Wobec trwających protestów ulicznych ciekawie prezentują się rozważania na
temat „i co dalej?”
Pod uwagę brane są różne wersje, zależne od sytuacji zewnętrznej. Dominuje gra
na zwłokę.
Punktem odniesienia jest wynik wyborów prezydenckich w USA który powinien
rozstrzygnąć się najpóźniej do 12 listopada. Sprawa jest w miarę prosta, bo
możliwe są tylko dwie opcje, albo Trump, albo Biden.
Z punktu widzenia interesów Polski lepsza jest reelekcja. Na ile jednak realna?
Tego nie wiadomo i nie bardzo pewni wyniku są sami Amerykanie.
Trzeba brać pod uwagę zbyt wiele czynników, a dominującym jest sytuacja
gospodarcza spowodowana pandemią koronawirusa. W USA ilość zakażonych zbliża
się do 9,5 mln i około 240 tys. zgonów spowodowanych przez Covid-19. Dla porównania,
w całej Europie odnotowano do dzisiaj około 10 mln zakażonych.
Na to nakłada się regres gospodarczy, chociaż Trump twierdzi, że widoczne jest
znaczne odbicie.
Ważne będą skutki długofalowe, bo pandemia szybko nie skończy się i świadomość
tego jest coraz większa.
W niepewnej sytuacji trwają podchody, ze strony Niemiec pod adresem USA, w celu
wymuszenia dla Niemiec większej swobody działania w obszarze Europy
Środkowo-Wschodniej. To może być możliwe raczej w razie wygranej Bidena. Biden
ma dla swoich wyborców ofertę która niekoniecznie im odpowiada. Przykładowo
dotyczy to likwidacji subwencji rządowych dla przemysłu wydobywczego kopalin
węglowodorowych. Mówiąc prościej, ropy i gazu. Nie przeszkadza mu że eksport
daje znaczące dla budżetu dochody, nie mówiąc o zatrudnieniu.
Wszystko to powoduje, że wynik wyborów rozstrzygnie się dopiero przy urnach,
chociaż od kilkunastu dni trwa głosowanie korespondencyjne. Zainteresowanie wyrażające
się uczestnictwem w głosowaniu jest najwyższe w historii USA. Taka jest opinia
mediów.
Od tygodnia, dla odmiany, obserwujemy narastanie protestów ulicznych w kraju.
Zjawisko dla wielu niezrozumiałe, bo cała Polska znalazła się w tzw. czerwonej
strefie i z tego tytułu obowiązuje zakaz zgromadzeń w grupie powyżej 5 osób.
Zakazu tego nikt nie uchylił, a jednocześnie policja i inne służby porządkowe
go nie egzekwują. W różnych miastach Polski protestują grupy liczące nawet
kilkadziesiąt tysięcy osób.
Nastąpiło tu totalne pomieszanie z poplątaniem. Policja ochrania te
demonstracje. Przed kim?
Wśród demonstrujących prym wiodą bojówki lewicowe, które są szczególnie agresywne
wobec miejsc kultu religii katolickiej w różnych miejscach Polski.
Media
enigmatycznie donoszą, że przekraczane są /oczywiście przez bojówki
demonstrujących „wściekłych macic”/ kolejne granice, respektowane przez
komunistów, a wcześniej najeźdźców rodem z III Rzeszy Niemieckiej.
Pretekstem do demonstracji stało się orzeczenie TK w sprawie legalności
przerywania ciąży.
W kolejnych dniach demonstracji lista powodów staje się
coraz dłuższa i wyraźnie widać, że chodzi
o destabilizację państwa, a ostatecznie
o odzyskanie władzy utraconej w przegranych demokratycznych wyborach 2019.
Szanse wydają się być znikome, ale nie wykluczam, że aktyw protestów wejdzie
szturmem do wielkiej polityki. Niektórzy próbują zrobić to po raz kolejny.
Wśród nowicjuszy widać też zgrane karty do których zaliczam działaczy KOD-u.
Jest jednak coś na co powinniśmy zwrócić szczególną uwagę. Dotyczy to
bezkarności protestujących na ulicach wielu miast polskich. Zmuszono tym
sposobem do tworzenia grup samoobrony wokół miejsc kultu religijnego. Policja
zaś ochrania nielegalne demonstracje i jeśli już to spisuje i zatrzymuje tych
którzy się bronią przed agresją bojówek lewackich.
Tak się składa, że od kilku lat wielkim wydarzeniem w dniu 11 listopada jest Marsz
Niepodległości, organizowany nie tylko w Warszawie.
Mimo obowiązujących ograniczeń Polacy oczekują, że Marsz powinien odbyć się
również w tym roku. Skoro lewica może demonstrować przez kilka dni i być
ochraniana przez policję.
Tymczasem pojawiła się informacja, że prezydent Warszawy rozważa wydanie zakazu
Marszu.
Gdyby tak się stało odczytam to jako oczywistą prowokację.
Ludzie z całej Polski na Marsz i tak przyjadą, a policja nie będzie w stanie
ich powstrzymać.
Trzeba jednak obawiać się prowokacji. Nie zapominam, że prowokatorami byli
ludzie z policji.
Tu nic się nie zmieniło od lat. Czy policja potrafi zneutralizować bojówki
Antify które pojawiły się znowu na naszych ulicach?
Do pełnego obrazu sytuacji trzeba dodać, że jednym z celów demonstracji
organizowanych teraz przez tzw. Strajk kobiet, jest doprowadzenie do sytuacji
ulicznej w której poleje się krew.
To jest wręcz ich marzenie polityczne.
Stoimy przed trudnym zadaniem. Zrealizować swoje zamiary i nie dać się
sprowokować.
Covid-19 dalej zbiera swoje żniwo, ale ciągle nie ma jednoznacznych przesłanek
przyczynowo-skutkowych.
Jak tu żyć! Pogoda pod psem. Wściekli nie mają gdzie ukoić zszarganych nerw.
OdpowiedzUsuńTaki jeden ze śmiszkiem chciał na Hawaje, to go wylali z roboty. A taka fajna była.
Zapomniał, że ktoś musi biurka pilnować, bo szef też się do roboty nie pali.
Słowem nuda panie, nuda. A sezon ogórkowy dopiero za prawie rok.
Ponieważ nasze media uważają, że nie ma dla nas znaczenia kto wygra wybory w USA trzeba bez ekscytacji poczekać na ogłoszenie wyniku końcowego. Czyli co najmniej do 12 bm. Mamy spokój.
OdpowiedzUsuńCzy tubylcom uda się wygenerować awanturę wokół wyniku wyborów prezydenckich w USA? Sprawy zaczynają przybierać ciekawy obrót. Trump otwarcie mówi o fałszowaniu wyników przy wykorzystaniu obowiązujących procedur wyborczych.
OdpowiedzUsuńW USA realizowana jest procedura głosowania bezpośredniego w dniu wyborów oraz wcześniej uruchomiona procedura głosowania korespondencyjnego. Głosowanie bezpośrednie kończy się o wyznaczonej godzinie, natomiast w korespondencyjnym liczy się data stempla pocztowego.
Tu upatruje się siedlisko kantów.
To też jest powodem deklaracji Trumpa, że zwróci się do Sądu Najwyższego o przerwanie liczenia głosów z głosowania korespondencyjnego.
Należy oczekiwać protestów wyborczych a ich rozstrzyganie przez Sąd Najwyższy może potrwać nawet do końca roku.
Taki precedens był już w przeszłości.