Czy w III RP możliwe jest zrobienie użytku z ustawy definiującej zdradę
dyplomatyczną? https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/kodeks-karny-16798683/art-129
Przypadki mieszczące się w tej definicji mnożą się ostatnio niczym stonka. Jednocześnie
urzędnicy państwa określanego jako III RP przyglądają się temu bezradnie i brak
jakiejkolwiek reakcji poza darciem szat w stylu Rejtana.
Nie interesują mnie wewnętrzne rozgrywki w PO między Tuskiem i Trzaskowskim.
Interesuje mnie w jakim charakterze Trzaskowski spotkał się z szefową KE? Jako
prezydent Warszawy, czy jako wiceprzewodniczący PO, czy jako osoba prywatna? Z
drugiej strony interesuje mnie reakcja prawna rządu MM, poczynając od malowanych
ministrów Szymańskiego
i Raua, po premiera Morawieckiego.
Nieuzbrojonym okiem widać, że Niemcy wobec Polski prowadzą grę na którą rząd
musi reagować. Tylko idiota może uwierzyć, że szefowa KE spotyka się na gwizdek z każdym kto
ma taką chęć.
Dla niższych
szczebli administracji istnieje prawne pojęcie odpowiedzialności urzędniczej https://forsal.pl/artykuly/1445376,odpowiedzialnosc-urzednicza-to-fikcja-nie-sposob-udowodnic-wydanie-blednych-decyzji.html
. Ten przypadek nie jest teraz przedmiotem mojego zainteresowania.
W odniesieniu do tzw. czapki urzędniczej są przepisy których naruszenie
powinien rozpatrywać Trybunał Stanu. https://pl.wikipedia.org/wiki/Trybuna%C5%82_Stanu
Obydwa przepisy są realnie martwe. Wynika to z ilości spraw które skierowano do
rozpatrzenia, a tym bardziej w których zapadły wiążące postanowienia.
Polska od lat
nie ma dobrej prasy. Winnych jest wielu, ale palmę pierwszeństwa dzierży
opozycja, ciągle totalna.
O panującej beztrosce świadczy według mnie dopuszczenie do sprawowania
odpowiedzialnych stanowisk państwowych również posiadaczy paszportów innych niż
polski. Dotyczy to również parlamentarzystów.
Nie jest powszechna świadomość, że nie można na pstryknięcie palcem zrzec się
obywatelstwa nadanego przez obce państwo. To dotyczy przykładowo posiadaczy
paszportów brytyjskich.
Po co ten mój wywód? Chociażby po to żeby postawić pytanie czyje interesy
reprezentuje naprawdę posiadacz podwójnego obywatelstwa, zasiadający w rządzie
III RP, czy w ławach parlamentarnych.
Lecieć po nazwiskach? W III RP mieliśmy i mamy takich przypadków sporo. Skutków
nie widać?
Nie mam ochoty wysłuchiwać w związku z tym jakichkolwiek głupich, czy tylko
zgryźliwych uwag.
Mamy wystarczająco dużo ludzi wykształconych, doświadczonych, znających biegle
języki obce.
Po co nam „obywatele świata”? Niech szukają swego szczęścia gdzie indziej.
Dlaczego mamy ministrów i nie tylko, posiadaczy obcych paszportów, pozostaje
ciągle „słodką tajemnicą”, a może jednak tajemnicą poliszynela?
Po 1989 roku
przeszliśmy z kurateli Moskwy pod kuratelę Brukseli, Waszyngtonu, a niektórzy
mówią że również Watykanu. Czy tu należy szukać przyczyn bezradności kolejnych rządów III RP w kreowaniu polskiej
polityki zagranicznej i obronie polskiej racji stanu?
Nie uważam się za bohatera, czy odkrywcę prawd oczywistych, ale dam odpowiedź
twierdzącą.
Mimo wszystko szokiem dla mnie jest książka Krzysztofa Balińskiego
„Ministerstwo Spraw Obcych” .
Rzecz o tyle ciekawa, że autor wydał ją po raz pierwszy /pod nieco innym
tytułem/ w 2013 roku.
Reakcja zawsze ta sama, w stylu „nie mamy waszego płaszcza i co nam zrobicie”?
Pudrowanie rzeczywistości nie zmieni faktów wśród których najważniejszy jest
ten że w kwestii swej suwerenności możemy jedynie tyle na ile w swej łaskawości
pozwoli nam Bruksela, Berlin czy Waszyngton. Listę można dowolnie wydłużać.
