Szukaj na tym blogu

29 lutego 2024

Quo vadis Patria?

 

W ostatnich dniach w polityce wewnętrznej nasiliła się dyskusja ze ślepym o kolorach.
Zapoczątkował ją premier wypowiedzią że jego formację polityczną obowiązuje prawo stanowione w III RP nie w wersji literalnej, ale w takiej jak oni je rozumieją.
W tym miejscu wypadałoby powiedzieć „do szkoły matoły”.
Takie podejście oznacza ni mniej ni więcej, że zmarnowaliśmy jako państwo lata znane jako III RP.
Nie może być tak że z dorobku prawnego uznaje się tylko to co aktualnie pasuje.
To jest anarchizacja prawa.
Spróbuję to rozwinąć.
Nadrzędnym dokumentem według którego funkcjonuje III RP jest Konstytucja z 1997 roku, z późniejszymi zmianami. Przepisami regulującymi są ustawy stanowione przez Parlament i podpisywane przez Prezydenta. Uszczegółowieniem ustaw są przepisy wykonawcze w formie rozporządzeń wydawane przez Prezesa RM i ministrów jego rządu.
Kompetencje Prezydenta określa art. 144 Konstytucji. Więcej szczegółów zawartych jest w ustawach.
Ten system funkcjonuje mniej czy bardziej płynnie od lat. Zmiany personalne następują po ogłoszeniu przez PKW wyników wyborów parlamentarnych. Ważność wyborów potwierdza Sąd Najwyższy.
Zwyczajowo rząd, po sformowaniu i zaprzysiężeniu przez Prezydenta dokonuje zmian w podległych organach. Część tych zmian musi być akceptowana w sposób określony w ustawach, przez Prezydenta.
Szczegóły mają istotne znaczenie dla legalności podejmowanych decyzji.
Tu dochodzimy do sedna.
Ulubionym zajęciem ekipy która doszła do władzy w wyniku wyborów 15 października 2023 jest jednostronne decydowanie o legalności wszelkich wyborów personalnych dokonywanych przed terminem wyborów. Dotyczy to decyzji podejmowanych przez Prezydenta oraz Sejm poprzedniej kadencji.
Kuriozum tego postępowania polega na tym że legalność wyborów z 15 października 2023 roku potwierdziła, zgodnie z kompetencjami, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Ta sama której legalność istnienia podważają obecnie rządzący, wespół z KE.
Jeśli podważane są Jej kompetencje to uznajemy wybory z 15 października za nieważne.
To logiczne. Jak widać, nie dla każdego.
Idźmy dalej. O ścieżce rozwojowej każdego sędziego decyduje Krajowa Rada Sądownictwa /
ustawa z dnia 12 maja 2011 r. o Krajowej Radzie Sądownictwa (Dz. U. z 2019 r. poz. 84), z późn. zm./ .
Skład Rady określa art. 9 ustawy.
Obecnie rządząca, była opozycja, ukuła określenie neo-KRS, dla zanegowania członków KRS wybranych według zapisów ustawy o KRS, znowelizowanej w 2019 roku. Różnica polega na tym że przed nowelizacją członków KRS wybierali spośród siebie sędziowie, a teraz wybiera ich Sejm spośród zgłoszonych kandydatur, zgodnie z art. 9 a ustawy.
Teraz mamy do czynienia z klasyką gatunku, czyli wyborem nowych członków KRS po jesiennych wyborach. Sejm wybrał, według niezmienionej ustawy, nowych członków KRS, spośród posłów koalicji 13 grudnia. Wśród nich znalazła się popularna skądinąd „myszka-agresorka” która z tego tytułu zdążyła już zainkasować ekstra, niezłą kasę. Wiadomo
pecunia non olet, a jak dają to brać.
Tu jednak trzeba kwitować. Chyba.
Koalicja 13 grudnia zachowuje się jak małe rozkapryszone dzieci. Chcą mieć wszystko i natychmiast. Żeby to zrealizować idą na skróty, mając za nic stanowione prawo.
Dużą pomocą w realizacji jest dobór osób do rządu DT. Można się zastanowić czy deficyty poszczególnych osób są przypadkowe, czy były brane pod uwagę przy doborze?
Tu mógłbym „pojechać” po nazwiskach, ale zostawiam to innym.
Nie wiem czy ta koalicja już dostrzega skutki tej jazdy po bandzie?
Moim zdaniem pomagają im zarówno sądy jak i PAD ze swoim brakiem zdecydowania w reakcji na to co się dzieje. Istotne jest również jawne i milczące poparcie płynące z Brukseli i Berlina.
Wątpliwości narastają, a nie ma chętnych do ich rozstrzygania. To dotyczy nie tylko Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. Samo stwierdzenie że źle się dzieje to za mało.
Po ponad dwóch miesiącach sprawowania rządów ekipy 13 grudnia jej członków podzieliłbym z grubsza na dwie grupy. Jedną stanowią nominaci którzy siedzą w ukryciu i próbują zorientować się w co wdepnęli. Drugą zaś osobnicy pokroju Sienkiewicza, Bodnara czy Nowackiej którzy starają się jak najwięcej namieszać zanim zostaną odwołani.
Na postępujący chaos nakładają się nadchodzące wybory samorządowe i później do PE.
Wyniki jednych i drugich są trudne do przewidzenia ponieważ sytuacja jest niezwykle dynamiczna.
Można też założyć że jest to zasłona dymna wobec działań podejmowanych przez KE i nie tylko.
KE nie próżnuje. Wystarczy przypomnieć pakt migracyjny i tzw. zielony ład.
Można też przyjąć że rozstrzygnięcie może przyjść z najmniej oczekiwanej strony.
Europa wstrząsana jest protestami rolników. Mają ku temu kilka powodów. Podstawowy jest taki że kamaryla brukselska chce ich pozbawić źródeł utrzymania w imię obrony interesów światowych potentatów finansowych. Pomysłowi nadano sprytną nazwę „fit for 55”, ale za tą nazwą kryje się zamiar likwidacji produkcji rolnej w UE. Zaopatrzenie Europy ma być przerzucone na barki rolnictwa Ameryki Południowej. W zamian ma się otworzyć rynek Ameryki Południowej na produkcję przemysłową z Niemiec. Krótko mówiąc, mają skorzystać Niemcy kosztem pozostałych państw UE.
Drugim powodem protestów jest niekontrolowany zalew rynków europejskich zbożem pochodzącym z Ukrainy. Mniej się mówi o eksporcie zboża z FR. Tu dochodzi dumping cenowy. Ktoś na tym nieźle zarabia, bo KE nie jest zainteresowana ukróceniem tych praktyk. Pomysłowość organizatorów nie zna granic, natomiast widać wyraźnie jaki jest cel.
Odpowiedzialnym za funkcjonowanie gospodarki światowej umykają wnioski po pandemii Covid-19 kiedy zerwane zostały łańcuchy dostaw. Gdyby taka sytuacja powtórzyła się po zrealizowaniu „fit for 55” Europie groziłby po prostu głód porównywalny do tego jaki gnębi Afrykę.
Dla wielu polityków realizacja ich idee fixe przysłania całkowicie zdrowy rozsądek.
Odnosząc to do sytuacji wewnętrznej Polski uważam że nasza ekipa rządząca, przynajmniej w znacznej swej części, ten rozsądek utraciła, a może nigdy go nie miała?
Problem z niekontrolowanym napływem zboża z Ukrainy spowodował bunt producentów rolnych. Doszło przy okazji do połączenia „przyjemnego z pożytecznym”. Nadarzyła się okazja do protestu przeciwko polityce „fit for 55”. Problem urósł do tego stopnia że zaangażował się w jego rozwiązanie sam DT.
Strajkujących przestrzegam przed braniem jego obietnic za dobrą monetę. Czas zdać sobie sprawę że on nie tylko nie chce, ale nie może. KE ma inne zdanie i póki co puszcza mimo uszu żądania płynące z protestów z całej Europy.
Wielu komentatorów zwraca uwagę że producenci rolni zostaną odprawieni z kwitkiem.
Wkrótce rozpoczną się prace polowe i trzeba będzie zająć się tym z czego jest chleb.
Jaka musi być skala buntu żeby Bruksela wycofała się ze swych niecnych zamiarów?
O tym przekonamy się w najbliższym czasie. W Polsce mówi się głośno o możliwym strajku generalnym. Tego nie mieliśmy od czasu „Solidarności”.
Oprócz spraw bytowych rozstrzygane są sprawy bezpieczeństwa państwa i nolens volens praworządności.
Ciekawe wnioski wynikają z obserwacji poczynań KK. Kończą się buńczuczne zapowiedzi rezygnacji z zakupów uzbrojenia w Korei Południowej. Krajowy przemysł zbrojeniowy nie jest w stanie realizować terminowych zamówień armii. https://www.wnp.pl/przemysl-obronny/zakup-nowych-krabow-dla-armii-sie-komplikuje-minal-wazny-termin,809631.html?utm_source=newsletter&utm_medium=email&utm_campaign=wnp29-02-2024
Warto też poświęcić nieco uwagi kabaretowi w wykonaniu Laska https://www.wnp.pl/logistyka/cpk-traci-pierwszych-audytorow-uniewazniono-kontrowersyjny-przetarg,809644.html?utm_source=newsletter&utm_medium=email&utm_campaign=wnp29-02-2024
Czy możemy liczyć na jakiekolwiek przesilenie? Chyba jeszcze nie. 

