Wojna na Ukrainie trwa już siódmy miesiąc. W
przeliczeniu na dni dochodzi do 200.
Końca wojny nie widać, a pojawiają się opinie że może potrwać nie wiadomo jak
długo.
Zmianie ulegnie sposób jej prowadzenia. To ma być wojna na wyniszczenie.
Oczywiście Ukrainy.
Niczego nie można dzisiaj przesądzać.
Wojna to koszty. Premier MM powiedział ostatnio, że intencją Rosji jest
doprowadzenie Ukrainy
do upadłości gospodarczej. Pytanie kto jest
zainteresowany takim obrotem sprawy?
Ważniejsze pytanie brzmi: kto przejmie wówczas masę upadłościową?
Spokojnie, to odległa przyszłość.
To nie jedyny problem będący skutkiem trwającej wojny.
To co widzą u siebie mieszkańcy państw sąsiadujących z Ukrainą i tych bardziej
odległych,
to uciekinierzy z terenów Ukrainy objętych działaniami wojennymi.
Najnowsze statystyki mówią, że tych uciekinierów jest już prawie 12 mln, z tego
do Polski wjechało ponad 6 mln. Nie oznacza to że tylu ich pozostaje w Polsce.
Rachunek jest bardzo utrudniony,
bo część tych uchodźców przemieszcza się dalej
do innych krajów /nie podlegają ewidencji wewnątrz strefy Schengen/, część
wraca na Ukrainę, czasem wielokrotnie. Dotyczy to wg danych Straży Granicznej
około 4,3 mln.
Z tego wynika, że około 1,7 mln Ukraińców zatrzyma się w Polsce na dłużej. Z
tego 1,25 mln otrzymało PESEL.
Według danych z czerwca około 800 tysięcy to młodzież w wieku szkolnym i
dzieci, ale w Polsce tylko 140 000 chodziło do szkoły i około 40 000
do przedszkoli.
Minister Czarnek podał że na cele szkolne dla Ukraińców Polska wydała już
blisko 1 mld zł.
Do dzisiaj nie otrzymaliśmy żadnego wsparcia finansowego ze strony KE mimo że
UE jest do tego statutowo zobowiązana.
Informacja z maja br. https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1225349%2Cpolska-nie-dostala-zadnych-nowych-unijnych-srodkow-na-uchodzcow-z-ukrainy
Od tego czasu właściwie nic się nie zmieniło. Głównym hamulcowym są oczywiście
Niemcy.
Do podjęcia skutecznych decyzji wymagana jest jednomyślność UE.
Problemem finansowym zaczynają być koszty utrzymania w Polsce tak licznej grupy
uchodźców.
Według dostępnych danych około 420 000 Ukraińców pracuje w Polsce
legalnie, w tym 180 000 kobiet.
Dotychczasowe koszty związane z pobytem w Polsce /zakwaterowanie, wyżywienie,
opieka medyczna, obowiązek szkolny/ to kwota rzędu 10 mld zł. Mimo tego że
pomoc uchodźcom jest uregulowana w przepisach unijnych Polska do dnia
dzisiejszego nie otrzymała na ten cel ani eurocenta.
I tu powstaje pytanie jak jest z tym wsparciem w pozostałych krajach UE? W
mediach jakoś nic na ten temat nie znalazłem.
W Europie jest podobno około 7 mln uchodźców z Ukrainy. Poza Polską czołówka to
Rumunia, Mołdawia i Węgry. W pozostałych krajach są w mniejszych ilościach.
Relacje KE czy UE vs Ukraina to ciąg skandali. KE składa wobec Ukrainy
deklaracje pomocy finansowej ale za tym nie idą konkrety. Obiecanych pieniędzy
jak nie było tak nie ma.
Podobnie wygląda pomoc militarna. Tu przynajmniej Niemcy są konsekwentni. Nie
przekażą ciężkiej broni i już. Nawet nie bawią się w działania pozorne.
Wydaje mi się że gdyby nie USA, Niemcy już dawno przeszłyby do otwartej
współpracy z Rosją.
Opisana wyżej sytuacja wskazuje że do sytuacji czarno-białej daleko.
Rosji udaje się dzielić wewnętrznie Europę i to na wielu płaszczyznach. To ich
niewątpliwy sukces.
Kolejne sankcje są dziurawe jak sito. W dodatku wiele krajów na wszelkie
możliwe i niemożliwe sposoby je omija nie ponosząc żadnych konsekwencji. To nie
tylko Niemcy i Francja.
Takim niezręcznym dla Polski przypadkiem są Węgry.
UE jest dzisiaj w godzinie próby. Jak z tego wyjdzie? Nie wiadomo i nie jest to
dobra wiadomość.
Czy zwyciężą partykularne interesy Niemiec i ich akolitów, czy ważniejsza okaże
się jedność świata zachodniego?
Nie chcę być złym prorokiem, ale ta jedność na dzisiaj to tylko slogan
propagandowy.
