Są tematy atrakcyjne, do których wraca się często i są omijane przez media w
bezpiecznej odległości. Powody są różne.
Takim tematem powracającym jest ewolucja postaw polityków. Nie chodzi tym razem o ocenę całego okresu po II wojnie światowej, ale o okres po 1989 roku, czyli po tzw. magdalence.
Wykreowana została wówczas grupa która wcześniej z polityką nie miała nic, albo niewiele wspólnego. Dociekliwi próbują pytać kto i według jakich kryteriów dokonał wyboru?
Raczej za pewnik trzeba przyjąć że nie były to samorodki.
Odpowiedzi długo nie było, ale z upływem czasu zaczęły się pojawiać. Oczywiście musiały szokować. Skrajnym określeniem jest tzw. zmowa magdalenkowa.
Nie jest to całkowicie bezpodstawne.
Negatywnie nastawieni do powojennej władzy działali w podziemnej opozycji. Jawna z oczywistych względów była niemożliwa. Aktywizacja opozycji nastąpiła po czerwcu 1976 roku. Z niej wyszło kierownictwo tzw. pierwszej „Solidarności” z 1980 roku.
Wbrew pozorom wtedy nic nie poszło na żywioł.
Na samym początku strajków lipcowo-sierpniowych tak. Później wszystko było pod stałą kontrolą SB, a jeszcze później, osobiście generała Kiszczaka. Okres stanu wojennego, do rozmów w Magdalence był przeznaczony na weryfikację poszczególnych kandydatur. Wyszło to jaskrawie przy tworzeniu władz tzw. drugiej „Solidarności” w 1988 roku i w trakcie rozmów w Magdalence kiedy odsunięto na boczny tor radykałów z okresu 1980 roku.
Tajemnicą poliszynela były zasady finansowania opozycji. Nie wszyscy opozycjoniści maskowali się na tyle skutecznie, że mogli pracować na państwowych etatach. Takim przykładem był Kornel Morawiecki.
Większość miała rodziny i trzeba było zadbać o ich egzystencję.
W okresie pierwszej „Solidarności” członkowie opłacali niewielkie składki członkowskie. Zasadnicze wsparcie finansowe pochodziło z zagranicy. Rozliczanie tych funduszy oparte było na bezgranicznym wzajemnym zaufaniu. Do dzisiaj nie wiadomo ile tej pomocy dotarło do adresatów i jak pomoc została spożytkowana.
Na początku lat 90-tych pojawiały się głosy o potrzebie szczegółowego rozliczenia funduszy związkowych, ale na tym się skończyło. Plotkami się nie zajmuję.
Od 1989 roku mamy w Polsce do czynienia z nową rzeczywistością polityczną. Do głosu doszli nowi politycy. To jest daleko idące uproszczenie. Zmiany dotyczyły władz najwyższych, ale już w parlamencie i na niższych szczeblach władzy te zmiany tak daleko nie zaszły.
Proszę sobie przypomnieć skład sejmu kontraktowego.
W okresie najbardziej rozpasanej demokracji było ponad 160 partii które ubiegały się o mandaty w Sejmie i Senacie.
Pamiętam, że w PRL-u było około 3 mln członków PZPR. Do tego trzeba doliczyć członków ZSL i SD.
Po 1989 roku ci ludzie nie zaniechali aktywności politycznej. W większości przeszli pod inne sztandary. Najwięcej wiadomo o tych z pierwszych szeregów. A co z masami? Masy ewoluowały, a część zaniechała aktywnego życia politycznego.
Znowu trochę liczb. O czasach PRL już było. Pierwsza „Solidarność” liczyła ponad 10 milionów członków. Później było już tylko gorzej.
Takim tematem powracającym jest ewolucja postaw polityków. Nie chodzi tym razem o ocenę całego okresu po II wojnie światowej, ale o okres po 1989 roku, czyli po tzw. magdalence.
Wykreowana została wówczas grupa która wcześniej z polityką nie miała nic, albo niewiele wspólnego. Dociekliwi próbują pytać kto i według jakich kryteriów dokonał wyboru?
Raczej za pewnik trzeba przyjąć że nie były to samorodki.
