Może dzielę włos na czworo, ale staram się słuchać i
czytać co mówią inni.
No i wychodzi mi że nie wszystko da się przedstawić tylko w barwach
czarno-białych.
Tak też jest z konfliktem na granicy polsko-białoruskiej.
Czy to tylko zemsta Łukaszenki? Niezupełnie.
O inspirację posądzana jest Rosja. I nie chodzi tu o atawistyczną nienawiść do
Polski i Polaków.
Rosja wszelkimi dostępnymi jej sposobami stara się destabilizować sytuację w
swym najbliższym otoczeniu po to żeby podkreślić swoją dominację na obszarze
uważanym za rosyjską strefę wpływów.
Do tego miejsca jesteśmy zgodni.
Takie zdarzenie jest też pretekstem do rozgrywania własnych interesów
instytucji postronnych.
Tak też jest w omawianym przypadku. O kogo chodzi? Tradycyjnie o Niemcy i co
może zaskakiwać, KE.
Jedni i drudzy działają wespół w zespół. Dlaczego? Bo Polska wyłamuje się z
roli narzuconej jej przez Berlin i Brukselę. Chodzi o potulne wykonywanie
wytycznych i poleceń stamtąd płynących.
Nie ma znaczenia że te wytyczne i ustalenia nie mają umocowania w porządku
prawnym przyjętym przez państwa członkowskie.
Ten model realizowany jest konsekwentnie od rozpadu PRL i przejścia do III RP,
co nazwano transformacją ustrojową. Za rządów postkomuny i koalicji PO-PSL koegzystencja
miała charakter można powiedzieć bezkonfliktowy, a nawet wzorcowy.
Dobra zmiana, czyli to co nastąpiło po wyborach 2015 roku, jest w mojej ocenie ciągle
tylko zmianą fasadową.
Wszystkie podejmowane działania mają cechę wspólną która polega na tym żeby
sobie wzajemnie nie zrobić zbyt dużej krzywdy /chodzi o relacje
rządzący-opozycja/. Celem jest dotrwanie do końca kadencji i wygranie kolejnych
wyborów. Proste? Proste!
Nie zagłębiam się w to jakie są intencje rządzących albowiem po czynach ich
poznacie.
Trzeba sobie uświadomić, że ekipa rządząca nie jest monolitem. Nie byłaby nim
nawet gdyby tworzyła ją jedna partia. „Solidarność” też nie była monolitem.
W rzeczywistości mamy do czynienia z koalicją, w dodatku chwiejną która w
dodatku przeżywa kryzys przywództwa. Prezesowi udaje się pogodzić ogień z wodą
ale tylko dlatego że wszyscy udziałowcy mają pełną świadomość, że jego odejście
spowoduje pogrążenie się w walkach frakcyjnych i zniknięcie, albo w najlepszym
przypadku zmarginalizowanie.
Ten stan rzeczy powoduje że rządzącym brakuje konsekwencji w działaniu, a
często przemyślanych decyzji.
Tematem samym w sobie jest współpraca z prezydentem.
PAD w pierwszej kadencji próbował zbudować własne zaplecze polityczne, ale jako
politykowi zabrakło mu charyzmy. W sumie jest politykiem bez wyrazu.
Na jego kadencji
zaważy weto w walce o reformę sądownictwa i jego konsekwencje. https://www.rp.pl/sady-i-trybunaly/art2532991-weta-andrzeja-dudy-do-ustaw-o-krs-i-sn-uzasadnienia
To co mogło umocnić jego pozycję okazało się totalną klapą, rzutującą
negatywnie na dalszą reformę wymiaru sprawiedliwości.
Ta reforma jest znakiem rozpoznawczym nieudolności zamierzonej, czy wrodzonej,
tej ekipy.
Osobiście na liście porażek na pierwszym miejscu stawiam reprywatyzację w
czasach III RP.
Ta ekipa specjalizuje się w działaniach pozornych. Jest w tym na tyle
sugestywna że jest to działanie powszechnie akceptowalne. Jest to również
kontynuacja polityki poprzednich ekip po 1989 roku.
Rzeczywistość zaś jest taka, że na komisji reprywatyzacyjnej wylansowało się
kilka osób.
Dalej, decyzje komisji są regularnie odrzucane kolejnymi wyrokami WSA, co jest
dyskretnie przemilczane w mediach. A co z poszkodowanymi? Mogą iść do kina.
Duża ustawa reprywatyzacyjna przepadła w kosmosie /za sprawą ówczesnej
ambasador Izraela w Warszawie/, a jej autor, dla spokoju sumienia został
wysiedlony do Brukseli.
Nie chcę używać brzydkich słów, ale ta ekipa doprowadziła do ustawowego
usankcjonowania niebywałego złodziejstwa jakim stała się reprywatyzacja. http://orka.sejm.gov.pl/proc9.nsf/ustawy/420_u.htm
Okazuje się że w tym konglomeracie każdy sobie rzepkę skrobie.
Mamy tu wszystkiego po trochu.
Zawodzi na całej linii polityka kadrowa. Za dużo nietrafionych nominacji i to
zarówno w obozie rządzącym jak i w otoczeniu PAD.
Brak zgody co do hierarchii ważności spraw do załatwienia. Nie wiadomo co jest
ważne, a co pilne.
Do tego mamy całkowite rozmydlenie odpowiedzialności.
Zbyt wiele otwartych frontów konfrontacyjnych w polityce krajowej i
zagranicznej. Kogo za to winić?
Nie wspominam o trwającej pandemii koronawirusa ponieważ tu musimy dostosowywać
się do sytuacji poza Polską. Mimo wszystko brakuje konsekwencji w działaniu. Plusem
jest to że nie popadamy jeszcze w radykalizm który obserwujemy w niektórych
państwach Europy zachodniej, czy Australii.
Wiele kontrowersji wzbudza konflikt na
granicy z Białorusią. Faktem jest że radzimy sobie z niechcianymi gośćmi.
Powszechną aprobatę zyskuje pomijanie „porad” płynących z KE, lewicy i …
oczywiście totalnej opozycji.
Zastrzeżenia budzą stosowane środki, zarówno wobec „turystów” Łukaszenki jak i
białoruskich pograniczników. Tu nie powinno być miejsca na litość, bo gra idzie
o nasze być albo nie być.
Czy musimy zadowalać się stwierdzaniem że mamy do czynienia z prowokacjami?
Nie ma „pokojowej” odpowiedzi na oślepianie laserem, reflektorem, na cięcie
nożycami zasieków?
Jak zwykle za dużo tu kunktatorstwa. Granica państwa to rzecz święta. Jeśli
broni jej Straż Graniczna i wojsko nie można tolerować agresji dla zachowania
świętego spokoju. Nikt tego nie doceni.
Podobnie nie można tolerować szargania munduru przez kołtuństwo, nawet z
immunitetem parlamentarnym. Prawo musi być prawem inaczej zmierzamy prostą
drogą do anarchii i rozpadu państwa. Egzekwowanie prawa musi być
natychmiastowe, przy współpracy a nie obstrukcji sądów.
