Szukaj na tym blogu

04 czerwca 2020

Restart wyborów prezydenckich 2020


Magiel polityczny 2020 wchodzi w kulminacyjną fazę. Z równym powodzeniem można powiedzieć, że rozpoczyna się gra o wszystko jak i to że toczy się bój o pietruszkę.
W zasadzie walka toczy się o prestiż konkretnych formacji politycznych. Czyje będzie na wierzchu?
Z drugiej strony jest pytanie jak silnie uda się zmotywować suwerena żeby oderwać go od grila i skłonić do skorzystania ze swego niezbywalnego prawa wyborczego?
Na wynik wyborów wpłynie frekwencja. To truizm.
Jaki to będzie miało związek z trwająca pandemią? Komu to przysporzy głosów a komu odejmie?
To pytania z gatunku trudniejszych.
Błędem obozu prezydenta Dudy jest zakładanie, że wybory rozstrzygną się w drugiej turze.
To zaproszenie do przegranej. Trzeba wygrać w pierwszej turze i robić wszystko żeby tak się stało. To taktyka zwycięzcy.
Mam zastrzeżenia do jakości dotychczasowej kampanii prowadzonej przez komitet wyborczy prezydenta Andrzeja Dudy. Po pierwsze, dlaczego dają sobie narzucić narrację oponentów?
Dwie sprawy, kluczowe dla przyszłości Polski: przekop Mierzei Wiślanej i budowa CPK, to pomysły z wieloletnią już historią, a nie świeże pomysły koalicji rządzącej z okresu jej rządów od 2015 roku.
Przekop Mierzei Wiślanej, proszę bardzo https://pl.wikipedia.org/wiki/Kana%C5%82_%C5%BCeglugowy_na_Mierzei_Wi%C5%9Blanej
O potrzebie budowy CPK zaczęto mówić już w latach 70-tych, za czasów PRL. Zmieniały się tylko motywacje. https://www.money.pl/gospodarka/cpk-jak-budowa-przedwojennej-gdyni-oba-przedsiewziecia-poczatkowo-budzily-kontrowersje-6437868100499073a.html
https://rynekinwestycji.pl/historia-cpk-jest-dluzsza/ https://www.muratorplus.pl/inwestycje/inwestycje-publiczne/centralny-port-komunikacyjny-w-baranowie-aa-3CSs-FUEU-iZqN.html
Rozmowy wokół pandemii Covid-19 również nie mogą się koncentrować wokół handlu maseczkami.
Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Jeśli dochodziło do nadużyć, powinny zająć się nimi odpowiednie służby państwowe.
Dla interesu państwa polskiego ważniejsza jest kondycja gospodarki, zarówno dzisiaj jak i za kilka miesięcy i kilka lat. O tym mamy rozmawiać.
Dlatego niezwykle bolesnym dla totalnej opozycji jest dzisiejsze wystąpienie premiera Morawieckiego w Sejmie. Skoro opozycja czuje się tak silna, niech odwoła jego rząd. Skoro zaś ma świadomość bezsilności swych poczynań, niech przestanie bruździć.
Wracając zaś do wznowionej kampanii prezydenckiej, to sztab wyborczy prezydenta Dudy powinien kontratakować, a nie ustawicznie bronić się przed bezproduktywnymi atakami opozycji.
Mam pełną świadomość bezsilności tej opozycji. Co oni sobą reprezentują? Jakie są ich dotychczasowe dokonania?
Na ich lidera wychodzi teraz Rafał Trzaskowski. Mam więc pytanie czym on może pochwalić się jako polityk? https://pl.wikipedia.org/wiki/Rafa%C5%82_Trzaskowski Jest w polityce aktywny od około 20 lat, ale widocznych, pozytywnych efektów tego uczestnictwa nie jestem w stanie dostrzec.
Rozbawiła mnie zasłyszana opinia, że stanowisko prezydenta Warszawy mu nie leży, bo nie może rozwinąć skrzydeł. Dla mnie to nielot który marzy o zostaniu strażnikiem żyrandola. Miał już protoplastów.
Podobnie oceniam Biedronia który bardziej nadaje się na Stefka Burczymuchę niż na męża stanu.
Całe dorosłe życie nie da się uciekać przed odpowiedzialnością. Jego życie prywatne mnie nie interesuje. Bardziej obietnice składane w związku z obejmowaniem kolejnych stanowisk publicznych /prezydent Słupska, europoseł/.
Kolejny kandydat to tygrysek. Ten z Witosem nie ma nic wspólnego /może poza wzrostem/. Powinien raczej dbać o dobre relacje z kolejną żoną, która go uwielbia.
Pozostałych kandydatów traktuję raczej jako folklor polityczny. Mogą stanowić konkurencję dla samych siebie. Może w przyszłości coś się zmieni, ale na to potrzeba lat i ciężkiej pracy z ich strony.
Rywalizacja między kandydatami do fotela prezydenta RP sprowadza się do licytacji na składane suwerenowi obietnice. Powinniśmy się na to uodpornić. Patrzmy raczej na to co każdy z nich zrobił w życiu publicznym. Nie dla siebie, ale dla nas, potencjalnych wyborców.
Od tego zależy na kogo, przynajmniej ja, oddam swój głos.



