Szukaj na tym blogu

14 maja 2020

Kameleony w polityce III RP.



Są tematy atrakcyjne, do których wraca się często i są omijane przez media w bezpiecznej odległości. Powody są różne.
Takim tematem powracającym jest ewolucja postaw polityków. Nie chodzi tym razem o ocenę całego okresu po II wojnie światowej, ale o okres po 1989 roku, czyli po tzw. magdalence.
Wykreowana została wówczas grupa która wcześniej z polityką nie miała nic, albo niewiele wspólnego. Dociekliwi próbują pytać kto i według jakich kryteriów dokonał wyboru?
Raczej za pewnik trzeba przyjąć że nie były to samorodki.
Odpowiedzi długo nie było, ale z upływem czasu zaczęły się pojawiać. Oczywiście musiały szokować. Skrajnym określeniem jest tzw. zmowa magdalenkowa.
Nie jest to całkowicie bezpodstawne.
Negatywnie nastawieni do powojennej władzy działali w podziemnej opozycji. Jawna z oczywistych względów była niemożliwa. Aktywizacja opozycji nastąpiła po czerwcu 1976 roku. Z niej wyszło kierownictwo tzw. pierwszej „Solidarności” z 1980 roku.
Wbrew pozorom wtedy nic nie poszło na żywioł.
Na samym początku strajków lipcowo-sierpniowych tak. Później wszystko było pod stałą kontrolą SB, a jeszcze później, osobiście generała Kiszczaka. Okres stanu wojennego, do rozmów w Magdalence był przeznaczony na weryfikację poszczególnych kandydatur. Wyszło to jaskrawie przy tworzeniu władz tzw. drugiej „Solidarności” w 1988 roku i w trakcie rozmów w Magdalence kiedy odsunięto na boczny tor radykałów z okresu 1980 roku.
Tajemnicą poliszynela były zasady finansowania opozycji. Nie wszyscy opozycjoniści maskowali się na tyle skutecznie, że mogli pracować na państwowych etatach. Takim przykładem był Kornel Morawiecki.
Większość miała rodziny i trzeba było zadbać o ich egzystencję.
W okresie pierwszej „Solidarności” członkowie opłacali niewielkie składki członkowskie. Zasadnicze wsparcie finansowe pochodziło z zagranicy. Rozliczanie tych funduszy oparte było na bezgranicznym wzajemnym zaufaniu. Do dzisiaj nie wiadomo ile tej pomocy dotarło do adresatów i jak pomoc została spożytkowana.
Na początku lat 90-tych pojawiały się głosy o potrzebie szczegółowego rozliczenia funduszy związkowych, ale na tym się skończyło. Plotkami się nie zajmuję.
Od 1989 roku mamy w Polsce do czynienia z nową rzeczywistością polityczną. Do głosu doszli nowi politycy. To jest daleko idące uproszczenie. Zmiany dotyczyły władz najwyższych, ale już w parlamencie i na niższych szczeblach władzy te zmiany tak daleko nie zaszły.
Proszę sobie przypomnieć skład sejmu kontraktowego.
W okresie najbardziej rozpasanej demokracji było ponad 160 partii które ubiegały się o mandaty w Sejmie i Senacie.
Pamiętam, że w PRL-u było około 3 mln członków PZPR. Do tego trzeba doliczyć członków ZSL i SD.
Po 1989 roku ci ludzie nie zaniechali aktywności politycznej. W większości przeszli pod inne sztandary. Najwięcej wiadomo o tych z pierwszych szeregów. A co z masami? Masy ewoluowały, a część zaniechała aktywnego życia politycznego.
Znowu trochę liczb. O czasach PRL już było. Pierwsza „Solidarność” liczyła ponad 10 milionów członków. Później było już tylko gorzej.
Może to zaskakuje, ale wg wykazu PKW w Polsce jest zarejestrowanych 85 partii politycznych https://pkw.gov.pl/finansowanie-polityki/wykaz-partii-politycznych Mamy tu partie o zasięgu lokalnym i ogólnokrajowym. Jednak tych liczących się w polityce bieżącej jest 10-15. Reszta to tzw. partie kanapowe, albo przejaw chęci uczestniczenia w życiu politycznym.