20 lutego 2024

Czyim problemem jest dzisiaj Ukraina?

 

W sprawie Ukrainy trzeba wrócić do notek co najmniej z 2015 roku. Dzisiaj dyskusja zeszła do rozprawiania o tym co tu i teraz. Inne spojrzenie ma Putin i jego akolici, inne Ukraińcy i do tego z wyróżnieniem części wschodniej i zachodniej Ukrainy, a jeszcze inaczej patrzy na to zagranica.
Tu jest totalne pomieszanie z poplątaniem.
FR stawia sprawę otwarcie, chcą odbudować ZSRR. Nie obchodzi ich reakcja bezpośrednio zainteresowanych.
Z Ukrainą jest inny problem. Po wyjściu z ZSRR nie bardzo doceniali to co dostali. Dopiero wojna stwarza szanse na utrwalenie państwowości. Szanse, bo nie znam badań które mówiłyby jaki procent Ukraińców jest zainteresowany istnieniem państwa o tej nazwie.
Ukraina, podobnie jak pozostałe twory powstałe z rozpadu ZSRR, nie jest państwem jednorodnym etnicznie. To sytuacja naturalna, ale także owoc polityki władców ZSRR którzy starali się wymieszać maksymalnie narody mieszkające w jego granicach. Ale też Ukraina, podobnie jak inne państwa poradzieckie, jest nietolerancyjna wobec mniejszości narodowych. To znajdowało swoje odbicie w tworzonym prawie i to jest kluczowa przyczyna trwającej wojny.
Na ten obraz nakładają się kolejne warstwy.
Ukraina jest państwem dużym powierzchniowo /prawie 2-krotnie większa od Polski/, o dobrym położeniu strategicznym, o bardzo rozległych złożach kopalin i olbrzymich obszarach niezwykle żyznej ziemi.
Tu jest kolejny problem. Po powstaniu państwa te dobra sukcesywnie przechodzą w posiadanie obcych. Zyski państwa są powiem wręcz, mizerne.
Patrząc na całokształt trudno wysnuć wnioski na przyszłość.
Ukraina jako państwo jeszcze istnieje. Nie wiadomo co się stanie z terenami zajętymi obecnie przez wojska rosyjskie. Wątpię żeby dobrowolnie się wycofali. Rozwiązania siłowe to bliżej nieokreślona przyszłość.
Nie wiadomo jak ostatecznie zachowają się USA, Wlk. Brytania i UE. Deklarowane wsparcie ma się nijak do realiów. Powód podstawowy to opóźnienia w realizacji pomocy zarówno finansowej jak i sprzętowej. Szczególne znaczenie ma pomoc sprzętowa, zwłaszcza dostawy amunicji artyleryjskiej.
Jej brak utrudnia zarówno działania ofensywne jak i obronne. To główny powód opuszczenia przez wojska ukraińskie Awdijiwki.
Trzeba sobie zdać sprawę że pomagającym tak naprawdę nie zależy żeby FR przegrała, albo Ukraina wygrała. Chodzi o to żeby wojna maksymalnie wykrwawiła obie strony. To przeciąganie liny może potrwać długo.
Ukraina aspiruje do NATO i UE. Przystąpienie do NATO uwarunkowane jest zakończeniem działań wojennych. Przystąpienie do UE jest bardziej złożone. UE postrzega Ukrainę głównie jako zagłębie rolnicze. Zakłada że Ukraina stałaby się głównym dostawcą produktów rolnych dla całej UE.
To jest nie w smak członkom UE którzy mają u siebie znaczącą produkcję rolną. Na tym tle dochodzi do trwających protestów rolników unijnych w całej Europie. Dużo będzie zależało od negocjacji między Ukrainą i KE.
Po stronie Ukrainy mamy produkcję wielkotowarową, lepsze warunki klimatyczne i na dzisiaj tańszą siłę roboczą. Ukrainy nie obowiązują dzisiaj unijne przepisy fitosanitarne,
Jedno z kluczowych pytań dotyczy okresu dostosowawczego rolnictwa Ukrainy do przepisów unijnych.
O FR powtórzę co napisałem tu nie raz. Wojna dla społeczeństwa rosyjskiego jest czynnikiem scalającym. Jest to o tyle ważne że FR jest ciągle zagrożona rozsadzeniem od środka przez ruchy separatystyczne.
O względy Rosji zabiegają USA i Chiny.
Każde z tych państw chce mieć FR po swojej stronie, albo mieć gwarancję neutralności w razie starcia z Chinami bądź USA.
Żeby jakoś zamknąć temat Ukrainy trzeba zwrócić uwagę na postawę polityków ukraińskich wobec sąsiadów ale również zagranicy. Mam wątpliwości czego ci politycy właściwie bronią?
Bo na pewno nie interesów rolnictwa ukraińskiego które jest zdominowane przez kapitał obcy.
Jeśli tak jest to mamy do czynienia z lobbingiem a nie obroną interesów Ukrainy.
Prostsza jest odpowiedź na pytanie przed czym bronią się rolnicy z UE protestujący teraz na drogach Europy.
Moim zdaniem, w codziennej publicystyce problem przedstawiany jest tendencyjnie.
Na czym polega ta tendencyjność?
Ukrainę przedstawia się jako słabe i bezbronne państwo napadnięte przez okrutnego agresora jakim jest FR. Jaka jest prawda? Na pewno nie jest czarno-biała.
