Szukaj na tym blogu

27 sierpnia 2020

Wolne media? Od czego?


Najlepiej wychodzi robienie szumu medialnego. Obojętnie z prawej, czy lewej strony sceny politycznej.
Nie wszyscy to widzą, czy chcą widzieć.
Z samego gadania nic konstruktywnego nie wynika.
Narzekamy, że właścicielami mediów wszelakich jest kapitał obcy nam.
Z kolei te media działają na naszą szkodę i robią to bezkarnie.
My z kolei nie potrafimy, czy nie chcemy się bronić. W każdym razie robimy to nieudolnie, albo nieskutecznie. 
Te uwagi odnoszą się nie tylko do mediów papierowych, czy elektronicznych.
Dotyczą również tzw. mediów społecznościowych.
 

Jako kraj biedny, czy będący na dorobku nie mamy swojego googla, fb, czy tt. Musimy korzystać z tego co oferuje wielki świat. Zapominamy, że ta oferta nawet jeśli jest bezpłatna, to taka faktycznie nie jest.
Łatwo się o tym przekonać. Postęp techniczny spowodował, że o tym co może być opublikowane decyduje bezmyślna, odpowiednio zaprogramowana maszyna, a nie człowiek. To, że człowiek programuje tą maszynę, to zupełnie inna sprawa.
Po co o tym piszę?
Co jakiś czas czytam, że komuś zablokowali konto na blogu, na fb, czy tt.
Powód? Często trywialny. Najczęściej to słowo którego nie lubi cenzor-automat. Nikt mu nie powie że jest głupi. Tak został zaprogramowany i już.
Odwołać się od tej decyzji raczej nie można. Za długa i żmudna droga, a nade wszystko, drugiej stronie brak dobrej woli. To wynika z prowadzonej przez nich polityki.
Przez te same media bez żadnych oporów przechodzą informacje szkodliwe dla nas, dla naszych rodzin, dla całej społeczności.
Co najbardziej w tym oburzające, nikt nie występuje w naszej obronie!
Kto powinien? Według mnie, w pierwszej kolejności państwo polskie.
 

Ta nierówność stron sporu jest elementem wojny kulturowej i cywilizacyjnej.
W przestrzeni publicznej na wszelkie sposoby odmieniane jest słowo demokracja, okraszone jeszcze kilkoma słowami-wytrychami w rodzaju pluralizm itp. Niestety, ale ten bełkot działa tylko jednokierunkowo. Bezkarność dotyczy apologetów lewicy, ideologii lewackich i lżenia religii chrześcijańskiej oraz patriotyzmu. Głosiciele i wyznawcy mają ponadto zapewnioną bezpłatną pomoc prawną w sytuacjach konfliktowych.
Dlaczego o tym wszystkim teraz piszę?
Pewne zachowania z tego obszaru zdążyły spowszednieć. Jednak czasem pojawia się coś nowego.
Kilka dni temu pojawiła się informacja, że grupa młodych zapaleńców nakręciła własnym sumptem krótki filmik nawiązujący do Powstania Warszawskiego 1944. Następnie autorka zamieściła ten filmik na yt,
a potem na swoim koncie na fb. https://www.facebook.com/6c8d841b-00e6-4c4b-84ca-593027814a4c
Co się wówczas stało? Filmik został usunięty lub zablokowany. Dlaczego?
Z powodu "niebezpiecznych i agresywnych" treści.
Co jeszcze głupszego YouTube mógł wymyślić na uzasadnienie swej decyzji? Tłumaczenie jest absurdalne. Film w reżyserii Miry Lykosi Raghavachary trwa kilka minut, przenosi nas w czasy Powstania Warszawskiego i pokazuje krótką, tragiczną historię młodych ludzi biorących udział w walkach.
Obraz robi wrażenie, ale nie możne zobaczyć go w popularnym serwisie.
Podobny los spotkał film po zamieszczeniu go na fb.
Sprawą na krótko zajęli się publicyści  m.in. Rafał Ziemkiewicz i na tym koniec. Blokady nie zdjęto.
 

W związku z tą sprawą mam do powiedzenia tylko tyle, że jeśli oczekujemy od młodzieży postaw patriotycznych, to jako dorośli powinniśmy ich wspierać i udzielać wszelkiej możliwej pomocy.
Niestety, nie usłyszałem takiego głosu poparcia ze strony wicepremiera Glińskiego, ani ze strony PFN.
O premierze, ani prezydencie nie wspomnę.
Chociaż premier mógłby interweniować, nawet prywatnie, bo podobno szefowa YT jest jego kuzynką.
Cóż, pomarzyć dobra rzecz.
Tymczasem w przestrzeni medialnej króluje nowomowa na lewicy i żałosne popiskiwanie ze strony tzw. dobrej zmiany.
Podobno na naukę nigdy nie jest za późno. Tylko najczęściej przekonujemy się o tym post factum.

1 komentarz:

  1. Pojawia się „nowa świecka tradycja”.
    Tym razem dotyczy mianowania nowych ambasadorów.
    Dotychczas działało to bez mała jak automat. Państwo wyznaczało swego ambasadora, który po dopełnieniu formalności związanych z akredytacją, przystępował do pełnienia obowiązków.
    Ostatnio ten mechanizm zaczyna szwankować.
    Od czerwca 2020 Niemcy ubiegają się o akredytację swego nowego ambasadora w Warszawie.
    Nie wzięli pod uwagę wrażliwości Polaków i starają się za wszelką cenę wcisnąć nam syna hitlerowskiego oficera, odznaczonego Krzyżem Żelaznym za udział w kampanii wrześniowej 1939 roku w Polsce.
    Targi trwają od początku czerwca, a 30 czerwca zakończył swą misję w Polsce poprzedni ambasador Niemiec.
    Po stronie niemieckiej widać butę która nie pozwala wycofać się z niefortunnej decyzji.
    Chyba, że jest to jawna prowokacja z ich strony.
    Z mojego punktu widzenia przechodzimy test na suwerenność Polski. Możemy mieć własne zdanie i trwać przy nim, czy musimy ustąpić? W imię czego?
    Nieco inna sytuacja miała miejsce w dyplomacji watykańskiej kilka lat temu /2015/. Macron wysłał na ambasadora do Watykanu geja. Sprawą zainteresował się osobiście papież Franciszek który odmówił akredytacji Francuzowi. Wakat na stanowisku ambasadora Francji trwał półtora roku.
    Oczywiście z tego powodu nie doszło do zerwania stosunków dyplomatycznych Francji ze Stolicą Apostolską. Tyle, że Watykan to nie Polska. Niemcy uważają, że im zawsze więcej wolno.

    OdpowiedzUsuń

W oczekiwaniu na co?

  Do planowanego zaprzysiężenia prezydenta-elekta czas upłynie na próbach podważenia wyniku wyborczego i oczywiście rycia pod Karolem Nawroc...