Szukaj na tym blogu

18 czerwca 2023

Aby do wyborów?

My tu gadu, gadu, a chłop śliwki rwie.
Lecimy od afery do afery i co z tego wynika? Nic poza satysfakcją organizatorów tych jasełek.
Czas biegnie i trzeba zająć się konkretami bo termin wyborów parlamentarnych zbliża się nieuchronnie. Niektórzy wieszczą, że wybory mogą być przesunięte na zaś, ale nie mówią na jakiej podstawie opierają te mrzonki.
Pewne jest że opozycja stawia wszystko na jedną kartę. Teraz albo nigdy.
Jakie są ich szanse na teraz? Wydaje się że niewielkie. Powiem wprost, o własnych siłach zerowe. Jedyna ich nadzieja to nachalna ingerencja zagranicy. Tu jednak zdania uczonych są podzielone.
Czyj interes przeważy? Do tego doraźny, czy długoterminowy?
Podstawowa sprawa dotyczy trwającej wojny na Ukrainie. Na dzisiaj widać że zakończenie wojny w realnie krótkim czasie jest mało prawdopodobne. W którą stronę to pójdzie zależy od kontrofensywy która niby już jest, a jeszcze jej nie ma. Słyszałem że Ukraina przygotowała milionową armię która jest sukcesywnie dozbrajana dostawami z Zachodu. Co przeciwstawi Rosja? Tu jest wielka niewiadoma.
W bezpośrednich starciach dostają łomot. Ostrzał rakietowy nie daje spodziewanych efektów.
Dzisiaj widać że Rosja prowadzi wojnę na wyniszczenie gospodarcze i psychiczne Ukrainy i Ukraińców. Typowy terroryzm państwowy. Zdają sobie sprawę że nie osiągną celów z lutego 2022.
Tylko jak długo da się na tym jechać? Kiedy Ukraina dostanie zgodę na atakowanie celów na terytorium Rosji?
Co wtedy?
Rosja ciągle nadrabia miną. Straszy. A to bronią atomową, a to chemiczną. Zachód tymczasem kalkuluje. Widać że trwają rozgrywki zakulisowe. Ostatnio z Iranem.
W ocenie Zachodu nie można dopuścić do rozwalenia FR bo wówczas sytuacja może się wymknąć spod kontroli, zwłaszcza w zakresie nadzoru nad arsenałem atomowym.
Podtekst jest według mnie inny. Zachód zbytnio zaangażował się w interesy gospodarcze w FR i zdaje sobie sprawę z możliwości poniesienia bezpowrotnych strat.
Jest też rozważana wymiana Putina. To ruch pozorny, bo to będzie ruch kosztem Ukrainy.
Nie zmieni postawy Rosji wobec trwającej wojny.

Na rynku krajowym są jeszcze inne sprawy które absorbują naszą uwagę.
Tu trzeba rozważyć co jest ważne a co tylko pilne.
Z punktu widzenia trwającej wojny na Ukrainie ważne są wnioski dla Polski. Najważniejszy to rozbudowa i modernizacja wyposażenia armii. Za tym idą kolosalne koszty. Opozycja grzmi że rząd robi zakupy uzbrojenia zagranicą zamiast zlecać produkcję w polskim przemyśle zbrojeniowym.
To typowa demagogia. Potrzeby są duże, w dodatku w krótkim czasie, a zdolności produkcyjne przemysłu krajowego raczej ograniczone. Opozycja poza pluciem na rząd nic konstruktywnego nie wnosi. Co jest godne zauważenia to reakcja społeczeństwa. Nie ma zdecydowanych protestów, poza nałogowymi malkontentami. Co do samych zakupów to, według dostępnych informacji, mamy zapewniony serwis organizowany w Polsce, a ponadto Korea uzyskuje kontrakty w Europie i Polska będzie centrum serwisowo-naprawczym dla tego sprzętu.

Z wojną na Ukrainie i ogólnym zamieszaniem w świecie związana jest emigracja zarobkowa z Azji i Afryki do Europy. Tu mieszają głównie Niemcy, a z ich poduszczenia KE. Niemcy od lat przechodzą schizofrenię, niekoniecznie bezobjawową. Z jednej strony odczuwają deficyt rąk do pracy, a z drugiej nie ma chętnych do pracy. Rozwiązaniem miało być przygarnięcie części z fali imigrantów która wtargnęła do Europy w 2015 roku. Nie uzgodniono jednak stanowisk stron. Przybysze nie byli w przeważającej mierze zainteresowani podjęciem pracy zarobkowej. Zadowala ich wysoki socjal uzyskiwany w państwach Europy Zachodniej. KE próbowała „uszczęśliwić” nadmiarem przybyszów pozostałe państwa unijne, ale wówczas nie udało się. Wrócono do pomysłu ponownie w tym roku. Nie spotkało się to z entuzjazmem zwłaszcza Polski i Węgier.
Sprawa nie jest jeszcze zamknięta. KE ma teraz nowy patent. Proponuje wcisnąć poszczególnym państwom określone kwoty imigrantów, a opornym proponuje zapłacenie ekwiwalentu w wysokości około 22 000 euro od osoby. To wszystko na zasadzie pełnej dobrowolności. Za to ta sama KE jest głucha w sprawie rekompensat za przyjęcie uciekinierów z Ukrainy. Po kilku miesiącach trwania wojny Polsce wypłacono po około 200 euro za każdą przyjętą osobę.