abstynent warunkowy

31 maja 2020

Czym naprawdę jest III RP anno 2020?


Od jakiegoś czasu szykuje się nowa zagadka: 
na kim III RP będzie wykazywać, że nie jest państwem z tektury i z dykty? 
Okazji ku temu nie brakuje, ale jak dotychczas widzę bezsilność, tylko faktyczną, czy udawaną? Coraz częściej łapię się na tym, że jest to jednak teatrzyk dla naiwnych rozgrywany przez politycznych macherów.
Trzeci miesiąc jesteśmy w szponach pandemii Covid-19. Tak się złożyło, że w tym czasie próbujemy przeprowadzić, wymagane prawem, wybory prezydenta RP. Pechowo dla nas pandemia zmusza do niekonwencjonalnych działań wykraczających poza ustalony porządek prawny.
Dotyczy to również trybu przeprowadzenia tych wyborów. Okazało się, że nie da się ich przeprowadzić w istniejącym porządku prawnym. Podjęte działania dostosowawcze spełzły na niczym. Ustawa dostosowująca kodeks wyborczy do nowej sytuacji została zablokowana przez opozycję parlamentarną /Senat/ i wybory w pierwszym terminie tj. 10 maja, nie odbyły się.
Zwrócę jednak uwagę, że koalicja rządząca, od wygranych w 2015 roku wyborów, ma niestrawną dla mnie manierę załatwiania kluczowych spraw na rympał.
Zaczęło się od spóźnionego startu parlamentu po wygranych wyborach, co skutkowało aferą wokół Trybunału Konstytucyjnego /sprawa sędziów-dublerów/.
Jeśli ma się większość w Sejmie i Senacie nie oznacza to, że można całkowicie lekceważyć zdanie opozycji. Tu nie chodzi o pojedyncze przypadki. Spartaczono wszystkie ustawy kluczowe dla prestiżu państwa polskiego. Rekompensatą mają być ustawy socjalne, znane jako „micha+”.
Mimo wszelkich och i ach nie można uznać za sukces koalicji rządzącej wyników wyborów samorządowych 2018 roku. Podobnie było z wyborami parlamentarnymi w 2019 roku.
Teoretycznie były szanse na uzyskanie, a właściwie utrzymanie, większości w Sejmie i Senacie. Coś jednak nie zagrało.
Może jedną z przyczyn była masowa ewakuacja elit do Brukseli.
Jest też do rozważenia inna opcja; koalicja rządząca i opozycja bawią się na naszych oczach w dobrego i złego policjanta.
Prezydent miał rozliczyć swego poprzednika, a ściślej urzędników kancelarii prezydenta Komorowskiego.
Z wielkiej chmury mały deszcz. Poza małym złodziejaszkiem /tym od „Gęsiarki”/ ręka sprawiedliwości nie sięgnęła nikogo.
Nad tym rządem wisi od lat widmo katastrofy smoleńskiej z 2010 roku. Minęło już 10 lat i nie doczekaliśmy się żadnych wiążących ustaleń. Sądy zajmują się płotkami, a w sferze merytorycznej wiążący jest raport MAK. Media dawno dały do zrozumienia, że prawdy o katastrofie nie poznamy. Nie potrafiliśmy nawet przywieźć do kraju resztek z samolotu który rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. To jest przejaw bezsilności, czy nieudolności? A może przyjętej taktyki która pozwala grać katastrofą przez tyle lat? 