Fakty są zdecydowanie inne.
W tej sytuacji szczególnie obrzydliwie, wg mnie, brzmią oferty, składane przez
wiele państw, odbudowy infrastruktury Ukrainy po zakończeniu działań wojennych.
Będzie okazja do poważnych zysków.
Szukaj na tym blogu
08 września 2022
Parę uwag na boku.
03 września 2022
Jest „Raport” i co dalej?
Zgodnie z oczekiwaniami „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku
agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945” https://straty-wojenne.pl/#sec-4671
wywołał nie tylko zainteresowanie, ale i ożywioną dyskusję.
Jak można było się spodziewać zdania zabierających głos w dyskusji są
podzielone. To jest w zasadzie wielogłos, bo ani to debata dwustronna, ani
trójgłos.
Dlaczego?
Z jednej strony mamy materiał przedstawiony oficjalnie przez Sejm RP, poparty
przez rząd MM.
Z drugiej mamy pierwsze komentarze strony niemieckiej tj. rządu i mediów
niemieckich.
Kolejną grupę stanowi polska opozycja która, odnoszę wrażenie, zaklina wbrew
faktom rzeczywistość. Stara się zadośćuczynić oczekiwaniom swego głównego
sponsora.
Chodzi o kluczową sprawę, czyli czy Polska ma podstawy prawne do wystąpienia z
roszczeniami wobec Niemiec?
Przedmiotem przepychanki słownej jest ocena stanowiska władz polskich z 1953
roku które rzekomo zrzekły się reparacji od NRD, pod naciskiem Moskwy.
Ocenie podlegają dwa fakty. Zgodnie z obowiązującą konstytucją z 1952 roku
uprawnionym do takiej decyzji był Sejm, a tymczasem podjął ją rząd B. Bieruta. https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1413791%2Cczlonek-rady-instytutu-strat-wojennych-zrzeczenie-sie-reparacji-w-1953
Wykonawcy polecenia Kremla popełnili jednak błąd formalny. Niemożliwy dzisiaj
do zweryfikowania. Wymogi proceduralne nakazywały sporządzenie protokołu z
posiedzenia Rady Ministrów. Niestety, dokumentu takiego nie ma w archiwach. Nie
dysponują takim dokumentem Niemcy. Oznacza to ni mniej ni więcej, że decyzja
rządu BB nie ma mocy prawnej.
Dyskusja w tym wątku pokazuje jak sprzedajni są obecni politycy polskiej
opozycji.
Na pytanie co dalej? nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Po pierwsze dlatego że
Polska nie przekazała jeszcze oficjalnie raportu Niemcom. Reakcje publikowane w
mediach nie mają dla stron mocy wiążącej. To jest tylko stroszenie piór.
Polska musi być konsekwentna w swym postanowieniu że będzie dochodziła praw
wobec Niemiec jako prawnych następców III Rzeszy.
Mamy jednak niepokojące sygnały, że w razie zmiany rządu, co nie jest
wykluczone po wyborach, opozycja wycofa się z roszczeń reparacyjnych wobec
Niemiec.
Z drugiej strony, jeśli sprawa wejdzie na ścieżkę prawną, wyników należy
oczekiwać po latach.
Jest mało prawdopodobne żeby między Polską a Niemcami doszło do ugody.
Na zakończenie warto przypomnieć, opinię prof. B. Musiała:
„Niemcy mają podpisane dwustronne umowy
reparacyjne ze wszystkimi krajami europejskimi, które w jakiś sposób zostały
dotknięte niemieckimi działaniami wojennymi czy też okupacją. Jedynym krajem,
który nie ma takiego potwierdzenia jest Polska - czyli państwo, które było
najbardziej dotknięte niemiecką okupacją, zarówno pod względem strat
demograficznych, jak i zniszczeń. To jest ten paradoks” .
Tych paradoksów jest niestety więcej. Wychodzą one na światło dzienne w
trakcie czytania „Raportu”.
Osobiście za kluczowy uważam fakt braku urealnionej liczby ofiar II wojny światowej
po stronie polskiej.
W publikacjach od lat posługujemy się liczbą około 6 milionów ofiar. Rzecz w
tym, że w tej liczbie są obywatele polscy pochodzenia żydowskiego. Wygląda to
groteskowo gdy swoje ofiary oddzielnie liczą Żydzi i oddzielnie Polacy. Suma
nijak się nie zgadza.
Nie wiadomo jak rozliczono ofiary na terenach wschodnich II RP, które po wojnie
znalazły się w granicach ZSRR.
Szokuje więc opinia jaką usłyszałem z ust prof. Wysockiego z UKSW, że powinniśmy mówić
nie o 6, ale o 9-12 mln ofiar. Jakie są dzisiaj szanse na zweryfikowanie tych
danych bez dostępu do danych będących w dyspozycji Federacji Rosyjskiej?
Ustalenie kwoty reparacji, w tym aspekcie, staje się wobec tego sprawą niejako
wtórną.