Końca tych zagrywek KE nie widać. Nas denerwuje postawa rządu MM. Ale ostatnio spotykam się z opinią że w starciu z KE wobec braku wsparcia pozostałych państw unijnych, Polska jest bez szans.
Co wobec takiego stanu rzeczy możemy zrobić? Propozycja jest zadziwiająca. Przynajmniej dla mnie. Mamy grać na zwłokę. Dlaczego? Podobno dlatego że za rok będą wybory do PE i jest szansa na zmianę układu sił politycznych. Może tak, może nie. Moja wątpliwość wynika stąd że urzędnicy KE nie pochodzą z wyborów a z mianowania.
O innych sprawach przy innej okazji.

Wrócę jednak do relacji polsko-ukraińskich. Ograniczam się do relacjonowania. Osobiste odczucia odkładam na później. Teraz zwracam uwagę że do normalizacji stosunków wzajemnych daleka droga. Mentalnie na Ukrainie nie zmieniło się nic, albo niewiele. Chodzi oczywiście o zaszłości historyczne, zwłaszcza o okres II wojny światowej. Ukraińcy są na etapie relatywizacji zbrodni ludobójstwa popełnionych przez OUN-UPA na ludności polskiej zamieszkujących Kresy. Polska nie chce zdobyć się na usztywnienie stanowiska. Wkrótce obchody rocznicy rzezi wołyńskiej
https://wiadomosci.wp.pl/burza-wokol-slow-szefa-ukrainskiego-ipn-chodzi-o-ekshumacje-ofiar-rzezi-wolynskiej-6910014457211552a
https://kresy.pl/wydarzenia/szef-ukrainskiego-ipn-nie-bedzie-zgody-na-ekshumacje-polakow-dopoki-polska-nie-odnowi-pomnika-upa/
Niewiele lepiej jest w sprawach dotyczących tzw. bieżączki. Spięcia miały miejsce krótko przed wybuchem wojny w lutym 2022 /przewozy kolejowe i drogowe/. Teraz Ukraina ma za złe Polsce ograniczenie wwozu zboża ukraińskiego. Co ciekawsze Ukraina naciska na Polskę za pośrednictwem KE zamiast rozmawiać bezpośrednio.
To źle rokuje stosunkom polsko-ukraińskim w przyszłości.

08 czerwca 2023

Ile lat jeszcze minie?

