowania w PE również odbywają się pod dyktando Niemiec które przewodniczą najliczniejszej formacji jaką jest EPL.
Skandaliczna jest dystrybucja funduszy unijnych. Zgadzam się że w aktualnym budżecie KE nie można było zaplanować wydatków związanych ze skutkami wojny na Ukrainie. Ale złym gospodarzem jest ten który w budżecie nie tworzy rezerwy na wydatki nagłe.
Polsce takiego wsparcia KE odmawia. Podobna sytuacja ma miejsce z pomocą finansową w usuwaniu skutków pandemii covid-19. Tu jest jeszcze gorzej, bo formalnie pomoc została Polsce przyznana, ale piętrzone są trudności z przekazaniem tej pomocy Polsce.
Kuriozum w sprawie jest zobowiązanie Polski do współfinansowania funduszu z którego nie korzysta.  
Na to wszystko nakłada się strach naszych rządzących przed zdecydowaną reakcją na szerzące się bezprawie.
Obawiam się że dalej będzie dominowało kunktatorstwo rządu MM który liczy nie wiadomo na co.

W oczekiwaniu na co?

  Do planowanego zaprzysiężenia prezydenta-elekta czas upłynie na próbach podważenia wyniku wyborczego i oczywiście rycia pod Karolem Nawroc...