W
styczniu minęły cztery lata mojej obecności na tym blogu. Do tego
trzeba dołożyć kilka lat na innym blogu i komentarze pisane u
innych. Razem będzie tego około 20 lat.
Zwykle o tej porze
piszę jakieś podsumowanie tego co za nami i moje przewidywania na
kolejny rok.
Jak to wyjdzie tym razem? Spróbuję. Zrobię to
nieco inaczej. Koniec z myśleniem życzeniowym. Opowiem jak ja widzę
ten dzisiejszy świat. Wyszła mi z tego powieść w odcinkach.
Na
całego trwają próby /dość skuteczne/ destabilizacji nie tylko
Europy. One praktycznie trwają od lat, ale w ostatnich miesiącach,
a może i latach uległy nasileniu. Wzrosła ilość punktów
zapalnych.
Za sprawą obecnego rządu DT mamy w tym niepośledni
udział.
Lepiej łowi się ryby w mętnej wodzie. Poza tym
inspiratorom łatwiej ukryć cele dalekosiężne.
Kto za tym
stoi? Jakie to ma znaczenie? Ma, bo nie wiadomo do jakiego momentu
ten ferment jest kontrolowany i sterowany. To jest ta wiedza
tajemna
Zasadne jest pytanie czy destabilizacja jest koordynowana,
czy są to działania spontaniczne?
Osobiście uważam że w
polityce nie ma miejsca na przypadki. To nie tylko odwracanie uwagi
od celów istotnych.
Przez lata przyzwyczailiśmy się, że
zamieszki, wojny lokalne, kataklizmy itp. to domena tzw. dalszej
zagranicy.
Europie wystarczyły konsekwencje I i II wojen
światowych i lata odbudowy ze zniszczeń wojennych.
To było
złudzenie pieczołowicie podtrzymywane przez polityków. I to
działało, ale do czasu.
Zasadne jest więc pytanie kiedy się
skończył ten czas prosperity?
Tu zaczynają się, według mnie,
przysłowiowe schody.
Lata powojenne to był czas lizania ran,
odbudowy gospodarczej itd. Tylko nie wszyscy robili to w tych samych
i na tych samych warunkach. Zasadniczo zadecydował zasięg wpływów
zwycięzców w wojnie. To też pogłębiło zróżnicowanie poziomu
rozwoju gospodarczego poszczególnych państw. Pokonane Niemcy
znalazły się częściowo pod zarządem Wielkiej Trójki, częścią
zarządzał ZSRR, a terytorium III Rzeszy Niemieckiej zostało
pomniejszone o ziemie przyznane Polsce, dla której miały być
rekompensatą za straty terytorialne poniesione na wschodzie II RP
/gdyby ktoś zapomniał, Polska była w grupie państw zwycięskich/.
Stalinowi przyszło to łatwo bo zabrał Polsce Kresy Wschodnie,
a dał nie ze swego.
Mniejsze znaczenie ma że nie ekwiwalentnie.
Państwa zachodniej Europy i USA, podobnie jak po I wojnie
światowej, nie były zainteresowane wygumkowaniem Niemiec z mapy
politycznej Europy więc odbudowę Niemiec wsparły planem Marshalla,
z którego Polska, za sprawą ZSRR, została wykreślona. Niemcy
uzyskały dodatkowy bonus, bo decyzją zwycięzców, przez lata, nie
mogły posiadać własnej armii.
O ich bezpieczeństwo dbały
wojska okupacyjne. To był czysty zysk dla Niemiec.
Zwłaszcza
gospodarczy. O pozycję polityczną walczą konsekwentnie od
zawsze
Kolejnym handicapem dla Niemiec stał się brak traktatu
pokojowego który powinien formalnie zakończyć II wojnę światową.
Dzięki temu Niemcy wymigały się z reparacji wojennych i dzisiaj,
nie wiadomo na jakiej podstawie /dokumentów brak/, uważają temat
za zamknięty.