Słuchając wypowiedzi krajowej opozycji w kwestii Turowa nie wiem, czy śmiać się, czy płakać,
czy zwyczajnie wku.... ić się? Ilu z tych głąbów później śmieje się z własnych dyrdymałów?
Patrzę na te „zatroskane” twarze i zastanawiam się co oni naprawdę myślą? Czy w ogóle myślą tego nie jestem pewien. Ograniczają swe wypowiedzi do „przekazu dnia”.
Dla każdego normalnie rozumującego jest oczywiste że mamy do czynienia ze zmasowanym atakiem na Polskę z udziałem rodzimej V kolumny.
Do znudzenia trzeba powtarzać, że w 1989 roku Polsce wyznaczono inną rolę niż ta obecnie realizowana przez rząd MM. Na to nie ma zgody tzw. starej Europy.
Trzeba też widzieć skalę demoralizacji rodzimych elyt. Co wspólnego z Polską, poza paszportem
i pobytem tu, ma twórca hasła „ulica i zagranica” które ma zagwarantować opozycji powrót do władzy?
Przez wiele lat koncepcja Zachodu była realizowana bez zakłóceń. Były zgrzyty, ale bez poważniejszych następstw.
Przełomem stał się rok 2015. Ówczesna ekipa rządząca PO-PSL przegrała wybory z kretesem i do dzisiaj nie może się otrząsnąć. Dla nich był to wypadek przy pracy. Podobnie jak przegrane przez PiS wybory w 2007 roku.
W sumie można nad tym przejść do porządku dziennego.
Na świecie znane są przypadki że jeden układ jest w stanie przetrwać nawet 70 lat, a poszczególne monarchie jeszcze dłużej.
Polski problem polega na działaniu przegranych na szkodę interesu narodowego. To szkodnictwo nie ogranicza się wyłącznie do polityków. Mają za sobą wsparcie mediów, sądownictwa, szerzej wymiaru sprawiedliwości, szeroko pojętej kultury, a także innych obszarów naszego życia codziennego.
Od lat zadaję sobie pytanie dlaczego tak się dzieje?
Częściowo znam odpowiedź. Może nawet wyjaśnia ona wszystko.
W 1989 roku nie doszło do upadku komunizmu w Polsce. On upadł na cztery łapy, a inni powiedzieli że nie było żadnej transformacji ustrojowej, ale wielki przekręt.
Każdy z nas ma swoją wiedzę na ten temat.
Ujawniane dokumenty potwierdzają że wszystko było przemyślane i przygotowane przez fachowców.
Z zewnątrz wyglądało to na spontaniczne działanie.
Zaskoczeniem dla władzy ludowej był rok 1980 i powstanie „Solidarności”. Wówczas sytuację opanowano, ale czasu nie zmarnowano. Do 1988 roku opracowano plan, rozpisano role i w 1989 roku przystąpiono do realizacji.
Do dzisiaj wielu obserwatorów naszego życia politycznego zastanawia się skąd w nim tylu przypadkowych ludzi? Jakich znowu przypadkowych? Byli starannie wybrani i dobrani.
Co ciekawsze, po drodze wprowadzano, skutecznie zresztą, korekty. Ilu takich no nejmów zapałało nagle chęcią powrotu z emigracji i z marszu weszło do elit rządzących? To nie zawsze była emigracja przymusowa po 1981 roku.
Największą kanalią okazał się TW Bolek który zgodził się to wszystko firmować. W sumie to taka wiejska gnida bez zasad. Dawno zabrnął w ślepy zaułek z którego nie potrafi się wycofać. Swojej roli nie odegrał jeszcze do końca albo nie wie jak zejść ze sceny. Nie może znaleźć drogi. Pogubił się całkowicie. Stał się pacynką wykorzystywaną na lokalnych odpustach.
Dowodów na sterowaną transformację aż nadto.
Na czoło wysuwa się lustracja, czyli jej brak. Orędowników jej zaniechania jak mrówków.
Dzisiaj widać jak na dłoni że najbardziej przeciwna lustracji była agentura. Nie wiedzieli że kopie ich teczek były i są w posiadaniu głównie Moskwy i Berlina.
Gremialne niszczenie archiwów służb to też kolejna ściema. Część rozkradziono do prywatnych archiwów, a ważniejsze, na wszelki wypadek kopiowano na mikrofilmach.
Dowodem archiwum Kiszczaka. Znaleźli się spryciarze którym udało się sprzedać dokumenty służb np. do USA.
Nikt nie wie ile takich trefnych dokumentów jest w posiadaniu obcych służb. To oznacza tylko że są haki na czynnych polityków i można skutecznie wpływać na podejmowane przez nich decyzje.
Brzemiennym w skutkach okazał się brak lustracji w wymiarze sprawiedliwości. Sprawca tej skandalicznej decyzji, ówczesny I Prezes SN, robi dzisiaj za autorytet opozycji. Żeby nie owijać sprawy w bawełnę, trzeba przypomnieć że od lustracji uchylił się KK, za sprawą kardynała Glempa.
W takim składzie wszyscy wokół biadolili nad tym co się działo z Polską w pierwszym okresie transformacji ustrojowej, ale na biadoleniu się skończyło. Rozwalono i tak rachityczną gospodarkę, dołożono do tego monstrualne bezrobocie, a nieliczni stali się posiadaczami fortun niemożliwych do osiągnięcia uczciwą pracą, nawet przez pokolenia.
Wszelkie próby pociągnięcia do odpowiedzialności winnych marnotrawienia majątku narodowego spełzły na niczym. Oczywiście za sprawą niezależnych /nie wiadomo od kogo, czy czego/ sądów.
Od prawie 20 lat trwa dyskusja na temat okoliczności przystąpienia Polski do UE.
Chodzi o to czy warunki przyjęcia były dla Polski optymalne czy skrajnie niekorzystne?
Narastającym z upływem czasu problemem jest łamanie przez urzędników unijnych zasad uczestnictwa państw członkowskich w UE. Komisarze unijni oraz TS UE zawłaszczają sobie prawa przyznane w dokumentach traktatowych państwom członkowskim na wyłączność.
Mnie z kolei dziwi dlaczego państwa członkowskie nie protestują skutecznie przeciwko takim praktykom?
Polska w ostatnich kilku latach wielokrotnie pada ofiarą takich praktyk, ale poza jęczeniem nic nie robi w kierunku wprowadzenia skutecznych zmian. Jednocześnie nasze władze przy każdej okazji kategorycznie zaprzeczają że Polska wystąpi z UE.
O czym nie wiemy w tej grze? Czy naprawdę jesteśmy na przegranej pozycji, zgodnie z porzekadłem „jakby się nie kręcić d...a zawsze z tyłu”? Czy ta zachowawcza postawa Polsce się opłaca?
Czy tylko rządzącym?

01 czerwca 2023

Polska i okolice.