Odpowiedzi długo nie było, ale z upływem czasu zaczęły się pojawiać. Oczywiście musiały szokować. Skrajnym określeniem jest tzw. zmowa magdalenkowa.
Nie jest to całkowicie bezpodstawne.
Negatywnie nastawieni do powojennej władzy działali w podziemnej opozycji. Jawna z oczywistych względów była niemożliwa. Aktywizacja opozycji nastąpiła po czerwcu 1976 roku. Z niej wyszło kierownictwo tzw. pierwszej „Solidarności” z 1980 roku.
Wbrew pozorom wtedy nic nie poszło na żywioł.
Na samym początku strajków lipcowo-sierpniowych tak. Później wszystko było pod stałą kontrolą SB, a jeszcze później, osobiście generała Kiszczaka. Okres stanu wojennego, do rozmów w Magdalence był przeznaczony na weryfikację poszczególnych kandydatur. Wyszło to jaskrawie przy tworzeniu władz tzw. drugiej „Solidarności” w 1988 roku i w trakcie rozmów w Magdalence kiedy odsunięto na boczny tor radykałów z okresu 1980 roku.
Tajemnicą poliszynela były zasady finansowania opozycji. Nie wszyscy opozycjoniści maskowali się na tyle skutecznie, że mogli pracować na państwowych etatach. Takim przykładem był Kornel Morawiecki.
Większość miała rodziny i trzeba było zadbać o ich egzystencję.
W okresie pierwszej „Solidarności” członkowie opłacali niewielkie składki członkowskie. Zasadnicze wsparcie finansowe pochodziło z zagranicy. Rozliczanie tych funduszy oparte było na bezgranicznym wzajemnym zaufaniu. Do dzisiaj nie wiadomo ile tej pomocy dotarło do adresatów i jak pomoc została spożytkowana.
Na początku lat 90-tych pojawiały się głosy o potrzebie szczegółowego rozliczenia funduszy związkowych, ale na tym się skończyło. Plotkami się nie zajmuję.
Od 1989 roku mamy w Polsce do czynienia z nową rzeczywistością polityczną. Do głosu doszli nowi politycy. To jest daleko idące uproszczenie. Zmiany dotyczyły władz najwyższych, ale już w parlamencie i na niższych szczeblach władzy te zmiany tak daleko nie zaszły.
Proszę sobie przypomnieć skład sejmu kontraktowego.
W okresie najbardziej rozpasanej demokracji było ponad 160 partii które ubiegały się o mandaty w Sejmie i Senacie.
Pamiętam, że w PRL-u było około 3 mln członków PZPR. Do tego trzeba doliczyć członków ZSL i SD.
Po 1989 roku ci ludzie nie zaniechali aktywności politycznej. W większości przeszli pod inne sztandary. Najwięcej wiadomo o tych z pierwszych szeregów. A co z masami? Masy ewoluowały, a część zaniechała aktywnego życia politycznego.
Znowu trochę liczb. O czasach PRL już było. Pierwsza „Solidarność” liczyła ponad 10 milionów członków. Później było już tylko gorzej.
Może to zaskakuje, ale wg wykazu PKW w Polsce
jest zarejestrowanych 85 partii politycznych https://pkw.gov.pl/finansowanie-polityki/wykaz-partii-politycznych
Mamy tu partie o zasięgu lokalnym i ogólnokrajowym. Jednak tych liczących się w
polityce bieżącej jest 10-15. Reszta to tzw. partie kanapowe, albo przejaw chęci
uczestniczenia w życiu politycznym.
Tu dochodzę
do sedna, czyli do składów osobowych. Kiedyś próbowałem prześledzić drogi polityczne niektórych działaczy. Potrzeba jednak benedyktyńskiej cierpliwości, a wnioski końcowe znałem wcześniej bez takiej analizy.
Jedną grupę stanowią pogrobowcy PRL, czyli byli członkowie PZPR, ZSL i SD. Najbardziej rzucającymi się w oczy byli ci z PZPR. Przez lata próbowali trwać przy swoim, zmieniając co jakiś czas szyld. Swoje robił też upływ czasu. Dzisiaj obrośli różnymi przydatkami i w zasadzie nie można wystawić im jednoznacznej opinii poza jedną. W dalszym ciągu jest to partia internacjonalistyczna o charakterze jemioły. Dawniej mówiono o takich bezpaństwowcy. Ich dewiza: tam ojczyzna, gdzie dobrze.