Problem w tym że interesy tych ośrodków są wobec Polski rozbieżne.
Do 1989 roku taką rolę wypełniała Moskwa.
Rzadko,
chociaż ostatnio coraz częściej, mówi się o destrukcyjnej działalności Niemiec
wobec Polski.
To nie przypadek że Niemcy są dla nas od wieków wrogiem. Wynika to z kolizji
interesów, zarówno politycznych, jak i gospodarczych.
Niemcy historycznie starają się realizować politykę drang nach osten. https://pl.wikipedia.org/wiki/Drang_nach_Osten
Nie widzą
szans dla siebie w realizacji takiej polityki na kierunkach zachodnim czy
południowym.
Paradoksalnie, określenie drang nach
westen, które pojawiło się na przełomie wieków XX i XXI dotyczyło Polaków
których Niemcy zachęcali do zagospodarowania terenów przygranicznych
opustoszałych po zjednoczeniu Niemiec. Lepiej udostępnić Polakom niż mają stać
puste.
Tak było z czołgami Leopard. Dać Polakom i na tym zarobić, a nie płacić za złomowanie.
Historycznie drang nach osten nie wychodzi Niemcom na
zdrowie za sprawą Rosji.
Jest to trudny dla mnie do zdefiniowania rodzaj miłości, a może raczej
wzajemnej fascynacji.
Odbywa się to mniej więcej w takiej kolejności: w czasach pokojowych trwa owocna
współpraca na wszystkich możliwych płaszczyznach.
Na porządku dziennym były daleko posunięte koligacje z rodziną carską.
Wielu rodowitych Niemców było wysoko postawionymi urzędnikami na dworze
carskim. Podobnie było w wojsku. Kwitła kolonizacja ziem rosyjskich przez żywioł niemiecki.
Najczęściej wymienia się Niemców Nadwołżańskich https://pl.wikipedia.org/wiki/Niemcy_nadwo%C5%82%C5%BCa%C5%84scy
Niemcy wspólnie z Cesarstwem Rosyjskim, a później z ZSRR, dokonywali rozbiorów
Polski.
Przychodził jednak moment, że dochodziło do zasadniczego konfliktu interesów.
Tak było podczas pierwszej i drugiej wojny światowej.
Jednak Niemcy
mają problem z wyciąganiem wniosków. Złośliwi mówią że zawsze mają gotowy tylko
wariant A. Są pewne nawyki których nie mogą się pozbyć. Tak było po zakończeniu
II wojny światowej.
Mimo tego ZSRR wyraził zgodę na zjednoczenie Niemiec, a później zintensyfikował
współpracę gospodarczą która trwa po dzień dzisiejszy mimo agresji Federacji
Rosyjskiej na Ukrainę.
Dzisiaj Niemcy kombinują jak zminimalizować straty, również wizerunkowe, jakie
ponosi Rosja
w wojnie na Ukrainie. Niemców absolutnie nie interesuje jak
doprowadzić Rosję do poniesienia odpowiedzialności karnej i ekonomicznej za
zbrodnie i zniszczenia dokonane podczas agresji
na Ukrainę. Dla nich ważne jest
żeby Putin, z wojny którą przegrywa, wyszedł z twarzą i żeby mogli jak
najprędzej wrócić do normalnych relacji handlowych, bo najważniejsze jest, że
straty ponoszą teraz Niemcy.
W pierwszych latach po zjednoczeniu Niemiec i rozpadzie ZSRR nie dostrzegano zagrożeń.
One były, ale ich nie eksponowano. Problem narastał z biegiem lat. Jaskrawo dał o sobie znać
po przyjęciu Polski do UE.
Niemcy od samego początku nie ukrywali że Polska potrzebna im jest jako rynek zbytu, jako rezerwuar taniej siły roboczej i skansen przyrodniczy, w którym będzie wypoczywał niemiecki świat pracy.
O złym traktowaniu Polski jako równoprawnego partnera świadczą warunki na jakich przyjmowano do UE Polskę. Dotyczyło to w szczególności polityki rolnej. Warto też zwrócić uwagę na stałe blokowanie przez Niemcy wszelkich inicjatyw gospodarczych Polski które w perspektywie mogą zwiększyć potencjał gospodarczy Polski. Pocieszeniem jest że te poczynania nie zawsze są skuteczne.