Tu dochodzę do sedna, czyli do składów osobowych.
Kiedyś próbowałem prześledzić drogi polityczne niektórych działaczy. Potrzeba jednak benedyktyńskiej cierpliwości, a wnioski końcowe znałem wcześniej bez takiej analizy.
Jedną grupę stanowią pogrobowcy PRL, czyli byli członkowie PZPR, ZSL i SD. Najbardziej rzucającymi się w oczy byli ci z PZPR. Przez lata próbowali trwać przy swoim, zmieniając co jakiś czas szyld. Swoje robił też upływ czasu. Dzisiaj obrośli różnymi przydatkami i w zasadzie nie można wystawić im jednoznacznej opinii poza jedną. W dalszym ciągu jest to partia internacjonalistyczna o charakterze jemioły. Dawniej mówiono o takich bezpaństwowcy. Ich dewiza: tam ojczyzna, gdzie dobrze.
Nieco inną ewolucję przeszli byli ZSL-owcy. Wrócili do swej nazwy historycznej. Teoretycznie powinni bronić interesów wsi. Z praktyką jest jak z tym koniem u ks. Chmielowskiego https://twojahistoria.pl/2017/12/03/kon-jaki-jest-kazdy-widzi-co-warto-wiedziec-o-pierwszej-polskiej-encyklopedii/ Pawlak, Kalinowski, Piechociński, Sawicki, Kosiniak-Kamysz, jacy to ludowcy?
Ich specjalnością jest wchodzenie w alianse z około 10% wkładem koalicyjnym i bezwzględna walka o miejsce przy paśniku.
Ostatnio możemy obserwować nowe zjawisko. PSL stał się przytułkiem dla różnego rodzaju spadów z innych formacji politycznych. Wynika to stąd, że działacze PSL zaczęli tracić na popularności w swoim mateczniku. W rezultacie ich szeregi w Sejmie zasiliły takie tuzy jak Marek Biernacki /PO/, Jacek Protasiewicz /PO/, niedobitki Kukiz15 /6 osób/, czy creme de la creme desant, tylko skąd? Władysław Teofil Bartoszewski https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Teofil_Bartoszewski .
Kolejny obywatel brytyjski zasiadający w polskim Sejmie.
O SD niewiele mogę powiedzieć.
A co z tymi nowymi, którzy pojawili się na firmanencie? Niewielu z nich konsekwentnie tkwi przy partii wyjściowej. Czołówka ma za sobą ponad 10 zmian barw partyjnych. To jeszcze można przełknąć, ale często te przejścia są związane ze zdradą wyznawanych idei. Żeby nie być posądzanym o tendencyjność powiem wyraźnie, że dotyczy to zarówno lewej jak i prawej strony sceny politycznej.
Cóż, wykształcił się nowy zawód, polityk, czyli taki który poza wysiadywaniem w ławach poselskich czy senatorskich nic więcej nie potrafi. Niestety, wielu nie ma odpowiedniego przygotowania zawodowego, a nie każdy jest wystarczająco zdolnym samoukiem.
O etyce tego zawodu dyplomatycznie zamilczę.
Szczególny przypadek polityków pojawił się z chwilą delegowania przedstawicieli Polski do Parlamentu Europejskiego. Polsce przypadają obecnie 52 miejsca. Jako grupa mogliby stanowić realną siłę, grupę nacisku. Niestety, zaraz po złożeniu ślubowania grupa rozlatuje się jak stado wróbli do różnych międzynarodowych koterii, albo jak kto woli, grup interesów.
Po latach do naszej świadomości dotarło, że w tych frakcjach trwa bezwzględna walka o interesy narodowe. Znowu niestety, z tej zasady wyłamują się polscy europarlamentarzyści, którzy za punkt honoru uważają działanie na szkodę Polski i Polaków w imię bliżej nie sprecyzowanych, ale nośnych medialnie celów. To jest ich znak rozpoznawczy, plucie na Polskę.
Wyjątek stanowią europarlamentarzyści z PiS. 