Wrócę jednak do wyborów prezydenckich 2020.
Po 10 maja podjęta została druga próba według ustaleń której możliwe będzie głosowanie w układzie mieszanym tzn. tradycyjnie w lokalach wyborczych, albo korespondencyjnie. Rozwiązanie takie jest stosowane na świecie i nie jest czymś nadzwyczajnym. Żeby je zrealizować potrzebne jest stanowisko Senatu, ale tu powtarza się sytuacja sprzed pierwszej próby zorganizowania wyborów. Senat dla opóźnienia procesu wyborczego stara się maksymalnie wykorzystać termin 30 dni na zajęcie stanowiska przed zwróceniem projektu ustawy do Sejmu.
Marszałek Senatu ma pełną świadomość, że korekty wniesione przez Senat zostaną zignorowane przez większość sejmową. Do tego dochodzi argument pozamerytoryczny, strony sporu starają się grać wzajemnie przeciwnikom na nosie.
Swoje 30 dni wykorzysta do maksimum mimo, że wcześniej deklarował coś innego. Tak też rozumowali wszyscy zainteresowani po rezygnacji z wyścigu pierwotnego kandydata, czyli Kidawy-Błońskiej i wystawieniu zamiennika w osobie Rafała Trzaskowskiego, aktualnego prezydenta Warszawy.
Kandydat na kandydata ma problem z winy swego towarzysza partyjnego, czyli senatora Grodzkiego.
Brak ustawy nie pozwala na formalne uruchomienie, czy wznowienie kampanii wyborczej.
Według obecnych ustaleń tylko Rafał Trzaskowski musi zebrać podpisy w celu utworzenia komitetu wyborczego oraz minimum 100 tysięcy podpisów poparcia pod swą kandydaturą żeby stać się jednym z kontrkandydatów urzędującego prezydenta.  
Czas upływa, końcowy termin to 6 sierpnia 2020 roku kiedy to powinien zostać zaprzysiężony nowy prezydent. Do tego czasu musi odbyć się kampania wyborcza, wybory /jedna lub dwie tury/, terminy odwoławcze i uznanie przez Sąd Najwyższy ważności wyborów.
Z czystej arytmetyki wynika, że wybory powinny odbyć się najpóźniej 28 czerwca. Każdy późniejszy termin grozi pogłębieniem się już istniejącego chaosu politycznego.
Zamiast realnych działań, od tygodni mamy do czynienia z nieustającymi pyskówkami z których nic nie wynika poza tym, że im gorzej, tym lepiej. Dla opozycji.
Potyczki toczą się w gronie kilkuset osób z różnych ugrupowań politycznych, a ich wynikiem końcowym zainteresowane jest kilkanaście milionów wyborców, czasami nazywanych suwerenem.
W tym harmidrze ginie sprawa najważniejsza czyli utrzymanie ciągłości najważniejszego organu państwa polskiego. 6 sierpnia 2020 roku musimy mieć urzędującego prezydenta III RP. Tego wymaga polska racja stanu.
Odstępstwa od tego terminu są ściśle określone. Na dzień dzisiejszy żadna z tych przesłanek nie zachodzi, a marszałek Grodzki może się dalej zachowywać jak Dyzio Marzyciel. Wolno mu.
Żyjemy w demokratycznym kraju.
Prezydenta mieć musimy. Czy będzie to dalej Andrzej Duda czy ktoś nowy, pozostaje sprawą otwartą.
Z mojego punktu widzenia korzystniejsza jest reelekcja urzędującego prezydenta.
Wynika to m.in. stąd, że pandemia spowodowała na świecie spore zamieszanie, nie tylko polityczne, ale i ekonomiczne. Na to nakładają się, wynikające z kalendarza, negocjacje budżetu UE oraz rozdział funduszy pomocowych dla złagodzenia skutków ekonomicznych pandemii. W takiej sytuacji lepiej dla Polski żeby prezydent i premier współpracowali ze sobą, a nie żeby jeden drugiemu robił na złość. Teraz nie ma czasu na naukę, a żaden z kontrkandydatów nie ma przygotowania do występowania jako partner w rozmowach międzynarodowych.
To są same „świeżynki”. 