Tam gdzie Niemcy nie mogą zrealizować swoich zamiarów bezpośrednio uciekają się do działań pozaprawnych, wbrew zapisom traktatowym. Doświadczamy tego przy okazji udostępniania Polsce kwot przyznanych w ramach KPO.
Uległość rządu polskiego wobec żądań urzędników brukselskich jest dla mnie żenująca.
Miesiącami jesteśmy karmieni papką o tym, że racja jest po naszej stronie, że stosuje się wobec Polski metody pozaprawne itp. itd.
W dalszej kolejności, wbrew wszelkiej logice robimy po kolei wszystko co nakazuje nam Bruksela.
Clou tkwi w tym, że nie mamy żadnych gwarancji uruchomienia tych pieniędzy. Płyną tylko słowa.
W sumie chodzi o kolejne przeczołganie Polski i udowodnienie kto faktycznie rządzi.
Za takim postępowaniem stoją Niemcy.
Nowelizacja ustawy sądowniczej nie przeszła jeszcze przez Senat.
Nie wiadomo czy pani von der Leyen przyjedzie 2 czerwca do Warszawy i czy podpisze porozumienie zwalniające dla Polski pieniądze z KPO. Nie wiadomo kiedy KE zwolni należne nam kwoty do wypłaty.
Nie wiadomo kiedy pieniądze fizycznie otrzyma do dyspozycji Polska.
Faktem pozostaje, że Polska może mieć problemy z terminowym, wynikającym z przyjętych harmonogramów, wydaniem przyznanych kwot.
Obracamy się w świecie myślenia życzeniowego. Jakie będą realia? Nie wiem, ale wiem jakie są.
Trwa wojna na Ukrainie. Polska jest poważnie zaangażowana w udzielanie pomocy walczącym Ukraińcom. Poza sprzętową pomocą militarną i pomocą humanitarną, przyjęliśmy 3,7 mln uciekinierów z Ukrainy, z czego około 1,2 mln uzyskało PESEL i wszelkie prawa z tego wynikające.
Rząd MM ocenia koszty zaangażowania finansowego Polski na około 12 mld euro.
Tymczasem, do dnia dzisiejszego nie otrzymaliśmy ani eurocenta wsparcia z kasy KE.
Argumentacja urzędników KE jest godna podziwu. Nie mogą udzielić Polsce wsparcia bo w budżecie KE nie przewidziano pieniędzy na taki cel. W budżecie KE nie ma rezerwy? Gratulacje!
Ciekawi mnie czy Niemcy prowadzą na bieżąco rachunek swoich zysków i strat. Wojna na Ukrainie jest doskonałą ku temu okazją. Nie ma pełnej informacji w tym zakresie, ale wiele wskazuje na to,
że obecna postawa wobec wojny wyjdzie Niemcom bokiem.
Przed rozpętaniem wojny na Ukrainie w lutym Niemcy mieli realne szanse na przywództwo w UE.
Wiele wskazywało, że nie było zbytnich protestów ze strony pozostałych członków UE. Zwłaszcza po Brexicie. Teraz sytuacja uległa zmianie, na niekorzyść Niemiec. Zresztą na ich życzenie. Powodem jest rozdwojenie jaźni wynikające ze współpracy gospodarczej z Federacją Rosyjską. Z dostępnych źródeł wynika że Niemcy w różne przedsięwzięcia gospodarcze w Rosji zainwestowali w przybliżeniu 1 bilion Euro. Z takimi kwotami trudno się rozstać bez żalu.
Ze swej strony dodam, że nie widzę powodów do euforii.
Niemcy wzięli na przeczekanie. Od miesiąca nie wysyłają ciężkiej broni na Ukrainę.
Pomoc humanitarna też nie zwala z nóg. Skutecznie torpedują kolejne sankcje nakładane na Rosję. Krótko mówiąc, czekają na ustabilizowanie się konfliktu. Znajdą się wówczas w gronie decydujących
o dalszych losach Ukrainy. Przede wszystkim będą kontrolowali wydatkowanie pieniędzy, zarówno unijnych jak i pomocy udzielanej bezpośrednio przez rząd i banki niemieckie.
Jak zwykle spadną na cztery łapy i Europa nie będzie miała im tego za złe.