Jeżeli mamy przeciwko sobie wszystkich nie pozostaje nic innego poza zatkaniem
sobie uszu i robienia tego czego wymaga od nas racja stanu.
Żołnierz, policjant i pogranicznik musi widzieć, że jego poświecenie nie idzie
na marne. Że oni bronią słusznej sprawy nie tylko dla własnej satysfakcji.
Wydarzenia ostatnich tygodni czy miesięcy uświadomiły nam dramatycznie że w
trudnym czasie możemy liczyć tylko na siebie. Wszyscy sojusznicy i przyjaciele
nie wyjdą poza deklaracje poparcia czy współczucia. Ważniejsze są ich interesy
długofalowe i doraźne.
Skoro o egzekwowaniu prawa to trzeba do znudzenia powtarzać, że to działanie
wielokierunkowe.
Dotyczy nie tylko Polski, ale w równym stopniu struktur międzynarodowych w
których funkcjonujemy.
Chodzi oczywiście o instytucje funkcjonujące z poziomu Brukseli i nie tylko.
Nie można się zgodzić na to że centrali wszystko wolno, zwłaszcza łamać prawo.
Warto przypomnieć rzymską maksymę że „żona Cezara musi być poza wszelkim
podejrzeniem”.
Czasy się zmieniły. Zasady też. Dzisiaj nawet jak cię złapią za rękę krzycz że
to nie twoja.
Dlatego dzisiaj EPL, na czele z Tuskiem milczy jak grób gdy dziennikarze
ujawniają zamiłowanie do uciech życia sędziów TS UE, czy innych urzędników
unijnych. Czekają aż sprawa przyschnie i ludzie zapomną.
Dla Polski ujawniona afera jest przede wszystkim potwierdzeniem dyspozycyjności
tych sędziów, ferowaniem wyroków na zamówienie polityczne.
Afera ma też swoje drugie dno. Uświadamia bezkarność sędziów TSUE i urzędników
KE.
Sędziowie są nieusuwalni przed upływem kadencji, a ich wyroki nie podlegają
praktycznie apelacji. Podobnie jest z urzędnikami unijnymi nad którymi
praktycznie nie ma żadnej kontroli. Formalnie jest.
Afery związane z tymi środowiskami powtarzają się co jakiś czas. Jednak nie
pociągają za sobą poważniejszych konsekwencji. Wspomina o tym https://twitter.com/sbalcerac/status/1469606301122580481
Ze swej strony mogę powiedzieć że taka sytuacja mnie dziwi. To oględnie powiedziane.
Nie ma sprzeciwu wobec zasad funkcjonowania TS UE? Dlaczego?
Sędziowie z nominacji politycznej państwa delegującego. Według jakiego
kryterium?
Wyroki wydawane przez jednego sędziego który później rozpatruje jednoosobowo
odwołanie od wydanego przez siebie wyroku? To patologia w czystej postaci.
TS UE działa dzisiaj niczym Sąd Ostateczny. Niestety, nie wobec wszystkich
podsądnych.
Świadczy o tym ilość wydanych wyroków których nie ma kto
wyegzekwować.
Marzycielom wydaje się że najwyższa pora na reformę tej patologii. Niestety, różnica
między teorią i praktyką jest tu jak między niebem a ziemią. Dlaczego? To
proste. Zbyt wielu ten model pasuje.
Po co tworzyć czytelne zasady?
Najlepiej łowi się ryby w mętnej wodzie.
Szukaj na tym blogu
11 grudnia 2021
Biednemu to wiatr w oczy …
05 grudnia 2021
Komu Polska jest solą w oku?
Nie chcę być cyniczny, czy tylko złośliwy, ale to co się dzieje w ostatnich
miesiącach wokół Polski ma wszelkie znamiona schizofrenii bezobjawowej.
To dotyczy mediów wszelakich i osób produkujących się w nich.
Z jednej strony zmasowany atak z udziałem tubylczej opozycji. Warto się pokusić
o ustalenie ilu z nich robi to z przekonania, ilu z polecenia partyjnego, a ilu
tylko dla mamony?
Do tego próby desantu, na naszej wschodniej granicy, darmozjadów z Azji i
Afryki.
Pod płaszczykiem poparcia dla skutecznej obrony zewnętrznej granicy UE następuje
kopanie nas po kostkach za brak akceptacji dla kolejnych „genialnych” pomysłów
komisarzy unijnych, wspieranych przez europejskie lewactwo spod znaku LBGTQ i
innych odchyłek od tego co jeszcze niedawno uważano za normę.
Jeżeli zagrożone jest bezpieczeństwo granicy zewnętrznej UE to w normalnie
funkcjonującej strukturze społecznej powinna być udzielona realna i
bezwarunkowa pomoc, adekwatna do tego zagrożenia. Tymczasem co mamy?
Zatroskanie, czy tylko zaniepokojenie sytuacją, wyrażane przez zdecydowaną
większość przywódców państw członkowskich UE. I nic poza tym. Ich to nic nie
kosztuje.
Pomoc finansowa owszem jest, ale dla Białorusi, żeby nie obciążali swego
budżetu kosztami utrzymania w strefie granicznej turystów sprowadzanych na
zwykłe wizy turystyczne tyle, że z obietnicą /nie wiem czy pisemną/ puszczenia
przez zieloną granicę do UE.
Unijna agencja Frontex https://frontex.europa.eu/pl/o-nas/czym-jest-frontex-/
powołana do pomocy w ochronie granicy zewnętrznej UE efektywnie nie robi w tej
sprawie nic. Jest to o tyle dziwne że nasza opozycja nie wyobraża sobie obrony
granicy UE bez zaangażowania Frontexu.
Jest to co najmniej niezrozumiałe z logicznego punktu widzenia.
Fronex to wszystkiego około 1,5 tys. urzędników, a na granicy
polsko-białoruskiej zebrano dotychczas około 20 tysięcy funkcjonariuszy Straży
Granicznej, Policji i wojska. Te siły zgromadzono przeciwko bliżej
nieokreślonej grupie „turystów” ściągniętych na Białoruś samolotami
białoruskich linii lotniczych Belavia z Rosji, Azji i Afryki. Liczebność tej
grupy jest ruchoma, oceniana nawet na ponad 30 tysięcy mężczyzn, kobiet i
dzieci.
Jak wygląda w praktyce działanie Frontexu? Przykład, za https://twitter.com/sbalcerac „... 10 urzędników unijnego @Frontex przybyło
do Finlandii, by bronić 1340 kilometrów granicy z Rosją Putina. Jeden urzędnik
przypadnie na 134 km granicy. Nabiegają się.”
Co mieli by robić urzędnicy Frontexu na granicy polsko-białoruskiej? W jakiej
liczbie by się tam pojawili?
Tu mamy do czynienia z ową schizofrenią.