Dalszy rozwój wydarzeń w obszarze Europy Centralnej, z przewagą części wschodniej zależy od kilku czynników na które Polska ma wpływ ograniczony.
Po pierwsze nie jesteśmy rozgrywającym. Jesteśmy rozgrywani. Trzeba być tego świadomym.
Po drugie, czyje interesy w tej grze są stabilne? Polski? Niemiec? FR? USA? Wlk. Brytanii?
Może kogoś pominąłem?
Ukraina też jest rozgrywana i dzisiaj odczuwa to najbardziej.
Niemcy w tej grze są za słabi na samodzielną politykę. Przeszacowali. Na obecnym etapie są przegrani gospodarczo bo swoją hegemonię oparli o tanie surowce, ropę i gaz, sprowadzane z FR. Moim zdaniem jest to stan przejściowy.
Kto jak wyszedł na tej wojnie zobaczymy, czy przekonamy się, później.
Proces dostosowawczy zaciął się i nie wiadomo jaki będzie ciąg dalszy. Skutki wprowadzanych zmian nie są widoczne od ręki. Jeśli wierzyć doniesieniom mediów gospodarka niemiecka dostała zadyszki. Jak długo potrwa okres przejściowy i co to będzie oznaczało w praktyce?
Tych „zakłopotanych” jest więcej.
Na to nakładają się sympatie prorosyjskie i niechęć wobec dominacji USA. Tu widać niespójność całej kombinacji. Europa w samodzielnym starciu z FR jest za słaba i to widać od lat.
Próby wyautowania USA z Europy spełzły na niczym, właśnie za sprawą wojny na Ukrainie.
Pozycja Polski jest przejściowo umocniona za sprawą naszego położenia geopolitycznego i odgrywanej roli platformy logistycznej w trwającej wojnie na Ukrainie.
Niestety, to moje wrażenie, nasi rządzący nie są w stanie wykorzystać do końca tej sytuacji.
Na pierwszy rzut oka nie zmieniło się wiele, albo nic.
Dalej Departament Stanu i ambasador USA w Polsce są zaniepokojeni możliwymi skutkami, tym razem lex Tusk. W tym chórze konsekwentnie tkwi KE, czego doświadczyliśmy dzisiaj.
Jest jednak coś co można zapisać na plus naszej dyplomacji.
https://www.rp.pl/dyplomacja/art38544371-lex-tusk-msz-wydal-oswiadczenie-ws-uwag-sojusznikow-wskazuje-na-usa
Sens oświadczenia jest taki, że KE czy Departament Stanu najpierw powinny zapoznać się z krytykowanym dokumentem, a dopiero później go komentować. Ambasador, którego wszędzie jest pełno, powinien skupić się na wypełnianiu obowiązków statutowych a nie kreować polityki.
Jeszcze nie padły nazwiska kandydatów do komisji a już zazdrość zżera dziennikarzy że członkowie komisji będą zarabiać kokosy.
Mniej się mówi o tym kiedy komisja powstanie i jak daleko zajdzie zanim TK zabierze głos.
Ale jak widać strach ma wielkie oczy. Nie powiem że wilcze.
Problemem samym w sobie jest zapowiedź bojkotowania udziału w pracach komisji przez całą opozycję. Czy wytrzymają w swym postanowieniu i jakie będą tego konsekwencje?
Samo wymienienie spraw podlegających ocenie wywołuje paroksyzmy histerii po stronie opozycji. Co będzie jeśli będą omawiane poszczególne przypadki „współpracy” z FR?
Opozycja stroszy piórka i podpiera się KE twierdząc że ta powoływana komisja to jedno wielkie bezprawie. Do tego trzeba się przyzwyczaić i robić swoje.
Nie ma znaczenia że o konstytucyjności ustawy nie wypowiedział się jeszcze TK.
Reasumując, siły opozycji, w połączeniu z zagranicą próbują nas przestraszyć przed pójściem tom drogom. Opozycja musi mieć sporo za uszami skoro czyni taki rwetes.
Po pracach komisji zbyt wiele sobie nie obiecuję, ale sukcesem będzie jej ukonstytuowanie i posiedzenie na którym dojdzie do wyspecyfikowania przypadków które powinny zainteresować komisję. Reszta to już melodia przyszłości.
Zagranica wspierana, czy inspirowana przez opozycję wewnętrzną, przyzwyczaiła się że będzie nas instruować co i ile nam wolno. Dotychczas to działa. Czy są jednak granice wytrzymałości?
Na rozum tłumu jakim jest opinia publiczna bym nie liczył. Jeśli dojdzie do wpisania na listy wyborcze kandydatur w rodzaju kunia i jemu podobnych to rzeczywiście udział w wyborach jest pozbawiony najmniejszego sensu.
Póki co trwają przygotowania opozycji do zadymy na ulicach. Pierwszy termin wyznaczyli sobie na 4 czerwca. Zawłaszczyli sobie tą datę, czy tylko odkryli przyłbice?

25 maja 2023

Wojna na Ukrainie; o co w niej chodzi?

