Szukaj na tym blogu

31 maja 2020

Czym naprawdę jest III RP anno 2020?


Od jakiegoś czasu szykuje się nowa zagadka: 
na kim III RP będzie wykazywać, że nie jest państwem z tektury i z dykty? 
Okazji ku temu nie brakuje, ale jak dotychczas widzę bezsilność, tylko faktyczną, czy udawaną? Coraz częściej łapię się na tym, że jest to jednak teatrzyk dla naiwnych rozgrywany przez politycznych macherów.
Trzeci miesiąc jesteśmy w szponach pandemii Covid-19. Tak się złożyło, że w tym czasie próbujemy przeprowadzić, wymagane prawem, wybory prezydenta RP. Pechowo dla nas pandemia zmusza do niekonwencjonalnych działań wykraczających poza ustalony porządek prawny.
Dotyczy to również trybu przeprowadzenia tych wyborów. Okazało się, że nie da się ich przeprowadzić w istniejącym porządku prawnym. Podjęte działania dostosowawcze spełzły na niczym. Ustawa dostosowująca kodeks wyborczy do nowej sytuacji została zablokowana przez opozycję parlamentarną /Senat/ i wybory w pierwszym terminie tj. 10 maja, nie odbyły się.
Zwrócę jednak uwagę, że koalicja rządząca, od wygranych w 2015 roku wyborów, ma niestrawną dla mnie manierę załatwiania kluczowych spraw na rympał.
Zaczęło się od spóźnionego startu parlamentu po wygranych wyborach, co skutkowało aferą wokół Trybunału Konstytucyjnego /sprawa sędziów-dublerów/.
Jeśli ma się większość w Sejmie i Senacie nie oznacza to, że można całkowicie lekceważyć zdanie opozycji. Tu nie chodzi o pojedyncze przypadki. Spartaczono wszystkie ustawy kluczowe dla prestiżu państwa polskiego. Rekompensatą mają być ustawy socjalne, znane jako „micha+”.
Mimo wszelkich och i ach nie można uznać za sukces koalicji rządzącej wyników wyborów samorządowych 2018 roku. Podobnie było z wyborami parlamentarnymi w 2019 roku.
Teoretycznie były szanse na uzyskanie, a właściwie utrzymanie, większości w Sejmie i Senacie. Coś jednak nie zagrało.
Może jedną z przyczyn była masowa ewakuacja elit do Brukseli.
Jest też do rozważenia inna opcja; koalicja rządząca i opozycja bawią się na naszych oczach w dobrego i złego policjanta.
Prezydent miał rozliczyć swego poprzednika, a ściślej urzędników kancelarii prezydenta Komorowskiego.
Z wielkiej chmury mały deszcz. Poza małym złodziejaszkiem /tym od „Gęsiarki”/ ręka sprawiedliwości nie sięgnęła nikogo.
Nad tym rządem wisi od lat widmo katastrofy smoleńskiej z 2010 roku. Minęło już 10 lat i nie doczekaliśmy się żadnych wiążących ustaleń. Sądy zajmują się płotkami, a w sferze merytorycznej wiążący jest raport MAK. Media dawno dały do zrozumienia, że prawdy o katastrofie nie poznamy. Nie potrafiliśmy nawet przywieźć do kraju resztek z samolotu który rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. To jest przejaw bezsilności, czy nieudolności? A może przyjętej taktyki która pozwala grać katastrofą przez tyle lat? 