p.s. Taka ciekawostka:
Pierwszą żoną Władysława Bartoszewskiego była Antonina Mijal, której ojcem był Tomasz Mijal. Ten zaś był bratem Kazimierza Mijala https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Mijal
Przykładny katolik Władysław Bartoszewski rozwiódł się w 1966 roku /A. Mijal zmarła w 1986 r./ .
Ich synem jest Władysław Teofil Bartoszewski.
Zaskoczeń ciąg dalszy. Ojciec i syn mają legendę opozycyjną. Ale … jakim sposobem WTB w czerwcu 1980 roku, jako działacz opozycyjnego podziemia uzyskał zgodę na wyjazd na studia do Wlk. Brytanii?
Wokół WTB takich niejasności jest znacznie więcej.
Co może w tym wszystkim dziwić to milczenie ABW. Wg nich wszystko jest w normie? 


abstynent warunkowy 

08 maja 2020

Polski czyn zbrojny w XX wieku.



W toku działań wojennych Polska wniosła znaczący wkład militarny w pokonanie III Rzeszy.
Żołnierz polski walczył, praktycznie bez przerwy, od 1 września 1939 roku do 9 maja 1945 roku.
Na frontach Europy Zachodniej  oraz Afryki Północnej i na froncie wschodnim obok Armii Czerwonej.
Na frontach zachodnich Polacy walczyli o wolną Polskę „korespondencyjnie”. Nigdy do tej Polski nie weszli z bronią w ręku.
Docenienie wkładu Polaków przez wielkich tego świata polegało na pozbawieniu oddziałów polskich prawa do udziału w paradzie zwycięstwa w Londynie, potrąceniu sobie ze złota zdeponowanego w skarbcu brytyjskim kosztów utrzymania i wyposażenia oddziałów polskich walczących u boku Sprzymierzonych.
To takie swoiste „podziękowanie” również za aktywny udział Polaków w bitwie o Anglię.
Po zakończonej wojnie pozostawiono własnemu losowi dziesiątki tysięcy zdemobilizowanych żołnierzy polskich, nie dając im szans na znalezienie się w nowej rzeczywistości, na obcej ziemi.
O indywidualnych przypadkach, ale za to głośnych, wstyd przypominać.  
W kraju propaganda komunistyczna przez dziesięciolecia „dorabiała gębę” żołnierzom walczącym po stronie aliantów. Podobnie postąpiono z tymi którzy walczyli na terenie kraju, w formacjach podziemnych.
Wielu z nich trafiło do katowni MBP, a także do bezimiennych dołów śmierci. Wielu grobów do dzisiaj nie odnaleziono. Zdarzają się problemy z rehabilitacją pomordowanych.
Tego wszystkiego nie przebije zdrada interesów Polski jakiej dopuścili się nasi rzekomi sprzymierzeńcy, oddając Polskę  w strefę wpływów Związku Radzieckiego, bo taki był ich doraźny interes polityczny.
Polska była w gronie zwycięzców w tej wojnie. Tylko, że było to pyrrusowe zwycięstwo.
To zakłamanie trwa po dzień dzisiejszy.
Jak inaczej odczytać deklarację pod którą podpisał się szef polskiego MSZ? https://www.gov.pl/web/dyplomacja/wspolna-deklaracja-ministrow-spraw-zagranicznych-bulgarii-czech-estonii-wegier-lotwy-litwy-polski-rumunii-i-slowacji-oraz-sekretarza-stanu-usa-z-okazji-75-rocznicy-zakonczenia-ii-wojny-swiatowej  
Na gotowe przyszli, a raczej przyjechali, ludzie którzy nigdy nie myśleli o Polsce jako o suwerennym państwie. Bardzo często język polski był dla nich językiem obcym, a Polaków organicznie nienawidzili od wieków.
Ten „desant” to jakieś 200-250 tysięcy ludzi którzy obsadzili kluczowe stanowiska w administracji państwowej tej nowej Polski. Nie należy zapominać o Wojsku Polskim.