abstynent warunkowy

28 maja 2020

Rozdawanie Inflantów.



Różne punkty widzenia tej samej sprawy  /z tt Stanislas Balcerac/
@sbalcerac
Niebezpieczna naiwność! To już nie jest redystrybucja funduszy pomiędzy członkami UE,
jak do tej pory, tylko wspólne zadłużanie się po uszy u lichwiarzy na 750 mld EUR, które będzie spłacać następne pokolenie, poprzez podwyższone centralne podatki nałożone przez biurokrację UE.

Andrzej Duda
@AndrzejDuda
W liście do przywódców UE pisałem o potrzebie wsparcia gospodarki UE. Wobec skutków Covid-19, Polska namawiała Europę do ambitnego budżetu. Jest sukces! Powstanie Fundusz Odbudowy Gospodarczej o wartości 750 mld EUR, a Polska należeć będzie do jego największych beneficjentów.

Zastanawiałem się czy w tej sprawie nie pomylono pojęć. Niedawno była informacja, że Polska ma być jednym z największych sponsorów projektu /poza Niemcami/, a nie jego beneficjentem.
KE argumentowała to tym, że Polska poniosła stosunkowo najmniejsze straty gospodarcze z powodu pandemii Covid-19.
Nastąpiła gwałtowna zmiana narracji. Dlaczego?
Na odtrąbienie sukcesu jest jednak za wcześnie. Podkreślił to zdecydowanie Jacek Saryusz-Wolski w swej dzisiejszej wypowiedzi w PR24 https://polskieradio24.pl/130/5819/Artykul/2520883,Jacek-SaryuszWolski-o-planach-KE-Polska-bedzie-beneficjentem-koronafunduszu .
O co chodzi? Otóż został ogłoszony projekt który wymaga akceptacji wszystkich członków UE.
Z tym jest problem, bo przeciwna jest tzw. grupa skąpców, czyli Austria, Dania, Finlandia, Holandia i Szwecja, która jest przeciwna zadłużaniu UE poprzez zaciąganie kredytu do spłacania przez następne pokolenia.
To nie koniec problemów bo aktualne pozostają ciągoty KE do narzucania swej woli państwom członkowskim UE które nie są lubiane przez pewną grupę uzurpującą sobie prawo do przywództwa w UE. To „coś” to klauzula praworządności https://www.gov.pl/web/sprawiedliwosc/dzialania-komisji-europejskiej-bez-podstaw-w-traktatach która pozwala KE na uzależnianie przyznawania środków unijnych od własnej, subiektywnej oceny przestrzegania prawa przez państwo członkowskie UE.
Do tych „nielubianych” dzisiaj należą Polska i Węgry.
Reasumując, jesteśmy na początku drogi. Jest pomysł, ale nie wiadomo co z niego zostanie.
Na początek trzeba przekonać „skąpców”. Nie wiadomo jaka będzie cena ich ustępstwa. Później będą kolejne progi do pokonania. Co zostanie na końcu i czy będzie to do zaakceptowania przez Polskę?
Póki co, media na podstawie wypowiedzi prezydenta i premiera wieszczą sukces, a mnie się wydaje, że do tego droga daleka.

abstynent warunkowy

23 maja 2020

W koło Macieju, czyli o wyborach raz jeszcze.