Wrócę jednak do wyborów prezydenckich 2020.
Po 10 maja podjęta została druga próba według ustaleń której możliwe będzie głosowanie w układzie mieszanym tzn. tradycyjnie w lokalach wyborczych, albo korespondencyjnie. Rozwiązanie takie jest stosowane na świecie i nie jest czymś nadzwyczajnym. Żeby je zrealizować potrzebne jest stanowisko Senatu, ale tu powtarza się sytuacja sprzed pierwszej próby zorganizowania wyborów. Senat dla opóźnienia procesu wyborczego stara się maksymalnie wykorzystać termin 30 dni na zajęcie stanowiska przed zwróceniem projektu ustawy do Sejmu.
Marszałek Senatu ma pełną świadomość, że korekty wniesione przez Senat zostaną zignorowane przez większość sejmową. Do tego dochodzi argument pozamerytoryczny, strony sporu starają się grać wzajemnie przeciwnikom na nosie.
Swoje 30 dni wykorzysta do maksimum mimo, że wcześniej deklarował coś innego. Tak też rozumowali wszyscy zainteresowani po rezygnacji z wyścigu pierwotnego kandydata, czyli Kidawy-Błońskiej i wystawieniu zamiennika w osobie Rafała Trzaskowskiego, aktualnego prezydenta Warszawy.
Kandydat na kandydata ma problem z winy swego towarzysza partyjnego, czyli senatora Grodzkiego.
Brak ustawy nie pozwala na formalne uruchomienie, czy wznowienie kampanii wyborczej.
Według obecnych ustaleń tylko Rafał Trzaskowski musi zebrać podpisy w celu utworzenia komitetu wyborczego oraz minimum 100 tysięcy podpisów poparcia pod swą kandydaturą żeby stać się jednym z kontrkandydatów urzędującego prezydenta.  
Czas upływa, końcowy termin to 6 sierpnia 2020 roku kiedy to powinien zostać zaprzysiężony nowy prezydent. Do tego czasu musi odbyć się kampania wyborcza, wybory /jedna lub dwie tury/, terminy odwoławcze i uznanie przez Sąd Najwyższy ważności wyborów.
Z czystej arytmetyki wynika, że wybory powinny odbyć się najpóźniej 28 czerwca. Każdy późniejszy termin grozi pogłębieniem się już istniejącego chaosu politycznego.
Zamiast realnych działań, od tygodni mamy do czynienia z nieustającymi pyskówkami z których nic nie wynika poza tym, że im gorzej, tym lepiej. Dla opozycji.
Potyczki toczą się w gronie kilkuset osób z różnych ugrupowań politycznych, a ich wynikiem końcowym zainteresowane jest kilkanaście milionów wyborców, czasami nazywanych suwerenem.
W tym harmidrze ginie sprawa najważniejsza czyli utrzymanie ciągłości najważniejszego organu państwa polskiego. 6 sierpnia 2020 roku musimy mieć urzędującego prezydenta III RP. Tego wymaga polska racja stanu.
Odstępstwa od tego terminu są ściśle określone. Na dzień dzisiejszy żadna z tych przesłanek nie zachodzi, a marszałek Grodzki może się dalej zachowywać jak Dyzio Marzyciel. Wolno mu.
Żyjemy w demokratycznym kraju.
Prezydenta mieć musimy. Czy będzie to dalej Andrzej Duda czy ktoś nowy, pozostaje sprawą otwartą.
Z mojego punktu widzenia korzystniejsza jest reelekcja urzędującego prezydenta.
Wynika to m.in. stąd, że pandemia spowodowała na świecie spore zamieszanie, nie tylko polityczne, ale i ekonomiczne. Na to nakładają się, wynikające z kalendarza, negocjacje budżetu UE oraz rozdział funduszy pomocowych dla złagodzenia skutków ekonomicznych pandemii. W takiej sytuacji lepiej dla Polski żeby prezydent i premier współpracowali ze sobą, a nie żeby jeden drugiemu robił na złość. Teraz nie ma czasu na naukę, a żaden z kontrkandydatów nie ma przygotowania do występowania jako partner w rozmowach międzynarodowych.
To są same „świeżynki”. 



abstynent warunkowy

11 komentarzy:

  1. Tak się zastanawiam nad ważną osobistością w naszym państwie .Panem Grodzkim - jakby nie było to trzecia ważna osoba w państwie... Teraz to ciekawy obiekt do obserwacji...tak mi się wydaje jak np...."Bolek"... no tak,tylko bardziej uczony i wykształcony....
    Ale tak w sumie jaka to różnica?.....
    Jest nieustraszony i niezalękniony co do wyborów...zwolnić,spowolnić,poczekać..??? Podobno nawet doczytał się ,że w Konstytucji pisze "nic się nie stanie" ..bez Prezydenta.Przecież mamy w razie co panią Marszałek.....na zastępstwo....
    A potencjalni kandydaci na Prezydenta RP... chyba drżą,bo jak za długo będą czekać ,to znów któryś nie wytrzyma i naruszy czyjąś cielesność....tak było z potencjalnym kandydatem Tanajno,czy jak mu tam ,który prowadził pod swoją wodzą protest przedsiębiorców...Nawet później nie sprawdzałam;naruszył,czy nie?...
    No chyba jakieś fatum zawisło nad Polską...
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest nadzieja, co prawda niewielka, że w nadchodzącym tygodniu cokolwiek wyjaśni się w sprawie wyborów prezydenckich. Nie wiadomo jednak jaki to będzie miało związek z Senatem.
    Takie wnioski można wyciągnąć z enigmatycznych wypowiedzi pochodzących z okolic PiS.