Zresztą autorzy raportu przyznają, że przedstawiona przez nich kwota
reparacji jest raczej ostrożna, nie zawyżona.
Otwarte na dzisiaj pytanie brzmi: jak się odniesie do tego sąd, jeśli będzie
proszony o rozstrzygnięcie?
Dodam do tego pytanie od siebie: czy Polska zostanie zmuszona, pod naciskiem
USA, do rezygnacji z reparacji od Niemiec?
Zbyt często ostatnio trafiam na opinie że źle nam
rokuje aktywność obecnego ambasadora USA
w Polsce.
Do tych ambasadorów nie mamy od lat szczęścia. Zachowują się jak
gubernatorzy w podbitej kolonii, nie powiem że w bantustanie.
Nigdy nie mamy pewności czy działają w imieniu rządu USA, czy jest to z ich
strony samowola, dyskretnie akceptowana przez Departament Stanu, która w
skrajnym przypadku może doprowadzić do odwołania ambasadora.
To ostatnie traktuję jako nasze pobożne życzenie.
26 sierpnia 2022
Aby Polska rosła w siłę …
Temat o którym nie wolno teraz zapominać to wzrost liczebny i modernizacja
wyposażenia Wojska Polskiego. Realizacja nabrała rumieńców po wznowieniu w
lutym br. wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Zadanie na lata. Wojna uświadomiła
naszym politykom, że Rosja w swym postępowaniu wobec sąsiadów jest
nieobliczalna. Nieobliczalna jest zwłaszcza jej zachłanność wobec sąsiadów. Można
wprost powiedzieć że to atawizm w ich zachowaniu.
Co w takiej sytuacji nam pozostaje? Rozbudowywać własne siły zbrojne do poziomu
umożliwiającego skuteczne przeciwdziałanie odwiecznym zakusom rosyjskim. Nie
możemy tego robić wyłącznie własnymi siłami, bo przekracza to nasze możliwości,
nie tylko finansowe ale również czasowe.
Tam gdzie to możliwe trzeba korzystać
z pomocy zewnętrznej.
Doświadczenie Ukrainy uczy, jak masz liczyć na kogoś, licz najpierw na siebie.
Nie trać bezmyślnie czasu. Póki Ukraina walczy i chce walczyć musimy jej
pomagać, nawet odejmując sobie od ust. Osłabianie Rosji daje nam bezcenny czas.
Dzisiaj fachowcy oceniają że Rosja stanie ponownie na nogi za jakieś 10 lat.
Nie wiem na ile ta ocena jest poprawna. Ale to jest czas nam dany na
przygotowanie się do ewentualnej konfrontacji.
Nie ma przebacz. Oni nigdy nie
zrezygnują. Podobnie jak Niemcy.
Dlatego musimy mieć te siły zbrojne proporcjonalne do liczby ludności Polski. Planowane
300 tysięcy nie jest wielkością przesadną. Tym bardziej że jest to zadanie
rozłożone w czasie.
Mam w pamięci dewizę z rodzinnych stron: „jak
świat światem nigdy nie będzie Niemiec Polakowi bratem”. To nie jest
przejaw szowinizmu czy nacjonalizmu, ale doświadczenia historycznego, tu z Wielkoposki.
Niemcy swoją zachłanność realizują ździebko subtelniej. Przynajmniej tak uważają.
Sprzed kilku dni: zobaczcie jak w Niemczech „normalni” Niemcy reagują u siebie na
ulicy na język polski, a tym samym na Polaków. Przegrana wojna z niczego ich nie wyleczyła. To
silniejsze od nich.
Wzorcowa demokracja, o cywilizacji nie wspomnę.
Nasz pech polega na tym że ten gigantyczny wysiłek finansowy, związany z
przebudową sił zbrojnych, musimy ponosić w warunkach postcovidowych i trwającej
wojnie na Ukrainie. Do tego trzeba dołożyć rozlewający się na cały świat kryzys
gospodarczy o skutkach dziś niewyobrażalnych. To dopiero przed nami.
Pomagamy Ukrainie nie z nadwyżek finansowych, ale kosztem własnych wydatków
bieżących.
Dzisiaj usłyszałem, że to już 3,6 mld USD, a łącznie z pomocą dla uchodźców,
ponad 10 mld USD.
To również pieniądze ze zbiórek społecznych.
Chyba się nie przesłyszałem.
Warto nieco cofnąć się w czasie. W PRL na potrzeby przemysłu obronnego
pracowało około 150 tysięcy ludzi w ponad 100 zakładach produkcyjnych. Faktem
jest że te zakłady pracowały nie tylko na potrzeby Wojska Polskiego, ale całego
Układu Warszawskiego.
Nie wszystkie przetrwały w III RP.
Nie we wszystkim, w produkcji zbrojeniowej, jesteśmy outsiderami. Żeby utrzymać
się w czołówce światowej trzeba lat pracy i znacznych nakładów finansowych na
prace B+R, a to musi mieć ekonomiczne uzasadnienie. Te oceny ulegają zmianie w
przypadku zagrożenia wojennego.