Mówiąc o trwającej wojnie na Ukrainie czas najwyższy postawić pytanie kto z kim w niej trzyma?
To nie tylko wojna Rosji z Ukrainą. Są w niej stronnicy jednej albo drugiej strony /jawni lub ukryci/, są też wrogowie wojny jako takiej /niekoniecznie pacyfiści/, ale są również bierni kibice.
Obserwują i mówią „niech się biją”. Dla nich nie ma znaczenia motyw wojny.
Są też głosy że jest to wojna zastępcza Rosji ze światem zachodnim, zwłaszcza USA.
Co w tym robią Chiny?
Dla Ameryki Płd. i Afryki ta wojna jest pełną abstrakcją, a stopień zainteresowania zależy od stopnia dotychczasowych związków z Rosją czy Ukrainą.
Tu zdecydowanie wygrywa Rosja.
W tej grupie nie ma państw o istotnym znaczeniu politycznym czy gospodarczym.
Nie ma też wspólnoty interesów. Jednak głosy tych państw liczą się w głosowaniach np. na forum ONZ. Istotne znaczenie ma postawa Chin, Indii i leżącej bliżej Rosji Turcji.
Trzeba zwrócić jednak uwagę na element zaskakujący, dwulicowość Niemiec i Francji, będących członkami NATO. To zachowanie obserwujemy szczególnie od ponad roku. Jedni i drudzy są od lat zaangażowani w Rosji finansowo i gospodarczo i nie chcą pogodzić się z możliwymi stratami w razie rozwodu z Rosją. Jest to o tyle oczywiste że ich związki są historyczne.
W trwającej wojnie dwulicowość przejawia się w pozorowaniu współpracy z Ukrainą, w ramach NATO. Dużo na ten temat powiedziano i napisano, ale zmieniło się niewiele. Specjalizują się w tym szczególnie Niemcy. Unikają udzielania pomocy militarnej Ukrainie jak diabeł święconej wody. Zadowalają się pomocą humanitarną. Wszystko po to żeby nie zamykać sobie drogi do powrotu do współpracy z Rosją. Przedłużająca się wojna wpłynęła na zmianę stanowiska Niemiec w kwestii pomocy w dostawach uzbrojenia. Oferta jest znacząca, ale ma być realizowana w 2024 roku.
Kto wie co będzie za rok?
W trwającej wojnie daleka droga do jakiegoś rozstrzygnięcia. Od kilku miesięcy mówi się o możliwym kontrataku Ukrainy. Rzecz w tym, że Ukraina nie jest w stanie zrobić tego o własnych siłach.
Natomiast udzielana przez NATO i nie tylko, pomoc nie stwarza ciągle przesłanek do sukcesu. Niewiadomą jest dalsza pomoc USA która zależy od czerwcowej decyzji Kongresu.
Sytuację komplikuje dotychczasowe stanowisko Chin które nie mogą się zdecydować co im się bardziej opłaci? Nie wiadomo również jak dalej zachowają się Indie.
Chiny i Indie korzystają na współpracy gospodarczej z Rosją w warunkach trwającej wojny. Równolegle Chiny próbują stworzyć nowy układ sił w obszarze Azji Środkowo-Wschodniej. Oczywiście kosztem Rosji. Chodzi o byłe republiki azjatyckie ZSRR /w tym Kazachstan, Turkmenistan, Kirgistan, Uzbekistan/ i być może Mongolię.
Chiny mają w ręku jeszcze jeden argument. Chodzi o straszak atomowy. Użycie broni atomowej przez Rosję to koniec przychylności Chin dla polityki Rosji. To zaś oznacza szybki koniec Rosji jako liczącego się w świecie państwa.
Często słyszy się opinie że kolejne sankcje nakładane na Rosję są mało skuteczne. Jest w tym tylko część prawdy. Skutki są zaskakujące i to tam gdzie na pierwszy rzut oka ich nie widać.
Przypomniano że Rosja jest znaczącym handlarzem bronią. To czołówka światowa.
Dochody z tego tytułu liczone są w miliardach USD rocznie. Poza tym ten handel ma znaczenie prestiżowe.
Dla tego biznesu wojna na Ukrainie odsłania swoje negatywne oblicze dotyczące niskiej skuteczności w polu broni rosyjskiej.