To co nazwano denazyfikacją było w istocie
działaniem na pokaz bo dotknęło niewielu którzy powinni być
osądzeni i skazani za przestępstwa popełnione w czasie trwania III
Rzeszy.
Chodziło o uspokojenie sumienia Zachodu że rozliczenie
III Rzeszy nie skończyło się w Norymberdze.
O pobłażliwym
czy liberalnym traktowaniu Niemców przez państwa Zachodu, w
pierwszych latach powojennych. ciekawe informacje przedstawione są
tu https://niepoprawni.pl/blog/rafal-brzeski/memorandum-z-himmerod.
Łatwiej więc nam zrozumieć dlaczego mamy zawsze pod górkę.
Podobnie było z inicjatywą Episkopatu Polski w sprawie
pojednania z narodem niemieckim.
Działanie czysto propagandowe,
chociaż w dobrej wierze.
Niemcy dalej uważają mieszkańców
Europy Środkowo-Wschodniej za ludzi drugiej kategorii.
Nawet UE
widzi ich w Europie drugiej prędkości.
Nikt nie ma wątpliwości
że to określenie pejoratywne.
W mojej rodzinie pamiętamy że
„jak świat światem nigdy nie będzie Niemiec Polakowi bratem”.
W tym samym czasie ZSRR zajmował się intensywnym krzewieniem
komunizmu.
Zajęcie, jak pokazał upływ czasu, bezproduktywne, a
dla satelitów ZSRR, niezwykle kosztowne gdyż były zmuszone
współfinansować fanaberie radzieckich bonzów.
Frustrujące
dla nas jest to że idee komunizmu są ciągle atrakcyjne w świecie
zachodnim.
Im dalej od granic ZSRR, teraz FR, tym większa była
i jest fascynacja.
Tylko co mają do zaoferowania dzisiejsi
komuniści?
Moim zdaniem to hipokryci pierwszej wody. Co innego
mówią, co innego robią, a co innego myślą.
Jeśli kogoś
zachęcamy do określonego działania, najlepiej robić to osobistym
przykładem.
To teoria. A praktyka? Dobrze oddaje to kawał z
brodą definiujący koniak /to
wysokogatunkowy napój alkoholowy który pije klasa robotnicza ustami
swych przedstawicieli/.
W ZSRR i teraz w FR elitę społeczeństwa zasadniczo stanowi
nomenklatura partyjna, często jeszcze w korzeniami w ZSRR.
Jej
stan posiadania ma się nijak do pozostałego społeczeństwa.
Majątek elit nie jest efektem ich pracy. Oni tylko traktują państwo
jak prywatny folwark, czy jak kto woli, jak dojną krowę.
Nie
odstaje od nich dyktator z Kremla który zaczynał karierę jako
oficer KGB i na pewno nie z pensji dorobił się fortuny która czyni
go jednym z krezusów tego świata.
Często pojawia się opinia
że osobiście nie angażował się w pomnażanie swego majątku.
On
tylko przyjmował „dowody wdzięczności”.
Jego fantazja,
raczej idee fixe, sięga znacznie dalej.
Rozpad ZSRR uważa za
wypadek przy pracy i od czasu dojścia do władzy kolejno, jako
premier i prezydent, konsekwentnie dąży do odbudowy imperium jakim
była w przeszłości carska Rosja.
Rosyjska buta wyraża się w
odpowiedzi na pytanie: z kim graniczy Rosja? Odpowiedź:
z kim chce.
Po okresie zapaści, na przełomie XX i XXI wieku, Federacja Rosyjska
roznieca kolejne ogniska wojny, zarówno wewnątrz dawnego ZSRR jak i
w innych częściach świata.
To kosztowna „zabawa”. W ocenie
wielu komentatorów polityki światowej jest to cena utrzymania
spójności wewnętrznej państwa rosyjskiego które pod względem
narodowościowym jest istną wieżą Babel.