Do współpracy wykorzystali „tubylców” którzy zwietrzyli swój życiowy interes.
Ta kilkudziesięcio- czy nawet kilkusettysięczna mniejszość zdominowała kilkudziesięcio milionową większość ocalałych z pożogi wojennej Polaków. Ten stan trwał ponad 40 lat, a sceptycy uważają że znacznie dłużej.
Może trochę liczb. Nowi władcy jeszcze w 1948 roku stanowili w Polsce margines, ale mieli za plecami wsparcie Armii Czerwonej, a ściślej jej oddziałów specjalnych spod znaku NKWD.
Krok po kroku, nie przebierając w środkach, umacniali się, rozbudowując zaplecze polityczne.
Takim milowym krokiem był kongres zjednoczeniowy, który doprowadził do połączenia PPR, PPS i Bundu. Jeszcze w 1947 roku szeregi PPR i PPS były liczebnie porównywalne, liczyły odpowiednio po 800 i 700 tysięcy, a Bund około 1,5 tysiąca. https://pl.wikipedia.org/wiki/Bund_(partia)
Ciekawostką, a raczej cechą charakterystyczną Polski powojennej  jest ukrywanie przez lata, przez media, czy raczej oficjalną propagandę, faktu udziału Bundu w kongresie zjednoczeniowym w grudniu 1948 roku.
Kongres zjednoczeniowy doprowadził do powstania nowej organizacji o nazwie PZPR, która przetrwała do końca Polski Ludowej. Liczebnie nie przekroczyła nigdy 3 mln członków.
Dla porównania „Solidarność” w 1980 roku, w krótkim czasie, zgromadziła pod swymi sztandarami dobrowolnie, ponad 10 milionów Polaków.
Wszystko co działo się po 1944 roku między Bugiem a Odrą miało faktycznie charakter działań fasadowych. Cel konsekwentnie pozostawał ten sam. Trwać przy korycie /ostatnio słyszę że przy paśniku/ i nie dać się za żadną cenę oderwać od niego. Powtarzające się cyklicznie trudności gospodarcze nigdy nie dotyczyły klasy panującej. Obowiązywało credo Urbacha „rząd zawsze się wyżywi”. Bunty społeczne były efektem umiejętnego napuszczania na siebie społeczeństwa, a inspirowane przez poszczególne koterie tej samej partii.
Dzięki takiej polityce do dzisiaj nie wiadomo ilu dokładnie obywateli polskich zginęło w wyniku działań wojennych, ilu zostało deportowanych na Syberię i inne bezkresne obszary ZSRR.
Ilu Polaków zginęło w bratobójczych walkach po 1944 roku? Ilu zamordowały oddziały „Armii wyzwoleńczej”? Ilu Polaków zamordowano w aresztach i więzieniach MBP i IW?
Gdzie są ich groby?
Po „odwilży” 1956 roku mordowali Polaków jedynie „nieznani sprawcy” i „seryjni samobójcy”.
Ilość ich ofiar liczona jest w tysiącach, a kto wie czy nie w dziesiątkach tysięcy. Dokumentacji brak.
Po wojnie społeczeństwo polskie masowo „stawiało” okazałe pomniki wdzięczności swym „wyzwolicielom”. Tylko nieliczne z tych pomników stanowią mauzolea kryjące w sobie szczątki poległych na ziemiach polskich bojców. Po drodze do Berlina pochowano ich na ziemiach polskich znacznie ponad pół miliona. Dla nich, zgodnie z regulacjami międzynarodowymi, są miejsca na cmentarzach wojennych.
Dzisiaj każdorazowa próba usunięcia kolejnego pomnika hańby skutkuje aferą dyplomatyczną.
A co z Polakami? Gdzie są ich mauzolea, pomniki wdzięczności? Upamiętnienia wysiłku zbrojnego?
Im często musiał wystarczyć naprędce zbity drewniany krzyż, dzisiaj pamiętany tylko przez miejscowych. Do dzisiaj nie doczekali się np. memoriału takiego jak ten https://pl.wikipedia.org/wiki/Vietnam_Veterans_Memorial  


