Tracę
wiarę w to że ta powódź cokolwiek zmieni w naszej rzeczywistości.
Może poza tym że przyspieszy zubożenie społeczeństwa. Czyżby to
był motyw dla opóźnień i zaniechań administracji rządowej?
Biednymi łatwiej manipulować.
Powódź robi swoje i politycy
też. Tylko że z działalności polityków dalej niewiele wynika.
Nie posądzam ich o złe intencje.
Sztaby kryzysowe robią to
co muszą czy powinny. Wątpliwości wzbudza sens ich działań.
Albo spóźnione reakcje, albo nieproporcjonalne do potrzeb
poszkodowanych.
Natomiast politycy zachowują się co najmniej
dziwnie.
Kto ma rację?
Marszałek rotacyjny wyjechał na
wycieczkę do Turcji. Grzechem było nie skorzystać z okazji.
Drugiej może nie być. Początkowo zamierzał zwołać
nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, ale premier wyperswadował mu że nie
ma takiej potrzeby. Marszałek wrócił i rozpoczęła się
kilkudniowa sesja Sejmu. W mediach oczywiście najwięcej
autoprezentacji marszałka. W końcu tu i ówdzie przebąkują że
trwa w najlepsze kampania prezydencka. Wszak na wiosnę wybory.
Premier z kolei zakończył wyjazdowe posiedzenie sztabu
kryzysowego we Wrocławiu i teraz „dowodzi” ze stolicy państwa.
Póki co nie ma żadnych konkretnych rozwiązań w tej trudnej
sytuacji.
Rzucił marszałkowi pakiet pomysłów nad którymi ma
pracować Sejm. Co i kiedy z tego wyniknie Bóg jeden wie. Jest
pierwszy pomysł żeby powołać speckomisję która ma przygotować
konkretne rozwiązania.
W programach publicystycznych leci
sieczka. Jałowe dyskusje z których absolutnie nic nie wynika.
Co
dzisiaj pomoże wzajemne wytykanie kto bardziej zawinił że powódź
przybrała takie rozmiary i przynosi tyle strat? To ciągle mydlenie
oczu.
Mówi się że obecną powódź na Dolnym Śląsku można
porównać do tej z 1997 roku. Skoro tak to przypomnę że poniesione
wówczas straty, w cenach porównywalnych, szacowane są na około 36
mld zł. Jak to się ma do kwot pomocy deklarowanych przez rząd i
przekierowanej pomocy ze strony KE? Wysokość deklarowanej pomocy
jest płynna.
Pierwsze propozycje rządowe świadczyły o
totalnym oderwaniu od rzeczywistości ich autorów.
Są opinie że
usunięcie skutków powodzi to koszt rzędu 60 mld zł.
Co z tego
że rozłożone na kilka lat? Tyle pieniędzy będziemy mieli mniej
na rozwój.
Trzeba
natychmiast przywrócić funkcjonowanie żłobków, przedszkoli i
szkół. To nie może czekać.
Życie toczy się dalej. Tereny
popowodziowe zagrożone są masowym bezrobociem. Tu podstawą
egzystencji lokalnych społeczności są małe i średnie
przedsiębiorstwa. Jeśli warsztat pracy spłynął z powodziową
wodą, bez realnego wsparcia rządowego nikt się nie dźwignie.
Nastąpi reakcja łańcuchowa. Bez pracy zostaną co najmniej
dziesiątki tysięcy ludzi. Może więcej.
Coraz częściej mówi
się o pomijaniu sytuacji w rolnictwie.
Potwierdza się na każdym
kroku że rząd in gremio nie ogarnia sytuacji. Czekają na wytyczne
premiera i poszczególnych ministrów, albo zajmują się kolejnymi
wrzutami na zasadzie że ważne jest to co mi w ręce wpadło.
Z
dostępnych informacji wynika że pod wodą znalazło się około 80
tysięcy hektarów pól uprawnych.
Z tego obszaru zebrano plony i
zasiano zboża ozime. Nie wszędzie zebrano okopowe. To wszystko
zabrała powódź. Uratowanego inwentarza nie ma czym żywić.
Na
tym nie koniec nieszczęść. Zwierzęta piją wodę niekoniecznie
butelkowaną i chorują. Weterynarze zaś informują że nie ma
szczepionek. Czyli wkrótce problem rozwiąże się sam.
W
trwającym cyrku medialnym z ciekawością obserwuję zachowania
polityków lewicy.