Nie uległ zmianie
również brak poszanowania dla człowieka, dla życia ludzkiego.
Na
sztandarach dalej jest slogan „Człowiek to brzmi
dumnie”.
Agresywne zachowania FR powodują niepokój nie tylko
wśród sąsiadów. Światowe mocarstwa, zwłaszcza USA i Chiny,
analizują postępowanie FR pod kątem możliwych zagrożeń dla
stabilności polityki światowej. Jest to niebezpieczne również dla
sytuacji Polski.
Trzeba to oceniać na różnych poziomach.
Pierwszy dotyczy obecności USA w Europie centralnej, jako
stabilizatora, zwłaszcza w relacjach
z FR. Z punktu widzenia
interesów UE, zdominowanej przez Niemcy, obecność militarna USA
w
Europie jest zbędna. Utrudnia utrzymanie korzystnych dla Niemiec
relacji gospodarczych z FR.
Widać to jaskrawo w trwającej
wojnie FR z Ukrainą.
Kłopot zjednoczonej Europy polega na tym
że jej aktualna zdolność bojowa, poza nielicznymi wyjątkami,
pozostawia bardzo wiele do życzenia. To skutek pokutującego przez
lata przekonania polityków europejskich że dla Europy nastały lata
pokoju i stabilizacji politycznej. To brzmi kuriozalnie w zestawieniu
z potencjałem gospodarczym państw wchodzących w skład NATO.
Odbudowa zdolności bojowych to kwestia kosztów i około 10 lat.
Co w tzw. międzyczasie? Jasnej odpowiedzi brak.
W wojnie z
Ukrainą agresorem, ponad wszelką wątpliwość, jest FR.
Problemem
dla całego świata jest znalezienie odpowiedzi na pytanie po czyjej
stronie się zadeklarować? Wynika to z faktu że nie wszyscy uważają
w tej wojnie FR za agresora.
Nie ma w tym temacie zgody w
Europie, a tym bardziej w innych zakątkach świata.
Nie
wszystkim wypada jawnie się zadeklarować.
Mistrzostwem mogą
poszczycić się Niemcy. Ilość składanych deklaracji w zestawieniu
z faktyczną pomocą to kosmos. Umiejętnie kuglując dowiedli
medialnie że udzielili Ukrainie większej pomocy niż Polska.
Dodatkowo władzom niemieckim udało się w ostatnich miesiącach
skłócić Polskę i Ukrainę na gruncie współpracy gospodarczej.
Nie jest wykluczone że to zagranie Ukrainy miało wpływ na wynik
wyborów parlamentarnych w Polsce.
Motyw takiej postawy ze strony
Ukrainy wydaje się bardzo prosty. Polska pomagała Ukrainie od
pierwszych miesięcy wojny nie tylko w miarę, ale ponad swoje
możliwości.
Pomoc nie może być jednak bezgraniczna, bo będzie
to kosztem bezpieczeństwa Polski.
Chyba dlatego prezydent
Ukrainy pod koniec 2023 zmienił front i zaczął oglądać się na
pomoc Niemiec których potencjalne możliwości pomocy są
nieporównywalne w stosunku do możliwości Polski. Ruch dość
ryzykowny bo kanclerz Niemiec należy do kategorii tych polityków
którzy uważają, że dwa razy obiecać to tyle co raz dać.
Po
kilku miesiącach tyle, że już po zmianie rządów w Polsce,
Ukraińcy znowu zmienili front i zaczynają dostrzegać że pomoc ze
strony Polski jest realna.
Poza tym zasadnicza pomoc sprzętowa
dla Ukrainy idzie dalej przez Polskę. Innych dróg nie ma.
Przynajmniej na razie.