Nieco inną ewolucję przeszli byli ZSL-owcy. Wrócili do swej nazwy historycznej. Teoretycznie powinni bronić interesów wsi. Z praktyką jest jak z tym koniem u ks. Chmielowskiego https://twojahistoria.pl/2017/12/03/kon-jaki-jest-kazdy-widzi-co-warto-wiedziec-o-pierwszej-polskiej-encyklopedii/ Pawlak, Kalinowski, Piechociński, Sawicki, Kosiniak-Kamysz, jacy to ludowcy?
Ich specjalnością jest wchodzenie w alianse z około 10% wkładem koalicyjnym i bezwzględna walka o miejsce przy paśniku.
Ostatnio możemy obserwować nowe zjawisko. PSL stał się przytułkiem dla różnego rodzaju spadów z innych formacji politycznych. Wynika to stąd, że działacze PSL zaczęli tracić na popularności w swoim mateczniku. W rezultacie ich szeregi w Sejmie zasiliły takie tuzy jak Marek Biernacki /PO/, Jacek Protasiewicz /PO/, niedobitki Kukiz15 /6 osób/, czy creme de la creme desant, tylko skąd? Władysław Teofil Bartoszewski https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Teofil_Bartoszewski .
Kolejny obywatel brytyjski zasiadający w polskim Sejmie.
O SD niewiele mogę powiedzieć.
A co z tymi nowymi, którzy pojawili się na firmanencie? Niewielu z nich konsekwentnie tkwi przy partii wyjściowej. Czołówka ma za sobą ponad 10 zmian barw partyjnych. To jeszcze można przełknąć, ale często te przejścia są związane ze zdradą wyznawanych idei. Żeby nie być posądzanym o tendencyjność powiem wyraźnie, że dotyczy to zarówno lewej jak i prawej strony sceny politycznej.
Cóż, wykształcił się nowy zawód, polityk, czyli taki który poza wysiadywaniem w ławach poselskich czy senatorskich nic więcej nie potrafi. Niestety, wielu nie ma odpowiedniego przygotowania zawodowego, a nie każdy jest wystarczająco zdolnym samoukiem.
O etyce tego zawodu dyplomatycznie zamilczę.
Szczególny przypadek polityków pojawił się z chwilą delegowania przedstawicieli Polski do Parlamentu Europejskiego. Polsce przypadają obecnie 52 miejsca. Jako grupa mogliby stanowić realną siłę, grupę nacisku. Niestety, zaraz po złożeniu ślubowania grupa rozlatuje się jak stado wróbli do różnych międzynarodowych koterii, albo jak kto woli, grup interesów.
Po latach do naszej świadomości dotarło, że w tych frakcjach trwa bezwzględna walka o interesy narodowe. Znowu niestety, z tej zasady wyłamują się polscy europarlamentarzyści, którzy za punkt honoru uważają działanie na szkodę Polski i Polaków w imię bliżej nie sprecyzowanych, ale nośnych medialnie celów. To jest ich znak rozpoznawczy, plucie na Polskę.
Wyjątek stanowią europarlamentarzyści z PiS.
p.s. Taka ciekawostka:
Pierwszą żoną Władysława Bartoszewskiego była Antonina Mijal, której ojcem był Tomasz Mijal. Ten zaś był bratem Kazimierza Mijala https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Mijal
Przykładny katolik Władysław Bartoszewski rozwiódł się w 1966 roku /A. Mijal zmarła w 1986 r./ .
Ich synem jest Władysław Teofil Bartoszewski.
Zaskoczeń ciąg dalszy. Ojciec i syn mają legendę opozycyjną. Ale … jakim sposobem WTB w czerwcu 1980 roku, jako działacz opozycyjnego podziemia uzyskał zgodę na wyjazd na studia do Wlk. Brytanii?
Wokół WTB takich niejasności jest znacznie więcej.
Co może w tym wszystkim dziwić to milczenie ABW. Wg nich wszystko jest w normie?
abstynent warunkowy