Ponad 200 lat czekaliśmy na zbudowanie Świątyni Opatrzności Bożej. https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awi%C4%85tynia_Opatrzno%C5%9Bci_Bo%C5%BCej_w_Warszawie  
Nie można dokończyć budowy bo brakuje pieniędzy. Na zbiórkę społeczną nie ma co liczyć, a każdą dotację z budżetu oprotestowuje wszelkiej maści lewactwo i różne takie staliniątka, potomkowie desantu z lat 1944-45.
Co innego przeznaczyć kilkuset milionowe dotacje na muzeum POLIN, czy konserwacje zabytków i cmentarzy żydowskich. Ofiarodawca dowolny, może być budżet centralny albo budżet samorządu miejskiego.
Za dużo na co dzień tych zbiórek na szczytne cele, a zbyt ubodzy ciągle jesteśmy. 
Daleko nam do brytyjskiego kombatanta który trochę przypadkiem zebrał na szczytny cel /bo Imperium zaniedbało swe obowiązki/ gigantyczną kwotę ponad 30 mln GBP. https://www.bankier.pl/wiadomosc/Brytyjski-weteran-ktory-zebral-27-mln-funtow-ma-coraz-wiecej-nasladowcow-7866964.html  


100 lat po zwycięskiej Bitwie Warszawskiej nie ma szans na postawienie pomnika chwały.
Jakieś pseudo autorytety wciskają nam coś w rodzaju wiertła. Polacy chcieli łuku triumfalnego!
Co to ma być? Nawiasem mówiąc, podejrzanie cicho wokół tego tematu.
Na renowację polskich nekropolii w kraju i poza granicami środki tylko z kwest, a na cmentarze żydowskie z budżetu ministra kultury. Zero protestów!
Ze środków budżetowych finansowane są prace pseudonaukowe, pozbawione niezbędnej dokumentacji faktograficznej, szkalujące Polskę i Polaków za niepopełnione zbrodnie okresu II wojny.
 

Ponad 70 lat po zakończeniu wojny nie ma rzetelnej monografii dokumentującej wysiłek zbrojny Polaków w kraju i na obczyźnie. Skutek jest taki, że świat kojarzy Powstanie Warszawskie 1944 z powstaniem w getcie 1943.
Na uroczystościach rocznicowych w KL Auschwitz nie można oficjalnie wnieść i rozwinąć polskiej flagi! Kto o tym decyduje?
http://auschwitz.org/muzeum/aktualnosci/fake-newsy-pojawiaja-sie-takze-w-obszarze-pamieci,1965.html  
Jak zwykle, nigdy bym w to nie uwierzył, gdyby nie oficjalne dementi.
 

W dalszym ciągu nie są obiektywnie opisane lata powojenne Polski Ludowej. Za dużo w nich białych plam. Zbyt wiele wydarzeń i faktów o znaczeniu kulturowym i historycznym utrwalane jest w naszej pamięci jedynie hasłowo i tendencyjnie. To żaden przypadek, to zamierzona i z premedytacją prowadzona działalność. To dzieło Polaków czy tylko pełniących obowiązki Polaka?
 

Tylko niepoprawni optymiści mogli liczyć na istotne zmiany po 1989 roku. Nic z tego. Znowu nastały żniwa dla wszelkiej maści hochsztaplerów.
Uwłaszczyła się partyjna nomenklatura, sprzedano, a właściwie rozdano swoim za bezcen majątek narodowy. Winnych nie pociągnięto do żadnej odpowiedzialności, ani politycznej, ani karnej.
Nikt nie próbuje odpowiedzieć dlaczego oddano w obce ręce system bankowy i media, zarówno centralne jak i lokalne. Ograniczono się do stwierdzenia faktów. Szermowano sloganami w rodzaju, że kapitał nie ma narodowości. Bzdura! Po latach okazało się że ma i poszczególne państwa bronią swych interesów narodowych mając za nic bełkot płynący z Brukseli.
W transformacji jej pomysłodawcom chodziło o przekształcenie kraju odbudowującego się ze zniszczeń wojennych w bantustan, rezerwuar taniej siły roboczej i skansen do którego przyjeżdżają na wypoczynek panowie tego  świata.
Kto logicznie myślący potrafi wytłumaczyć dlaczego oddano w obce ręce banki, media i sieć telekomunikacyjną? Ze względu na ich nierentowność? Kto zwolnił rządzących z obowiązku dbałości
o interesy strategiczne Polski?
 