Straż Graniczna i służby ją wspomagające ma do wyboru:
- nie dopuścić do nielegalnego przekraczania granicy przez „turystów”
Łukaszenki,
- przyjmować i rozpatrywać wnioski azylowe; trudność polega na tym, że wnioski
powinny być składane na oficjalnym przejściu granicznym lub w
przedstawicielstwie Polski /ambasada, konsulat/ albo
- przepuszczać „jak leci” wszystkich chętnych bo są oni zainteresowani
wyłącznie dotarciem do Niemiec lub innego państwa Europy zachodniej.
Gdzie tkwi „haczyk”? Jest i to nie jeden.
Celem jest wywołanie chaosu w Europie, w odwecie za kwestionowanie przez UE, w
tym Polskę, legalności wyborów prezydenckich na Białorusi. Łukaszenka chowa się
za plecami Putina i stąd jego odwaga.
Możliwe też że zamieszanie na naszej wschodniej granicy ma być przykrywką dla
kolejnej wojny na wschodzie Ukrainy. Ustalono już możliwy termin rozpoczęcia
działań wojennych. To marzec 2022.
Możliwe też że to element szantażu Rosji wobec UE i NATO. To nie tylko sprawa
NS2.
Rosja nie rezygnuje z roli rozgrywającego w Europie, zwłaszcza wobec postawy
USA prezentowanej za rządów nowego prezydenta. To nie tylko ewakuacja z
Afganistanu.
Narastanie chaosu pogłębiają deklaracje nowego rządu Niemiec które prą do
utworzenia z UE superpaństwa pod ich przywództwem i za aprobatą USA. Zadanie
trudne i raczej nierealne z powodu narastającego oporu wielu państw
członkowskich UE.
Niemcy nie przebierają w środkach do realizacji swego celu. Powszechnie wiadomo
że to oni pociągają za sznurki w Brukseli, w większości struktur KE. Są to
typowe wymuszenia rozbójnicze, wbrew prawu przyjętemu przez państwa
członkowskie przy akcesie do UE.
Warto dzisiaj postawić pytanie czy Niemcy mają w zanadrzu wariant zapasowy dla
swego obłąkanego pomysłu?
Ich akolici rozpuszczają plotki o możliwym Polexicie, ale doskonale wiadomo że to
w interesie Niemiec jest usunięcie Polski z UE. Chociażby dlatego że Polska
zbyt dobrze radzi sobie gospodarczo w dzisiejszych trudnych czasach. Polska
konsekwentnie potwierdza, że Polexit to wymysł propagandowy opozycji.
Faktem też pozostaje, że według aktualnego stanu prawnego nie ma możliwości
wypchnięcia Polski z UE wbrew jej woli.
Jest też realna taka możliwość. Inspiracja do rozgrywających się wydarzeń leży
poza kompetencjami wszystkich wyżej wymienionych.
Tu trzeba odgrzać pewne informacje z przeszłości.
Kto jest inspiratorem skoordynowanych działań mających na celu „zasilenie”
starej Europy masą roszczeniowo nastawionych, w większości młodych, głównie mężczyzn,
amatorów łatwego życia na koszt innych, w dodatku fanatyków religijnych?
Pada tu oczywiście nazwisko Soros.
Moim zdaniem nie tylko o niego chodzi. Jeden człowiek, nawet z duuużymi
pieniędzmi nie jest aż tak wpływowy. Ciekawych wyniku tego eksperymentu musi
być więcej.
O co w nim chodzi? O wymieszanie w krótkim czasie ras, kultur i religii.
Pytanie staje się teraz trywialnie proste: czy Europa, zwłaszcza ta „stara”,
potrafi się skutecznie obronić przed wdrożeniem tego planu? A może raczej czy
zechce? Czy sprawy zaszły już tak daleko że jest za późno na przeciwdziałanie?
Co możemy dostrzec, po pierwszej fali „nachodźców” w państwach dotkniętych tą
plagą?
Po pierwsze brak chęci do asymilacji w nowym środowisku społecznym. Wystarczy
spojrzeć na Francję, czy Szwecję.
Problem braku asymilacji przybyszów w Europie znany jest od dawna. Z jednej
strony dotyczy przybyszów z dawnych kolonii w Afryce, a z drugiej gastarbeiterów
z Turcji napływających latami do Niemiec. Jednym z powodów jest bariera
językowa. Nie zapominajmy jednak o różnicach kulturowych i wyznaniowych.
Po drugie dynamiczny rozwój przestępczości zorganizowanej. Znowu to samo co
wyżej. Na terenie Francji czy Szwecji powstały enklawy do których postronni nie
mają wejścia. Nie są od tego wolne miasta niemieckie, z Berlinem włącznie. Jest
jeszcze gorzej. Tam nawet policja boi się wejść. Dopiero poważne sprawy
kryminalne /morderstwa czy porachunki gangów/ powodują wejście dużych sił
policyjnych.
To są jednak działania doraźne.
Wielu z rozrzewnieniem wspomina dawne lata kiedy czuliśmy się bezpiecznie na
ulicach i nie tylko. I to o każdej porze dnia.
Kolejny skutek tego najazdu współczesnych Hunów to brak poszanowania dla
religii i kultury „autochtonów” czyli rdzennych europejczyków.
Jeszcze niedawno trudno było sobie wyobrazić atak na duchownych czy miejsca
kultu religijnego.
Dzisiaj to spowszedniało.
Europa stacza się po równi pochyłej. Czy mamy do czynienia z efektem kuli
śnieżnej?
p.s. Wrócę
jeszcze do obecnych zajść na granicy polsko-białoruskiej.
Konfliktu nie jesteśmy w stanie zakończyć póki paraliżuje nas strach o to co
inni powiedzą.
Nie wiem kto jest doradcą naszych rządzących, ale uważam że obecna postawa obrońców
tej granicy jest najgłupsza z możliwych. Tak nie wolno postępować.
Turyści Łukaszenki i służby białoruskie wychodzą z założenia że im wszystko
wolno bo nie będzie zdecydowanej reakcji po polskiej stronie. To rozzuchwala.
Obrona granicy nie polega na cierpliwym znoszeniu agresji służb białoruskich i
obcokrajowców zmierzających za wszelką cenę do UE. To nie zawody Punch Down.
Egzekwowanie prawa do czegoś nas zobowiązuje. Nadmiar wyobraźni szkodzi. Nam.
Pora zdać sobie z tego sprawę.
Straszenie a wprowadzanie gróźb w życie to dwa różne światy. Postawienie na
ostrzu noża sprawy spokoju na granicy polsko-białoruskiej zmusi KE do
zdecydowanego stanowiska w rozmowach z Rosją. Działania wojenne na pewno nie
przyniosą dobrobytu ani Rosjanom ani Białorusinom.
Zamknięcie granicy
polsko-białoruskiej to najmniejsza strata dla Polski. Straty innych będą
większe.
03 grudnia 2021
Skąd się wziął światowy kryzys energetyczny w XXI wieku?
Ucichło wokół KWB Turów, ale problem nie zniknął. Po
części winna jest wymiana rządu w Czechach. Przesuwa się punkt ciężkości debaty
ale tylko pozornie.
