Minęło
jedenaście dni a w temacie wojny na Ukrainie bez zmian.
To znaczy wojna trwa, przybywa ofiar, zniszczeń i uciekinierów.
Dalej nie wiadomo jakie są ostateczne zamiary Rosji, czytaj Putina.
Nie wiadomo kiedy i czym ta wojna się skończy.
Na dalszy plan schodzi
nadszarpnięta reputacja Rosji jako mocarstwa militarnego.
Biorąc pod uwagę to co obserwujemy zasadne staje się pytanie na co sobie może
pozwolić Putin?
A może dokąd sięga jego bezkarność?
Społeczeństwo polskie reaguje najrozsądniej jak potrafi. Widzimy ludzi w
potrzebie i starajmy się im pomóc w miarę swoich możliwości.
Ilu ludzi dotychczas opuściło Ukrainę nie da się precyzyjnie określić, ale tylko
do Polski wjechało ich już ponad milion. Nie oznacza to że wszyscy tu zostali,
bo część jedzie dalej, na zachód. Jaka część? Chwilowo brak danych. Wędrówka
ludów trwa i nie wiadomo jakimi liczbami się zamknie.
Uciekinierom pomagają wszyscy ludzie dobrej woli. Największy wysiłek jest po
stronie państwa.
To zrozumiałe. Nie można przecież zamknąć granicy wobec ludzkiego nieszczęścia.
Mnie, jako Polaka napawa dumą postawa Rodaków. Widać to wokoło. To przede
wszystkim wolontariusze i udzielana pomoc rzeczowa.
Po drugiej stronie, czyli w świecie polityki, właściwie bez większych zmian.
Trwa niespieszne kombinowanie co z tą „żabą” zrobić?
Nakładane sankcje może kiedyś odniosą jakiś skutek. Teraz właściwie są
bezskuteczne. Zwłaszcza,
że co chwilę dowiadujemy się jakie w tych sankcjach są dziury. Po prostu
działają wybiórczo.
Na zdecydowane działania nie ma co liczyć. Tu wymagana jest jednomyślność, a
teraz każdy odważniejszy pomysł jest skutecznie torpedowany bo zagraża czyimś
interesom. Tak było od zawsze.
Są prawdopodobnie podejmowane jakieś działania zakulisowe, ale już dlatego nic
o nich nie wiemy.
Czy po tych jedenastu dniach wojny można coś konkretnego powiedzieć w kwestii
jej zakończenia? Absolutnie nie. Od kilku dni przysłuchuję się wypowiedziom
różnych ekspertów i dalej nic nie wiem.
Nikt nie zna prawdziwego stanowiska Putina. Repertuar oczekiwań jest bardzo
szeroki. Od całkowitego opanowania Ukrainy poczynając, po różne wersje
okrojone, w rodzaju uznania aneksji Krymu i autonomii republik Donieckiej i
Ługanskiej. Pośrednie opcje to odcięcie Ukrainy od Morza Czarnego, wasalizacja
wobec Rosji, polegająca na samoograniczeniu uczestnictwa w organizacjach
międzynarodowych, zarówno militarnych jak i gospodarczych.
Na żadną z tych opcji, co oczywiste, nie ma zgody Ukrainy. Na panoszenie się Rosji
na Morzu Czarnym nie ma zgody Turcji. Oponentów jest więcej. Nie ma szans na
uczynienie Morza Czarnego morzem wewnętrznym Rosji.
Rosja jest sama, bo wsparcie ze strony Białorusi marnie wygląda.
Nie do końca wiadomo jak zachowają się Chiny. Otwarcie mówiąc Chinom obecna
sytuacja jest na rękę, bo wykrwawia Rosję i angażuje USA.
Teraz trzeba postawić pytanie na co stać Rosję? Nie wiem. Dlaczego? Bo za dużo
niewiadomych.
Jakie one są?
W zakresie militarnym pytanie dotyczy rezerw ludzkich jakie Rosja może
skierować na front.
Według ekspertów armia rosyjska jest w około 70% zawodowa, a resztę stanowią
żołnierze z poboru.
To podobno tłumaczy wysokość strat ludzkich po stronie rosyjskiej. Ogłoszenie
mobilizacji niewiele albo nic tu nie zmieni. Niewiadomą są też zdolności
uzupełniania sprzętu i środków pola walki.
Rosja dzisiaj nie sili się już na propagandowe przedstawienie agresji jako
misji pokojowej.
Unika bezpośredniej walki w polu z wojskami ukraińskimi. Za to konsekwentnie
poprzez ostrzał rakietowy, artyleryjski i bombardowania, niszczy infrastrukturę
Ukrainy. Nie oszczędza niczego. Ma za nic obowiązujące prawo wojenne i wszelkie
umowy międzynarodowe.
Wszelkie rozliczenia świat odkłada na po wojnie, ale wyraźnie stwierdza że
Putinowi nic nie grozi.