Wówczas obowiązują inne zasady i kalkulacje.
Po latach zapaści na początku III RP przemysł obronny łapie oddech. Teraz mamy
inny problem.
Chodzi o zdolności produkcyjne przemysłu zbrojeniowego.
W wielu przypadkach zdolności produkcyjne są za małe w stosunku do potrzeb.
Żeby było ciekawiej, nie zawsze można rozwinąć produkcję, często ze względu na
ograniczenia terenowe /nie ma gdzie rozwinąć kolejnych linii produkcyjnych/.
Inny problem to nadążanie technologiczne za czołówką światową.
W przemyśle zbrojeniowym, jak w każdym innym, ma miejsce specjalizacja. Trzeba
umieć się w tym znaleźć. Jak? Możliwości są różne. Produkować to co się
potrafi, a nadwyżki eksportować. Kupować licencje, wchodzić w kooperację.
Dlatego bardzo dobrze rokuje współpraca z Koreą Płd, gdzie są realne szanse na
ulokowanie części produkcji docelowo w Polsce.
Podkreślam że z Koreą Południową współpracujemy skutecznie od lat, a teraz
rozszerzamy zakres tej współpracy. Wystarczy wymienić nasz hit jakim jest
„Krab”. https://pl.wikipedia.org/wiki/AHS_Krab
Warto też zwrócić uwagę, że uzbrojenie z Korei kupiły ostatnio inne kraje
europejskie /Finlandia, Norwegia, Estonia/. To stwarza korzystne warunki dla
serwisu i możliwości produkcji części i podzespołów tego uzbrojenia w Polsce.
Do tego trzeba dołożyć skok technologiczny naszego przemysłu.
Podstawowy problem to wyścig z czasem. Dotyczy to całej gospodarki światowej
która w przemyśle zbrojeniowym pracuje ciągle na zwolnionych obrotach,
właściwych dla czasu pokoju. Dlatego, mimo deklaracji nie można w trybie nagłym
/odręcznie/ dostarczyć pomoc wojskową Ukrainie.
Nawet USA udzielające pomocy wojskowej Ukrainie nie są w stanie korzystać bez
ograniczeń z zapasów magazynowych. Z drugiej strony wzrasta zainteresowanie
zakupami uzbrojenia, nie tylko w Europie.
Z powyższego widać, że efekty podejmowanych w Polsce działań będą widoczne
dopiero po latach. Ważne żeby zdążyć z realizacją przed czasem próby.
Dzisiaj trzeba pilnować żeby kontrakty zakupowe były zawierane kompleksowo.
Broń to nie zabawka. To wydatek na dziesięciolecia. Trzeba więc zapewnić
serwis, części zamienne, szkolenia i co oczywiste, amunicję.
To wszystko ma jeden wspólny mianownik, płynność dostaw.
Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany że raczej nie ma szans autarkia.
Doświadcza tego Rosja w trwającej wojnie z Ukrainą.
Nie wszystko co jest potrzebne do optymalnego wykorzystania posiadanych zasobów
można zgromadzić na zapas. Zapasy kiedyś się kończą, a trwające działania
wojenne nie zawsze pozwalają na uzupełnianie zasobów. To kolejny problem
wymagający rozwiązania.
Dzisiaj mogę powiedzieć że okoliczności nam sprzyjają. Tylko trzeba umieć i
chcieć to wykorzystać bo nic dwa razy się nie zdarza.
Jeszcze coś na podsumowanie. Te plany muszą być skrupulatnie zrealizowane nawet
gdy dojdzie do zmiany opcji rządzącej.
24 sierpnia 2022
Dzisiaj refleksyjnie.
Sezon urlopowy skłania,
przynajmniej mnie, do zwrócenia uwagi jak mówią w mediach „gadające głowy”, a mniej co mówią. Najczęściej jest to mielenie powietrza. Przekaz jest prymitywnie
prosty i to po obydwóch stronach. Nie dopuścić do głosu przeciwnika. Nie ma
najmniejszego znaczenia że nie ma nic sensownego do powiedzenia. Ważne że
wypełniam sobą czas antenowy i blokuję dostęp do mikrofonu konkurencji. Mógłbym
rzucać tu nazwiskami ale się wstrzymam.
Nieuchronnie zbliża się czas wyborów i chętni do pozostania w polityce starają
się przypomnieć swojemu elektoratowi o swoim istnieniu. Na antenie pojawiają
się osobnicy o których tym sposobem dowiadujemy się że są posłami/senatorami
obecnej kadencji. Często, co ciekawe, ich aktywność medialna równa jest
aktywności parlamentarnej /zaliczanie obecności, brak wystąpień indywidualnych,
brak interpelacji/.