To kolejne nasze never ending story.
W dyskusji wokół KWB Turów nie podnosi się problemu przyszłości energetyki, nie
tylko w Polsce.
To co ma być dyskusją faktycznie jest powierzchownym ślizganiem się po temacie,
a w realiach krajowych chodzi o dokopanie rządzącym.
Kryterium oceny jest koniunktura na rynku energetycznym.
Jakie są intencje UE czy tylko jej czołówki, czyli Niemiec wspieranych przez
Francję i wszelkiej maści organizacje proekologiczne?
Doprowadzić do wyeliminowania węgla brunatnego, kamiennego i atomu. To są hasła
kolejnych COP.
Te zapędy idą dalej. Przyszłością energetyki ma być OZE, fotowoltaika, farmy
wiatrowe itd.
Szczytne hasła to jedno, a szara rzeczywistość to drugie.
W czołówce hipokrytów są bez wątpienia Niemcy.
W 2017 roku Niemcy pozyskiwali energię elektryczną z:
- węgla brunatnego 24%,
- węgla kamiennego 16%,
- gazu 8%,
- biomasy 9%,
- wody 4%,
- wiatru 18%,
- słońca 8%,
- energii jądrowej 13%.
Energetyka konwencjonalna zabezpieczała im łącznie 62% zapotrzebowania na
energię elektryczną.
Wszystkie podejmowane w świecie zabiegi zmierzają do redukcji emisji CO2.
Zadziwiające, że tej propagandzie uległ bezkrytycznie współczesny świat. Z
wiedzą naukową i logiką ma to niewiele wspólnego. Dzisiaj na wycofanie się z
tych bredni raczej nie ma szans, chociaż niczego nie wykluczam.
„Reformatorów” ogarnął jakiś amok.
W 2017 roku Niemcy zakładali redukcję emisji CO2 w 2020 roku o 40% w stosunku
do stanu z 1990 roku.
Szerzej opisano sprawy tu https://wysokienapiecie.pl/6607-trudny-zwiazek-niemiec-z-weglem/
Pomysł ciekawy, ale zadam pytanie jakim kosztem ma być osiągnięty? Chodzi
również o koszty społeczne.
Wyniki uzyskane w 2019 roku https://www.google.com/search?q=produkcja+energii+elektrycznej+w+niemczech+2019&tbm=isch&client=firefox-b&hl=pl&sa=X&ved=2ahUKEwiBpJrj6KnzAhXD6CoKHRmpAA4QrNwCKAB6BQgBEOUB&biw=1264&bih=676
Niemcy w swych poczynaniach są bardzo przebiegli. Tak naprawdę chodzi im głównie
o eliminowanie konkurencji. Wykorzystują swą przewagę techniczną i
technologiczną, a także szukają rynków zbytu dla swych nadwyżek produkcyjnych,
również w obszarze wytwarzania energii elektrycznej.
Działają z wyprzedzeniem lat, a może i dziesięcioleci. Zawsze jednak dorabiają
do swych poczynań odpowiednio atrakcyjną narrację.
Udzielają dobrych rad innym chociaż sami są z nimi na bakier.
Doświadczamy tego ostatnio za sprawą kryzysu energetycznego.
Zawirowania w małych gospodarkach na świecie przeszłyby na pewno bez echa.
Jednak problem dotknął gigantów a tym udało się rozhuśtać rynki światowe.
Podobno jest to pokłosie pandemii covid-19.
Moim zdaniem problem jest o wiele bardziej złożony. Po prostu w jakimś momencie
problem wymknął się spod kontroli.
Co się kryje za obecnym światowym kryzysem energetycznym?
Przegląd sytuacji można znaleźć tu https://wysokienapiecie.pl/42076-skad-sie-wzial-nagly-kryzys-energetyczny/
Obecny kryzys jest sumą wielu zdarzeń, nie zawsze przypadkowych.
Ze względu na ich skalę największy wpływ ma sytuacja w Chinach. Wydarzenia
które mają tam miejsce w bieżącym roku /walka z korupcją, powodzie, wyzerowanie
zapasów węgla po zimie, zapowiedź surowej kolejnej zimy, konflikt handlowy z
Australią/ spowodowały gwałtowny wzrost zapotrzebowania na węgiel i gaz, a to
spowodowało skokowy wzrost cen na rynkach światowych.
Rynki światowe nie są w stanie zaspokoić potrzeb bieżących Chin na poziomie
znacznie ponad 60 mln ton węgla kamiennego. Co to jest wobec około 4 mld ton
ich rocznego zużycia.
Wskutek powodzi zawieszono w Chinach wydobycie węgla w 60 kopalniach
odkrywkowych.
Tu wypada przypomnieć, że węgiel kamienny na świecie wydobywany
jest również w kopalniach odkrywkowych np. w Australii czy USA.
Teoretycznie węgiel jest ale nie ma możliwości jego dowozu w ilościach
wynikających z obecnego zapotrzebowania Chin. W sferze zainteresowania jest
Australia, Rosja i Mongolia.
Nie trzeba czekać zimy bo blackouty w Chinach już są.
To wszystko spowodowało wzrost zapotrzebowania na gaz. Niestety tu też są
problemy logistyczne.
Deficyt surowców energetycznych to dzisiaj nie tylko problem dla Chin.
Nieszczęścia chodzą parami, a czasem większą gromadą. Pojedyncze katastrofy
mogą być mało odczuwalne. Gorzej gdy w krótkim czasie zdarzy się ich więcej.
Ten rok obfitował w pożary. Na Syberii pożar tłoczni gazu skomplikował dostawy
z Jamału do Europy.
Inny pożar zredukował dostawy gazu z Norwegii. Wznowienie pracy to najwcześniej
koniec marca 2022. Mówiąc o dostawach gazu z USA trzeba pamiętać że to gaz
łupkowy o innej charakterystyce pozyskiwania, a dodatkowo traktowany przez
administrację Bidena jako źródło dodatkowych wpływów podatkowych, a to
przekłada się na opłacalność wydobycia.
Specyfika rynku amerykańskiego jest taka że nie ma możliwości zawierania
kontraktów długoterminowych. Krótko mówiąc gaz z tego kierunku będzie drogi.
Europa też padła ofiarą własnej przebiegłości. W 2020 roku UE zmusiła Gazprom
żeby 50% gazu sprzedawał w transakcjach spot, a nie w przedłużonych kontraktach
długoterminowych.
Efekt końcowy widzimy. Ceny poszybowały w kosmos. I to nie tylko na surowce
energetyczne.
Brakuje wszystkiego bo nie ma wystarczających zapasów magazynowych, a bieżące
wydobycie na świecie schodzi na pniu. Nie daje rady również transport i to
zarówno morski jak i lądowy.
Wiele gospodarek w świecie płaci dzisiaj frycowe za brak zdolności
przewidywania i chęć maksymalizacji zysków.
