Co
byśmy nie powiedzieli w polityce zawsze w pierwszej kolejności
decyduje siła militarna.
Dyplomacja jest w dalszej kolejności.
Historia, nie tylko Europy, ostatniego tysiąclecia, jest tego
najlepszym dowodem.
My koncentrujemy się na historii Polski bo
to nam najbliższe. Ale Europa to zawsze kilkanaście państw różnej
wielkości, zarówno terytorialnej jak i ludnościowej.
Był czas
że Polska sięgała od morza do morza. Mniej się mówi, bo kto to
ma robić, że w tej Polsce działała wszelkiej maści wroga
agentura i to nie jedna. Agentura skuteczna w działaniu.
Efekty
się nawarstwiały.
Nie mieliśmy szczęścia do ciągłości
władzy. Dwie dynastie, Piastów i Jagiellonów, a potem królowie
elekcyjni. Ich wybór nie polegał na tym że wybierano najlepszego,
ale tego który w największym
stopniu spełniał oczekiwania elektorów.
Nie zapominajmy o
„wynalazku” jakim było liberum veto.
Tasowania w Europie
trwały od zawsze. Była wojna stuletnia. Były krótsze np.
trzydziestoletnia. Były też wojny światowe. Dotychczas dwie.
Były
też epidemie i pandemie które dziesiątkowały Europę. W dawnych
czasach miały one jednak zasięg lokalny lub regionalny chociaż
pociągały za sobą śmierć setek tysięcy a czasem milionów
ludzi.
We wszystkich wojnach dochodzi do sojuszy. Te są doraźne
albo na dłuższą metę.
Mają też różne podłoże.
Ciekawostką są sojusze w czasach pokojowych. Zawsze są
zawierane przeciwko komuś, przeciwko państwu lub grupie państw.
Celem jest zawsze dominacja gospodarcza, polityczna lub łączna.
Od
zakończenia II wojny światowej ma miejsce nowy podział świata, a
z upływem czasu zmieniają się jego zasady.
Najpierw był to w
zasadzie podział dwubiegunowy, USA i ZSRR, wokół których
koncentrowały się państwa słabsze, a tym samym zależne.
Niestety, tu jest zalążek bezkarności za popełnione
intencjonalnie zbrodnie.
Niemcy nie poniosły kary za wywołaną
wojnę którą przegrały, ale też nie poniósł kary ZSRR który
współdziałał z III Rzeszą Niemiecką, a ostatecznie znalazł się
w grupie państw które wojnę wygrały.
Koniec wojny skutkował
zaprowadzeniem nowego porządku światowego, jednak okazało się że
z upływem czasu ten porządek jest kwestionowany, nie tylko przez
przegranych.
Warto przypomnieć jakie są długofalowe
konsekwencje II wojny światowej.
Poza nową mapą polityczną
Europy doszło do rozpadu świata kolonialnego w Afryce i Azji.
Straciły na tym głównie Wlk. Brytania, Francja, Włochy,
Hiszpania i Portugalia. Powstały nowe państwa w Afryce i Azji. Nie
doszło do tego wyłącznie na drodze pokojowej.
Żeby nie było
sielankowo przypominam, że po wojnie Europa też nie była oazą
pokoju i spokoju. Komu to zawdzięczamy to odrębna sprawa. Faktem
pozostaje że Europa po dzień dzisiejszy nękana jest wojnami
lokalnymi. Wystarczy wymienić wojnę w Irlandii Płn., w kraju
Basków, Północny Tyrol/Górna Adyga/, Bałkany a teraz Ukrainę.
Koncepcje utworzenia struktur ponadpaństwowych miały
doprowadzić do wyrównania szans bogatych i słabeuszy. Dzisiaj
widać coraz bardziej że to kolejna utopia. Bogaci są coraz
bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Jakoś nie widać wyrzutów
sumienia u tych bogacących się.
Co na pewno szokuje naiwnych to
niestabilność granic państwowych. Również w Europie.
Tu
trzeba przypomnieć bon mot krążący w mediach: „ Z kim graniczy
Rosja?” odpowiedź:
„Z kim chce”.
To państwo ze
swoimi politykami, mentalnością społeczeństwa itd. jest
przysłowiowym wrzodem na d...e dzisiejszego świata.