Cel jest prosty, nie podpaść swoim szefom partyjnym i nie dać się wypchnąć z
miejsca biorącego na liście w swoim okręgu wyborczym. Ta grupa jest
zdecydowanie przeciwna wszelkiemu majstrowaniu przy obecnej ordynacji
wyborczej.
Do programów typu forum, czy debata, przychodzą „delegaci” z partii czy
ugrupowania politycznego. Czasem nawet nie przychodzą, bo szkoda im ich cennego
czasu. Wystarczy, że pojawiają się via internet.
Co przynajmniej mnie denerwuje to to, że ci ludzie nie mówią od siebie, ale
recytują z namaszczeniem, a zdarza się, bez zrozumienia tzw. przekaz dnia partii-matki. „Dzięki” temu
programy publicystyczne stają się zapchajdziurami w ramówce. Do tego dochodzi
nieudolność wrodzona, czy nabyta, prowadzących program, którzy nie są w stanie
zdyscyplinować uczestników by ci odpowiadali na stawiane pytania, a co gorsze,
nie przejmowali roli prowadzącego program.
Dzisiaj mamy kilka „żelaznych” punktów wokół których toczy się takie pseudo
debaty. Dotyczą one nie tylko spraw wewnętrznych Polski, ale w szczególności
relacji Polski z UE, a ściślej z KE, czy naszego zaangażowania w pomoc
walczącej Ukrainie.
W debacie publicznej utrwalił się pogląd że nieustannie mamy udowadniać że nie
jesteśmy przysłowiowym wielbłądem. W imię czego?
Umyka powszechnej uwadze fakt,
że przystępując do UE zobowiązywaliśmy się do wzajemnego przestrzegania
umów. Tymczasem KE przy wsparciu TS UE systematycznie nadaje własną
interpretację prawu unijnemu, a ponadto dopuszcza dowolną interpretację tego
prawa,
w zależności od tego jakiego członka UE dotyczy.
Dla nikogo myślącego nie ulega wątpliwości że w uprzywilejowanej pozycji są
Niemcy.
Oni rozdają karty i starają się pacyfikować krnąbrnych. Dotychczas robili to
skutecznie.
Ta maszynka zaczęła szwankować po opuszczeniu fotela kanclerskiego
przez A. Merkel. Następca to pasmo porażek, zwłaszcza medialnych, polityki
niemieckiej. Nie wiadomo czym to się skończy.
Jest branych pod uwagę kilka scenariuszy.
Problem po stronie polskiej polega na niezrozumiałej dla większości społeczeństwa
reakcji,
a właściwie jej braku, na bezczelne wystąpienia pod adresem Polski,
urzędników KE od przewodniczącej KE poczynając. Sprawy zaszły tak daleko, że
nawet prezes Kaczyński uznał za stosowne zabrać głos.
Tajemnicą pozostaje na czym będzie polegała zmiana stanowiska ekipy rządzącej
wobec KE. Może najpierw trzeba było przedyskutować sprawę we własnym gronie
zanim wystąpi się publicznie?
Moim zdaniem błąd popełniono na starcie, dopuszczając do ingerowania KE w
sprawy wewnętrzne Polski, co jest zagwarantowane traktatem unijnym który musi
działać w obie strony.
Na rozwiązanie tej zagadki jest coraz mniej czasu, bo bez formalnej zapowiedzi
rozpoczęła się kampania wyborcza 2023. Warto więc zwrócić uwagę co jest
eksponowane przez rodzimą opozycję w ramach tej kampanii.
Punktem wyjścia jest praworządność, pojęcie zasadniczo niezdefiniowane w prawie
unijnym, dlatego łatwe do manipulacji dla potrzeb bieżącej polityki, a ściślej
wywierania nacisków politycznych na opornych którzy nie chcą podporządkować się
dyktaturze władzy ulokowanej w KE, a faktycznie w Berlinie.
Skoro jest to bezprawie to dlaczego ulegamy temu szantażowi? Co przez to
zyskujemy?
Długo nie znaliśmy odpowiedzi. Krok po kroku jednak do niej dochodzimy.
Po pierwsze, nie mamy wśród państw członkowskich sojuszników. To przykre, ale
prawdziwe.
O naruszanie praworządności, w rozumieniu urzędników unijnych, oskarżana jest
teraz Polska i Węgry. Czasem przebąkuje się o innych, ale bez konsekwencji.
Różnica polega na tym, że w PE Węgry są związane z EPL która jest ugrupowaniem
większościowym, a parlamentarzyści polscy są rozproszeni, największa ich grupa
z PiS, należy do EKR. Jednak w PE EKR jest ugrupowaniem mniejszościowym i we
wszelkich głosowaniach nie ma głosu znaczącego.
Praktycznie EPL robi co chce, a faktycznie działa według wytycznych Niemiec
które stanowią najsilniejszą jej część. Przewodnicząca KE jest również
członkiem EPL.