Magazyny i składowiska w większości są puste. Węgla nie ma bo jest passe.
Gorzej, w UE są puste magazyny gazu ziemnego, bo GAZPROM prowadzi swoją
politykę cenową i „zapomniał” je napełnić przed zimą.
Lata stabilizacji spowodowały, że wiele państw zrezygnowało z umów
długoterminowych na rzecz zakupów na giełdzie. https://businessinsider.com.pl/poradnik-finansowy/rynek-spot-co-to-jest-na-czym-polega/jv6vkyk
W tle jest NS2. Opóźnienie jego uruchomienia jest w dużym stopniu przyczyną
obecnych problemów UE.
Zmiany cen gazu w UE w latach 2019-2021przedstawiono w tabeli w tym artykule https://wysokienapiecie.pl/42076-skad-sie-wzial-nagly-kryzys-energetyczny/
Na rynku hurtowym jest to wzrost ponad 4-krotny, a dla gospodarstw domowych o
około 14%.
Do pełni „szczęścia” trzeba dołożyć awersję do energetyki jądrowej.
Po katastrofie w Fukuszimie rząd Merkel zdecydował o wyłączeniu do 2022 roku
wszystkich niemieckich elektrowni jądrowych. Czym zastąpić ten ubytek mocy w
bilansie energetycznym Niemiec?
OZE się nie sprawdza. Na dzisiaj Niemcy pokrywają 40% zapotrzebowania z OZE i
10% z gazu ziemnego. Słońce nie zawsze świeci, wiatr nie zawsze wieje, więc
potrzebne są rezerwy mocy. Do tego trzeba dodać manipulacje /awarie, nieplanowe
remonty/ z dostawami gazu po stronie Gazpromu.
Przy kumulacji negatywnych oddziaływań energetyka niemiecka może stracić około
połowy mocy wytwórczych przy braku możliwości szybkiego ich uzupełnienia.
W Polsce to zagrożenie blackoutem jest mniejsze bo około 75% energii wytwarzają
elektrownie węglowe. Minusem jest import węgla który jednak dezorganizuje rynek
wewnętrzny.
Mankamentem są sieci przesyłowe. Są wyeksploatowane, a proces modernizacji
przebiega zbyt wolno. Zresztą, w naszych warunkach klimatycznych, w okresie zimowym /skoki
temperatury w okolicach 0 Celsjusza nie są rzadkością/. Oblodzone sieci
przesyłowe walą się niczym domki z kart.
Po drugiej stronie mamy restrykcyjne plany ograniczenia emisji CO2. Ceny
uprawnień do emisji CO2 biją kolejne rekordy https://spidersweb.pl/bizblog/ceny-emisji-co2-rekord-4/
Aktualnie zbliżają się do 80 euro za tonę emisji CO2, a specjaliści uważają że
nie jest to ostatnie słowo.
Oczywiście ceny węgla i gazu nie stoją w miejscu, a odpowiadają one za 35%
wytwarzanej w UE energii elektrycznej.
Dla KE ważniejsza jest idee fixe jaką jest walka z ociepleniem klimatu niż
zażegnanie niepokojów społecznych spowodowanych widmem blackoutów.
Problem z węglem nie powstał z dnia na dzień.
Problem Polski polega na tym, że nie chcemy uczyć się na błędach cudzych. Z
uporem powtarzamy cudze błędy i ponosimy bezsensownie ich koszty.
Internet ma to do siebie że materiały w nim zamieszczone na ogół nie znikają.
Przykładem jest ta notatka sprzed 5 lat https://wdolnymslasku.com/2016/09/23/dlaczego-polskie-kopalnie-sa-nierentowne-bo-niemcy-chca-je-wykupic/
O tym że na rynku surowców energetycznych będzie ciężko Niemcy wiedzieli
wcześniej. Stąd ich zainteresowanie węglem z Polski. https://www.google.com/search?q=niemcy+kupuj%C4%85+w%C4%99giel&client=firefox-b&sxsrf=AOaemvLkZ-YE6jPziiow4GqhtxyLrFqmfw:1637533162028&ei=6sWaYYqSAZCEwPAP69mCsAg&start=30&sa=N&ved=2ahUKEwiKr7izvqr0AhUQAhAIHeusAIY4FBDy0wN6BAgBEEA&biw=1280&bih=678&dpr=1
Wnioski?
Moim zdaniem Polsce blackouty tej zimy jeszcze nie grożą. Lokalnie są możliwe
ze względów pogodowych, ale to może zdarzyć się zawsze. Patrząc perspektywicznie,
może być różnie.
Zbyt pochopnie podporządkowujemy się kolejnym durnym pomysłom komisarzy
unijnych.
Nasza gospodarka, a ściślej społeczeństwo, nie będą w stanie wytrzymać
drakońskich ograniczeń wynikających z kolejnych pomysłów kacyków
brukselskich.
Chyba że komuś zależy żeby konflikt ze wschodniej granicy rozlał się na cały
kraj.
27 listopada 2021
Quo vadis Covid-19?
Na obecnym etapie pandemii covid-19 trudno o jakieś
konstruktywne wnioski.
W liczbach wygląda to tak https://www.worldometers.info/coronavirus/
Na skalę masową są stosowane szczepionki profilaktyczne, wątpliwości wzbudza
ich skuteczność.
W użyciu są jedno dawkowe i dwu dawkowe. Okazuje się że dość szybko tracą swe
właściwości i trzeba stosować dawki przypominające. Złośliwcy już wiedzą że te
dawki przypominające zadomowią się u nas jak szczepionka przeciwko sezonowej
grypie.
Trwa swego rodzaju wyścig z czasem. Pojawiają się kolejne fale pandemii, a
jednocześnie poszczególne państwa starają się zaszczepić jak najwięcej swych
obywateli. Trudno jednak uchwycić wzajemny związek między wyszczepieniem a bieżącą
ilością zakażeń.
W samej Europie jest różny stopień wyszczepienia, jednak nic konkretnego stąd
nie wynika.
Manipulując statystykami można dowieść wszystkiego.
Zaczyna się od tego że wskazuje się prymusa szczepień profilaktycznych. I co
dalej?
Przez kilka miesięcy tego roku prymusem był Izrael. Zanotowano tam największy
procent wyszczepienia społeczeństwa. W pierwszej fazie szczepiono tylko osoby
dorosłe, powyżej 16 roku życia. Mniej się mówi że szczepiono tylko
Izraelczyków, pomijając mieszkańców Autonomii Palestyńskiej /około 4 mln
ludności/. W rezultacie osiągnięto sukces połowiczny.
Wirus mutuje i to dość szybko. Teraz w obiegu jest mutacja delta, a ostatnie
dni przyniosły mutację omikron rodem z RPA. Kolejne mutacje są coraz bardziej
agresywne i trudne w leczeniu. Nie ma też szczepionki uniwersalnej. Trzeba ją
systematycznie doskonalić. Szczepionka na mutację omikron może pojawić się dopiero
za jakieś trzy miesiące, a za dwa-trzy tygodnie będzie wiadomo jak reaguje
omikron na dotychczas stosowane szczepionki.