Nie byłbym sobą gdybym przy tej okazji nie wspomniał o miejscu Polski.
W pierwszych godzinach, dniach i tygodniach zadziałaliśmy spontanicznie udzielając wszelkiej możliwej pomocy, nie oglądając się na to co z tego będziemy mieli. Dzisiaj dowiadujemy się że wiele z tych działań wspierających podejmowane było jeszcze jesienią 2022 roku, bez szerokiego informowania o tym mediów.
Dlaczego o tym piszę?
Czy w takim postępowaniu chodzi wyłącznie o naszą satysfakcję? Byłoby to co najmniej nierozsądne. Nie możemy porównywać się z USA czy chociażby Wlk. Brytanią. Nie ta waga.
Nie dajmy się zwieść gładkim słówkom polityków. Liczą się wyłącznie konkrety. A jakie one są?
Wojna ma to do siebie że zaczyna się i kiedyś powinna się skończyć.
Tu jest miejsce na kolejne pytanie: co dalej?
To dość szerokie pytanie.
Trwająca wojna powoduje że władze ukraińskie pozostają głuche na sprawy mniej kosztowne, ale prestiżowe. Dla Polski takim tematem jest sprawa rzezi wołyńskiej.
Moim zdaniem jest tego więcej.
Część terytoriów II RP znalazła się granicach najpierw ZSRR, a teraz Ukrainy. To nie tylko tzw. mienie nieruchome, zwłaszcza zabytki kultury materialnej, ale również mienie ruchome, w szczególności zabytki o wartości muzealnej.
Nie przypominam sobie żebym gdzieś w mediach znalazł informację o dalszych losach tych zabytków.
O skali dewastacji przekonałem się naocznie będąc na początku lat 2000 w zachodniej Ukrainie. Wówczas Ukraińcy mówili otwarcie że to robota ruskich.
Ukraińcy uważają że te dobra są ich. To ich nie zadowala, bo ich radykałowie zgłaszają wobec Polski pretensje o Przemyśl i inne miejscowości. Z początku lat 90-tych pamiętam że ich zakusy sięgały … Krakowa, bo to Galicja. Trudno Ukraińcom wytłumaczyć że powinni najpierw zadbać o to co już mają.
Sprawy sporne Ukrainy dotyczą nie tylko Polski. Szczególnie agresywni są Węgrzy, a nie można pominąć Rumunii i Słowacji.
Naturalną odpowiedzią jest odbudowa ze zniszczeń wojennych.
Drobny szczegół. O własnych siłach Ukraina będzie się odbudowywać wieki całe. Kraj już jest zdewastowany w sposób niewyobrażalny. W tej chwili mało się mówi o skażeniu terenu przez nowoczesne środki pola walki. A co z rozminowaniem?
O co naprawdę chodziło Rosji gdy wszczynała ponownie wojnę na Ukrainie? Preludium był Krym.
Oficjalnie głoszone argumenty o powodach jej rozpętania można, moim zdaniem, wsadzić w … buty.
Rosji nie w smak że pod bokiem rosło państwo które w ciągu paru lat stanowiłoby poważne zagrożenie dla jej interesów zwłaszcza gospodarczych. Różnica i to poważna, polegała na tym że Ukraina zaczęła wychodzić na prostą. Złodziejstwo i korupcja na wyżynach władzy były porównywalne, ale na Ukrainę Putin stracił przełożenie.
Tymczasem w Rosji postępowała degrengolada co dosadnie uwidoczniło się podczas trwającej wojny. Wiele wskazywało na to, że w perspektywie lat Rosja zostałaby zbocznikowana w kontaktach gospodarczych Europy z Dalekim Wschodem, zwłaszcza z Chinami. Trzeba było reagować i to szybko. Ale trzeba było mierzyć zamiary na siły. Tu Putin przeszarżował.
Jaką zapłaci cenę? To w niewielkim stopniu zależy od niego. Rachunek będzie wystawiony Rosji.
Skoro tak to skąd będą środki na odbudowę Ukrainy? Obawiam się że chętnych nie zabraknie.
To intratne i pewne zajęcie na lata. Byle miał kto za to płacić.
Póki co wojna trwa i wojska rosyjskie niszczą metodycznie wszystko co jest w zasięgu ich artylerii.
Ludzie biznesu jednak tego biznesu pilnują. Prawie rok temu publikowana była w mediach mapa Ukrainy na której były wyznaczone regiony do odbudowy przez poszczególne państwa.
Polska „otrzymała” wedle tego klucza tereny najbardziej zdewastowane, czyli okręg doniecki
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/pepites/mapa-odbudowy-ukrainy/
Jest się z czego cieszyć. Tylko kiedy tam można będzie wejść z odbudową? Te tereny są ciągle okupowane przez Rosję, a firmy chętne do wzięcia udziału w odbudowie liczy się już w tysiącach. Według mnie zasadniczym problemem jest odpowiedź na pytanie kto będzie trzymał łapę na pieniądzach przeznaczonych na odbudowę? Na jaki układ pójdzie Ukraina?
Warto zwrócić uwagę na warunki zawarte w tym tekście https://wszystkoconajwazniejsze.pl/pepites/mapa-odbudowy-ukrainy/
Jeśli Ukraina się na to zgodzi nie ma żadnej gwarancji że wyjdzie na swoje.
Przy tej okazji ujawnia się jeszcze jeden dylemat. Tym razem dla Polski. Jesteśmy orędownikiem przyjęcia Ukrainy do UE. Ale czy za wszelką cenę?
Po pierwsze nie wiadomo kiedy i jak wojna się skończy. Póki Ukraina nie wróci do granic z początku 2014 roku rozmów o przystąpieniu do UE nie będzie.
Po drugie, proces przyjmowania potrwa co najmniej 10 lat i nie wiadomo czy Ukraina zgodzi się na warunki KE.
Po trzecie, KE chce na Polsce wymusić ustępstwo w zakresie proponowanych zmian w systemie głosowań /odstępstwo od pełnej jednomyślności na rzecz głosowania większością kwalifikowaną/.
Jest to dla KE istotne z punktu widzenia przepisów dotyczących
fit for 55.
Z powyższego widać że najwięcej ma do stracenia Polska. Jej ustępstwo niczego nie gwarantuje a wytrąca jedyny poważny argument negocjacyjny.

19 maja 2023

Praworządność, co to takiego?

Bardzo wdzięcznym tematem do wszelkich dyskusji na forum UE jest praworządność.
Mało komu przeszkadza że jest to pustosłowie. Może dlatego jest to broń skuteczna przeciwko opornym wobec dominacji niemieckiej w UE?
Według mnie jest w tym jakiś błąd systemowy, umiejętnie rozgrywany przez spółkę Niemcy-Francja. Trudno uwierzyć żeby interesy wszystkich państw członkowskich „przypadkowo” pokrywały się regularnie z interesami Niemiec i Francji.
Wyjaśnienie nie jest możliwe w jednym zdaniu.