Zanim doszło do tzw. wojny pełno skalowej, w lutym 2022, na Ukrainie coś się działo.
Pytanie, jak mocno trzeba cofnąć się w czasie?
Nic albo niewiele wniesie dzielenie włosa na czworo.
Po okresie przynależności do ZSRR Ukraina odziedziczyła złodziejstwo i korupcję na skalę nawet dla nas trudną do wyobrażenia.
U nas kiedyś w obiegu było powiedzenie że „w Polsce tylko ryba nie bierze”.
Ukraina ma inny problem. Nie bierze tylko ten kto nie ma okazji, albo możliwości.
Opowieści na ten temat są najprzeróżniejsze. Niektóre przypadki przedostają się do mediów obcych. Rozumiem że u nas łatwiej znaleźć opowieści o korupcji w wydaniu rosyjskim.
Jednak problem urósł do znacznych rozmiarów skoro zaczął bulwersować polityków USA.
Pomoc sprzętowa nie trafiała w 100% na front. Stwierdzono wiele przypadków „reeksportu” pomocy
np. do terrorystów w różnych zakątkach świata.
Walka z korupcją jest trudna nawet dla prezydenta Ukrainy. Ale jak długo można udawać że się nie widzi problemu?
Wokół wojny na Ukrainie wykreowano narrację że od jej losów zależy pokój w Europie.
Na tej kanwie politycy ukraińscy uważają że cały świat jest zobowiązany do bezinteresownej pomocy Ukrainie aż do ostatecznego jej zwycięstwa. Przez jakiś czas pewnie tak było.
Ale wojna trwa już dwa lata. Jej końca nie widać, a według stanu obecnego front stanął.
Dla wielu państw zachodnich jest to trudne do przełknięcia.
Dzisiaj nikt nie mówi o rekompensacie za udzielaną pomoc. Tylko to nie dotyczy wszystkich.
Z wielu informacji jakie do nas docierają wynika że wielki biznes jest poważnie zaangażowany na Ukrainie od lat. To biznes ponadnarodowy, w tym także rosyjski co dla wielu jest totalnym zaskoczeniem. Wielkie latyfundia nie są własnością Ukrainy. Podobnie jak wiele zakładów przemysłowych, sieci handlowych itd.
W ostatnich miesiącach przybywa punktów spornych, zwłaszcza między państwami frontowymi a Ukrainą. To są problemy trudne do rozwiązania bo KE ustawia się do nich bokiem licząc że rozwiążą się same. Nic z tego.
Jest też inne wytłumaczenie sytuacji. KE wykorzystuje Ukrainę do rozgrywki wewnętrznej z własnym rolnictwem. Docelowo chodzi o likwidację rolnictwa w ramach programu Fit for 55 i oparcie zaopatrzenia Europy o produkty rolne sprowadzane z Ukrainy i Mercosur.
Od siebie dodam że w kolejce czekają producenci płodów rolnych z FR.
Wojna kiedyś się skończy i nadwyżki trzeba gdzieś wyeksportować. Jeśli upadnie rolnictwo UE wówczas można swobodnie regulować ceny na importowane produkty rolne.
Teraz kluczowym jest niekontrolowany wywóz zboża z Ukrainy drogami lądowymi.
W jednym wątku są dwie istotne sprawy. Faktem jest że zboże wyrosło na ziemi ukraińskiej, ale jest własnością użytkowników gruntów ornych którymi są korporacje ponadnarodowe.
Czyich interesów bronimy wpuszczając transporty do Polski?
Wywóz jest źle zorganizowany, za sprawą komisarzy unijnych, bo zboże i produkty rolne które mają tranzytem przejeżdżać przez Polskę, zalewają nasz rynek. Tymczasem my jesteśmy w produkcji rolnej samowystarczalni i też mamy nadwyżki które chcemy sprzedać.
W trakcie pisania skojarzyłem jeszcze coś. Dlaczego Ukraina za wszelką cenę stara się wykonywać przewozy przez Polskę? Nie ma innych możliwości? Jest przecież Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Dlaczego Polska?
Okazuje się że poza przewozami drogowymi produkty rolne przewożone są koleją.
W ten sposób wjeżdża zboże z Ukrainy. Rolnicy: Wszyscy o wszystkim wiedzą (msn.com)
Różnica jest w ilości przewożonego towaru. Zdecydowana przewaga jest po stronie transportu morskiego który jest utrudniony wskutek blokady ruchu statków na Morzu Czarnym.
Ten temat ostatnio jest całkowicie wyciszony. Dlaczego? Nie ma znaczenia wypowiedź Zelenskiego że lądowy transport produktów rolnych to tylko 5% ukraińskiego eksportu.
Jaki związek z tym wszystkim ma informacja na którą trafiłem wczoraj, że na rynkach światowych jest nadpodaż produktów zbożowych i ziarna kukurydzy. To z kolei wpływa na znaczny spadek cen.
https://www.wnp.pl/logistyka/rolnicy-protestuja-na-przejsciu-granicznym-dorohusk-jagodzin,806094.html
KE znowu występuje w roli dobrego wujka i łaskawie zgadza się dotować eksport zboża z UE kwotą około 4 mld euro. To rozwiązanie doraźne, do kolejnych zbiorów które zaczną się już w lipcu. 

16 lutego 2024

Znowu nadzieja w Opatrzności?