    OdpowiedzUsuń
  3. Senat zaskoczył wszystkich, a chyba i siebie. Projekt ustawy o głosowaniu hybrydowym został przyjęty 94 głosami, przy 4 wstrzymujących się /głosowało 99 senatorów/, mimo przyjętych 36 poprawek.
    Ustawa wróciła do Sejmu i słyszę, że wiele poprawek zostanie uwzględnionych.
    Co tym razem zostało przehandlowane? Marszałek Senatu otrzymał żelazny list?
    Czy opozycja doznała olśnienia?

    OdpowiedzUsuń
  4. Trwa bełkot medialny opozycji zresztą totalnej. Szkoda że przy wsparciu rządowych mediów.
    Kogo chcemy przekonać w związku z przekopem Mierzei Wiślanej? Prace trwają, celowości inwestycji nikt w Polsce nie kwestionuje. Finansowo nie chodzi o kwotę ważącą w budżecie państwa polskiego.
    Co mamy osiągnąć przez wstrzymanie realizacji? Odzyskane w ten sposób miliony mają coś uratować? Co? Może trzeba wprost powiedzieć jakie szkody spowoduje wstrzymanie inwestycji?
    Moim zdaniem, sukces tej inwestycji polega na tym, że realizujemy ją ze środków własnych, bez wsparcia KE. Jedną z korzyści jakie osiągniemy jest uzyskanie realnej kontroli nad częścią Mierzei Wiślanej należącą do Polski. Przekopu nie można traktować jako celu samego w sobie. To początek inwestycji rozłożonej na lata, uzasadnionej ekonomicznie i politycznie.
    Inna skala kosztów związana jest z planowaną budową CPK. Koszt znacznie większy. Czas realizacji znacznie dłuższy.
    Sprawą otwartą pozostaje opłacalność inwestycji. Dzisiaj nie wiadomo jak będzie w przyszłości rozwijał się ruch lotniczy, jak wpłynie na niego pandemia Covid-19?
    Sądzę, że dużo będzie zależało od możliwości wsparcia finansowego ze źródeł zewnętrznych.
    Dla równowagi, mniej uwagi media poświęcają perspektywom energetyki jądrowej w Polsce.
    Tymczasem kończy się sen o elektrowni jądrowej, czy elektrowniach jądrowych, w Polsce.
    Aspiracje to jedno, a koszty inwestycji to drugie.
    Na wszystkie pomysły środków na pewno zabraknie. Z czegoś więc trzeba rezygnować.
    Dobrze, że wybór pada na energetykę jądrową. Są rozwiązania alternatywne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błąd!
      Jest: „nad częścią Mierzei Wiślanej”,
      ma być „nad częścią Zalewu Wiślanego”.