W mediach które oglądam szczególnie aktywni
są Paweł Krutul
https://pl.wikipedia.org/wiki/Paweł_Krutul
, Marek Balt https://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Balt
i senator Waldemar Witkowski
https://pl.wikipedia.org/wiki/Waldemar_Witkowski
Lewica w moich oczach zbłaźniła się już dawno. Co najmniej
od czasów premiera Cimoszewicza. Dzisiaj jest to samo.
Wymienieni
panowie starają się w swoich wypowiedziach pełnić rolę vanisha
dla polityki realizowanej przez koalicję 13 grudnia. To jest cena
uczestnictwa w tej koalicji, a raczej zachowania przydzielonych
stołków.
Żeby nie wypaść z gry wypominają nawet brak
kontraktu na zakup Caracali. Dla nich Caracal czy karakan to wsio
rawno. Żadna logiczna argumentacja już dawno nie dociera.
Co
ludzi doprowadza do białej gorączki? Chaos organizacyjny i bezwład
decyzyjny.
Powtarzające się pytanie brzmi: dlaczego? Dlaczego z
takim opóźnieniem poinformowano o realnym zagrożeniu powodzią?
Dlaczego z takim opóźnieniem uruchomiono pomoc we wzmacnianiu wałów
przeciwpowodziowych? Dlaczego z takimi oporami uruchamiana jest pomoc
przy sprzątaniu pozostałości po powodzi? Jest też i pytanie jak
długo realnie ta pomoc będzie trwała?
Szkody powodziowe dla
każdego mają inny wymiar.
Dla rolników zalane pola uprawne
wymagają rekultywacji, a to zajmie 2-3 lata. Z czego żyć w tym
czasie?
Uszkodzone domy mieszkalne, budynki gospodarcze i hale
produkcyjne to kolejny problem.
Nie wszystko da się naprawić.
Wiele trzeba budować na nowo. Za co?
Teraz uwidacznia się brak
kasy. Koalicja 13 grudnia jako argument obronny przypomina że
przejęła do realizacji budżet przygotowany przez rząd MM.
Zapomina że nie musiała go przyjmować.
Poza tym już przy
uchwalaniu budżetu informowali że pod koniec roku będą budżet
nowelizowali. ”Nowość” polega na tym że teraz trzeba
wygospodarować środki na usuwanie skutków powodzi.
Na dokładkę
media informują o problemach finansowych NFZ który zalega z
płatnościami wobec placówek służby zdrowia. Zaległości są na
tyle duże że nie wypłacono zobowiązań za II kwartał 2024.
W
Sejmie trwa debata po informacji premiera o przebiegu i skutkach
powodzi która dotknęła Dolny Śląsk i miejscowości wzdłuż
Odry. Dałem radę wysłuchać początek tego wystąpienia.
Nie
znam dalszego ciągu i debaty, ale z tego początku wnioskuję że
premier jest zadowolony z siebie i z przebiegu akcji zwalczania
skutków powodzi.
Nie podzielam tego samozadowolenia.
Z
wypowiedzi innych, zarówno osób poszkodowanych jak i polityków
oraz samorządowców obraz sytuacji nie jest taki idylliczny.
Świadczy o tym skala strat. Na razie informują o tym sołtysi,
wójtowie, burmistrzowie i starostowie z terenów z których fala
powodziowa już zeszła.
Brak jeszcze informacji wojewodów.
Tymczasem fala powodziowa dotarła do Kostrzyna.
Przy okazji
dowiaduję się że Polska wyświadczyła poważną przysługę
Niemcom z rejonu Brandenburgii. Podczas powodzi w 2010 roku Niemcy
narzekali że powódź poczyniła większe szkody po ich stronie
Odry. Wynikało to z faktu że wały przeciwpowodziowe po stronie
polskiej są wyższe niż po niemieckiej. Na czym polega, w ocenie
Niemców, owa przysługa teraz?
Otóż, zdaniem Niemców,
pęknięcie tamy w Stroniu Śląskim, zalanie kilku miejscowości
poniżej Wrocławia, spowodowało że fala powodziowa uległa
spłaszczeniu, a przez to osłabieniu i w ten sposób zmniejszeniu
strat po niemieckiej stronie.
https://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/9618409,niemiecka-prasa-polska-chroni-niemcy-przed-katastrofa.html
Zwolennicy teorii spiskowych nie zostawią tego bez komentarza.