 

Tematami dyskutowanymi dzisiaj z zapamiętaniem jest budowa CPK i rozbudowa naszej armii.
Są i inne, ale tym razem o naszym wojsku i obronności państwa.
W tych dniach /dokładnie 14 lutego/ obchodzona była 82 rocznica utworzenia Armii Krajowej.
Z tej okazji przypomniano że w oddziałach AK było docelowo około 380 000 zaprzysiężonych żołnierzy. To nie było wszystko bo żołnierz polski walczył, po stronie aliantów, na wielu frontach II wojny światowej.
Ktoś powie że to dawne czasy. Tylko dlaczego dzisiaj taki opór rządzących wzbudza tworzenie armii liczącej poniżej 200 tysięcy żołnierzy? Od siebie dodam pytanie dlaczego w tym „doborowym” towarzystwie jakim jest „koalicja 13 grudnia” jest taka pogarda dla munduru żołnierza polskiego? Pamiętam zachowania na granicy z Białorusią tych pacyfistów od siedmiu boleści.
Wtedy była wojna /II WW/, a teraz jest poważne zagrożenie wojną.
Jeszcze kilkanaście lat temu w Polsce był obowiązek powszechnej służby wojskowej.
Dzisiaj tego nie ma, bo po co?
Jakoś nie ma dyskusji co się stanie gdy Rosja zacznie realizować swoje plany agresji wobec państw NATO? Czyżby z góry zakładano że tym najsłabszym NATO powie „radźcie sobie?”
Przynajmniej ja nie mam wątpliwości że USA będzie się angażować militarnie w Europie jeśli będzie miało w tym swój interes. Obecność militarna w Europie to dla USA czysty biznes.
Moją wesołość wzbudzają twierdzenia że naszego bezpieczeństwa będzie broniła nieistniejąca europejska armia, dowodzona przez Niemców. Tu przypomnę twór o nazwie UZE
https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/unia-zachodnioeuropejska;3991335.html któremu się zeszło w 2010 roku.
Powagi, Europa nie potrafi zapewnić amunicji dla wojsk ukraińskich, po dwóch latach wojny.
Część zachodnia Europy marzy o szybkim powrocie do ścisłej współpracy z FR.
Od 2010 roku nic nie ruszyło się z miejsca. Są różnego rodzaju kółka zainteresowań, czy wzajemnej adoracji, ale efektów zero. Nie ma poważnej współpracy w zakresie produkcji sprzętu wojskowego,
czy amunicji. Każdy kombinuje jakby najwięcej zarobić kosztem reszty.
Pomoc dla Ukrainy to głównie USA, bo Europy nie stać. Dla nich nie ma zagrożenia.
Ile lat będzie trwała dyskusja nad ustalaniem jakie siły mają być przeznaczone pod wspólne dowództwo do obrony Europy?
Według mnie to są wystarczające przesłanki żeby liczyć na siebie. Utrzymanie armii kosztuje.
Nikt zdrowo myślący tego nie kwestionuje. Jeśli szkoda nam na własną armię, będziemy opłacali obcą. To truizmy i slogany. Tymczasem powinniśmy robić wszystko żeby rozbudowywać i szkolić wojsko, bo to mają być obrońcy granic, a nie wojsko do defilad. Doświadczenie przeszłości uczy że pacyfiści w chwili realnego zagrożenia w pierwszej kolejności wybiorą „drogę na Zaleszczyki”.
O niepoważnym traktowaniu nas nawet wewnątrz NATO świadczy odmowa udostępnienia nam broni atomowej w ramach programu Nuclear Sharing
https://pl.wikipedia.org/wiki/Udostępnianie_broni_jądrowej_w_ramach_NATO .
Dzisiaj bardzo poważnie mówi się o ryzyku prowokacji ze strony FR i wciągnięciu Polski do wojny toczącej się na Ukrainie. Nie możemy być na 100% pewni solidarności w ramach NATO.
Nie było okazji testowania. Za to z przeszłości pamiętam że nie było chętnych do umierania za Gdańsk.
Niemcom nie wierzyłem i nie wierzę w szczerość ich intencji. Swoją obronę musimy opierać na własnych możliwościach i realnej współpracy z państwami frontowymi, podobnie jak my zagrożonymi agresją ze strony FR.
Ostatnio sporo zamieszania wywołała informacja że przy okazji modernizacji naszych sił zbrojnych pominęliśmy szeroko pojętą obronę cywilną. Można się zastanawiać dlaczego tak się stało?
Po doświadczeniach z wojny na Ukrainie przyszło opamiętanie, ale gorzej z konkretami. Przygotowywana jest ustawa, jednak szczegółów brak.
Śmiesznie, a może żałośnie to wygląda bo wszyscy kolejni przedstawiciele rządów III RP robią wielkie oczy, jak to możliwe? Według mnie odpowiedź jest prozaiczna, to było przez lata źródło konkretnych oszczędności budżetowych. Po co marnować pieniądze na coś co się nigdy nie przyda?
Ten pogląd pokutował przez wiele lat za sprawą nie tylko resetu.
Natomiast OC funkcjonowała bardzo dobrze w czasach PRL-u bo wtedy wszyscy się bali wojny atomowej. Nikomu nie było do żartów.
Jak dalece złożona to sprawa można przeczytać tu
https://www.portalsamorzadowy.pl/zmiany-w-prawie/obrona-cywilna-priorytetem-rzadu-szykuje-sie-przyspieszenie,523423.html
Problem polega na tym kogo w to ubrać, czy raczej kogo w to wrobić?
Na drugi plan schodzi sprawa kosztów. To są wydatki na infrastrukturę i inwestycje w ludzi.
To tworzenie struktur terenowych i ustawiczne szkolenia. Przede wszystkim praca od podstaw.
Do odrobienia są zaległości z chyba 30 lat. Tak tak, to nie moje przejęzyczenie.
Nie wiem jak sprawa obrony cywilnej przedstawia się w innych państwach, nie tylko europejskich, ale nie ma wątpliwości że od czołówki odstaliśmy spoooro.
Zamiast zająć się rozwiązywaniem realnych problemów rządzący całą uwagę i energię koncentrują na tym jak boleśnie dokopać poprzednikom. To jest teraz najważniejsze. Wojna może poczekać.

11 lutego 2024

Świat w którym żyjemy -3/3.