Inną ciekawostką są fale pandemii. Po pierwszej fali przyszła druga, po niej
trzecia, w Japonii szykują się do walki z szóstą. Jednocześnie optymiści
twierdzą że pandemia wygaśnie w sposób samoistny na wiosnę 2022 roku. Komu
wierzyć?
W pierwszych miesiącach pandemii powszechne było pytanie kiedy pojawi się
szczepionka profilaktyczna? Kiedy zaczęto szczepić zaczął się cyrk kolejkowy
/walka o miejsce w kolejce/.
Teraz nie ma chętnych do szczepienia się, a
szczepionki zalegają w magazynach.
Szczepionka miała być antidotum, a tymczasem nie wiadomo co konkretnie daje?
Po pierwsze nie chroni przed zarażeniem. Zapewnia lżejszy przebieg choroby. Redukuje
ilość przypadków śmiertelnych wśród chorych.
Zaszczepiony może dostać tzw. paszport covidowy. Ma on znaczenie dla
podróżujących samolotami.
To tylko część prawdy, bo linie lotnicze wymagają ważnego testu covidowego.
Paszportu może wymagać pracodawca, ale ten wymóg nie jest jeszcze w Polsce prawnie
uregulowany.
Dalej chaos pogłębia się. W tzw. zamkniętej przestrzeni publicznej wszyscy
muszą nosić maseczki ochronne. Dotyczy to komunikacji publicznej oraz
przebywania we wszelkich publicznych pomieszczeniach zamkniętych. Pozostaje
kwestia egzekwowania tego zalecenia.
Kolejne mutacje covid-19 atakują coraz młodszych. Początkowo mówiono że dzieci
mogą przenosić wirusa ale same nie chorują. Dzisiaj dopuszcza się już szczepienie
dzieci powyżej 5 roku życia.
W szpitalach są chore dzieci w wieku kilku
tygodni.
Walka z pandemią przypomina pogoń za własnym ogonem.
W Europie jest znacznie ponad 1 milion /brak dokładnych danych, może być drugie
tyle/ nielegalnych przybyszów z Azji i Afryki których stanu zdrowia
epidemicznego nikt nie kontroluje.
Z upływem czasu pada wiele mitów jakie towarzyszą trwającej pandemii.
Przechorowanie nie eliminuje ponownego zachorowania. W realu dość częste są takie
przypadki.
Istotnym wątkiem są testy https://diag.pl/pacjent/koronawirus/rodzaje-testow-w-kierunku-covid-19/
a konkretnie ich wiarygodność.
Można dyskutować czy szum medialny wokół pandemii covid-19 jest adekwatny do
publikowanych statystyk zakażeń i zgonów. Według statystyk WHO /27.11.2021/ na
świecie odnotowano ponad
261 mln zakażeń i ponad 5,21 mln zgonów. W Polsce jest
to odpowiednio 3,48 mln i 82,986 tys.
Pytanie na ile te dane odpowiadają stanowi faktycznemu?
Po pierwsze nie wszystkie państwa przekazują rzetelnie dane o przebiegu
pandemii, a po drugie,
w pierwszych miesiącach pandemii zgony z powodu covid-19
łączono ze zgonami z powodu chorób innych, nazywanych związanymi. Większość
zgonów dotyczyła osób starszych, schorowanych,
o małej odporności
immunologicznej. Najwięcej zgonów miało miejsce w domach opieki.
W Polsce statystyki były związane z refundacją leczenia przez NFZ. Za pacjenta
z covid-19 była wyższa refundacja.
Szczepienia zmieniły ten obraz. Chorują coraz młodsi. Chorują również
zaszczepieni. Poza tym covid-19 ma już czwartą mutację, a nazwa wyjściowa
pozostaje bez zmian. Modyfikowana jest również szczepionka, czyli coś jest na
rzeczy.
Zmienia się podejście do chorych którzy mają większe szanse na wyleczenie.
Pojawiają się skuteczne leki na covid-19.
Tu też mamy ciekawą sytuację. Do leczenia dotychczas dopuszczono /EMA/ 2-3
leki. Kilka jest w trakcie dopuszczania.
Ciekawostką jest coś innego. Wielu lekarzy korzystając z własnego doświadczenia
zawodowego leczy chorych na covid-19 lekami powszechnie znanymi od lat, ale
przeznaczonymi do leczenia innych chorób. To nie tylko amantadyna.
Przy okazji można obserwować walki klanów profesorskich które ciągają takich
lekarzy przed komisje etyki lekarskiej posuwając się nawet do groźby
wykluczenia z zawodu lekarskiego.
Wystarczy przypomnieć sprawę dra Bodnara z
Przemyśla.
Covid-19 jeszcze długo nie będzie tematem zamkniętym. Nie ma więc mowy o
podsumowaniu czy wyciąganiu wniosków na przyszłość.
Po pierwsze nie wypracowano uniwersalnej profilaktyki. Zasadą jest „może
pomoże”.
W wojskowości jest to znane jako rozpoznanie bojem.
W początkowej fazie pandemii nie znane były środki do walki z nią. Przykładem
może być lekceważący stosunek do stosowania maseczek ochronnych. Dzisiaj ze środków
ochronnych wycofano przyłbice i bandany.
Procedury postępowania w walce z covid-19 opracowywano „w marszu”.
Brakowało wszystkiego, włącznie z odpowiednią liczbą specjalistycznych łóżek
szpitalnych i personelu medycznego przeszkolonego do leczenia chorych na
covid-19. Remedium miały być respiratory które wymagają fachowej obsługi. Brak
wykwalifikowanych operatorów /tak naprawdę doświadczonych anestezjologów/ powoduje
że chory pod respiratorem ma małe /około 30%/ szanse na przeżycie. Tymczasem
czytam coś takiego https://www.termedia.pl/koronawirus/Prof-Piotr-Kuna-Trzeba-robic-wszystko-aby-pacjenta-z-COVID-19-nie-podlaczac-do-respiratora,44136.html
Problemem są skuteczne metody przerwania łańcucha zakażeń.
Poza szczepieniami
profilaktycznymi duże nadzieje wiązano z testami. Przykładem jest Słowacja
gdzie testowano 100% dorosłej populacji. Jeszcze na początku lipca 2021 Słowacja była w UE stawiana jako przykład dla
innych skutecznej walki z pandemią. https://www.pism.pl/publikacje/Slowacja_w_walce_z_pandemia_COVID19_i_jej_skutkami_dla_gospodarki
Przyszła jesień i sukces diabli wzięli. Skala zakażeń jest tak duża że rząd
zdecydował o ponownym wprowadzeniu lockdownu, tym razem na dwa tygodnie https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/europa/news-lockdown-na-slowacji-dla-wszystkich-jest-decyzja-rzadu,nId,5665692#crp_state=1
Słowacja jest kolejnym krajem, po
Austrii, gdzie wprowadzono całkowity lockdown.