Jedno w tym teatrzyku nie zmienia się od wieków. Wartość życia ludzkiego. Jest ciągle wartością najwyższą. Tylko dlaczego politycy nim tak łatwo szafują?
Polska od wieków jest krajem katolickim, zdarza się, że mówią że ultrakatolickim.
Z tym ostatnim bym już polemizował. Na tle innych państw jesteśmy tolerancyjni.
Tolerancja nie powinna być bezgraniczna. Dlatego nie jestem w stanie zrozumieć panoszenia się
w mediach i życiu publicznym marginesu który jeszcze za mojego życia uważany był za dewiacje seksualne i zwyczajnie kwalifikował się do leczenia.
Ilu ich jest? Niezbyt wielu, za to są bardzo wrzaskliwi i aroganccy wobec pozostałości.
Ta pozostałość przez lata patrzyła na ich wyczyny z pobłażaniem, a dzisiaj z przerażeniem widzi,
że sprawy zaszły za daleko. Zmieniła się atmosfera wokół nich, a ludzie po prostu się ich boją bo prawo chroni ich coraz bardziej.
Zostaliśmy sterroryzowani. Czy to już jest droga bez odwrotu?
Nie od rzeczy jest przypomnienie, że w tej sprawie Kościół też nie potrafi zachować się do końca jednoznacznie. Tu jednak winy szukałbym bardziej po stronie hierarchów Kościoła którzy już dawno pogubili się.
Godnych przywódców mamy tylko sporadycznie. 



abstynent warunkowy

07 maja 2020

Źle się chłopcy bawicie …


Kuglarstwo polityczne. Zadziałały układy mafijne. Klasyka.
Sprowokowano sytuację po której można dokonać czystek we własnych szeregach. Teraz trzeba uważnie obserwować zmiany kadrowe.
W mojej ocenie cała historia z wyborami prezydenckimi w wersji korespondencyjnej to była ustawka. Projekt ustawy napisany na kolanie, bez głębszego przemyślenia, tworzony pod presją czasu.
W dodatku wciśnięty do porządku obrad kolanem, przez zaskoczenie, co widać w stenogramie z obrad Sejmu http://orka2.sejm.gov.pl/StenoInter9.nsf/0/8E10DCFB24EF9825C1258545005118FA/%24File/09_c_ksiazka.pdf /str. 52 i dalsze do str. 73/. Przebieg debaty też pozostawiał wiele do życzenia.
http://www.sejm.gov.pl/sejm9.nsf/PrzebiegProc.xsp?nr=328 http://orka.sejm.gov.pl/proc9.nsf/ustawy/328_u.htm
Wielokrotnie z sali padał zarzut, że brakuje rzetelnej opinii prawnej do projektu ustawy /opinia BAS, zdaniem posłów opozycji, była zbyt powierzchowna/.
Warto zapoznać się z ekspertyzą prawną wykonaną dla potrzeb Senatu przez Zespół Doradców ds. kontroli konstytucyjności prawa przy Marszałku Senatu X kadencji.
Teraz dowiadujemy się że projekt, odrzucony przez Senat będzie poddany głębokiej korekcie /nowelizacji/ ponieważ poprzedni zredukował rolę PKW. O innych, szczegółowych zmianach tej ustawy dowiemy się być może później, czyli kiedy?
Byłbym ostrożny w ferowaniu wyroków czyim sukcesem czy klęską jest ten projekt ustawy.
Mam w związku z tym pytanie dlaczego przy takiej ilości ekspertów i różnych mądrych głów nie można było napisać scenariusza wyborów korespondencyjnych akceptowalnego przez rządzących i opozycję?
Wybory korespondencyjne nie są czymś nowym na świecie. Trzeba korzystać ze sprawdzonych wzorów. Nie trzeba wyważać drzwi do lasu. Dlaczego projekt oparto na wzorcu bawarskim, a nie przykładowo szwajcarskim, stosowanym od lat?
Obowiązuje zasada zawarta w art. 13 „zasad techniki prawodawczej” http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20160000283/O/D20160283.pdf
że projekt ustawy powinien być składany wraz z kompletem aktów wykonawczych.
Od tego dawno odstąpiono. Wszystko przez pośpiech.
W uzasadnieniu do projektu o przepisach wykonawczych jest jakaś mglista informacja o nazwie „założenia”, czyli próbowano sprzedać kota w worku. W dodatku dokumentu ktoś odpowiedzialny nie doczytał i przesłano go do laski marszałkowskiej z poważnym błędem /ostatni akapit na str. 11 projektu; to nie jedyny błąd/.
Trudno znaleźć informacje o tym czy była i  czego dotyczyła dyskusja w Sejmie i później w Senacie. Interesuje mnie wyłącznie dyskusja merytoryczna, nie magiel.
Wybór prezydenta na kolejną kadencję musi się odbyć. W jaki trybie? To zależy od konsensusu między koalicją rządzącą a opozycją. Musi to się dokonać w ramach obowiązującego porządku prawnego.
Tymczasem, mimo porozumienia między prezesem PiS i prezesem Porozumienia, nic nie zostało ustalone w sposób wiążący. Nie wiadomo jaki los spotka ustawę przyjętą ponownie dzisiaj przez Sejm.
Na dzisiaj mamy nietypową sytuację. Planowane na 10 maja 2020 roku wybory prezydenckie, z przyczyn organizacyjno-technicznych nie odbędą się. Milczy PKW. Co z ciszą wyborczą? https://wiadomosci.wp.pl/kiedy-odbeda-sie-wybory-prezydenckie-2020-co-z-cisza-wyborcza-i-jaka-bedzie-rola-pkw-6507907343382657a
Czy to już jest chaos?