 

Na tzw. całokształt wpływa sytuacja polityczna w świecie.
Wojna na Ukrainie już się medialnie przejadła. Zbyt długo trwa, koszty udzielanej pomocy są znaczne, efekty raczej mizerne, trudny do przewidzenia wynik końcowy, a do tego wiele krajów ma przed sobą poważne rozgrywki polityczne u siebie.
Szczególnie jaskrawo widać to w przypadku USA. Od kilku tygodni trwają przepychanki między prezydentem a Kongresem w sprawie warunków udzielenia kolejnej transzy pomocy Ukrainie.
Chodzi o transakcję wiązaną, czyli pomoc Ukrainie pod warunkiem wyasygnowania środków budżetowych na sfinansowanie przedsięwzięć lokalnych, dotyczących USA.
Jest też sprawa długoterminowa. Dotyczy możliwego wyniku jesiennych wyborów prezydenckich w USA. Na dzisiaj duże szanse ma Trump, a ten nie kryje swej niechęci do udzielania pomocy Ukrainie. W jego ocenie jest to problem europejski i powinna go rozwiązać Europa.
Osobiście bym się tym nie przejmował bo po pierwsze jest to zagranie propagandowe sztabu wyborczego Trumpa, a po drugie polityka zagraniczna USA jest dość stabilna i jej kierunki nie wyznacza jednoosobowo urzędujący prezydent USA.
Jako pewnik trzeba traktować że problemy wewnętrzne USA muszą rozwiązać sami Amerykanie. Zagranica może jedynie przeszkadzać. Zresztą od lat to robi.
Trudne problemy do rozwiązania są także w Europie. W wielu przypadkach są to problemy na własne życzenie. Powodem jest polityka gospodarcza i środowiskowa kreowana przez KE.
KE prze do dalszych przekształceń strukturalnych gospodarki w UE, a te mają skutkować wygaszaniem produkcji rolnej w państwach o znaczącym jej udziale w PKB. Widać to po protestach w Niemczech, we Francji, w Hiszpanii, a wcześniej w Holandii. Wiele wskazuje że do tych protestów dołączą rolnicy polscy. Obecna fala protestów szybko nie wygaśnie. Nie wiadomo tylko jakim rezultatem się zakończy?
Taka postawa powoduje że zmienia się postawa wyborców. W kolejnych wyborach europejskich zwyciężają partie prawicowe, czy wprost narodowe. To prawdopodobnie przełoży się również na wyniki wyborów do PE które odbędą się w czerwcu.
Analitycy przewidują że w nowym składzie PE wzrośnie ich znaczenie kosztem ugrupowań lewicowych i liberalnych.
W jakim stopniu wpłynie to na politykę unijną? Tego nie wiadomo. Przekonamy się za pół roku.
Na tym tle trzeba oceniać obecne wydarzenia w Polsce.
W jesiennych wyborach parlamentarnych zawiodła zbiorowa mądrość Polaków.
Tak naprawdę to zawiodła znacznie wcześniej. Tylko kiedy było to wcześniej? Obawiam się że nie ma odważnego do postawienia prawidłowej diagnozy. Potrzebny jest dłuższy wywód, a właściwie przypomnienie faktów z niezbyt odległej przeszłości.
Meblowanie polskiej sceny politycznej trwa po dziś dzień, a zaczęło się po wyborach 4 czerwca 1989 roku. W kolejnych latach zastanawiano się jaki będzie docelowy model tej sceny.
Moim zdaniem ten proces zaczął się znacznie wcześniej, w trakcie obrad w Magdalence, a kto wie czy nie wcześniej. Nie sądzę żeby Kiszczak uruchamiał ten proces bez myśli przewodniej.
Świadczy o tym chociażby „przypadkowo” duża liczba współpracowników SB w strukturach partii powstających po zakończeniu obrad „Okrągłego Stołu”.
W pierwszym rozdaniu mieliśmy zarejestrowanych ponad 160 partii politycznych. W kolejnych eliminowane były tzw. partie kanapowe i w rezultacie doszliśmy do około 10 partii które dotrwały do dzisiaj. Niektóre z nich po drodze zmieniały nazwy i to wielokrotnie. Wędrówka ludów między partiami trwa po dzień dzisiejszy. Istota tych gier sprowadza się do tego że na scenie pozostają dwie partie które mają realny wpływ na bieg zdarzeń. To jest zbyt piękne żeby było prawdziwe.
W rzeczywistości te dwie partie są zbyt słabe żeby w przypadku wygrania wyborów parlamentarnych samodzielnie rządzić. O wzajemnej współpracy nie ma co nawet marzyć.
Powód jest prozaiczny. Na czele stoją przywódcy którzy się organicznie nie znoszą. Nie zmieni się to dopóki nie przejdą na emeryturę polityczną. Zanim to nastąpi, po kolejnych wyborach montowane są koalicje które faktycznie są kulą u nogi partii wiodącej. Powodem jest zasadnicza rozbieżność interesów politycznych. Efekt jest taki że między bajki można włożyć opowieści o budowie nowoczesnego państwa, o wprowadzaniu istotnych reform w jego funkcjonowaniu.
Bardziej przypomina to wegetowanie, a w dużym stopniu są to działania pozorne, a częściej na szkodę Polski i jej obywateli. Nie sądzę żeby działanie na rzecz obcych odbywało się bezinteresownie.
Stan tymczasowości jest wpisany w to co nazywamy III RP.
Konstytucja z 1997 roku była firmowana przez aparatczyka Kwaśniewskiego, a jej myślą przewodnią było ograniczenie uprawnień prezydenta RP którym mógł ponownie zostać TW Bolek.
 W chwili jej przyjmowania nie było pewności kto będzie prezydentem w kolejnej kadencji.