Obserwuję co się dzieje i widzę, że nie tylko ja mam wątpliwości https://niepoprawni.pl/blog/mikolaj/komu-zalezy-na-klesce-dudy Co jakiś czas słyszę na różnych stacjach komentarze sygnalizujące problem.
Jeden termin wyborów nie został skonsumowany. Drugiego jeszcze nie wyznaczono /konsultacje trwają/. Są szanse, że będzie to jednak czerwiec. Czy jednak o tym powinien informować premier? Życie składa się z drobiazgów. Nie wyciągnięto żadnych wniosków z pierwszej próby przeprowadzenia wyborów?
Po drodze dokonano zamiany jednego z kandydatów, ale nie wiadomo na jakich zasadach wejdzie do gry. Nie wiadomo jakie wymagania formalne zostaną postawione ewentualnym innym kandydatom.
Może tacy będą?
Pojawiają się niepotwierdzone informacje, że w nowej sytuacji Senat przyspieszy procedowanie i wyrobi się przed upływem regulaminowego miesiąca. Póki co mamy do czynienia z postępującą schizofrenią. Zjeść ciastko i mieć ciastko. Tym razem nie do pogodzenia są interesy partyjne poszczególnych kandydatów po stronie opozycji.
Tak naprawdę nie wiadomo czy to będzie powtórka wyborów, czy nowe, ale ze starymi kandydatami?
Jak na jedne wybory za dużo tu naruszeń prawa, ale tym mało kto się przejmuje. PKW dyplomatycznie milczy chociaż, moim zdaniem, powinna wydać komunikat jak widzi obecną sytuację. Krótko mówiąc, wyjaśnić co komu wolno, a czego nie.
Taki bałagan może przynieść opłakane skutki dla teoretycznego pewniaka. Kandydat-nominat prowadzi kampanię wyborczą /na jakiej podstawie prawnej? Nie zarejestrował jeszcze własnego komitetu wyborczego, ale to nie jedyna jego wtopa; powinien też postawić dużą wódkę marszałkowi Senatu
„za owocną współpracę”/, a pozostali kandydaci zapadli w sen zimowy, czy brakuje im wytycznych?
Już zrezygnowali z walki?
Mnie interesuje realny pretendent, czyli urzędujący prezydent III RP. Jego sztab wyborczy powinien zadbać o to żeby nigdy, w trakcie kampanii, nie musiał się tłumaczyć ze spraw oczywistych wynikających ze sprawowania urzędu.
Dla wszystkich powinno być oczywiste, że urzędujący prezydent nie może zawiesić urzędowania z powodu trwającej kampanii wyborczej. Tym się różni od pozostałych kandydatów. Ważne powinno być jedynie żeby sprawował ten urząd w sposób godny, żeby nie przynosił nam Polakom wstydu. Z tym zaś bywa różnie.
To ostatnie zależy jednak od indywidualnej oceny godności osobistej.
W debacie o kandydatach na fotel prezydenta RP, na ważny element dotyczący ich predyspozycji i kwalifikacji zwrócił uwagę prof. Kik. Tegoroczni kandydaci pozostawiają wiele do życzenia. Oni po prostu jeszcze nie dorośli do tego stanowiska. Wystawienie tych kandydatur przez ich zaplecze polityczne to pomyłka, albo lekceważenie urzędu do którego pretendują, a to jednak osoba nr 1 w III RP. 
Prawdziwy problem tkwi jednak gdzie indziej. Dotyczy tzw. zaplecza politycznego prezydenta Dudy który tego zaplecza fizycznie nie ma. Nie ma własnego zaplecza, bo to którym dysponuje nie należy do niego.
Zostało mu zaoferowane przez PiS i on je przyjął. Nie wiadomo na jakich warunkach.
Po wygranych w 2015 roku wyborach próbował zbudować własne zaplecze, ale ta próba spełzła na niczym. To było łatwe do przewidzenia.
Bez skutecznego poparcia zaplecza politycznego nie ma szans na wygranie wyborów politycznych.
Obecne zaplecze jest politycznie niepewne. To, w ocenie wielu, obrazoburcze stwierdzenie nie jest bezpodstawne. Jak inaczej odczytać harce Gowina w trakcie kampanii wyborczej? Im mniejszy placyk, tym większy kacyk.
Na jakiej podstawie prezes PiS jest tak pewny wygranej swego faworyta? Sami zwolennicy PIS nie zagwarantują reelekcji Andrzeja Dudy. Jest ich za mało.
Reszta kandydatów może obiecywać gruszki na wierzbie, bo mają 100% świadomość, że tych obietnic nie będą musieli zrealizować. Jak zwykle, o końcowym wyniku wyborów zadecyduje rzesza niezdecydowanych, bo obojętni nie zagłosują. Z czystego lenistwa. Oferta dla niezdecydowanych też jest ograniczona.
Na dzień dzisiejszy kampania wyborcza urzędującego prezydenta musi ograniczać się do jednego celu, do reelekcji w pierwszej turze. Trzeba tylko pamiętać, że wygrana nie spadnie z nieba jak manna.
Druga tura to gwarancja przegranej. Do tego zmierza narracja opozycji.
Dzisiaj jesteśmy po bezpiecznej stronie bo opozycja nie ma nic sensownego do zaoferowania, ale w drugiej turze w głosowaniu nie będzie miejsca na zdrowy rozsądek. To będzie plebiscyt /każdy byle nie Duda/. Refleksja przyjdzie później /przypadek Trzaskowskiego w Warszawie/.
To też nie jest pewne.
Gdy rozum śpi, budzą się upiory. 

p.s. Nie rońmy łez nad jasełkami wobec „afery dziennikarzy PR3”. 
Sprawa ma swój początek kilka miesięcy temu, kiedy zapadła decyzja o utworzeniu nowej stacji radiowej https://kultura.onet.pl/wiadomosci/radio-nowy-swiat-co-wiadomo-o-stacji-kogo-uslyszymy/971x008 
W aferze chodzi o przemianę dezerterów, czy uciekinierów, w bohaterów. Pytanie czy to zadziała? 

abstynent warunkowy 

14 maja 2020

Kameleony w polityce III RP.



Są tematy atrakcyjne, do których wraca się często i są omijane przez media w bezpiecznej odległości. Powody są różne.
Takim tematem powracającym jest ewolucja postaw polityków. Nie chodzi tym razem o ocenę całego okresu po II wojnie światowej, ale o okres po 1989 roku, czyli po tzw. magdalence.
Wykreowana została wówczas grupa która wcześniej z polityką nie miała nic, albo niewiele wspólnego. Dociekliwi próbują pytać kto i według jakich kryteriów dokonał wyboru?
Raczej za pewnik trzeba przyjąć że nie były to samorodki.
Odpowiedzi długo nie było, ale z upływem czasu zaczęły się pojawiać. Oczywiście musiały szokować. Skrajnym określeniem jest tzw. zmowa magdalenkowa.
Nie jest to całkowicie bezpodstawne.
Negatywnie nastawieni do powojennej władzy działali w podziemnej opozycji. Jawna z oczywistych względów była niemożliwa. Aktywizacja opozycji nastąpiła po czerwcu 1976 roku. Z niej wyszło kierownictwo tzw. pierwszej „Solidarności” z 1980 roku.
Wbrew pozorom wtedy nic nie poszło na żywioł.
Na samym początku strajków lipcowo-sierpniowych tak. Później wszystko było pod stałą kontrolą SB, a jeszcze później, osobiście generała Kiszczaka. Okres stanu wojennego, do rozmów w Magdalence był przeznaczony na weryfikację poszczególnych kandydatur. Wyszło to jaskrawie przy tworzeniu władz tzw. drugiej „Solidarności” w 1988 roku i w trakcie rozmów w Magdalence kiedy odsunięto na boczny tor radykałów z okresu 1980 roku.
Tajemnicą poliszynela były zasady finansowania opozycji. Nie wszyscy opozycjoniści maskowali się na tyle skutecznie, że mogli pracować na państwowych etatach. Takim przykładem był Kornel Morawiecki.
Większość miała rodziny i trzeba było zadbać o ich egzystencję.
W okresie pierwszej „Solidarności” członkowie opłacali niewielkie składki członkowskie. Zasadnicze wsparcie finansowe pochodziło z zagranicy. Rozliczanie tych funduszy oparte było na bezgranicznym wzajemnym zaufaniu. Do dzisiaj nie wiadomo ile tej pomocy dotarło do adresatów i jak pomoc została spożytkowana.
Na początku lat 90-tych pojawiały się głosy o potrzebie szczegółowego rozliczenia funduszy związkowych, ale na tym się skończyło. Plotkami się nie zajmuję.
Od 1989 roku mamy w Polsce do czynienia z nową rzeczywistością polityczną. Do głosu doszli nowi politycy. To jest daleko idące uproszczenie. Zmiany dotyczyły władz najwyższych, ale już w parlamencie i na niższych szczeblach władzy te zmiany tak daleko nie zaszły.
Proszę sobie przypomnieć skład sejmu kontraktowego.
W okresie najbardziej rozpasanej demokracji było ponad 160 partii które ubiegały się o mandaty w Sejmie i Senacie.
Pamiętam, że w PRL-u było około 3 mln członków PZPR. Do tego trzeba doliczyć członków ZSL i SD.
Po 1989 roku ci ludzie nie zaniechali aktywności politycznej. W większości przeszli pod inne sztandary. Najwięcej wiadomo o tych z pierwszych szeregów. A co z masami? Masy ewoluowały, a część zaniechała aktywnego życia politycznego.
Znowu trochę liczb. O czasach PRL już było. Pierwsza „Solidarność” liczyła ponad 10 milionów członków. Później było już tylko gorzej.
Może to zaskakuje, ale wg wykazu PKW w Polsce jest zarejestrowanych 85 partii politycznych https://pkw.gov.pl/finansowanie-polityki/wykaz-partii-politycznych Mamy tu partie o zasięgu lokalnym i ogólnokrajowym. Jednak tych liczących się w polityce bieżącej jest 10-15. Reszta to tzw. partie kanapowe, albo przejaw chęci uczestniczenia w życiu politycznym.
Tu dochodzę do sedna, czyli do składów osobowych.
Kiedyś próbowałem prześledzić drogi polityczne niektórych działaczy. Potrzeba jednak benedyktyńskiej cierpliwości, a wnioski końcowe znałem wcześniej bez takiej analizy.
Jedną grupę stanowią pogrobowcy PRL, czyli byli członkowie PZPR, ZSL i SD. Najbardziej rzucającymi się w oczy byli ci z PZPR. Przez lata próbowali trwać przy swoim, zmieniając co jakiś czas szyld. Swoje robił też upływ czasu. Dzisiaj obrośli różnymi przydatkami i w zasadzie nie można wystawić im jednoznacznej opinii poza jedną. W dalszym ciągu jest to partia internacjonalistyczna o charakterze jemioły. Dawniej mówiono o takich bezpaństwowcy. Ich dewiza: tam ojczyzna, gdzie dobrze.
Nieco inną ewolucję przeszli byli ZSL-owcy. Wrócili do swej nazwy historycznej. Teoretycznie powinni bronić interesów wsi. Z praktyką jest jak z tym koniem u ks. Chmielowskiego https://twojahistoria.pl/2017/12/03/kon-jaki-jest-kazdy-widzi-co-warto-wiedziec-o-pierwszej-polskiej-encyklopedii/ Pawlak, Kalinowski, Piechociński, Sawicki, Kosiniak-Kamysz, jacy to ludowcy?
Ich specjalnością jest wchodzenie w alianse z około 10% wkładem koalicyjnym i bezwzględna walka o miejsce przy paśniku.
Ostatnio możemy obserwować nowe zjawisko. PSL stał się przytułkiem dla różnego rodzaju spadów z innych formacji politycznych. Wynika to stąd, że działacze PSL zaczęli tracić na popularności w swoim mateczniku. W rezultacie ich szeregi w Sejmie zasiliły takie tuzy jak Marek Biernacki /PO/, Jacek Protasiewicz /PO/, niedobitki Kukiz15 /6 osób/, czy creme de la creme desant, tylko skąd? Władysław Teofil Bartoszewski https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Teofil_Bartoszewski .
Kolejny obywatel brytyjski zasiadający w polskim Sejmie.
O SD niewiele mogę powiedzieć.
A co z tymi nowymi, którzy pojawili się na firmanencie? Niewielu z nich konsekwentnie tkwi przy partii wyjściowej. Czołówka ma za sobą ponad 10 zmian barw partyjnych. To jeszcze można przełknąć, ale często te przejścia są związane ze zdradą wyznawanych idei. Żeby nie być posądzanym o tendencyjność powiem wyraźnie, że dotyczy to zarówno lewej jak i prawej strony sceny politycznej.
Cóż, wykształcił się nowy zawód, polityk, czyli taki który poza wysiadywaniem w ławach poselskich czy senatorskich nic więcej nie potrafi. Niestety, wielu nie ma odpowiedniego przygotowania zawodowego, a nie każdy jest wystarczająco zdolnym samoukiem.
O etyce tego zawodu dyplomatycznie zamilczę.
Szczególny przypadek polityków pojawił się z chwilą delegowania przedstawicieli Polski do Parlamentu Europejskiego. Polsce przypadają obecnie 52 miejsca. Jako grupa mogliby stanowić realną siłę, grupę nacisku. Niestety, zaraz po złożeniu ślubowania grupa rozlatuje się jak stado wróbli do różnych międzynarodowych koterii, albo jak kto woli, grup interesów.
Po latach do naszej świadomości dotarło, że w tych frakcjach trwa bezwzględna walka o interesy narodowe. Znowu niestety, z tej zasady wyłamują się polscy europarlamentarzyści, którzy za punkt honoru uważają działanie na szkodę Polski i Polaków w imię bliżej nie sprecyzowanych, ale nośnych medialnie celów. To jest ich znak rozpoznawczy, plucie na Polskę.
Wyjątek stanowią europarlamentarzyści z PiS. 


p.s. Taka ciekawostka:
Pierwszą żoną Władysława Bartoszewskiego była Antonina Mijal, której ojcem był Tomasz Mijal. Ten zaś był bratem Kazimierza Mijala https://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Mijal
Przykładny katolik Władysław Bartoszewski rozwiódł się w 1966 roku /A. Mijal zmarła w 1986 r./ .
Ich synem jest Władysław Teofil Bartoszewski.
Zaskoczeń ciąg dalszy. Ojciec i syn mają legendę opozycyjną. Ale … jakim sposobem WTB w czerwcu 1980 roku, jako działacz opozycyjnego podziemia uzyskał zgodę na wyjazd na studia do Wlk. Brytanii?
Wokół WTB takich niejasności jest znacznie więcej.
Co może w tym wszystkim dziwić to milczenie ABW. Wg nich wszystko jest w normie? 


abstynent warunkowy 

W oczekiwaniu na co?

  Do planowanego zaprzysiężenia prezydenta-elekta czas upłynie na próbach podważenia wyniku wyborczego i oczywiście rycia pod Karolem Nawroc...