W historii nie było takiego precedensu. Chyba że ze strony swoich.
Tymczasem ten sam świat zastanawia się czy mamy powtórkę wojny na Bałkanach, w
Syrii, Libanie czy Afganistanie? Niektórzy komentatorzy posuwają się dalej i
porównują zachowanie Rosjan podczas oblężenia Kijowa do zachowania Niemców
podczas Powstania Warszawskiego’44.
Rosja nie jest skłonna do przerwania działań wojennych. Nie przestrzega nawet
własnych uzgodnień w kwestii korytarzy humanitarnych.
Odwołam się ponownie do opinii ekspertów. Ci są zdania że jakiekolwiek zmiany
mogą nastąpić dopiero wskutek zmian w nastawieniu społeczeństwa rosyjskiego
które dzisiaj nie ma zielonego pojęcia co się dzieje na Ukrainie.
Trzeba odrzucić wszelkie myślenie życzeniowe. Dzisiaj na te zmiany nie ma co
liczyć. Nie ma też co liczyć na zmiany w najbliższym otoczeniu Putina. Ten stan
może się utrzymać co najmniej do jesieni.
Świat tymczasem preferuje kunktatorstwo we wszelkich odmianach.
Chiny przyglądają się z boku i nawet nie wyrażają oburzenia ani potępienia dla
poczynań Rosji.
Inni, mniej lub bardziej aktywnie przyłączają się do nakładanych na Rosję
sankcji. Są to działania może widowiskowe, ale doraźnie całkowicie
nieskuteczne. Powód jest trywialnie oczywisty. Większość liczących się w
świecie państw ma różne powiązania z Rosją i nie zamierza działać na szkodę
własnych interesów. Wystarczy popatrzeć co robią Niemcy, czy tak nam bliscy
Węgrzy.
Dzisiaj najwięcej kontrowersji wzbudzają wszelkie próby udzielenia Ukrainie
pomocy sprzętowej w trwającej wojnie. Ukraińcy uważają że mają wystarczające
zasoby ludzkie, ale potrzebują skutecznego uzbrojenia. Nie ma na to zgody międzynarodowej. Dorabiane są do tego najprzeróżniejsze
uzasadnienia.
Można z tego wysnuć wniosek że świat czeka na osiągnięcie przez Rosję
zamierzonych celów militarnych i politycznych. Tylko w tych kalkulacjach nie
przebija się świadomość że Rosja na Ukrainie nie poprzestanie. Można łatwo
przewidzieć że powstrzymanie zachłanności Putina będzie wówczas kosztowało świat
znacznie więcej.
Kolejna wojna nie będzie wojną lokalną. To jest rzeczywisty
cel ludzi z cienia. Reset. Oni nigdy na front nie pójdą, ale będą liczyć zyski.
Rosja stosuje dzisiaj taktykę spalonej ziemi. Nawet jeśli podbije Ukrainę, nie
będzie w stanie jej odbudować. Po co jej więc Dzikie Pola?
Polska stoi przed innym problemem. Przyjęliśmy już ponad milion uciekinierów z Ukrainy. Na razie panuje powszechny entuzjazm. Nie słyszę jednak pytania co dalej?
Czy ktoś potrafi powiedzieć jak długo ma trwać ta gościna? Czy rząd zna możliwości finansowe państwa? Jeśli ten pobyt się przedłuży, trzeba zapewnić uchodźcom pracę, możliwość nauki, pomoc medyczną itd. To wszystko na nasz koszt.
Niepokoi mnie jednak postawa KE. Dzisiaj widać, że przywódców UE nie opuszcza dobre samopoczucie, ale KE nie robi nic żeby udzielić Polsce realnego poparcia. Mało tego nie widać żadnej zmiany w postawie KE w sprawach zaszłych, w zakresie wypłaty należnych Polsce pieniędzy na KPO.
Mam jeszcze pytanie natury ogólnej. Dzisiaj w jednym ze swych wystąpień premier MM powiedział, że Ukraińcy walczą za wolność swoją i naszą. O swoją walczą na pewno, ale czy tylko naszą?
Dobrze, nie jestem drobiazgowy, ale skoro już walczą o naszą wolność, to dlaczego nie pomagamy, skoro od nas tej pomocy Ukraińcy oczekują i jasno deklarują co jest im potrzebne.
Tu nie chodzi o pomoc humanitarną.
Dzisiaj trzeba zdać sobie sprawę z tego że skutki tej wojny odczujemy wszyscy. Trzeba być na to przygotowanym. Trzeba być przygotowanym na wyrzeczenia. Boimy się, ale mamy ograniczony wybór.
Ta dzicz ze wschodu nie będzie miała dla nas litości. To jest ciągle przepaść cywilizacyjna.
Dla nich czas stanął w miejscu wiek temu.