Dzisiaj nikt już o tym nie mówi, ale ja pamiętam, że Traktat Lizboński był od samego początku, od jego podpisania, przedmiotem wielu kontrowersji.
Po pierwsze, nie był dokumentem samoistnym.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_lizbo%C5%84ski Stanowił uzupełnienie, raczej uszczegółowienie Traktatu Nicejskiego https://www.europarl.europa.eu/about-parliament/pl/in-the-past/the-parliament-and-the-treaties/treaty-of-nice W chwili jego podpisywania przez wysokie umawiające się strony znane nam było jedynie robocze tłumaczenie na język polski. Nawiasem mówiąc, wykonane przez przypadkowych tłumaczy, studentów, a więc merytorycznie pozostawiające wiele do życzenia.
Wielu z nas po dzień dzisiejszy uważa że kluczowy dokument, czyli Traktat, powinien mieć tekst jednolity. Tymczasem Traktat Lizboński odwołuje się w wielu miejscach do Traktatu Nicejskiego. Całość znacznie przekracza 100 stron tekstu który nie jest stosowany wprost, ale jest podpierany wykładniami. W dodatku nie zawsze identycznymi w treści.
Traktat z Nicei nie jest do dzisiaj dostępny w oficjalnym tłumaczeniu na język polski /w chwili jego podpisywania Polska nie należała jeszcze do WE /.
https://www.europarl.europa.eu/ftu/pdf/pl/FTU_1.1.4.pdf

W relacjach kolejnych rządów III RP z UE powtarzają się pewne szczegóły.
Od samego początku jest to skłonność Polski do ustępstw wobec potrzeby egzekwowania należnych praw jako członka UE. W traktacie akcesyjnym odpuściliśmy egzekwowanie równych praw dla naszego rolnictwa względem pozostałych członków UE. Później dochodziły kolejne błędy. Nie egzekwowaliśmy równego traktowania dotacji państwowych dla stoczni polskich, podobnie jak zrobiono to dla stoczni niemieckich.
Ta lista jest długa i jej końca nie widać.
Wielu z nas zastanawia się nad racjonalnym wyjaśnieniem przyczyn takiego postępowania. Nieracjonalną przyczyną jest niepisany podział na tzw. starych członków UE i tych przyjmowanych po 2005 roku. Oczywiście ci starzy mają prawo rządzić, czyli dyktować warunki uczestnictwa tej reszcie.
Najświeższym przykładem jest wojna na Ukrainie. Można odnieść wrażenie że w ocenie KE pomoc udzielana przez Polskę Ukrainie jest naszą prywatną sprawą z którą KE nie ma nic wspólnego. Jednak ma i to pod wieloma względami. Przede wszystkim Polska jest krajem frontowym ponieważ bezpośrednio graniczy z Ukrainą i mamy wątpliwości z kim właściwie graniczymy na granicy z Białorusią. Wiele wskazuje na to, że jest to faktyczna granica z Federacją Rosyjską.

Przyjęliśmy na dłuższy pobyt uchodźców z Ukrainy, zapewniając im wyżywienie, mieszkanie, pracę, możliwość nauki, opiekę socjalną i medyczną. Wsparcie KE jest jak dotychczas jedynie symboliczne. Do tego dochodzi pomoc militarna o wartości kilku mld USD.
W zamian narastają wątpliwości co do przyszłych relacji polsko-ukraińskich po zakończeniu wojny na Ukrainie. Tej koegzystencji nie da się zadekretować, podobnie jak nie wiemy ilu Ukraińców zechce wrócić z Polski po zakończeniu tej wojny. Czy to sąsiedztwo zaowocuje współpracą gospodarczą czy będziemy tylko zabezpieczeniem logistycznym na kierunku wschód-zachód?

Wrócę jednak do kwestii praworządności.
W komentarzach powtarza się że w dokumentach traktatowych jest to pojęcie niezdefiniowane. Logicznie rozumując powinniśmy wszelkie ruchy w tym temacie mówiąc oględnie zbyć milczeniem. Rzeczywistość jest dla nas rozczarowująca i tego nie rozumiem.
Od kilku lat KE podejmuje rezolucje i inne uchwały podważające praworządne funkcjonowanie Polski jako państwa suwerennego. Nie są to tylko kolejne świstki papieru. Naliczono tych rezolucji chyba 37 i za niektórymi idą kary finansowe liczone w milionach euro.
Bomba wybuchła na początku tego roku gdy okazało się że autorzy tych rezolucji w PE są umoczeni w milionowe afery łapówkarskie. Śledztwo w tej sprawie trwa i ma charakter rozwojowy. Powstaje pytanie czy możliwe jest anulowanie tych antypolskich rezolucji?
Sprawa ma jednak drugie dno. W kraju, zwłaszcza wśród opozycji, glanowanie Polski ma sporo zwolenników. Przenosi się to na grunt krajowy poprzez kwestionowanie prawidłowości funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, a ostatnio Sądu Najwyższego. Krótko mówiąc zmierzamy prostą drogą do anarchizacji państwa.