      Usuń
  5. Dzisiaj już mniej mówi się o obiecanym wsparciu finansowym KE dla państw doświadczonych pandemią Covid-19. Obiecanki to jedno, a ich spełnienie to drugie.
    Oponentami są nie tylko „skąpcy”. Orban również jest sceptyczny wobec tego pomysłu. Swoje poparcie uzależnia od uszczegółowienia.
    Znając bezwładność działania biurokracji unijnej nie należy oczekiwać, że finalizacja nastąpi szybko. Kluczowe będą jednak zasady udzielania i akceptacji wykorzystania przyznanych środków.
    Czy Polsce opłaci się w to wchodzić?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydaje mi się, że w debacie publicznej za mało mówimy o sprzedawczykach w polskiej polityce.
    Czyje interesy polityczne reprezentują?
    W wyborach parlamentarnych wybieramy posłów i senatorów do polskiego Sejmu i Senatu. Siłą rzeczy wybrańcy powinni reprezentować interesy Polski. Tymczasem często i ze zdziwieniem obserwuję wypowiedzi i zachowania stawiające pod znakiem zapytania ich lojalność wobec suwerena.
    Kogo w końcu reprezentują?
    Czy kandydat na prezydenta Polski kwestionujący zasadność przekopu Mierzei Wiślanej, budowy CPK, a wcześniej jako europoseł występujący aktywnie przeciwko Polsce może liczyć na głosy poparcia ze strony Polaków? Czy powinien zostać prezydentem Polski?
    Odpowiedź wydaje się oczywista że nie. Tylko że jest to z mojej strony chciejstwo.
    Społeczeństwo polskie jest już tak zmęczone i ogłupiałe, że jest w stanie dokonywać dowolnych wyborów, również tych absurdalnych. Refleksja może przyjść po fakcie, jak to ma miejsce po wyborze prezydenta Warszawy.
    Można na to spojrzeć i tak: jeśli Trzaskowski zostanie wybrany prezydentem Polski nic się nie stanie, poza tym że będzie to dla nas wstyd wobec świata. Podobnie mogę powiedzieć o pozostałych pretendentach aspirujących do fotela prezydenta RP.
    W trwającej kadencji parlamentu, a więc przez najbliższe prawie 4 lata, prezydent może składać dowolne deklaracje i szkodzić rządowi. Może też wyzłośliwiać się na różne sposoby. I to w zasadzie wszystko.
    Tego chcemy? Miejmy świadomość że prezydent nie może zablokować, czy wstrzymać realizowanej inwestycji gospodarczej. To nie należy do jego kompetencji.
    Możemy mieć za to powtórkę z lat 2007-2010.
    Idealnego prezydenta nie mieliśmy i mieć nie będziemy.
    Trzeba twardo stąpać po ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Stachanowcy wysiadają.
    Sejm przyjął ustawę. Prezydent podpisał. Ustawa została opublikowana w Dzienniku Ustaw.
    Wszystko w jednym dniu.
    Podaję za TVP Info.

    OdpowiedzUsuń
  8. To chyba determinacja.Jeżeli Trzaskowski zostanie Prezydentem,to nie będzie tylko wstyd wobec świata... Będzie łatwiej dokonać ostatecznego rozbioru Polski.Łaskawcy pozostawią nam język polski i miseczkę ryżu... Czy młodzi wyborcy będą tylko i wyłącznie patrzeć na ładne maślane oczęta Rafałka? Jezus Maria..,że tak wzywam imię święte ...ale gorze nam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybory prezydenckie 2020 będą rozstrzygały się w sferze propagandowej. Wygra sprawniejszy we wciskaniu kitu. Taka jest prawda.
      Powinien wygrać lepszy i nie jest nim na pewno człowiek-usterka.
      Suwerenowi mogę powiedzieć, że ciągle ma możliwość wyboru.
      Jeśli wybór padnie na Trzaskowskiego, to dzisiaj mogę polecieć klasykiem: widziały gały co brały
      i …, po odejściu od … urny wyborczej reklamacji nie uwzględnia się.
      Mimo wszystko będę niezmiernie zdziwiony jeśli obecny prezydent Warszawy zbierze więcej głosów poparcia niż urzędujący prezydent Andrzej Duda.
      Zdążyłem się przyzwyczaić, że naród mieszkający między Bugiem a Odrą jest nieobliczalny i nieprzewidywalny.

      Usuń
    2. PKW zrobiła niespodziankę ustalając wzór formularza na którym mają być zbierane podpisy poparcia nowych kandydatów w wyborach prezydenckich 2020.
      Będzie okazja do nowych awantur politycznych. Z drugiej strony będzie odpowiedź na pytanie o sprawność elektoratu KO. Czy rzeczywiście zebranie 100 tysięcy podpisów popierających kandydaturę Rafała Trzaskowskiego to dla nich mały pikuś.

      Usuń

Piłka kopana w Polsce Lewandowskim stoi?

  Dyskusja wobec postawy Roberta Lewandowskiego odnośnie udziału w grze reprezentacji piłki nożnej mężczyzn nie dotyka sedna. RL to nie robo...