Uczestniczyli
w zniszczeniu III Rzeszy, ale przedtem szli ręka w rękę w
szerzeniu destrukcji.
Ich wniosek z zakończonej wojny sprowadza
się do kontynuowania dzieła zniszczenia. To trwa już blisko 80 lat
i końca nie widać.
Państwo o terytorium porównywalnym z całą
Europą, które w swej ziemi ma całą tablicę Mendelejewa, co
mogłoby uczynić kraj mlekiem i miodem płynącym, nie jest w stanie
zapewnić temu społeczeństwu życia na poziomie przynajmniej
średniej europejskiej.
„Ekwiwalentem” jest trwający od
zakończenia II wojny eksport rewolucji. Destrukcja jako sposób
realizacji polityki międzynarodowej.
Znowu, naiwnym się wydaje,
że powinno to spotkać się z potępieniem ze strony reszty świata.
Realia są zdecydowanie inne. Rosja po dzień dzisiejszy rozdaje
karty w polityce światowej.
Ma tylu popleczników że bezkarnie
robi co chce, popełniając od lat zbrodnie wojenne i przeciw
ludzkości.
Cywilizowany świat marzy w rzeczywistości o tym
żeby jak najprędzej doszło do normalizacji stosunków politycznych
i gospodarczych z FR. Nie chodzi wyłącznie o Niemcy.
Przysłowiowe
kpiny z pogrzebu to restrykcje nakładane przez KE na FR za
prowadzoną wojnę na Ukrainie. Aktualnie uzgadniany jest 12 pakiet
sankcji
https://jedynka.polskieradio.pl/artykul/3283846,Unia-Europejska-przygotowuje-12-pakiet-sankcji-wobec-Rosji
O dotychczasowej skuteczności sankcji świadczy np. taka
informacja
https://polskieradio24.pl/42/273/artykul/2945384,jak-francja-i-niemcy-rosji-bron-sprzedawaly-przez-lata-unijne-embargo-bylo-obchodzone
, co prawda z 2022 roku. O tym co się dzieje na bieżąco dowiemy
się z niewielkim opóźnieniem.
Póki
co gospodarka FR jakoś funkcjonuje i na rozpad Rosji nie ma co
liczyć. Końca wojny na Ukrainie nie widać. Pomoc płynąca z NATO
i nie tylko jest za mała w stosunku do potrzeb Ukrainy. Dlatego
coraz częściej media donoszą że front stanie, a z upływem czasu
szanse Ukrainy na sukces będą malały. Na dokładkę wojskowi
eksperci NATO twierdzą że jeśli Rosja tą wojnę wygra to
najpóźniej za 10 lat znajdzie sobie kolejną ofiarę swej agresji.
Tymczasem w Polsce jak w starym dowcipie, politycy są zajęci
sobą i mało ich interesuje co się wokół dzieje.
Przypomnę
więc, gdy w 2014 roku zaczął się ferment na Ukrainie, rozważano
co to dla nas oznacza. Przeważała opinia że osłabiona Ukraina to
dla Polski lata spokoju i czas na umocnienie naszej pozycji
międzynarodowej. Wówczas nie było ani słowa o wojnie. Teraz kiedy
mamy w perspektywie zmianę rządzących priorytetem staje się
weryfikacja działań podjętych przez poprzedników w zakresie
umacniania zdolności obronnych państwa. Nie stać nas na to czy
tamto. Może jest w tym jakaś część prawdy. Tylko politycy
opozycji zapominają co z punktu widzenia interesów państwa jest
ważne, a co jest pilne.
Armię buduje się latami. To kosztuje.
Siłą rzeczy musi to się odbywać czyimś kosztem. Rzeczą
polityków jest szukanie złotego środka. Dawno temu powiedziano że
jeśli pożałujemy pieniędzy na własną armię będziemy płacić
na utrzymanie obcych.
Żeby mieć takie podejście trzeba być
patriotą, nawet jeśli brzmi to górnolotnie. Trzeba też mieć
wyobraźnię nie na poziomie sklepikarza. Naprawdę nie stać nas na
inwestycje rangi CPK? Budując przed wojną COP i Gdynię porywaliśmy
się z motyką na słońce?