Pozostałe kraje UE albo popierają stanowisko KE wobec Polski i Węgier, albo są
obojętne /zadowolone że ich się nie czepiają/. Nie biorą pod uwagę że dla nich
jest to równowaga quasi stabilna, bo nie znacie dnia ani godziny kiedy zabiorą
się i za was.
Druga sprawa, w moim pojęciu, to nonszalancja naszych polityków z ekipy
rządzącej.
Podczas negocjacji warunków przyznania KPO zbyt łatwo MM przystał na warunki KE
/bez zapoznania się ze szczegółami/. To nie przystoi poważnemu politykowi.
Fetyszem stały się tzw. kamienie milowe.
Muszę jednak wspomnieć o czymś co umyka naszej uwadze.
Po wielu perypetiach doczekaliśmy się w składzie rządu ministra wyłącznie
odpowiedzialnego za kontakty z KE. Ten pan to Konrad Szymański. Chciałoby się powiedzieć właściwy człowiek
na właściwym stanowisku. G…o prawda. Dla mnie to jedno wielkie rozczarowanie.
Czym on się naprawdę zajmuje? Czasem zastanawiam się czy to nie kret?
Kto jest w stanie powiedzieć kiedy ten minister występował ostatnio w mediach w
związku z pełnioną w rządzie MM funkcją? Może mam pamięć krótką, w dodatku
wybiórczą. Niestety, nie przypominam sobie żeby pan Szymański powiedział w
mediach co zrobił dla Polski, w ramach kontaktów z KE, lub czego nie zrobił i
dlaczego?
Jeśli wszystko za niego robi premier to znaczy że jest zbędny, bo nawet
dokumentów na rozmowy w Brukseli nie jest w stanie przyzwoicie przygotować.
Zastrzegam się że może być inaczej, bo przykładowo, nikt nie liczy się z jego
zdaniem.
Gdyby tak było powinien jak najszybciej złożyć rezygnację z zajmowanego
stanowiska.
Tak źle i tak niedobrze.
Skoro o ludziach zbędnych to niechętnie mówi się o potrzebie rekonstrukcji
rządu MM.
Nie przekonuje mnie argumentacja, że teraz nie czas na wymianę. Istotniejsze
jest pytanie jak głęboka powinna być ta wymiana? I tu pojawiają się ciekawe
głosy.
Moim osobistym zdaniem, na wyrost zrobiono z JK genialnego stratega. On ma
tylko wieloletnie doświadczenie z bycia w polityce. Nie ma charakteru „walczaka”
i nie ma szczęścia do doboru ludzi do współpracy.
Poza tym nigdy nie można mu wierzyć na 100% w to co deklaruje. Przykład z
ostatnich dni to zapowiedź ostrego starcia z KE. Z wielkiej chmury mały deszcz.
Mogę się mylić, ale raczej nie.
Do tego dochodzi świadomość że po nich mogą przyjść tylko gorsi, bo teraz
nastaje czas selekcji negatywnej, czas na bmw.
Wspomnę jeszcze o czymś. Czasem zwracamy uwagę że mamy do czynienia z tzw.
politykami obrotowymi. To w sumie nie powinno dziwić.
Mam swoją obserwację z czasów PRL. Członków PZPR widywałem na mszy św. a bywało
że nosili baldachim podczas procesji. Na pewno nie robili tego służbowo. Stąd
pochodzi powiedzenie „co innego robi, co innego mówi, a co innego myśli”.
Z tym
rozdwojeniem jaźni mamy do czynienia po dzień dzisiejszy.
Chociaż to nudne, nie od rzeczy jest przypomnienie zachowań DT. Kiedy mu się opłacało
politycznie, gotów był bez mała leżeć plackiem w kościele przed ołtarzem. Na co
pozwala sobie teraz widać, słychać i czuć. Faryzeusz jakich mało.
23 sierpnia 2022
Problem z rybami czy z politykami?
Afera rybna na Odrze podkreśla kampanijność działania kolejnych rządów.
To nie złośliwość z mojej strony tylko stwierdzenie faktu.
Dlaczego tak się dzieje?
Gospodarka odpadami powinna być traktowana poważnie, a przede wszystkim powinna
być skuteczna. Odpady są jednym z atrybutów cywilizacji ludzkiej.
Od lat świat próbuje bezskutecznie rozprawić się z problemem, konkretnie z ich
zagospodarowaniem.
W gospodarce wodnej problemem są oczyszczalnie ścieków, w szczególności ich
brak w stosunku do potrzeb, często za mała wydajność istniejących, a także ich
niesprawność, często utajniana.
To nie tylko przypadek Czajki.
O awariach oczyszczalni ścieków rzadko jest informowana społeczność lokalna.
Chyba, że skutki mogą być groźne dla zdrowia i życia.
W zarządzaniu kryzysowym kluczowe są procedury, te jednak muszą być
przestrzegane, a nie kontestowane.
W przypadku afery na Odrze nie stanęli na wysokości zadania zarówno urzędnicy
terenowi /administracja i samorząd/, jak i szczebla centralnego.
Jeśli się nie zna szczegółów sprawy do końca, nie wolno w żadnym przypadku
pozwalać sobie na krotochwile w stylu „mogę wejść do tej wody żeby pokazać
niedowiarkom że nic mi nie zagraża”.
To jest polityczne samobójstwo. Dziwię się że premier nie zdymisjonował tego
wiceministra. Przez jego głupotę muszą się tyle gimnastykować żeby wybrnąć z
tej niezręcznej sytuacji.
Opanowanie żywiołu jakim jest gospodarka odpadami nie polega /według mnie/ na
mnożeniu kar, ale na ich bezwzględnym i szybkim egzekwowaniu. Producenci
odpadów powinni je z kolei utylizować zgodnie z nałożonymi zobowiązaniami.
Gdyby kary były dotkliwe i egzekwowalne nie byłoby problemu z bezkarnym i
niereglamentowanym przywozem do Polski materiałów niebezpiecznych i odpadów w
ogóle. Do tego trzeba dołożyć brak odpowiedzialności za ich utylizację.
Kto potrafi powiedzieć ile kar nałożono i wyegzekwowano za nielegalną wwózkę do
Polski odpadów niebezpiecznych? Ile kar nałożono i wyegzekwowano za nielegalne
składowiska odpadów niebezpiecznych? Ile kar nałożono i wyegzekwowano za
umyślne podpalenia składowisk odpadów niebezpiecznych? Ilu ustalono sprawców
takich podpaleń? Jaka jest skuteczność kontroli korzystania z wydanych pozwoleń
na tworzenie i prowadzenie składowisk odpadów?
Może warto prześledzić kto tworzy lobby „nadzorujące” stanowienie prawa z tego
obszaru?
Orientuję się w procesie stanowienia prawa. Okazji do mieszania w projekcie
aktu prawnego nie brakuje. Najwygodniej jest mieszać podczas tzw. trzeciego
czytania, gdy za poradą lobbystów można zgłosić poprawkę typu dodatkowy przecinek,
przestawienie wyrazów lub inną, pozornie niewinną poprawkę.
Skutki najczęściej uwidaczniają się po opublikowaniu ustawy w Dzienniku Ustaw,
ale wówczas korekta jest trudna do przeprowadzenia.
To z czym mamy od lat do czynienia w Polsce to przejaw bezsilności państwa, czy
tylko działania pozorowane? Jednoznacznej odpowiedzi nie znam. Za to kolejne
ujawniane afery sugerują że warto mieszać i korzystać z efektów.
Nikogo nie dziwi opinia że więcej można zarobić przy odpadach niż na handlu
narkotykami.
Zwłaszcza że ryzyko kryminalne niewspółmiernie mniejsze.
Czy kolejna nowelizacja ustaw o gospodarce odpadami ma być panaceum na nasze
problemy?
Chyba nie tędy droga.
Przy różnych okazjach podkreśla się że problem nie tkwi w mnożeniu prawa, ale w
jego egzekwowaniu.
Sama dyskusja spowodowana sytuacją na Odrze ujawnia wiele problemów
organizacyjnych i to zarówno po polskiej jak i niemieckiej stronie. Najpoważniejszym
jest wadliwy podział kompetencyjny. Odpowiedzialność za gospodarkę wodną, od
szczebla centralnego w dół, nie ma charakteru jednolitego.
Skutkiem jest rozmywanie odpowiedzialności.
Optymalnym rozwiązaniem powinno być łączenie uprawnień z dysponowaniem
funduszami przeznaczonymi na gospodarkę wodną. Dzisiaj jest to w sferze
pobożnych życzeń. Galimatias jest wręcz nieziemski. Przypadkowi ludzie na
stanowiskach decyzyjnych to tylko wierzchołek góry lodowej.
Na obecnym etapie afery rybnej można już postawić pytanie czy w zakresie
gospodarki wodnej czeka nas rewolucja?
Sprawa nie powinna być przykryta stwierdzeniem że masowe śnięcie ryb w Odrze to
nie tylko polski problem.
W trakcie trwania afery /bo ona jeszcze się nie skończyła/ ujawniono podobne
przypadki w Czechach i w Niemczech, a dramatyczniejszą sytuację mają Francuzi
którym rzeki całkowicie wysychają, a w ślad za tym zanika w nich życie
biologiczne.
Novum w sprawie jest informacja o możliwej przyczynie śnięcia ryb https://www.gospodarkamorska.pl/zlote-glony-moga-zyc-w-wodzie-nie-sprawiajac-problemow-zabojczy-jest-dopiero-ich-zakwit-66049
Według mnie jest to dość karkołomne wyjaśnienie bo w ww. notatce znalazłem
takie zdanie: „Algom tym najbardziej
odpowiadają słonawe wody przejściowe - znajdujące się w ujściach lub w pobliżu
ujść rzek.”