Zwrócę uwagę na coś istotnego w tej grze.
Moim zdaniem praworządność powinna zakładać równość stron wobec prawa. Tymczasem mamy do czynienia z sytuacją gdy instytucje unijne żonglują tym prawem w sposób dowolny i nie odnoszą się do argumentacji drugiej strony sporu w sposób merytoryczny, a nawet ją ignorują. Znowu pora na przykłady.
Kpiną z praworządności jest funkcjonowanie TS UE. To sąd polityczny pracujący na zlecenie głównie Niemiec. Już to go dyskredytuje.
Nie ma chyba wyrazistszego przykładu niż spór polsko-czeski, raczej czesko-polski, o kopalnię węgla brunatnego w Turowie.
Nie będę wchodził w szczegóły, ale co uważam za istotne? Decyzje w sprawie o kluczowym znaczeniu dla gospodarki Dolnego Śląska wydaje jeden sędzia. Zanim zostanie wydany wyrok sędzia nakazuje zaprzestanie wydobycia węgla pod groźbą kary pieniężnej w nienotowanej dotychczas wysokości. Odwołanie Polski od postanowienia rozpatruje ten sam sędzia o którym wiadomo że jest politycznym wrogiem obecnego rządu w Polsce. Kara jest oczywiście egzekwowana na zasadzie wypłaty z bankomatu.
Kolejnym skandalem jest nie odstąpienie od naliczania kary mimo wycofania sprawy przez Czechy. Nikt nie da dzisiaj głowy za to że KE zwróci Polsce ściągnięte kary. A co z odsetkami?
Chodzi o miliony euro!
To nie koniec sprawy. Dlaczego rząd MM zachowuje się tak jakby sprawa nie dotyczyła Polski? Protesty przypominają opędzanie się od much. Wobec jawnego bezprawia jesteśmy bezradni czy boimy się? Czego? Że KE nas zje?
Komentatorzy podpowiadają że w rewanżu Polska powinna zawiesić wpłacanie składki członkowskiej do kasy UE. To nie są bagatelne pieniądze.

Druga sprawa dotycząca bezprawia w wykonaniu KE dotyczy wypłaty kwot należnych Polsce w ramach KPO. Znowu chodzi o poważne kwoty. Część państw unijnych korzysta z nich od ponad roku. Polska żyruje te pieniądze dla całej UE a sama nie otrzymała dotychczas ani euro i nie wiadomo kiedy je dostanie. Sprawa jest o tyle poważna że rozliczenie wydatkowania przyznanej puli jest terminowe i istnieje ryzyko, że Polska nie zdąży tych pieniędzy wydać i rozliczyć się z KE.
Tak jak w poprzednim przypadku nie wiadomo dlaczego Polska godzi się na takie traktowanie?
To nie darowizna. W znacznej części jest to kredyt bankowy który trzeba spłacić.
Podobnie jak w poprzednim przypadku cierpimy na brak rzeczowego wyjaśnienia ze strony rządu MM.
Radykalna propozycja jest taka żeby zrezygnować całkowicie z udziału w tym programie, ze wszystkimi skutkami, a ekwiwalentne kwoty uzyskać w komercyjnych bankach. Ze względu na obecną sytuację gospodarczą Polski warunki uzyskania pożyczki/kredytu nie powinny być gorsze od oferowanych przez KE. Odpadnie jednak uzależnienie polityczne rozliczenia tych kwot.
Póki co tkwimy w zawieszeniu bo nie wiadomo kiedy KE uzna że spełniamy warunki do wypłaty.
Ironia losu polega na tym, że zawieszenie spowodowane jest brakiem stanowiska Trybunału Konstytucyjnego który toczy swoje wewnętrzne gierki kompetencyjne i nikt z zewnątrz nie jest w stanie ruszyć sprawy z miejsca.
Krótko mówiąc anarchizacja państwa postępuje. Na tym budowana jest nadzieja opozycji na powrót jesienią do władzy.

p.s. Rekordy głupoty, nie tylko politycznej, będziemy ustanawiać za sprawą pomysłu euroentuzjastów znanego dzisiaj jako
fit for 55. https://www.consilium.europa.eu/pl/policies/green-deal/fit-for-55-the-eu-plan-for-a-green-transition/
KE zdaje sobie sprawę że pomysłu nie da się wdrożyć przy pełnym poparciu państw członkowskich. Zastosowano więc sprytny zabieg polegający na indywidualnym wprowadzaniu poszczególnych celów realizacyjnych, a to wymaga tylko większości głosów.
Wstępne szacowanie kosztów wskazuje że Polska nie będzie w stanie realizować tych szczytnych celów z braku możliwości finansowych.
W ferworze trwającej dyskusji ginie pytanie o skuteczność realizacji celów
fit for 55.
Europa to nie cały świat. Nic nie słychać żeby pozostałe kontynenty zechciały z podobnym zaangażowaniem uczestniczyć w tym zbożnym dziele.
Zanosi się na to że cała para UE pójdzie w gwizdek ale koszty będziemy ponosili my.
Nikogo nie obchodzi że nas na to nie stać.

W oczekiwaniu na co?

  Do planowanego zaprzysiężenia prezydenta-elekta czas upłynie na próbach podważenia wyniku wyborczego i oczywiście rycia pod Karolem Nawroc...