Nie ma co owijać sprawy w bawełnę. Kolejny lockdown odbija się niekorzystnie na
kondycji gospodarki słowackiej. To dotyczy całej Europy. Różna jest tylko skala
ponoszonych strat.
Podkreślam że lockdown na Słowacji traktuje jednakowo osoby zaszczepione jak i
niezaszczepione.
Zła informacja jest taka że na Słowacji zaszczepiło się 47,33 proc.
mieszkańców, co odbiega od średniej europejskiej. Prymusi np. Holandia, mają
ten wskaźnik powyżej 76% czyli przekroczyli próg odporności populacyjnej. W
tejże Holandii stwierdzono ostatnio 23 709 nowych zakażeń. Wnioski?
Bardzo ciekawe obserwacje ze Szwajcarii przedstawia http://valser.szkolanawigatorow.pl/moj-ostatni-tekst-na-rok-2021
Czy nas też to czeka?
Próba podsumowania skutków dotychczasowego przebiegu pandemii sprowadza się do
tego że jej prawdziwe cele są ukryte.
Groźna w skutkach nie jest liczba zakażeń i zgonów. Groźne są lockdowny. Mało
rozpoznane są skutki przechorowania covid-19. Nie każdy ozdrowieniec wychodzi z
choroby obronną ręką.
Tematem samym w sobie są skutki gospodarcze. Te już odczuwalne i przewidywane w
perspektywie najbliższych lat.
Coraz częściej mówi się o skutkach społecznych.
Ten wątek trzeba rozpatrywać w kilku płaszczyznach.
Na czoło wysuwa się sfera zdrowia fizycznego i psychicznego. Rzucenie
wszystkich sił i środków na walkę ze skutkami covid-19 powoduje zmniejszenie dbałości
o chorych na inne choroby i schorzenia przewlekłe. Opozycja w Polsce zwraca uwagę
na znaczny wzrost zgonów z powodów innych niż covid-19. Tego faktu nie da się
ukryć. Cmentarze nie kłamią.
Innym problemem jest stan zdrowia psychicznego społeczeństwa, zwłaszcza jego młodszej
części. Dlatego dzisiaj rząd stara się ograniczać do niezbędnego minimum naukę
zdalną.
Gorzej jest z dorosłymi. Tu mamy wszystko czego dusza zapragnie. Tylko, czy
tego akurat pragniemy?
Bo „na stole” są problemy z pracą /realna groźba bezrobocia/, szeroki repertuar
używek, problemy rodzinne, wzrost kosztów utrzymania spowodowany wzrostem cen
paliw, energii elektrycznej i postępującą inflacją.
Poza tym każdy w swoim otoczeniu widzi co się święci.
16 listopada 2021
Co tu jest grą?
Gadające głowy w mediach wszelakich wygłaszają swoje kwestie z głowy, albo z
kartki* /niepotrzebne skreślić/. Czy coś z tego ględzenia wynika? Niewiele albo
nic. No może poza tym że spadają kolejne maski.
Wydarzenia i tak rozgrywane są według wcześniej rozpisanego scenariusza /przez
kogo?/
Coraz trudniej ustalić co tu jest pilne, a co ważne? A co istotne?
Zależy kto to ocenia.
Własnym życiem żyje konflikt na granicy polsko-białoruskiej. Coraz pewniejsze
staje się że temat szybko nie zniknie. To jest być albo nie być Łukaszenki.
Dużo zależy od jego desperacji.
Dodatkowym wzmocnieniem jest jawne wsparcie udzielane przez Rosję która przy
okazji też chce coś ugrać dla siebie. Priorytetem dla nich jest zgoda UE na
uruchomienie NS2.
Białoruś ma możliwość przenoszenia konfliktu na granice z Litwą, Łotwą, a także
Ukrainą.
Z czego skorzysta?
Obecna sytuacja jest testem na integralność zarówno UE jak i NATO.
I tu nie przeżywam rozczarowania. Deklaracje poparcia to jedyne co słychać z
obydwu struktur.
To niewiele kosztuje, a jednocześnie w jakimś stopniu krępuje naszą swobodę
działania.
Jak zwykle deklaracje są wewnętrznie niespójne, ale to już dawno przestało
zaskakiwać.
Tych „turystów” na zachodzie Europy nikt nie oczekuje. Wrobić w to
bagno Polskę to co innego.
Białoruś konsekwentnie dąży do sprowokowania Polski do ostrzejszych działań
wobec turystów Łukaszenki, a to dałoby możliwość wciągnięcia do konfliktu
Rosji. Wojska rosyjskie już tam są, ale nie mogą jeszcze występować jawnie.
Może naiwnie oceniam sytuację, ale przypuszczam że trwają rozgrywki zakulisowe
co do ceny wyjścia z impasu. Złą dla nas opcją jest możliwość dogadania się
ponad naszymi głowami, ale naszym kosztem. Jałta się kłania.
Łukaszenka ma do załatwienia dla siebie dwie sprawy. Jedna to uznanie
międzynarodowe legalności ubiegłorocznego wyniku wyborów prezydenckich. Druga
zaś dotyczy rekompensaty za sprokurowanie cyrku z turystami z Azji i Afryki.
Łukaszenka nie odpuści bo znalazł się pod ścianą. Alternatywą jest odstawienie
go na boczny tor, ale to już będzie nie jego decyzja.
Z tym konfliktem związana jest decyzja o budowie płotów na granicy z
Białorusią.
Płoty takie powstały już lub powstaną na Litwie, Łotwie, a także w Polsce. Jest
to przedsięwzięcie kosztowne, a KE wyraźnie dała do zrozumienia, że nie będzie
partycypować w ich budowie.
Kilkadziesiąt milionów euro na 2022 rok /dokładnie chyba 25 mln euro/ to kropla
w morzu potrzeb jeśli tylko polska część ma kosztować ponad 400 mln euro.
Przy okazji uświadomiono nam, że łączna długość już istniejących w Europie
płotów rozgraniczających liczona jest w tysiącach kilometrów. Wszystkie zostały
sfinansowane przez państwa na terenie których je zbudowano.
Te pozostałe zbudowała Hiszpania /na granicy z Marokiem; dofinansowanie ze
środków UE/, Grecja /na granicy z Turcją/, Węgry /na granicy z Serbią i
Chorwacją/.
Płot płotowi nierówny. U nas płot ma mieć 5 metrów wysokości, a w Hiszpanii jeden
ma 12 metrów, a drugi nawet 15 metrów. Do tego dochodzi nasycenie elektroniką.
Stąd różnica w kosztach budowy.
Warto też zwrócić uwagę że wszystkie dotychczasowe szlaki migracyjne miały
charakter naturalny, oparty na wędrówce ludów. Ten z Białorusi został stworzony
sztucznie. Delikwentów na granice Białorusi z Polską, Litwą czy Łotwą przywożą
samoloty do Mińska, a następnie samochody przywożą do strefy nadgranicznej. Za
przeloty samolotami zainteresowani płacą i to słono, z własnej kieszeni. Nikt ich
nie sponsoruje.
Dla postronnego obserwatora jest oczywiste, że Rosja jest tu zaangażowana po łokcie,
a nawet po pachy. Dlatego pusty śmiech wzbudzają oświadczenia Ławrowa i Putina
że Rosja nie ma z tym cyrkiem nic wspólnego. Oni wciskanie kitu opanowali do
perfekcji.
Cynizm Putina widać w jego oświadczeniu że Rosja może pomóc w rozwiązaniu
konfliktu na granicy z Białorusią.
Konflikt jest eskalowany i dzisiaj istotne jest kto ustąpi?
Nie jestem politykiem, ale uważam że wobec realnego zagrożenia powinno dojść do
zamknięcia granicy z Białorusią w Polsce, na Litwie i Łotwie. Każde inne działanie
to tylko gesty albo półśrodki.
Taki jest sens sankcji stosowanych wobec
Białorusi. Tylko konkretne działanie może wymusić zdecydowaną akcję ze strony
UE i NATO.
Europa na zachód od Odry nie wyczuwa wagi problemu. Oni problem migracyjny
postrzegają zupełnie inaczej. Stąd te opowieści o potrzebie humanitaryzmu wobec
tłumów koczujących po stronie białoruskiej granicy. Temu też ma służyć obecność
Frontexu na naszej granicy.
Tym dobroczyńcom, ale cudzym kosztem, nie przeszkadza agresywne zachowanie tej
tłuszczy wobec polskich służb ochraniających granicę państwową. Przechodzą do
porządku dziennego wobec pytania dlaczego „turyści’ nie przekraczają granicy na
przejściach granicznych i nie składają tam wniosków azylowych.
Do obłudy też można się przyzwyczaić, ale trzeba ją piętnować.
Od kilku dni lansowany jest pogląd że musi nastąpić przesilenie. Z jednej
strony spada dopływ nowych „turystów” bo coraz więcej linii lotniczych obawia
się sankcji międzynarodowych, a z drugiej do głosu dojdą warunki pogodowe.
Dlatego codziennie oczekiwane są zmasowane szturmy „turystów” na wybrane
odcinki granicy polsko-białoruskiej. Wobec zachowań obserwowanych po stronie
białoruskiej nie ma złudzeń że „turyści” to tylko mięso armatnie.
Awantura Łukaszenki na granicy to olbrzymie obciążenie finansowe dla Polski. Utrzymanie
w strefie nadgranicznej ponad 15 tysięcy żołnierzy i funkcjonariuszy, poza
koszarami, wymaga nakładów finansowych które nie były ujęte w budżecie na rok 2021.
Alternatywą jest wtargnięcie do Polski bliżej nieokreślonej liczby „turystów”
którzy są zainteresowani jedynie socjalem i zaprowadzaniem tu własnych
porządków, obcych nam kulturowo.
Jeśli ktoś nie wie o czym mówię, proszę
zapoznać się z ich wyczynami w Europie zachodniej i Skandynawii. Media informują o tym codziennie.
Tu widać hipokryzję KE. Granica z Białorusią jest zewnętrzną granicą UE, ale bronić
jej ma Polska.
W dodatku na własny koszt. Natomiast różne mędrki będą nas pouczać co nam wolno
w zaistniałej sytuacji robić.
Ostatnio coraz więcej informacji o dziennikarzach mediów zachodnich którzy
próbują na swój sposób relacjonować wydarzenia z terenów przygranicznych. Sygnalizuje
to https://twitter.com/sbalcerac
Z ostatnich godzin to https://twitter.com/sbalcerac/status/1460272724664897541
moskiewski korespondent BBC Steve Rosenberg, a wcześniej https://twitter.com/sbalcerac/status/1460188092074274816
ślad francuski. Kolejny dziennikarz-przebieraniec.
Wnioski nasuwają się same. Trzeba unikać, jak diabeł święconej wody, wszelkiej
pomocy zewnętrznej w strefie nadgranicznej. Mamy siły, środki i motywację do
działania. Wszelka obca pomoc na miejscu będzie tylko dezorganizowała nasze
wysiłki. Jeśli KE i NATO chcą realnie nam pomóc niech to robią zdalnie w ramach
swoich kompetencji i możliwości.
W sytuacji przedłużającego się konfliktu granicznego powinno ulec zmianie
nastawienie rządu do wszelkich wypowiedzi dyskredytujących działania wobec „turystów”
Łukaszenki. Po prostu trzeba przyspieszyć postępowania sądowe i zaostrzyć kary
za nieodpowiedzialne i szkodliwe wobec Polski wypowiedzi nie tylko celebrytów,
ale i polityków, jeśli są na to odpowiednie paragrafy. Trzeba nazywać rzeczy po
imieniu.
Mamy do czynienia nie tylko z użytecznymi idiotami, ale z klasyczną agenturą
wpływu.
Powtarzam do znudzenia: bezkarność rozzuchwala. A Polsce szkodzi.
W oczekiwaniu na co?
Do planowanego zaprzysiężenia prezydenta-elekta czas upłynie na próbach podważenia wyniku wyborczego i oczywiście rycia pod Karolem Nawroc...
-
Minęło jedenaście dni a w temacie wojny na Ukrainie bez zmian. To znaczy wojna trwa, przybywa ofiar, zniszczeń i uciekinierów. Dalej n...
-
Słuchając wypowiedzi krajowej opozycji w kwestii Turowa nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, czy zwyczajnie wku.... ić się? Ilu z tych głąbó...
-
W kampanii wyborczej do parlamentu sprawy związane z Ukrainą nie będą jedynymi. Chyba równorzędna będzie dyskusja wokół fit for 55 . Zainter...
-
Najbliźsze dni pokażą w praktyce czy III RP jest /jeszcze/ państwem prawa, czy jednak bezprawia, które koalicja 13 grudnia określa „prawem...
-
Mówiąc o trwającej wojnie na Ukrainie czas najwyższy postawić pytanie kto z kim w niej trzyma? To nie tylko wojna Rosji z Ukrainą. Są w niej...
-
Z mojej obserwacji z abiegów o przyjęcie zwłaszcza Szwecji do NATO wynika, że wyrażenie zgody przez poszczególne państwa członkowskie nie wy...
-
Przybywa tematów przerzucanych między prawicą a lewicą, na zasadzie „gorącego kartofla”. Kto co zrobił, nie zrobił, dlaczego? Wszystko po to...
-
Skoro mamy bawić się w futurologów to proszę bardzo. Chodzi oczywiście o losy wojny na Ukrainie. Inne wątki przy okazji. W jakimś stopniu...
-
My tu gadu, gadu, a chłop śliwki rwie. Lecimy od afery do afery i co z tego wynika? Nic poza satysfakcją organizatorów tych jasełek. Czas bi...
-
B ardzo wdzięcznym tematem do wszelkich dyskusji na forum UE jest praworządność. Mało komu przeszkadza że jest to pustosłowie. Może dlatego ...