To był czas premiera Leszka Millera, gdy mówiono o kanclerzu, na wzór niemiecki, jako najważniejszej osobie w państwie. Prezydent miał być dopuszczony do różnych uroczystości oficjalnych np. uroczystego przecinania wstęgi.
Po jej przyjęciu wprowadzono zmiany spowodowane przystąpieniem Polski do NATO i UE.
Zakładano wówczas, że nowa redakcja tej konstytucji powinna powstać do 25 lat jej obowiązywania. Ten czas minął, a szanse na realizację zamiaru są znikome, bo nie ma szans na utworzenie tzw. większości konstytucyjnej. Za duża rozbieżność interesów politycznych między partiami.
Obie partie sporo o sobie wiedzą. Są to w dodatku informacje które nie nadają się do wiedzy ogólniej, do mediów.
Po wyborach 2015 roku przegranych przez PO doszedł element odwetu.
Wówczas PiS popełnił kardynalny błąd polityczny. Mając większość w Sejmie i Senacie oraz prezydenta który był skłonny współpracować, można było wiele spraw uporządkować.
Skoro w kampanii wyborczej obiecano rozliczyć poprzedników z ich dokonań w okresie rządzenia, trzeba było to zrobić, albo wyraźnie powiedzieć że są sprawy ważniejsze do wykonania.
Zabrakło pomysłu, albo konsekwencji. Są afery wykryte ponad 10, a nawet 15 lat temu, bez rozstrzygnięcia sądowego.
Ujawniano kolejne afery, zatrzymywano osoby naruszające prawo, ale rzadko sprawy trafiały na wokandę. Ta indolencja skutkowała karami nakładanymi przez TS UE na Polskę za przewlekłość postępowań sądowych.
O tym co poszło nie tak będzie się mówiło i pisało długo. Niewiele wniosą komisje sejmowe które tak ochoczo powołuje teraz obóz rządzący. Nie chodzi o wyjaśnienie czegokolwiek ale o zemstę na tych którzy przez osiem lat odcinali im dostęp do fruktów.
Tu książkowym przykładem jest sprawa Giertycha. Mimo zatrzymania, dzięki starej sztuczce, udało mu się uciec wymiarowi sprawiedliwości. Dzisiaj, dzięki głupocie wyborców, jako poseł na Sejm stał się głównym prześladowcą polityków PiS. Na dodatek znalazł sobie źródło dochodów na lata. Opozycja zwana teraz ruchem 13 grudnia nie widzi korzyści z wielu działań gospodarczych podjętych przez poprzedników. Nie jest zainteresowana działaniami długoterminowymi, a celem nadrzędnym jest zadośćuczynienie oczekiwaniom KE a faktycznie Niemiec.
Na dzień dzisiejszy wszelkie ustalenia są jeszcze płynne, bo nowa ekipa zasłania się koniecznością ustalenia stanu zobowiązań podjętych przez poprzedników. Jednak kolejne informacje jakie przenikają do mediów świadczą że zaczyna być groźnie dla przyszłości Polski.
Do skomentowania jest kilka wątków. Najważniejszy dotyczy bezpieczeństwa militarnego.
Po rządach koalicji PO-PSL zastaliśmy siły zbrojne w rozsypce. Wydarzenia na Ukrainie stały się sygnałem ostrzegawczym, ale przyspieszenie nastąpiło po wybuchu wojny w lutym 2022.
Podejmowane wcześniej działania modernizacyjne odbierano jako ruchy na wyrost.
Planowana rozbudowa armii i jej gruntowna modernizacja są zadaniami kosztownymi i długofalowymi. Stanowią poważne obciążenie budżetu Polski.
Oceniając aktualną sytuację trzeba pamiętać, że państwa mające siły zbrojne proporcjonalne do swych potrzeb i możliwości, budowały je przez lata. Polska musi to robić w przyspieszonym tempie bo FR nie będzie czekać. Nie zrezygnuje ze swych agresywnych zamiarów, a NATO może nam pomóc, a nie bronić nas zamiast nas samych. Dlatego zakupy wyposażenia tych wojsk musimy opierać nie tylko na przemyśle krajowym, ale przynajmniej w obecnym stadium, na imporcie.
W pierwszych miesiącach rządów koalicji 13 grudnia uwidacznia się w całej krasie jej szkodliwe działanie. Z jednej strony lekarz Kosiniak-Kamysz dostrzega zagrożenie płynące ze wschodu, a z drugiej, w tym samym wystąpieniu, kwestionuje celowość rozbudowy armii do rozmiarów przyjętych przez poprzedników. Dalej, z uporem maniaka powtarza mantrę, że co najmniej 50% zakupów uzbrojenia trzeba ulokować w przemyśle krajowym. Zapomina że w poprzedniej kadencji rządów
PO-PSL starali się dołować ten przemysł i robili to skutecznie.
Teraz, chociaż ten przemysł nabrał rozpędu, nie jest w stanie w oczekiwanych terminach zrealizować składanych zamówień, zwłaszcza że ciągle pracuje według etatu pokojowego
/1 lub 2 zmiany, dni wolne/. Nie mniej istotna sprawa dotyczy specjalizacji w produkcji.
Polski przemysł zbrojeniowy ma znaczne osiągnięcia, ale też w niektórych dziedzinach nie istnieje, albo poziom ilościowy i jakość pozostawiają wiele do życzenia. Stąd zakupy u obcych i próby nawiązania współpracy. Tak jak to ma miejsce z Koreą Południową. Tu jest jeszcze jeden ciekawy przypadek. Współpraca z Koreą ma być obustronnie korzystna ponieważ poprzez Polskę Korea chce wejść na rynek europejski. Jeśli to dojdzie do skutku Polska stanie się centrum serwisowym w Europie dla uzbrojenia produkcji koreańskiej które oceniane jest wysoko ponieważ oparte jest na wzorcach amerykańskich do tego stopnia że USA muszą wyrazić zgodę na eksport z Korei do danego państwa.