abstynent warunkowy

05 maja 2020

Głosujemy czy wybieramy?


Ciekawi mnie ilu Polaków zastanawia się w czyim interesie opozycja blokuje realizację zadań planowych państwa demokratycznego jakim podobno jest Polska?
Bardzo wątpię, że chodzi im o interes Polski i Polaków. Trudno mi uwierzyć że totalna opozycja ma zbiorową mądrość dzięki której wie co naprawdę dla nas jest dobre, a co złe.
Minione lata ich rządów świadczą o czymś innym.
Mam pewność co do tego, że nie są prekursorami w tej konkurencji. Poprzednicy doprowadzili do upadku RON i tylko przypadek spowodował, że odzyskaliśmy niepodległość. Wobec tego teraz powinniśmy robić wszystko żeby nie powielać starych błędów. Ideałem byłoby gdybyśmy nie popełniali nowych.
Rzeczywistość okazuje się diametralnie różna.
Dawno pozbyłem się złudzeń co do tego, że politycy działają dla naszego dobra, czy dla dobra naszej Ojczyzny Polski. Zaryzykuję, że nie ma tu wyjątków. Takie czasy nastały.
Wystarczy beznamiętnie przyglądać się co się dzieje gdy kończy się kadencja parlamentu i co się dzieje na początku nowej kadencji parlamentu.
Zawsze jest tak samo. Następuje podział łupów. Łupem są intratne stanowiska. Dla jednych jest to władza, dla innych korzyści materialne. Są tacy którzy łączą jedno z drugim. Nie mają znaczenia predyspozycje, kwalifikacje zawodowe. Kryterium są koneksje, dojścia, lojalność i zasługi dla partii.
Rozdźwięk z opozycją sprowadza się do tego, że zwycięzca bierze wszystko. Zero skrupułów.
Żeby było weselej, jedni drugim wytykają pazerność.
Postronnych obserwatorów razi, że w rządach koalicyjnych ugrupowanie niewielkie liczebnie osiąga duże korzyści w postaci uzyskanych stanowisk we władzach lub na atrakcyjnych finansowo stanowiskach. Rachunek jest prosty. Te kilka głosów decyduje o tym kto jest u władzy.
Oferta musi być na tyle atrakcyjna żeby gwarantowała lojalność. Tak było w poprzednich latach z PSL i tak jest teraz z Porozumieniem.
Jeśli dojdzie do przegięcia, upada koalicja. Proste?
Czasem chwiejną równowagę zakłóca przerost ambicji wodza tej przystawki. Tak jest obecnie.
Gowin zawsze chce być rozdającym karty.
Prezes jest zbytnim kunktatorem i nie potrafi zdobyć się na radykalne posunięcia. Przez tyle lat obecności w polityce został dokładnie rozpracowany i stał się przewidywalny w swoich posunięciach.
Czasy chwały ma niestety za sobą.
Dzisiaj problemem partii rządzącej jest brak następcy prezesa i brak lojalności wobec partii ze strony prezydenta który w naszych realiach nie ma własnego zaplecza politycznego. W rezultacie partia jest zbyt zajęta sobą i nie starcza jej czasu i sił na pracę dla dobra ogółu.
Taka sytuacja powtarza się od początku III RP i nikt nie potrafi przeciąć tego węzła gordyjskiego. Sprawowanie władzy sprowadza się do tego żeby przetrwać od wyborów do wyborów.
Nie są podejmowane strategiczne działania z obawy, że ewentualny sukces pójdzie na konto przeciwnika politycznego.
To dotyczy w pierwszej kolejności prac nad nową konstytucją. Przy założeniu, że prace muszą potrwać nie robi się nic, poza próbami zmian kosmetycznych.