Według dostępnych informacji śnięte ryby zaobserwowano najpierw na Kanale
Gliwickim, a więc daleko od ujścia Odry. Z drugiej strony wiadomo jak zasolone
są wody kopalniane.
Druga sprawa która nas intryguje to odpowiedź na pytanie dlaczego tak
nagłośniono medialnie śnięcie ryb w Odrze? https://www.gospodarkamorska.pl/minister-moskwa-badamy-i-porownujemy-podobne-kryzysy-na-rzekach-jak-na-odrze-66075
Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Jakoś śnięcie ryb w Odrze nie wzbudza
nerwowości po niemieckiej stronie. Nawet po nagłośnieniu sprawy po stronie
polskiej nie bardzo kwapili się do likwidacji skutków masowego śnięcia ryb
wzdłuż niemieckiego brzegu Odry. Można odnieść wrażenie że to nie ich problem.
Dla Niemców ważniejsza jest ich myśl przewodnia według której blokują wszelkie
inicjatywy gospodarcze Polski, nie tylko dotyczące regulacji Odry.
Błędem naszej polityki było wyciszanie takiego stawiania spraw przez KE która
działa pod dyktando Berlina. Przy tej okazji ujawnia się głupota polityczna
naszej opozycji. Według nich polski europoseł po przejściu do Brukseli ma
reprezentować interesy całej UE, a interesy Polski tylko wtedy, gdy nie
kolidują z interesami unijnymi. To dowód zaprzedania obcym interesom. Za jaką
cenę? Tylko za szklane paciorki?
Innego zdania są politycy niemieccy. Zadbali przede wszystkim o obsadzenie
znaczących stanowisk w KE swoimi przedstawicielami. Przewodnicząca KE jest
niemieckim politykiem, przez wiele lat w rządzie Merkel. Ona nie ma
najmniejszych skrupułów czyje interesy ma reprezentować. Głosowania w PE
również odbywają się pod dyktando Niemiec które przewodniczą najliczniejszej
formacji jaką jest EPL.
Skandaliczna jest dystrybucja funduszy unijnych. Zgadzam się że w aktualnym
budżecie KE nie można było zaplanować wydatków związanych ze skutkami wojny na
Ukrainie. Ale złym gospodarzem jest ten który w budżecie nie tworzy rezerwy na wydatki
nagłe.
Polsce takiego wsparcia KE odmawia. Podobna sytuacja ma miejsce z pomocą
finansową w usuwaniu skutków pandemii covid-19. Tu jest jeszcze gorzej, bo
formalnie pomoc została Polsce przyznana, ale piętrzone są trudności z przekazaniem
tej pomocy Polsce.
Kuriozum w sprawie jest zobowiązanie Polski do współfinansowania funduszu z
którego nie korzysta.
Na to wszystko nakłada się strach naszych rządzących przed zdecydowaną reakcją
na szerzące się bezprawie.
Obawiam się że dalej będzie dominowało kunktatorstwo
rządu MM który liczy nie wiadomo na co.
W oczekiwaniu na co?
Do planowanego zaprzysiężenia prezydenta-elekta czas upłynie na próbach podważenia wyniku wyborczego i oczywiście rycia pod Karolem Nawroc...
-
Minęło jedenaście dni a w temacie wojny na Ukrainie bez zmian. To znaczy wojna trwa, przybywa ofiar, zniszczeń i uciekinierów. Dalej n...
-
Słuchając wypowiedzi krajowej opozycji w kwestii Turowa nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, czy zwyczajnie wku.... ić się? Ilu z tych głąbó...
-
W kampanii wyborczej do parlamentu sprawy związane z Ukrainą nie będą jedynymi. Chyba równorzędna będzie dyskusja wokół fit for 55 . Zainter...
-
Najbliźsze dni pokażą w praktyce czy III RP jest /jeszcze/ państwem prawa, czy jednak bezprawia, które koalicja 13 grudnia określa „prawem...
-
Mówiąc o trwającej wojnie na Ukrainie czas najwyższy postawić pytanie kto z kim w niej trzyma? To nie tylko wojna Rosji z Ukrainą. Są w niej...
-
Z mojej obserwacji z abiegów o przyjęcie zwłaszcza Szwecji do NATO wynika, że wyrażenie zgody przez poszczególne państwa członkowskie nie wy...
-
Przybywa tematów przerzucanych między prawicą a lewicą, na zasadzie „gorącego kartofla”. Kto co zrobił, nie zrobił, dlaczego? Wszystko po to...
-
Skoro mamy bawić się w futurologów to proszę bardzo. Chodzi oczywiście o losy wojny na Ukrainie. Inne wątki przy okazji. W jakimś stopniu...
-
My tu gadu, gadu, a chłop śliwki rwie. Lecimy od afery do afery i co z tego wynika? Nic poza satysfakcją organizatorów tych jasełek. Czas bi...
-
B ardzo wdzięcznym tematem do wszelkich dyskusji na forum UE jest praworządność. Mało komu przeszkadza że jest to pustosłowie. Może dlatego ...