Z Koreą jest jeszcze inny problem. Zamówienia złożone przez Polskę mają być skredytowane przez Koreę bo Polska nie dysponuje tak dużymi możliwościami finansowymi.
Teraz słyszę że K-K kwestionuje transakcję bo ... i tu następuje litania zastrzeżeń smerfa Marudy.
Podobną taktykę rząd 13 grudnia przyjmuje wobec inwestycji planowanych w gospodarce Polski.
Bełkotem kretyna są sugestie rządzących że inwestycje planowane przez poprzedników to gigantomania.
Zapominają że nasi poprzednicy w II RP budowali port w Gdyni czy COP również przy braku 100% akceptacji społecznej.
To była potrzeba chwili. Nie zdążyliśmy skonsumować owoców tego zrywu bo wydarzenia wokół nas zaczęły się dziać szybciej niż wynikało to z planowania strategicznego.
Dzisiaj mamy odmienną sytuację. To ekipa spod znaku 13 grudnia torpeduje inwestycje rozpoczęte przez rząd ZP. Dla odmiany te inwestycje mają poparcie społeczne.
W toczących się rozważaniach brakuje nawiązania do przeszłości tzn. do okoliczności powstania Polski porozbiorowej. Chodzi o to że granice rozbiorów wyznaczały istniejące układy komunikacyjne, kolejowe i drogowe. Miały na celu dowóz wojsk i materiałów wszelakich do granicy. To była m. in. linia Wisły.
Kto dzisiaj wie co to jest rokada? https://pl.wikipedia.org/wiki/Rokada
Jesteśmy w tym szczególnym położeniu że wszelkie znaczące inwestycje kolidują z interesem Niemiec. Dlatego przydupasy Berlina rezydujące w Warszawie z taką ochotą torpedują wszystko co możemy zrealizować dla wzmocnienia pozycji Polski w Europie?
Rząd dogadany z Niemcami ws. CPK? Bosak: O tym się mówi w kuluarach (msn.com)
W tej analizie nie mogę się ograniczyć do podwórka krajowego. Wokół Polski wiele się dzieje i czy nam to odpowiada czy nie, wpływa w sposób znaczący na naszą sytuację społeczną, gospodarczą, polityczną i militarną. Czasem tych związków, przynajmniej w pierwszej fazie, nie dostrzegamy.
Tak było z wojną w Izraelu. Czy Izrael dał się zaskoczyć, czy jest to dobra okazja do ograniczenia obecności i wpływów organizacji palestyńskich w Izraelu i na Bliskim Wschodzie?
Z pozoru jest tu dysproporcja sił. Dotyczy to terytorium Izraela. Ale Izraelczycy i Palestyńczycy obecni są na całym świecie, w szczególności w Europie i Ameryce Północnej. Palestyńczycy są bardziej widoczni przez swoje agresywne zachowanie. Postawieni pod ścianą nie przebierają w środkach. Odpowiadają terrorem na terror.
Poważnym problemem dla społeczności Żydów są częste przypadki agresji wobec nich i to nie tylko ze strony przedstawicieli świata arabskiego.
Nie jest to nic nowego. Teraz mówi się o skali zjawiska. W niektórych państwach wymagana jest ochrona Żydów, w miejscach ich zamieszkania i przebywania, przez policję.
Skutki trwającej w Izraelu wojny przeniosły się poza jego granice. Znowu powraca pytanie czy jest to solidaryzm czy korzystanie z pretekstu? Mam na uwadze akcje na Morzu Czerwonym.
https://www.portalmorski.pl/wiadomosci/bezpieczenstwo-granice/55011-to-juz-50-atak-w-ramach-kryzysu-na-morzu-czerwonym-i-zatoce-adenskiej
Rebelianci jemeńscy atakują jednostki płynące przez Morze Czerwone, zarówno handlowe jak i marynarki wojennej, pływające pod wszelkimi banderami. Akcje odwetowe okrętów i lotnictwa USA i Wlk. Brytanii, wspomaganych przez inne państwa, nie przynoszą widocznych rezultatów. Zakłócone są łańcuchy dostaw, bo statki płyną dłuższą trasą, wokół Afryki. Ponadto rosną koszty dostaw, a tym samym rosną ceny wyrobów finalnych. Wszystko razem nakręca inflację.
Wojna w Izraelu pośrednio wpływa na przebieg wojny na Ukrainie. Chociażby przez to że odwraca uwagę światowej opinii publicznej, na czym zależy Rosji.
Prowadzenie wojny kosztuje, a wiadomo że Ukraina od dawna cienko przędzie.
Pomoc zewnętrzna też siadła.
Tymczasem wojska rosyjskie przechodzą do szturmu na całej długości frontu. Nie przekłada się to jeszcze na spektakularne sukcesy, ale mówi się że takie są potrzebne przed zbliżającymi się w Rosji w marcu wyborami prezydenckimi
Pomoc dla Ukrainy stała się zakładnikiem rozgrywek między politykami USA a prezydentem.
W tle są oczywiście jesienne wybory prezydenckie.
Wraca temat rozejmu czy zawieszenia broni w wojnie na Ukrainie. Zanosi się że do sytuacji na Ukrainie będzie pasował wierszyk „wśród serdecznych przyjaciół psy zajączka zjadły”.
USA starają się hamować agresję Izraela wobec Palestyńczyków, ale jednocześnie nie wycofują się z pomocy militarnej Izraelowi.
Sytuacja międzynarodowa uległa takiej komplikacji że żaden szanujący się komentator nie jest w stanie, nawet w przybliżeniu, powiedzieć co będzie dalej?
Ja powiem że we współczesnym świecie nie każdemu wolno tyle samo. To truizm.
Wiedza warta fortuny to znać odpowiedź na pytanie dlaczego?

Świat w którym żyjemy -2/3.

 

Ukrainie trzeba pomagać bo to jest w naszym interesie. W naszym, czyli nie tylko Polski, ale i Europy. Jeśli tego nie zrobimy, koszty zaniechania poniosą wszyscy.
Ukrainie można pomóc w różny sposób. Przez pomoc polityczną, finansową, gospodarczą, humanitarną, militarną /uzbrojenie/ albo bezpośrednie zaangażowanie wojsk NATO czy tylko poszczególnych państw.
Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Potrzeba czasu żeby to wszystko rozkminić.
Clou dotyczy ustalenia co jest pierwotne, a co wtórne? Pomagać Ukrainie czy naciskać na FR żeby zrezygnowała ze swej niepohamowanej agresji wobec sąsiadów.
Zanim nastał Majdan, aneksja Krymu, nasza wiedza o Ukrainie była właściwie żadna.
Bliższe prawdy jest określenie powierzchowna. Wiedzieliśmy że to duży powierzchniowo kraj, o ludności porównywalnej z Polską. Ile tej ludności jest w granicach Ukrainy teraz, a ile poza granicami, nie wiadomo. Są tylko dane szacunkowe.
W powszechnym obiegu informacje o Ukrainie nie były zbyt pochlebne. Sporo z nich nie straciło na aktualności.
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o co wybuchła wojna FR z Ukrainą?
W pretekst oficjalny /wersja rosyjska/ mało kto wierzy.
Rosja nie pozostawia złudzeń. To co zagarnęli pod swe skrzydła jako ZSRR ma tam pozostać na wieki. Dla zasady. Że nie potrafią ogarnąć tego co mają? Nikomu nic do tego!
Wschodnią Ukrainę zagarnęli bo tam są Rosjanie i to ich odwieczne tereny. Wiadomo że to teoria naciągana.
Tylko dlaczego niszczą z takim zapamiętaniem zajęte tereny? Nawet jak to pozostanie w ich rękach nie stać ich będzie przez lata na przywrócenie tych terenów do życia.
Tak wygląda w praktyce taktyka spalonej ziemi.
Dwa lata krwawej wojny, a tak naprawdę już ponad 10 i efekty raczej słabe. Rosja się dławi od tego nadmiaru, ale chora ambicja lokatorów Kremla nie pozwala cofnąć się ani o krok.
Dzisiaj nikt nie ma oferty która zadowoli obie strony. Są opinie że FR może prowadzić wojnę jeszcze z 5 lat albo dłużej. To wojna na wyniszczenie Ukrainy, bo ta tyle nie wytrzyma. Zwłaszcza bez pomocy z zewnątrz.
Jaka jest prawda?
Prawda ma różne oblicza. Zależy z jakich pozycji chcą nam ją sprzedać.
Wojna osłabia gospodarczo Rosję i tego nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje.
Do tego trzeba dodać straty ludzkie na froncie. Zabitych 350 do ponad 500 tysięcy, o rannych, trwale okaleczonych i z tzw. stresem pourazowym nie wspomnę.
https://oko.press/rok-specjalnej-operacji-wojennej-putin Gdzieś dawno przepadł sens tej wojny.
Pozostaje jednak pytanie co dalej?
Na razie brak odpowiedzi.
Znowu trzeba cofnąć się do początku, czyli przynajmniej do lutego 2022.
Wojna wisiała na włosku od lat /od aneksji Krymu/. Ukraina przygotowywała się sama, ale też aktywnie pomagały jej USA i Wlk. Brytania. Na ten temat wiedza była dobrze reglamentowana.
To była pomoc sprzętowa oraz szkoleniowa wojsk ukraińskich.
Celem ataku FR było szybkie zajęcie Kijowa i w następstwie całej Ukrainy.
Jak było naprawdę? Fakty, te ujawnione, są następujące:
Plan był dobry, ale zawiodła realizacja. W pierwszej fazie nie udało się opanować lotniska pod Kijowem /Hostomel/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_o_Hostomel a w konsekwencji dokonać desantu dla opanowania Kijowa.
Nie zajmuję się plotkami, ale w sieci jest też inna wersja tego epizodu.
Pierwsze tygodnie, a nawet miesiące obnażyły wszelkie słabości armii rosyjskiej.
W rezultacie wojna która miała zakończyć się po kilku dniach zwycięstwem tych wojsk trwa po dzień dzisiejszy.
Z samego stwierdzenia niewiele wynika. Trzeba zejść do poziomu szczegółów.
W pierwszej fazie walk wojska rosyjskie ponosiły straty w ludziach i sprzęcie wynikające ze złego dowodzenia i złego przygotowania logistycznego. W kolejnych miesiącach doszły problemy z uzupełnianiem strat w sprzęcie na froncie oraz braki w środkach bojowych, głównie amunicji artyleryjskiej i rakiet. Powód był dość prozaiczny. UE zaczęła stosować wobec FR kolejne etapy embarga na dostawy materiałów strategicznych, głównie elektroniki. Z drugiej strony wprowadzane są ograniczenia na dopuszczenie do sprzedaży na rynkach światowych przez FR węglowodorów które są głównym źródłem dochodów budżetu.
Upływ czasu pokazuje że te sankcje nie są wystarczająco skuteczne wobec oczekiwań UE i USA.
FR znajduje stale drogi obejścia sankcji, a przez to osłabienie jej potencjału gospodarczego jest co najmniej dyskusyjne.
Po blisko dwóch latach wojny wiadomo że o jej szybkim zakończeniu nie ma co mówić.
Jest ku temu kilka powodów.
Powód pierwszy i zasadniczy jest taki że FR nie jest zainteresowana jej zakończeniem bo nie osiągnęła zamierzonych celów. Jednocześnie FR jest za słaba żeby te cele zrealizować.
Inny problem jest po stronie Ukrainy.
Gdyby była zdana wyłącznie na siebie, faktycznie przestałaby istnieć bardzo szybko.
W tej wojnie jest dysproporcja sił. FR ma przewagę ludnościową i gospodarczą, ale nie potrafiła tego efektywnie wykorzystać.
Po obydwu stronach poważnym problemem jest korupcja która przyczynia się do obniżenia skuteczności działań bojowych.
Ukraina trwa z wielu powodów.
Najważniejszy jest ten że USA, NATO i UE wspierają Ukrainę finansowo i sprzętowo, a państwa graniczące z Ukrainą przyjęły kilka milionów Ukraińców zapewniając im niezbędne warunki do egzystencji, a dla wielu również pracę, możliwość kontynuowania nauki, dostęp do miejsc w żłobkach i przedszkolach. Tych ułatwień było więcej.
Pomoc świata zachodniego nie jest bezinteresowna głównie dlatego że wcześniej poważnie zainwestowali w interesy związane z Ukrainą. Teraz ich bronią.
W końcu drugiego roku wojny Ukraina ma problem z uzupełnieniem stanów osobowych wojsk na froncie. Mechanizm poboru rezerw jest mało skuteczny a zmiany przepisów napotykają opór na szczeblu ukraińskiego parlamentu.
Są opinie że obecne potrzeby armii ukraińskiej oceniane są na około 0,5 mln ludzi. Głównie dla zluzowania jednostek frontowych. Jednocześnie władze ukraińskie oceniają że poza granicami Ukrainy przebywa co najmniej 350-440 000 osób w wieku poborowym.
Żeby mnie nie posądzano o tendencyjność przypomnę że podobne problemy ma FR, ale oni mają większe możliwości uzupełniania wojsk na froncie.
Wszyscy zdają sobie sprawę ze słabej wartości bojowej poborowych czy rezerwistów wysyłanych po krótkim szkoleniu na front. Media często donoszą o dużych stratach wojsk rosyjskich. To nie tylko skutek gorszego jakościowo uzbrojenia, ale brak obycia na froncie gdzie strzelają prawdziwą amunicją, nie ćwiczebną. Tego, po stronie wojsk ukraińskich obawiał się dowódca wojsk ukraińskich gen. Załużny. Nowy zaciąg nie spowoduje natychmiastowej poprawy sytuacji na froncie. Ukraińcom brakuje na froncie amunicji artyleryjskiej której nie są w stanie produkować w ilości wymaganej potrzebami pola walki. Tej amunicji nie są w stanie dostarczyć dzisiaj sojusznicy z NATO. Razem spowoduje to zamrożenie sytuacji na froncie. Na jak długo?
W ostatnich dniach wyciągnięto na światło dzienne kolejny problem. To walki frakcyjne wśród polityków ukraińskich. Ich ofiarą padł dowodzący wojskami ukraińskimi gen. Załużny którego prezydent Ukrainy odwołał, właściwie nie wiadomo dlaczego. Bądźmy uczciwi, są powody oficjalne, ale są też nieoficjalne, czyli te o których mówi „ulica”.
https://www.tvp.info/75831236/walerij-zaluzny-odwolany-general-komentuje-decyzje-zelenskiego-ws-armii
Jeden z powodów oficjalnych to konieczność zmiany sposobu prowadzenia wojny.
Nie bardzo wiadomo na czym ta zmiana ma polegać? Na pewno na wyznaczeniu nowego głównodowodzącego wojsk którym został gen. Syrski. .O wybranych szczegółach tu
https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/trzesienie-ziemi-w-ukrainskiej-armii-ekspert-wojskowy-niebezpieczny-scenariusz/g1ympl3
Może nie ma z czego wybierać, bo Ukraińcy nie darzą zaufaniem nowego m. in. dlatego że jest to naturalizowany Rosjanin. Popularność Załużnego, po zwolnieniu, wzrosła skokowo o około 10%.
Prezydent Ukrainy jest zazdrosny o popularność Załużnego w społeczeństwie.
Powód jest prozaiczny. Ukrainę czekają wybory prezydenckie i nie jest wykluczone że Załużny zechce kandydować. Póki co, zainteresowany od tego się odżegnuje.
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/2244793,1,dlaczego-zelenski-odwolal-naczelnego-wodza-niepewnosc-na-froncie-jest-zgubna.read
Same wybory odkładane są na „lepsze czasy”. Co to oznacza? To wie tylko prezydent Ukrainy i jego zaplecze polityczne.

Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?

  Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...