O innych zmianach, o charakterze systemowym, też trudno mówić. Tego nikt nie ogarnia.
Żeby uruchomić zasadnicze zmiany, trzeba człowieka z wizją a skąd takiego wziąć jak wkoło same nieloty?  
Od dawna mówi się o przeroście administracji. Optymiści zakładali, że nastąpi redukcja wskutek masowego wdrożenia informatyzacji. Rzeczywistość jest zaś taka, że od początku III RP zatrudnienie w administracji wzrosło chyba nawet 3-krotnie /a co z samorządami?/.
Tej armii nikt nie tknie bo to potencjalni wyborcy oddający głos na swych chlebodawców.
Podobnie sytuacja przedstawia się przy próbie porządkowania struktur branżowych, zwłaszcza wymiaru sprawiedliwości. Nie dość że mamy ułomne prawo, to jeszcze wybiórczo stosowane.
Ironizując mogę powiedzieć, że nie powinniśmy narzekać, bo przynajmniej możemy o tym pogadać bez obawy że spotkają nas jakieś sankcje. To ostatnie nie jest niestety do końca prawdą.
Widowisko jakie rozgrywane jest na naszych oczach pod nazwą kampania prezydencka na pewno nie służy wyłonieniu najlepszego, oczywiście dla nas, kandydata. Po prostu nie ma żadnego wyboru. To jest plebiscyt kto jest za, a kto przeciw. Kandydaci opozycji nie mają żadnego programu, a jednocześnie mają pewność że mogą obiecać wszystko bo nie będą musieli tego realizować.
Co innego urzędujący prezydent. Jego będą rozliczać z każdego zdania, z każdej kropki i przecinka. Nawiasem mówiąc, prezydent Duda powinien być bardziej powściągliwy w składaniu obietnic, bo jako prezydent w sumie niewiele może, poza składaniem pomysłów.
No, może jeszcze przeszkadzać.
Na koniec o terminie wyborów prezydenckich. W momencie wyznaczania terminu wyborów nie wszystko było wiadome, a zwłaszcza nic nie było wiadomo o przewidywanej skali epidemii SARS-Cov2. Stąd próba podjęta później, usankcjonowania wyborów korespondencyjnych.
Natrafiono jednak na kategoryczny sprzeciw, nie tyle Senatu, co większości dowodzonej formalnie przez marszałka Grodzkiego.
Argument koronny opozycji jest z gatunku śmiesznych. Chodzi o rzekomy wzrost zakażeń i w domyśle zgonów, spowodowany przeprowadzeniem głosowania korespondencyjnego.
Po pierwsze, wobec radykalnego spadku zarażeń i zgonów, spowodowanych przez Covid-19, można by wrócić do głosowania tradycyjnego, w lokalach wyborczych. Głosowanie w układzie mieszanym wymaga kolejnej zmiany ordynacji wyborczej. To zadanie na przyszłość.
Po drugie, w trakcie kampanii wyborczej przeprowadzono uzupełniające wybory samorządowe w kilku gminach.
Mam w związku z tym pytanie, czy zgłoszono oficjalnie chociaż jeden przypadek zgonu lub zachorowania na Covid-19 spowodowany udziałem w tych wyborach? 

Ja takiej informacji nie znalazłem. Wobec tego mój apel do opozycji: przestańcie opowiadać głupoty w które tylko sami wierzycie. Chociaż co do tego mam wątpliwości.
Gdzie jest powiedziane że wasz kandydat musi za wszelką cenę wygrać?
Z waszej strony jest to tylko chciejstwo.


abstynent warunkowy

W oczekiwaniu na co?

  Do planowanego zaprzysiężenia prezydenta-elekta czas upłynie na próbach podważenia wyniku wyborczego i oczywiście rycia pod Karolem Nawroc...