Polskim politykom, ale także Polakom,
trudno zrozumieć postępowanie polityków ukraińskich. Dobrze
opisano to w tej notce
https://k-bedryczko.szkolanawigatorow.pl/gorzkie-pigulki
Za sprawą KE dopuszczono do sytuacji w której Ukraina może
wywozić na rynek UE produkty rolne bez ograniczeń i obowiązku
przestrzegania przepisów fitosanitarnych. Formalnie odbiorcom
docelowym miały być głodujące państwa Afryki i Azji. W wybranych
asortymentach odbiorcami miały być niektóre państwa UE np.
Hiszpania – kukurydzy.
Praktyka była inna. Cześć tego
eksportu pozostawała w Polsce i innych państwach Europy
graniczących z Ukrainą. Skala zjawiska była na tyle poważna, że
doprowadziła do zachwiania równowagi rynków rolnych Polski,
Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii.
Okresowo KE zgodziła
się na embargo na import zbóż z Ukrainy do UE. Ten okres ochronny
minął. Problem nie jest dalej rozwiązany.
Od już trzech
miesięcy jest nowy problem związany z wykonywaniem przewozów
towarowych przez firmy ukraińskie do UE. Istota sporu między
przewoźnikami polskimi i ukraińskimi jest ta sama. Ukraińcy, bez
odpowiednich zezwoleń /firmy ukraińskie zarejestrowane w Polsce/
wykonują przewozy wewnątrz UE. Odbywa się to oczywiście kosztem
przewoźników polskich których obowiązują regulacje KE. Zresztą
przewoźnicy polscy mają na pieńku nie tylko z Ukraińcami. Wypada
przypomnieć sprawę sprzed niewielu lat kiedy, za sprawą Francji,
zaostrzono przepisy uderzające głównie w firmy przewozowe państw
peryferyjnych UE
https://www.money.pl/gospodarka/firmy-transportowe-krytykuja-nowe-prawo-ue-te-przepisy-nas-wykoncza-6732370218953440a.html
Teraz przewoźnicy polscy zablokowali przejścia drogowe z
Ukrainą. Rozmowy dwustronne zostały czasowo zawieszone /do marca/
po wstępnych uzgodnieniach wymagających wykonania przez stronę
ukraińską.
KE nie jest zainteresowana rozwiązaniem konfliktu.
Nie bardzo widać żeby miał pomysł na wyjście z impasu rząd DT.
Desperacja przewoźników wspartych przez rolników jest zbyt duża.
Ciekawą opinię wygłosił dr Artur Bartoszewicz
https://dorzeczy.pl/opinie/530325/bartoszewicz-ukraina-chce-wykorzystywac-polske.html
Tak w praktyce wygląda solidarność w UE.
Ten problem
wskazuje niejako przy okazji, jak będą wyglądały negocjacje
akcesyjne Ukrainy z UE.
Drugim poziomem są próby wciągnięcia
FR do własnych rozgrywek polityczno- gospodarczych.
Próby takie
podejmują USA w rywalizacji z Chinami /stąd reset/ i Chiny które
chcą mieć FR po swojej stronie, oczywiście przeciwko USA.
W
Europie jest to dążenie do zachowania współpracy gospodarczej
części państw UE z FR.
Tu awangardę stanowią Niemcy, a za
ich plecami są Francja, Austria, Węgry czy Serbia.
Takich
komplikacji jest więcej.
Lata pokoju i spokoju spowodowały że
wiele państw, zwłaszcza europejskich jest głęboko zaangażowanych
we współpracę gospodarczą z FR. Było to obustronnie opłacalne.
Ich sytuacja uległa istotnej komplikacji po agresji FR na
Ukrainę /luty 2022/.
Inwestycje poczynione na terytorium FR nie
mogą pozostać bezpańskie. Muszą być pod kontrolą. UE stwarza
pozory solidaryzmu z walczącą Ukrainą. Dlaczego pozory? Powodów
takiej oceny jest więcej niż jeden.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz