Szukaj na tym blogu

15 listopada 2023

Kim są dla nas Niemcy?

Na pewno są sąsiadem i to od wieków. Częściej byli wrogiem niż przyjacielem. Poszukiwanie nowej przestrzeni życiowej /lebebsraum https://pl.wikipedia.org/wiki/Lebensraum / pcha ich zawsze na wschód Europy /drang nach Osten https://pl.wikipedia.org/wiki/Drang_nach_Osten /.

Doświadczenie ze stosunków sąsiedzkich najlepiej oddaje powiedzenie znane w Wielkopolsce
„jak świat światem nigdy nie będzie Niemiec Polakowi bratem”.
Takie są realia.
Historycznie zmieniały się nazwy tego wrogiego nam państwa. To było Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, Zakon Krzyżacki, Królestwo Pruskie, II Rzesza Niemiecka, III Rzesza Niemiecka, po II wojnie światowej RFN i NRD, a teraz Niemcy lub Republika Federalna Niemiec
https://pl.wikipedia.org/wiki/Niemcy Ich cechą wspólną jest wrogość wobec Polski wyrażana we wszelki dostępny, nie zawsze cywilizowany sposób.
Niemcy wywołały I i II wojnę światową, ale nigdy nie poniosły kary adekwatnej do poczynionych szkód. Zawsze miały swojego „dobrego wujka” który nie pozwolił zrobić im zbytniej krzywdy.
Najbardziej poszkodowane w II wojnie światowej państwa, zwłaszcza Polska, musiały odbudowywać się ze zniszczeń wojennych o własnych siłach. Niemcy skorzystały z planu Marshalla
https://pl.wikipedia.org/wiki/Plan_Marshalla a o ich bezpieczeństwo przez lata dbały wojska okupacyjne USA, Wlk. Brytanii i Francji.
Po ponownym zjednoczeniu w 1990 roku Niemcy zaczęły odgrywać znaczącą rolę polityczną i gospodarczą nie tylko w Europie, ale i w świecie.
Do pełnego szczęścia i prestiżu na miarę ich aspiracji brakuje im stałego przedstawiciela w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Wiele wskazuje na to że to tylko kwestia czasu.
II wojna światowa nie zakończyła się traktatem pokojowym i reparacjami wojennymi.
Mimo upływu już blisko 80 lat od zakończenia wojny Niemcy traktują obecny stan jako tymczasowy, obojętnie jak to każdy rozumie. Szczególnie niebezpieczne jest to w odniesieniu do terytoriów utraconych, zwłaszcza części Śląska, Pomorza Zachodniego i Prus Wschodnich.
Reparacje wojenne wypłacili nielicznym, a globalnie uznają problem za zamknięty, bo według nich roszczenia uległy przedawnieniu.
Według wielu polityków niemieckich nasze „Ziemie Odzyskane” są tylko pod tymczasowym zarządem polskim i powinny wrócić w granice Niemiec. Kiedy i na jakich warunkach o tym głośno się nie mówi. Niemców również nie interesuje problem ziem utraconych przez Polskę na terenach wschodnich II Rzeczpospolitej.
Po 1990 roku Niemcy rozdają karty w Europie. Ułatwiają im to nie tylko USA które sprawę prymatu Niemiec w Europie traktują koniunkturalnie. Sytuację ułatwił Brexit.
Formalnie istnieją zasady według których można przystąpić do UE. Te zasady w szczegółach są przedmiotem negocjacji. Kolejne etapy rozwoju UE pokazują że takie negocjacje mogą przynieść oczekiwany skutek. Po bliższym przyjrzeniu okazuje się że negocjowanie tego samego warunku nie przynosi takiego samego efektu dla każdego państwa.
Jaskrawym przykładem jest Ukraina. Trwa tam wojna. Sytuacja wewnętrzna pozostawia wiele do życzenia, głównie za sprawą korupcji. Mimo tego Bruksela stwarza warunki do negocjacji o przystąpienie do UE.
Dla odmiany warto przypomnieć sprawę Turcji która ubiega się o członkostwo w UE już sporo lat. Bez rezultatu.
W takim kontekście słabo wypada Polska. Nasi negocjatorzy nie błysnęli na etapie uzgadniania warunków przystępowania do UE. Celem było przystąpienie do UE za wszelką cenę. Najważniejszy był prestiż wynikający z członkostwa.
Brak woli walki o interesy polskich rolników szczególnie widoczny był w skali dofinansowania i przyznanych Polsce uprawnień produkcyjnych.
Ugodowa postawa polityków polskich spowodowała że od co najmniej 8 lat Polska stała się przysłowiowym chłopcem do bicia.
Tą polityką KE sterują Niemcy.
Wiadomo, że jak się chce psa uderzyć kij zawsze się znajdzie. Tym kijem wobec Polski stała się praworządność.
Nie ma potrzeby rozwijania tego wątku. Wobec Polski metoda jest bardzo skuteczna.
KE konsekwentnie wymusza na Polsce wprowadzanie zmian w organizacji wymiaru sprawiedliwości wbrew zapisom traktatu unijnego jednoznacznie uznającego suwerenność państwa w tym obszarze.
Ugodowa polityka rządu polskiego nie daje pożądanego efektu.
O tym że jest to działanie tendencyjne KE świadczy informacja z Brukseli że środki z KPO zostaną wkrótce wypłacone Polsce bez żadnych dodatkowych uwarunkowań. W domyśle oznacza to, po objęciu urzędu premiera przez DT. Żeby nie było zbyt miło milczy się o tym że chodzi o wypłatę raty, bo wypłata całości to inna bajka. W kasie KE brakuje od dawna pieniędzy.
No dobrze, a co z Niemcami?
Niemcy trzymają się mocno. Jeszcze.
Mają jedną żelazną zasadę. Tam gdzie się da działają na szkodę Polski. Jawnie albo skrycie.
Do tego często działają ręka w rękę z Federacją Rosyjską, wcześniej z Rosją Radziecką i ZSRR.
Przez wiele lat po rozpadzie ZSRR o wielu postępkach polityków niemieckich, w sprawach dotyczących Polski, media i nie tylko, milczały albo informowały półgębkiem.
Chyba nic nie przebije obciążania Polski winą za wybuch II wojny światowej, a w czasie jej trwania za współudział w holocauście. Po wojnie przez lata ziomkostwa niemieckie domagały się powrotu Śląska i Pomorza w granice Niemiec, co zgrabnie formułowano jako powrót do granic z 1937 roku. Dla propagandy niemieckiej nie ma znaczenia że Polska nie miała swojego Quislinga
https://pl.wikipedia.org/wiki/Vidkun_Quisling ani wojsk walczących pod flagą III Rzeszy.
Antypolską postawę prezentowali kolejni kanclerze Niemiec, od Konrada Adenauera poczynając. Nawet Helmut Kohl się nie wyłamał
https://pl.wikipedia.org/wiki/Helmut_Kohl Zanim doszło do pojednania z Mazowieckim w Krzyżowej https://pl.wikipedia.org/wiki/Msza_Pojednania miał problemy z uznaniem granicy na Odrze i Nysie jako ostatecznej granicy między Polską a Niemcami.
Jego następczyni Angela Merkel też nie była uosobieniem gołąbka pokoju. Robiła swoje w bardziej subtelny sposób.
Po rozpadzie ZSRR, Układu Warszawskiego i RWPG Niemcy zmieniły wobec Polski taktykę ale cele pozostały bez zmian.
Tu znowu przypomnę awantury o granicę polsko-niemiecką na Zalewie Szczecińskim, ostatnio o tor wodny. Przedmiotem awantur jest regulacja Odry i inwestycje w Świnoujściu.
Nie mogę pominąć skutków istnienia, po stronie niemieckiej, kopalń węgla brunatnego w pobliżu Odry /granicy polsko-niemieckiej/. Tu do rozróby, za sprawą KWB Turów, udało się wmontować Czechy. Tendencyjnie działający sąd unijny TS UE okłada karami finansowymi Polskę, a szkody czynione przez kopalnie po stronie niemieckiej nie są godne nawet zainteresowania przez sądy niemieckie, czy ów TS UE.
Z racji różnicy w rozwoju gospodarczym Polski i Niemiec Niemcy przyzwyczaili się do traktowania Polski jako rynku taniej siły roboczej. To przez lata skutkowało emigracją zarobkową, nazywaną dawniej wyjazdem na Saksy, później na szparagi. Teraz osiągnęliśmy „wyższy” etap rozwoju polegający na tym że Niemcy budują w Polsce montownie w których składa się wyroby gotowe. Najlepiej idzie to w przemyśle motoryzacyjnym. Rozwiązanie wygodne bo wykwalifikowana siła robocza jest na miejscu, zobowiązania wobec pracowników reguluje prawo miejscowe, produkcję można w każdej chwili zwiększyć/zmniejszyć albo zawiesić /przykładem fabryki we Wrześni czy w Gliwicach/.
Niemcy zazdrośnie strzegą obecności wojsk okupacyjnych USA w bazach na terenie Niemiec.
To nie tylko gwarancja ich bezpieczeństwa ale źródło stałych i pokaźnych dochodów.
Ciekawie wygląda polsko-niemiecka współpraca wojskowa.
Niemcy mają nowoczesny przemysł zbrojeniowy nastawiony raczej na eksport.
Gorzej wygląda stan ich wojsk. Od lat dominuje tendencja do macoszego traktowania własnych sił zbrojnych /Niemcom nikt realnie nie zagraża/. Niemcom szkoda pieniędzy na utrzymanie swej armii. Jest to o tyle dziwne że aspirują do przywództwa zjednoczonych sił zbrojnych Europy.
W tematyce wojskowej jest więcej „ciekawostek”.
Na początku XXI wieku zdjęli ze stanu uzbrojenia znaczną część czołgów typu Leopard.
Co z nimi zrobić? Można było złomować, albo zostawić jako rezerwę na czas „W”.
Zwyciężyło gospodarskie podejście. Czołgi, za niewielką opłatą przekazano Polsce.
Za to teraz koncerny niemieckie liczą zyski ze sprzedaży części zamiennych, amunicji i praw do ich serwisu i modernizacji.
Przy okazji odmówili Polsce udostępnienia technologii produkcji prochów do amunicji do dział czołgowych.
Zbiegiem okoliczności, spowodowanych wojną na Ukrainie, Polsce udało się pozbyć w znacznym stopniu tego „prezentu”, Czołgi od miesięcy służą wojskom ukraińskim, a Polska może poprawić strukturę wyposażenia własnych wojsk /większa unifikacja uzbrojenia/.
Kunktatorskie podejście polityków niemieckich dotyczy nie tylko Polski. Ostatnio media informują o problemach na Litwie którą wojska niemieckie mają bronić przed zakusami Rosji
.
https://wpolityce.pl/swiat/670087-berlin-wysle-wojska-na-litwe-a-srodkow-na-bundeswehre-brak
Tematem samym w sobie jest pomoc wojskowa udzielana przez Niemcy Ukrainie.
Niemcy osiągnęli mistrzostwo świata w składaniu deklaracji pomocowych za którymi nic nie idzie.
W obietnicach plasują się za USA, a w realnej pomocy sprzętowej zdecydowanie wyprzedza ich Polska.
W ostatnich miesiącach Niemcom udało się jeszcze coś. Poróżnili Polskę z Ukrainą.
Stało się to krótko przed naszymi wyborami parlamentarnymi.
W mediach nie ma konkretów, są tylko domysły. Wedle nich Ukraina uznała że w zakresie uzyskiwanej z Polski pomocy więcej się nie wyciśnie, a po wizytach polityków niemieckich na Ukrainie wnioskuje się że Niemcy naobiecywali Ukrainie gruszek na wierzbie i Ukraina zmieniła front.
Z jednej strony nie powinno to zaskakiwać bo Ukrainie zawsze było bliżej do Niemców.
Polskę traktowała więcej jako wroga. Tu trzeba rozróżniać relacje na poziomie polityki i między Polakami i Ukraińcami. Nie zmieniła tego trwająca wojna.
Na Ukrainie ścierają się interesy wielkiego kapitału którym Polska nie dysponuje. Jednak z racji swego położenia geopolitycznego Polska musi uczestniczyć w tej grze. Niestety, znowu padamy ofiarą naiwności? naszych polityków. Zarówno prezydenta jak i rządu. Udzielamy pomocy do granic naszych możliwości nie otrzymując w zamian właściwie nic. Nawet gwarancji.
Tego nie zmieni nawet zmiana rządu w Polsce, co staje się coraz bardziej realne.
Przyszłościowe zamiary Niemiec stają się coraz bardziej perfidne. Dominacja Niemiec w Europie nie udała się po I ani po II wojnie światowej. Teraz Niemcy chcą osiągnąć swoje cele bez jednego wystrzału.
Część z nas nie może wyjść z podziwu że właściwie wszystkie państwa UE, poza Polską i Węgrami, nie protestują przeciwko tym zamiarom. Niemcom udało się realizować swój plan bez zbytniego rozgłosu medialnego. Kolejne spotkanie na najwyższym szczeblu planowane jest na 22 listopada. Kolejne etapy uzgodnień następują większością kwalifikowaną, a nie bezwzględną zgodnością wszystkich państw członkowskich. O szczegółach tych zmian pisałem wcześniej.
W tym co napisałem wyżej trzeba zauważyć istnienie w Polsce i skuteczność tzw. opcji niemieckiej. Zadziwia ich liczebność w polityce i mediach wszelakich.
Mankamentem rozważań o relacjach Polski z UE jest brak kompleksowego spojrzenia na skutki długoterminowe polityki Niemiec.
Co robią Niemcy? Dążą do likwidacji rolnictwa w Europie.
To nie przejaw bezmyślności ze strony Niemiec. Niemcy, pod szyldem UE, negocjują z państwami Ameryki Południowej https://pl.wikipedia.org/wiki/Mercosur umowę handlową. Oferują wyroby przemysłowe w zamian za produkcję rolną. Dlatego chcą doprowadzić do likwidacji, a przynajmniej minimalizacji rolnictwa w Europie.
Czy i w jakim stopniu im się to uda? Kto i jak im w tym pomoże?

11 listopada 2023

Nic dwa razy się nie zdarza.

Jeśli w historii to jako farsa. To co widzę wokół siebie to wieża Babel bis. Wszyscy mówią, ale nikt nikogo nie rozumie i nie słucha. Zagrożenia wokół nas są realne. Dlaczego więc społeczeństwo polskie je ignoruje? Jeśli niczym struś schowamy głowę w piasek problem zniknie? Na pewno nie, ale zmniejsza się czas na przeciwdziałanie zagrożeniu. 
Żyjemy między dwoma naszymi odwiecznymi wrogami. Nigdy nie zrezygnowali z bezpośredniej granicy. Jeśli do tego dochodzi to kosztem nas, Polski.

W tym dążeniu zdarzają się przerwy. Jednak są to przerwy taktyczne. Nasi wrogowie próbują osiągnąć swe cele metodami pokojowymi. Przez wiele lat powojennych staliśmy się przymusowym sojusznikiem Związku Radzieckiego, a po jego rozpadzie widzimy swą przyszłość w strukturze UE która w założeniu miała być wspólnotą równych. Miała być, ale Niemcy nie potrafią zrezygnować ze starych przyzwyczajeń.
Zniesienie stref okupacyjnych spowodowało że Niemcy znowu stały się najliczniejszym ludnościowo i najsilniejszym gospodarczo państwem w Europie. Ciągle im mało i krok po kroku dążą do zdominowania UE kosztem pozostałych państw członkowskich.
Metoda ewolucyjna jest zbyt powolna więc próbują proces przyspieszyć manipulując dokumentami traktatowymi.
Właśnie uruchomiono kolejną próbę która w efekcie ma doprowadzić do likwidacji suwerennych państw, pozbawienia ich prawa do samodzielnej polityki zagranicznej, własnego pieniądza na rzecz euro oraz własnej armii na rzecz wspólnych sił zbrojnych dowodzonych z Brukseli.
Absolutnym novum jest odejście od jednomyślności w podejmowaniu kluczowych zmian na rzecz głosowania większością kwalifikowaną, a także pozbawienie części państw prawa do posiadania własnego komisarza w gremiach decyzyjnych KE. Ma pozostać ich 15, przy czym nie wskazano państw które to prawo zachowają. Nie wiadomo kto wyznaczy tych 15?
Co dziwi to powszechna zgoda państw członkowskich UE na proponowane zmiany.
Wyjątkiem jest jeszcze Polska i w mniejszym stopniu inne państwa m. in. Węgry.
Nie są świadomi skutków proponowanych zmian? Nie rozumieją treści tego dokumentu? https://www.europarl.europa.eu/doceo/document/AFCO-PR-746741_PL.pdf
Ponad 100 stron to za dużo żeby przeczytać ze zrozumieniem?
Kolejne posiedzenie na szczeblu unijnym planowane jest jeszcze w listopadzie br.
Celem nadrzędnym jest przepchnięcie projektu przed kolejnymi wyborami do EP w czerwcu 2024 roku. Przewiduje się że te wybory mogą poważnie zmienić układ sił politycznych w KE /przesunięcie w prawo/ więc chodzi o politykę faktów dokonanych.
Tymczasem w Polsce, blisko miesiąc po wyborach parlamentarnych dalej jesteśmy w lesie.
Wiemy na pewno że inauguracyjne posiedzenie Sejmu ma się odbyć 13 listopada. Wyznaczeni są marszałkowie-seniorzy Sejmu i Senatu. PAD oświadczył że misję utworzenia rządu powierzy premierowi MM. W piątek opozycja podpisała umowę koalicyjną. Ma tym pewne informacje się kończą. Przyszłość jest niewiadomą.
Nie mam zamiaru uczestniczyć w dywagacjach o tej przyszłości. Dotychczas rządzący chcą kontynuować swoje dzieło.
Opozycja ma jeden czytelny cel, dorwać się do władzy. Co dalej?
Sie zobaczy. Czy celem samym w sobie będzie tylko destrukcja?
Dotychczasowa arytmetyka sejmowa wskazuje że opozycja może kontynuować dzieło ZP.
Wszelkie inne działania będą raczej skutecznie blokowane przez ZP. W końcu żeby postawić na swoim rządzący muszą mieć 2/3 Sejmu za sobą. Tego nie mają.
Cała ich nadzieja w przeprowadzkach.
Tylko że te mogą mieć miejsce w obydwu kierunkach. 

05 listopada 2023

Co dalej z PiS?

Punktem zwrotnym będzie decyzja o utworzeniu przez ZP rządu w obecnej kadencji Sejmu. Jeśli powstanie, będą dyskusje jak długo się utrzyma. Czy dotrwa do końca kadencji? Upadek rządu Jana Olszewskiego to inna bajka, ale pewne elementy powtarzają się. Tak było też w 2007 roku. Co bystrzejsi z rządu JK i później kancelarii prezydenta LK szukali sobie stanowisk, niekoniecznie tylko na przetrwanie. Teraz też można czytać że znani i mniej znani politycy z opcji rządzącej szukają sobie ciepłych posadek. 
W miarę upływu czasu maleje moja wiara w chęć walki tej formacji o utrzymanie władzy. Zmęczyli się, zabrakło motywacji, słaby wynik wyborczy /na własne życzenie/ spowodował chęć rozliczeń wewnętrznych. Za bardzo uwierzyli w skuteczność swej argumentacji. Teraz dojdzie walka o przywództwo bo lider ma wszystkiego po kokardę. W innym miejscu jeden z komentatorów powiedział że na odbudowę prestiżu partii potrzeba co najmniej 8 lat. Takie są realia.

Jaki z tego wniosek? Partię czeka zasadnicza przebudowa nie ograniczająca się do zmiany nazwy. Pytanie, jakie wnioski konstruktywne zostaną wyciągnięte z dotychczasowych dokonań?
Kto ma predyspozycje na charyzmatycznego wodza? Jest taki? Ja go nie widzę. Od czasów PC próbowano namaścić delfina ale nic z tego nie wyszło.
Obecna sytuacja była więc do przewidzenia.
Jak ma wyglądać to nowe, tego też nikt nie wie. Gdyby był w PiS polityk z charyzmą byłby murowanym kandydatem na nowego prezesa.
Tego co doradzają z zewnątrz w PiS nikt nie czyta, bo uważają że oni są naj pod każdym względem. Dzięki temu mamy to co mamy.
Wybory się wygrywa albo przegrywa. „Moralne zwycięstwo” to brednia. Jaki z tego pożytek?
Co trwałego na tym można zbudować?
To co napisałem wyżej ma jedną wadę. Zwróciła na to uwagę posłanka PiS. O szansach powstania rządu firmowanego przez PiS można będzie mówić gdy PiS otrzyma misję utworzenia rządu. Wówczas mogą mieć miejsce poważne rozmowy o utworzeniu rządu większościowego.
Zanim to nastąpi mogą jedynie mieć miejsce rozmowy kuluarowe.
W mediach wszelakich trwa tymczasem wojna podjazdowa.
Celuje w tym opozycja. Stwarzają medialne wrażenie że im nominacja się należy w pierwszej kolejności i już.
Tylko że według wyników uzyskanych przez komitety wyborcze do tej palmy pierwszeństwa brakuje 38 mandatów. Umowy koalicyjnej ciągle brak i nie wiadomo kto w niej ostatecznie się znajdzie. Nie wiadomo też co ta umowa będzie zawierała w szczegółach. Od tego będzie zależało funkcjonowanie nowego rządu. Tymczasem plotka niesie że umowa koalicyjna ma być raczej ogólnikowa, czyli bezpieczna politycznie dla koalicjantów.
Ciekawie wyglądają pogłoski o możliwym przejściu nowych posłów z listy ZP do ugrupowania DT.
Takich ciekawostek jest więcej. Chociażby o tarciach wewnętrznych. Autorzy tych „newsów” doskonale wiedzą że nie ma możliwości ich weryfikacji bo kto miałby w tym interes?
Moim zdaniem dominuje tu myślenie życzeniowe.
Trzeba się uzbroić w cierpliwość i poczekać przynajmniej do 13 listopada, do posiedzenia inauguracyjnego Sejmu. Wówczas przynajmniej część kart zostanie odkryta.
W tym miejscu musi być pytanie na czyją korzyść gra termin inauguracyjnego posiedzenia Sejmu wyznaczony na 13 listopada? Nie pamiętamy o wnioskach z przeszłości, z 2015 roku?
Na tym tle ciekawie wygląda rozważanie o naszej suwerenności. Podnoszony jest zarzut że na wynik wyborczy wpłynęły pieniądze przekazywane różnymi kanałami z Zachodu, zwłaszcza z Niemiec. Czy to jest tylko pomówienie? Tego nie wiem. Nie wiem nawet czy jest to wśród zgłoszonych protestów wyborczych których jest jednak sporo.
Opozycja bez mała do perfekcji opanowała robienie ludziom wody z mózgu.
Motywem przewodnim walki opozycji o zwycięstwo wyborcze stała się zemsta. Za co?
Z wyjaśnieniem jest gorzej. W pojedynczych przypadkach w grę mogą wchodzić animozje osobiste. Ale żeby to dotyczyło ponad 11 milionów wyborców? Co na to psychiatrzy?
Idźmy dalej. Załóżmy że się zemszczą, tylko na czym ta zemsta ma polegać? Będzie nowa Bereza Kartuska? Sądy kapturowe? Jaka wówczas będzie reakcja KE i TS UE?
Może być i tak że skończy się na pogrożeniu palcem /może nawet brudnym/.
Jak długo będzie trwało polowanie na czarownice? Co potem?
Prawda jest według mnie trywialnie prosta. Pamiętacie TQM?
Przez minione osiem lat opozycja śliniła się i oblizywała, patrząc na dobra które przechodziły im koło nosa. Teraz marzy im się odwet.
Nie posądzam opozycji o rozum ameby, ale dziwi mnie mimo wszystko łatwość z jaką w tym zbiorowisku porusza się PSL. Oni uważają że reprezentują interesy wsi. Tylko której? Tej która przeniosła się z miasta i ta prawdziwa wieś jej śmierdzi? Czy tej wsi z dziada pradziada dla której posiadanie ziemi jest warunkiem być albo nie być?
Ciekawe jak na swym kunktatorstwie wyjdzie Konfa? Teraz chcą stać z boku licząc że poprawią swój wynik w następnych wyborach. Tylko czy zastanawiają się w jakich warunkach politycznych będą te przyszłe wybory? W przyszłym roku, czy po upływie pełnej kadencji?
Pozostałe formacje to jedna wielka pomyłka.
PO buduje swoją przyszłość na spełnianiu życzeń Niemiec i Brukseli. Lewica chce realizować utopię ideologiczną.
Całość tworzy taką rozbieżność interesów że trudno uwierzyć w dojście do konsensusu warunkującego podpisanie umowy koalicyjnej.
Kto z tej koalicji jest w stanie zrezygnować ze swoich priorytetów związanych z obietnicami wyborczymi i własnym programem wyborczym? Jest też taka możliwość że priorytetem jest umowa koalicyjna, a potem … się zobaczy :)))
Umowa ma to do siebie że później trzeba ją realizować. Jak by to miało wyglądać w praktyce?
Jeszcze nic nie zostało postanowione, a opozycja już wie że „piniendzy ni ma”. To ich z góry rozgrzesza z realizacji przedwyborczych obietnic. PO ma prostszą drogę bo niczego nie obiecała i dotrzymanie słowa przyjdzie im łatwo.
Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Za miedzą drugi rok trwa wojna. W Izraelu wybuchła kolejna wojna która nie wiadomo czym i kiedy się skończy. Wiele wskazuje na to że do Europy ruszy nowa fala uchodźców. Tym razem Palestyńczyków.
W samej Europie narasta chaos decyzyjny. Wzrastają ciągoty do modernizacji struktur UE.
Rośnie deficyt finansów unijnych bo w planowaniu wydatków wieloletnich nie tworzy się rezerwy budżetowej i nie ma z czego finansować pomocy Ukrainie. Nie wiadomo co zrobić z nadmiarem imigrantów socjalnych z Afryki i Azji? Ma to rozwiązać pakt migracyjny.
Powraca idea powołania wspólnych dla Europy sił zbrojnych.
W Polsce może dojść do zmiany opcji rządzącej.
I tu mamy ból głowy. Kandydaci do przejęcia władzy w najlepsze zajmują się sobą, obsadzaniem stanowisk i odgrywaniem się na dotychczas rządzących.
Przyszłość Polski opierają na zacieśnieniu współpracy z KE, ale na zasadach narzuconych przez KE, a tak naprawdę przez Niemcy. Co do tego nikt samodzielnie myślący nie ma złudzeń.
Jak na tym wyjdziemy jako Polska i jako Polacy? To akurat łatwo przewidzieć.
Po pierwsze będą to decyzje nieodwracalne. Po drugie jest mało prawdopodobne żeby ten kurs uległ zahamowaniu czy zawróceniu po wyborach do PE w czerwcu 2024.
Trzeba jednak postawić pytanie czyje interesy reprezentuje koalicja która zamierza utworzyć rząd po tegorocznych wyborach?
Według mnie jest to tylko część pytania, bo podobne dotyczy pozostałych państw wchodzących obecnie w skład UE.
Wydaje mi się mało prawdopodobne żeby wszystkie państwa, bez wyjątku, zgodziły się dobrowolnie na zrzeczenie się swej suwerenności, własnej waluty narodowej, własnej polityki zagranicznej i własnej armii?
W obecnej formie UE nie sprawdza się.
W strukturach biurokracji jest przewaga przedstawicieli tzw. starej Unii. Podział środków unijnych preferuje również państwa tzw. starej Unii. W zarządzaniu obowiązuje prawo kaduka którego jaskrawym przykładem jest uzależnienie wypłaty środków unijnych od tzw. praworządności która w rękach biurokracji unijnej jest pojęciem bardzo rozciągliwym i nigdzie nie zdefiniowanym, natomiast pozwala uznaniowo blokować udostępnianie przyznanych środków państwom mających na pieńku z KE.
O wspólnych siłach zbrojnych UE mówi się od baaardzo dawna. Jeśli dobrze liczę, w przyszłym roku możemy obchodzić 70-lecie pomysłu z którego jak dotychczas nic nie wyszło.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Unia_Zachodnioeuropejska

Prawda jest taka, że według pomysłodawców wspólna armia Europie jest niepotrzebna, chyba że do defilad, bo przecież żyjemy wśród wyłącznie przyjaciół. Wojna na Ukrainie pokazuje co innego. Skoro zaś o możliwych zagrożeniach to, moim zdaniem, inaczej widzą to tzw. państwa frontowe, czyli wschód Europy, a inaczej chociażby państwa basenu Morza Śródziemnego.
Utworzenie wspólnych sił zbrojnych UE ma na celu wypchnięcie z Europy USA.
Wobec tego co dalej z NATO?

29 października 2023

Kto kogo tumani?

W gdybologii trzeba przyjąć jakieś założenie wyjściowe. W przeciwnym razie kręcimy się wokół własnego ogona.

Z tym jest zasadniczy problem. Lawirować czy mówić otwartym tekstem?
Dużo się mówi, więc spróbuję to skomasować.
Jest nas około 38 mln mieszkających między Odrą a Bugiem.
Do tego trzeba doliczyć posiadaczy polskich paszportów mieszkających poza granicami Polski. Z tego podobno tylko około 10% interesuje się polityką /powiedzmy 4 mln, może coś więcej/. Rozumiem to jako zainteresowanie tym co i dlaczego wokół nas dzieje się tak a nie inaczej?
Prawo wyborcze w tych wyborach miało ponad 29 mln Polaków. Głosowało około 22 mln, z tego 35,4% na ZP i około 53% na KO, Trzecia Droga i Nowa Lewica oraz 7,15% na Konfederację.
W grupie głosujących było około 15% niezdecydowanych i głosujących, z różnych przyczyn, pierwszy raz w życiu. To oni „wypaczyli” wyniki końcowe wyborów. Na kogo oddali swój głos?
Ilu z nich głosowało po 21.00? Do wyjaśnienia jest też ile razy głosowano w różnych komisjach na te same zaświadczenia?
Czy to będzie badane?
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem żeby odpowiedzieć jednoznacznie. Te co najmniej 2,5-3 mln głosów zasiliło konto opozycji, głównie KO. Proste?
To dane orientacyjne.
Z powyższego, przynajmniej dla mnie, wynika że około 18 mln głosowało kierując się czym?
Emocjami, przyzwyczajeniem, owczym pędem, sympatią do kandydata itp. itd.
Trzymając się tego kierunku można spokojnie przyjąć że ta masa nie będzie negatywnie reagować na zachodzące zmiany póki nie odczują znaczącej różnicy między tym co było a co się dzieje.
Tylko wówczas będzie po ptokach, czyli „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”.
Najgorsze jest to, o czym dzisiaj próbują mówić niektórzy fachowcy, że tego trendu nie da się zahamować, a tym bardziej zablokować.
Zakładam że dotyczy to również obecnej ekipy która już wiele razy stawiała nas wobec faktów dokonanych mówiąc „staraliśmy się, ale nie wyszło”, czyli siła złego na jednego.
Wszystko sprowadza się więc do szybkości wprowadzanych zmian. Można być pewnym że nie nastąpi to z dnia na dzień.
Ciekawsze są jednak szczegóły proponowanych zmian.
Powstanie Eurokołchozu to wynik końcowy. Konkretnych zmian traktatowych ma być chyba 65 /to jest płynne/. Szczegóły w notkach poniżej.
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Zmiana-unijnych-traktatow-coraz-blizej-Komisja-przyjela-raport-8635290.html
https://oko.press/szczyt-ue-morawiecki-bruksela
https://demagog.org.pl/analizy_i_raporty/ue-zmieni-traktaty-i-pozbawi-polske-weta-wyjasniamy/
Z tych materiałów jednoznacznie wynika kłamstwo opozycji dotyczące planowanych zmian traktatowych. Prace trwają i trwa wyścig z czasem. Obecny skład KE przy wsparciu PE chce zaawansować te prace żeby uniemożliwić odwrót.
Proste pytanie brzmi: ile jeszcze jesteśmy w stanie wytrzymać, czy raczej znieść?
Optymiści stawiają sprawę inaczej. Skala proponowanych zmian jest taka, że większe szanse są na to że UE się rozpadnie. Od środka. Za duża rozbieżność interesów.
Nie wszyscy zgodzą się na ograniczenie suwerennych praw państw dotyczących weta w kluczowych sprawach dotyczących polityki zagranicznej, migracyjnej czy wymiaru sprawiedliwości. Kuriozalnym jest pomysł ograniczenia liczby komisarzy do 15, co oznacza że tylko 15 państw będzie miało swego reprezentanta, a pozostałe /obecnie 12 państw/ będzie tylko przyjmowało
polecenia do wykonania. Jak to będzie się miało do zasady Omnes homines aequales sunt? 
Jednym z tych pomysłów jest utworzenie wspólnych, unijnych sił zbrojnych.
Przypominam, że ten pomysł ma za sobą lata i jakoś nie może przejść w fazę realizacji.
Teraz będzie inaczej?
Biorąc pod uwagę obecny stan sił zbrojnych w poszczególnych państwach UE trzeba postawić pytanie o skuteczność obrony przed zagrożeniami płynącymi ze wschodu Europy. Europejskie siły zbrojne w założeniu eliminują udział wojsk USA.
Inny pomysł dotyczy wprowadzenia euro dla wszystkich państw członkowskich.
Dotychczas obowiązują pewne kryteria wstępne. Wprowadzenie euro na siłę to prosta droga do bankructwa UE. O to chodzi?
Bardziej martwi mnie że wprowadzenie euro dla Polski będzie oznaczało likwidację NBP, a także przekazanie aktywów w postaci kilkuset ton złota zgromadzonego przez prezesa Glapińskiego,
do skarbca EBC.
Dzisiaj finansowo Polska radzi sobie całkiem nieźle. Tymczasem KE robi bokami. W ostatnich dniach z Brukseli płyną informacje że brakuje pieniędzy na finansowanie zobowiązań wynikających z planów wieloletnich. W podtekście widać jakie jest podłoże blokowania Polsce należnych pieniędzy z KPO.
Powtórzę się ale Polska powinna dawno wycofać się z FO. Nie stać nas na dofinansowywanie bogatszych od nas. Podobnie nie stać Polski na tolerowanie bezsensownego marnotrawienia wspólnych pieniędzy.
Do tego wkrótce mamy zostać tzw. płatnikiem netto składki unijnej.

20 października 2023

Jeszcze nie pora na wnioski.

Wybory i połączenie z nimi referendum wywoływały dyskusję na temat jego celowości. Dlaczego te głosowania połączono? 
Odpowiedź jest z pozoru prosta. Tak jest taniej, a prawo nie zabrania. 
Ważniejsza jest, według mnie, celowość stawiania takich pytań. 
Tu jest pole do popisu dla wszelkiej maści demagogów. Skoro postawione pytania są bez znaczenia, bo odpowiedzi na NIE są według opozycji oczywiste, to dlaczego tyle wysiłku skierowano na zniechęcenie do wzięcia w nim udziału? 
Uważam że chodzi tu o coś ważniejszego. 
Referenda w Polsce nie mają dotychczas najlepszych notowań. Wobec tego trzeba zdecydować się na jakąś odmianę. Albo zrezygnować z tej możliwości /referendum/, albo pracować nad zwiększeniem rangi. Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie jak to zrobić? Czy da się coś zrobić w ramach obowiązującego prawa, czy raczej zmienić prawo? 
Moim zdaniem warto zapoznać się z praktyką np. w Szwajcarii, gdzie referendum jest realizowane czasem częściej niż raz w roku. Ważne jest też obniżenie progu ważności wyniku referendum. 
Nie musi to być udział co najmniej 50% uprawnionych do wzięcia udziału w referendum. Referendum jest dobrowolne, więc wynik powinien odnosić się do liczby uczestników, a nie uprawnionych do głosowania. Ważniejsze jest żeby pytanie referendalne zyskało ponad 50% akceptacji lub negacji uczestników głosowania, w myśl zasady „nieobecni nie mają racji”. 
Inny problem który wymaga prawnego rozstrzygnięcia dotyczy pytania co zrobić z wynikiem pytania referendalnego. Kogo i do czego zobowiązuje? 
Dzisiaj sprowadza się to do deklaracji że rząd postąpi tak albo inaczej, według własnego uznania. Cztery pytania referendalne miały być dla rządu argumentem na określone postępowanie wobec polityki KE. Warto zauważyć że mimo silnej kampanii negatywnej zabrakło niecałe 10% aby uzyskać oczekiwany wynik, czyli uczestnictwo 50% głosujących. Co do oceny merytorycznej pytań to odpowiedzi negatywne były powyżej 96% . Kto więc wykazał się dojrzałością polityczną? Nie znam jeszcze szczegółowych danych, ale przypuszczam że na wynik końcowy „zapracowali” niezdecydowani, którzy dotychczas, z różnych przyczyn, w wyborach nie brali udziału. Coś chcieli zademonstrować, ale nie mam pewności czy ten wynik ich satysfakcjonuje. Kto postąpił słusznie, ci co wzięli udział w referendum, czy ci którzy brzydzili się wziąć kartę referendalną do ręki? 
Nie mogę sobie odmówić przypomnienia kawału z brodą: 
Tata parkuje samochód, a naprowadza go synek który daje polecenia: „ciofaj, ciofaj” Słychać bum, a synek mówi: „teraz wyjdź i ziobać co zlobiłeś”. 
W omawianej sytuacji, jeśli dojdzie do zmiany opcji rządzącej, mamy zagwarantowane że zdanie suwerena nie będzie brane pod uwagę. To trzeba było przewidzieć. Zadeklarował to przed referendum DT „Uroczyście unieważniając referendum”. 
O jego skłonnościach do pajacowania nie muszę przypominać. Podziwiam za to stopień wyprania mózgów jego zwolenników. 
Z Warszawą mam więcej wspólnego niż on.
DT większość życia związał z Trójmiastem, a mimo tego desantował się do stolicy i wygrał w cuglach. Niczego nie obiecał i słowa dotrzyma. 
On tylko potulnie wykona polecenia płynące z Berlina i Brukseli. Jak przystało na Polaka z krwi i kości. Wyborcy którzy poparli jego widzenie otaczającego świata będą przeżywali kolejne rozczarowania. Warunkiem jest przejęcie władzy. 
Nie jestem prorokiem i nie mam jakichś tajnych informacji, ale z każdą godziną widzę jak maleją szanse na to upragnione dorwanie się do fruktów. Nie ma ich tyle żeby starczyło dla każdego chętnego. Dzisiaj opozycja zachowuje się tak jakby świat tylko do nich należał. Zdają się zapominać że w podziale łupów obowiązują zasady których złamać się nie da. 
W tym miejscu przypomnę że wszystko zależy od tego kto będzie miał palmę pierwszeństwa w tym wyścigu. Jeśli będzie to skuteczny negocjator może się okazać że reszta będzie oglądać jego plecy. Tylko czy opozycja będzie zdolna po raz kolejny przełknąć gorzką pigułkę? 
Tej odpowiedzi nie znam. Nie tylko ja. 
W ferworze trwającej dyskusji zwrócę uwagę na rolę jaką odgrywają w niej polskojęzyczne media. Szczególnej uwadze „polecam” stronę msn.com. To manipulanci pierwszej wody. Tylko ślepy i głuchy może twierdzić że w sposób obiektywny przedstawiają rzeczywistość powyborczą w Polsce. One tą rzeczywistość kreują i wielu odbiorców ten obraz kupuje. Nie mogę porównać z TVN bo nie oglądam. 
Niestety nie zdają sobie sprawy ze skutków dla Polski i dla siebie. Bo to co obserwujemy nie dzieje się w interesie Polski. Tu nic nie ulega zmianie od lat.

O mały włos zapomniałbym o pewnym szczególe. Jest ich na pewno więcej, ale teraz wyciągam ten jeden. Chodzi o RKW /Ruch Kontroli Wyborów/. Miał zapobiec przewałom przy urnach wyborczych. Dziwnym trafem, ani podczas wyborów, ani po wyborach, nikt nie wspomina o ich istnieniu. Powstaje więc pytanie, czy RKW działał, czy stwierdził nieprawidłowości, czy zgłosił je do PKW? Jest też inne pytanie jak przedstawiciele RKW reagowali na postępowanie członków komisji zadających pytania o potrzebę wydania kompletu kart /wybory+referendum/? Na miejscu nie mogli nic zrobić bo nie mieli prawa. Na takie pytania uzyskamy odpowiedź dopiero po zakończeniu prac w Sądzie Najwyższym, czyli w styczniu 2024. Są już pierwsze sygnały że SN na brak zajęcia nie będzie narzekał. Chyba że hurtem orzeknie że nie miało to znaczącego wpływu na końcowy wynik wyborów/referendum.

Koalicja 13 grudnia na rozdrożu.

  Warto spojrzeć na bezwład organizacyjny III RP pod rządami koalicji 13 grudnia. To w kontekście sytuacji na granicy polsko-niemieckiej i d...